ŻYWOT i Bolesna Męka JEZUSA CHRYSTUS  i Najświętszej Matki Jego Maryji 
wraz z Tajemnicami Starego Przymierza
według widzeń świątobliwej Katarzyny Emmerich
z zapisków Klemensa Brentano
przełożył na język polski ks. Władysław Rakowski
1927 rok.

 

Św. Maria Magdalena na podstawie wizji

ANNY KATARZYNY EMMERICH

Grota Św. Marii Magdaleny

W Betanii nauczał Jezus w domu Łazarza, który wyglądał znacznie starszym od Niego; zdaje mi się, że był osiem lat starszy. Posiadłość Łazarza była wielka, miał bardzo wiele ludzi, pól i ogrodów. Marta miała własny dom, a siostra jej, imieniem Maria, która żyła wyłącznie dla siebie, mieszkała również w oddzielnym domu; Magdalena zaś zamieszkiwała zamek w Magdalum. Łazarz już od dłuższego czasu żył w przyjaźni ze Świętą Rodziną; wspierał i on między innymi Maryę i Józefa hojnymi datkami. Dla wiernych czynił od początku do końca bardzo wiele; woreczek, którym Judasz zawiadywał, jako też pierwsze urządzenie gminy, zawdzięczano hojności Łazarza.

Z Betanii chodził Jezus także do świątyni Jerozolimskiej.

Bazylika Saint Maximin la Sainte Baume

Zawartość strony

Reliwkiarz z czaszką św. Mari Magdaleny oraz u dołu Relikwiarz z fragmentem skóry, który dotknął Chrystus po Zmartwychwstaniu (Bazylika Saint Maximin la Sainte Baume)

 

 

Zewnętrzny wygląd Maryi i Magdaleny

 

Przypatrzmy się chwilę Najświętszej Pannie po tylu bolesnych Jej przejściach. Policzki Jej zbladły znacznie i schudły, uwydatniając tym bardziej nos miernie długi, delikatnie wykrojony. Oczy były aż krwią nabiegłe, czerwone od ciągłego płaczu. Nie da się opisać, jaka nadzwyczajna prostota i pojedynczość przebijała w całej Jej postaci. Od wczoraj już przez całą noc błądziła w smutku, trwodze i płaczu po dolinie Jozafata i po ulicach Jerozolimy, rojnych tłumami ludu, a przecież odzienie Jej jest w zupełnym porządku, bez najmniejszego uszkodzenia. Z każdej fałdy Jej sukni wieje świętość. Wszystko świadczy o prostocie, pojedynczości, powadze, czystości i niewinności; w ruchach i spojrzeniach pełno jest szlachetnej powagi. Gdy zwraca nieco głowę, zasłona Jej układa się w równe, mierne fałdy. Nawet w najcięższej boleści okazuje Marya godność i spokój, ani śladu nie ma gwałtowności. Odzienie zwilżone rosą nocną i obfitymi łzami, jest jednak w zupełnym porządku i nieposzlakowanej czystości. W ogóle jest Marya pięknością nieopisaną, nad zmysłową; piękność Jej łączy się nierozerwalnie i stanowi jedność z niepokalanością, prawdą, prostotą, godnością i świętością.

Całkiem inaczej przedstawia się Magdalena. Jest ona słuszniejszą od Najświętszej Panny, pełniejszych kształtów i więcej gibka w ruchach. Słynną Jej piękność zniszczyła już teraz skrucha i boleść straszna nad męką Jezusa. Jeśli nie brzydką, to jest prawie straszliwą teraz, gdy z niepohamowaną gwałtownością oddaje się na pastwę swej boleści. Suknie jej mokre, poplamione błotem, poszarpane, wiszą na niej bezładnie. Długie włosy rozpuszczone, zmierzwione, przykryte są zmiętą, wilgotną zasłoną. Wynędzniała jest strasznie i wygląda jak obłąkana, z tą jedną ciągłą myślą o swej boleści. Jest w Jerozolimie wiele ludzi z Magdalum i okolicy, którzy widywali dawniej, gdy prowadziła życie wspaniałe, a później tak grzeszne, hańbiące. Ponieważ długi czas żyła w ukryciu, więc teraz po długim niewidzeniu wszyscy pokazują na nią palcami i szydzą z jej zmienionego wyglądu. Trafiło się nawet, że jacyś niegodziwcy z Magdalum obrzucili przechodzącą błotem; lecz Magdalena nawet nie zwróciła na to uwagi, tak dalece pogrąża się i zapamiętuje w swej boleści.

Rodzina Łazarza

Ojciec Łazarza zwał się Zarah, albo Zerah i pochodził ze znakomitej rodziny egipskiej. Mieszkał w Syrii na pograniczu Arabii, utrzymując stosunki z pewnym królem syryjskim. Uznając wielkie zasługi położone w obronie kraju, obdarzył go cesarz rzymski dobrami, leżącymi w okolicy Jeruzalem i w Galilei. Był jakoby księciem, a przy tym bardzo bogaty; powiększył zaś swój majątek przez ożenienie się z żydówką, imieniem Jesabel, która pochodziła z rodu Faryzeuszów. Przyjął także religię żydowską, prowadząc życie pobożne i ostre na sposób Faryzeuszów. Część miasta na górze Syjon, w stronie, gdzie kotliną u stoku góry potok płynie, również do niego należała. Z tej jednak posiadłości większą część oddał na potrzeby świątyni; pozostała mu jeszcze dawna posiadłość rodzinna. Leżała ona tam, kędy Apostołowie szli do wieczernika, ten jednakowoż do niej już nie należał. Zamek w Betanii był bardzo wielki, obejmował wiele ogrodów, tarasów, studni i był podwójnym wałem otoczony. Rodzina Łazarza znała proroctwo Anny i Symeona, oczekiwała Mesjasza, i już w młodzieńczych latach Jezusa zaprzyjaźniła się ze Świętą Rodziną, jak to często ludzie pobożni wysokiego rodu chętnie żyją w przyjaźni z pobożnymi ubogimi.

Rodzice Łazarza mieli 15 dzieci, z tych 6 umarło zbyt wcześnie, a z 9 pozostałych tylko 4 dożyło czasów Chrystusa. Do tych należał Łazarz, Marta 2 lata od niego młodsza, po niej Maria, za obłąkaną uważana, o 2 lata młodsza od Marty, wreszcie Maria Magdalena, o 5 lat młodsza od Marii obłąkanej. O tej ostatniej Pismo nie wspomina, ani nie bierze jej w rachubę, jednak Pan Bóg o niej pamiętał. Od rodziny była ona zawsze z dala i na uboczu, i dlatego jest wcale nieznaną. Najmłodsza z nich, Magdalena, obdarzona niezwykłą urodą, już w bardzo młodych latach odznaczała się słusznym wzrostem i postawą, jakby dorosła dziewica. Głowę miała zaprzątniętą figlami i psotami. W siódmym roku życia obumarli ją rodzice. Z powodu ostrego ich życia, nienawidziła ich. W dziecinnych latach już była niezmiernie próżną, łakomą, dumną, miękką i zarozumiałą. Nie była stałą i wierną, lecz lgnęła do tego, co jej na razie najwięcej schlebiało. Przy tym była rozrzutną i hojną, ale z politowania więcej zmysłowego, dobrotliwa i lgnącą do rzeczy zewnętrznych i błyskotek. Złemu jej wychowaniu winną była nieco i matka, od niej też odziedziczyła owo rozpieszczone uczucie.

Matka i mamka zepsuły Magdalenę, zbyt jej dogadzając i biorąc ją wszędzie w tym celu ze sobą, aby podziwiano jej figle i pustoty, to znowu wysiadując z pięknie wystrojoną w oknie. Owo właśnie wysiadywanie w oknie najwięcej się przyczyniło do jej zepsucia. Widziałam ją w oknie, jako też na tarasie domu, siedzącą na wspaniałych dywanach i wezgłowiach. W takiej okazałości i przepychu można ją było widzieć z ulicy. Z domu wynosiła potajemnie mnóstwo przysmaków, by je potem dzieciom rozdawać w ogrodzie zamkowym. Już w dziewiątym roku życia rozpoczęła miłostki.

W miarę, jak rosła w przymioty i talenty, wzrastał o niej rozgłos i podziw. Nie miała spokoju w domu i ciągało ją coś zawsze do licznych i wesołych towarzystw, w których z lubością przebywała; była przy tym uczoną i pisywała na małych rolkach pergaminu różne zdania o sprawach miłosnych; widziałam, jak przy tym rachowała na palcach.

Sentencje te rozsyłała i zamieniała między wielbicielami i ulubieńcami, zyskując przez to sławę i podziw.

Tego jednak dopatrzyć się nie mogłam, aby kogoś rzeczywiście kochała, lub była nawzajem kochaną; była to tylko próżność, miękkość, ubóstwianie siebie, zaufanie w swoją urodę. Dla rodzeństwa swego była zmartwieniem; pogardzała też nim z powodu prostego ich życia i wstydziła się ich. Przy podziale dóbr rodzicielskich, przypadł jej losem bardzo piękny zamek w Magdalum. Jako dziecko często tu Magdalena przybywała ze swymi rodzicami, mając do tego miejsca szczególne jakieś upodobanie. Miała niespełna lat jedenaście, kiedy z wielkim przepychem, ze sługami i niewolnicami, do zamku tego się przeniosła.

Magdalum należało do miejsc warownych i obejmowało kilka zamków, publicznych budowli, wielkie aleje i ogrody. Położone było 8 godzin na wschód od Nazaretu, mniej więcej 3 godziny od Kafarnaum, a półtorej godziny na południe od Betsaidy; blisko milę drogi od jeziora Genezaret zajmowało wyżynę i część doliny, która się rozciągała w kierunku ku jezioru i drogi, okrążającej jezioro. Jeden z zamków należał do Heroda, który w żyznej okolicy Genezaretu jeszcze większy zamek posiadał. W Magdalum przebywali załogą także żołnierze Heroda i oni to przyczyniali się do zepsucia obyczajów. Oficerowie tej załogi przebywali z Magdaleną. Prócz wojska było w Magdalum około 200 ludzi, po większej części urzędników, dozorców budowli i służby. Synagogi tu nie było; uczęszczano więc do Betsaidy.

Zamek Magdaleny był wspanialszy i wyższy od innych; z dachu jego można było zobaczyć powierzchnię jeziora galilejskiego aż na drugi brzeg i dalej. Pięć dróg prowadziło do Magdalum a na każdej z nich stała w oddaleniu pół godziny od właściwej warowni, wieża, wzniesiona nad sklepieniem, i rodzaj strażnicy do śledzenia. Wieże te nie łączyły się wcale ze sobą, a okolica, którą otaczały, pełna była ogrodów, pól i pastwisk. Magdalena posiadała pola i trzody, miała czeladź złożoną z parobków i służących; całe jednak gospodarstwo było bezładne i podupadało.

Poniżej wzgórza, na którym się Magdalum wznosiło, była wąska i dzika prawie dolina, przez którą płynął do jeziora mały strumyk; w dolinie tej przebywało dużo zwierzyny, która z trzech pustyń tutaj się schodzących do kotliny napływała. Herod zwykł tu był polować. Obok swego zamku w okolicy Genezaret miał on także zwierzyniec.

Okolica Genezaret zaczyna się między Tyberiadą, a Taricheą, o 4 godziny drogi od Kafarnaum, i ciągnie się od jeziora na przestrzeni 3-godzinnej w głąb kraju; z południowej strony okrąża Taricheę aż do miejsca, gdzie Jordan wypływa. Z tą okolicą łączy się rozkoszna dolina z utworzonym sztucznie przez potok jeziorkiem w okolicy Betulii; jeszcze inne źródła przepływają tędy do jeziora. Potok ten tworzy kilka sztucznych wodospadów i pięknych stawów w owej okolicy, obejmującej całe szeregi ogrodów, zaników, zwierzyńców, alei, sadów owocowych i winnic, wskutek tego przez cały rok okryta jest kwieciem i owocem różnego rodzaju. Bogacze kraju, szczególnie jerozolimscy, mają tu swoje mieszkania i ogrody. Całą prawie okolicę zapełniają budynki, zdobią plantacje, chodniki cieniste, zielone labirynty i piramidalnie utworzone pagórki z krętymi ścieżkami. Większych miejsc w okolicy niema. Mieszkańcy tutejsi są po większej części ogrodnikami i dozorcami dóbr lub pasterzami licznych trzód owiec i kóz. Przy tym chowają także różnego rodzaju rzadkie zwierzęta i ptaki. Gościńca bitego nie ma w okolicy żadnego; za to przecinają ją dwie drogi, jedna od jeziora, druga od Jordanu.

 

 

Magdalena wybrała się także do Gabara, by posłuchać nauki, a przyszło do tego w następujący sposób. W Damna, odległym o trzy godziny drogi od Kafarnaum, a przeszło godzinę od Magdalum, urządziły święte niewiasty gospodę i tu obecnie przebywały. Marta wybrała się więc z Marią Kleofy do Magdaleny w zamiarze nakłonienia jej, by wraz z innymi posłuchała na górze nauki. Weronika, Joanna Chusa, Dina i Maria Sufanitka pozostały tymczasem w Damna. Magdalena przyjęła siostrę dosyć życzliwie, nie zaprowadziła jej jednak do swych wspaniale urządzonych komnat, lecz do pokoju obok się znajdującego. Była w niej mieszanina prawdziwego i fałszywego wstydu; częścią wstydziła się swej pobożnej, prostej, źle ubranej siostry, która chodziła wszędzie ze stronnikami Jezusa, pogardzanymi przez jej gości i towarzystwo, w jakim żyła; z drugiej znów strony wstydziła się zaprowadzić Martę do komnat, będących niemymi świadkami jej próżności i występków. W jej umyśle zaszła już, widać, pewna zmiana; nie miała tylko na tyle silnej woli, by otrząsnąć się z sideł grzechowych. Twarz miała bladą, wychudłą. Człowiek z którym żyła, prostak w zachowaniu się, stał się jej już ciężarem. Życie takie poczynało jej się brzydnąć.

Marta, pełna życzliwości dla niej, postąpiła z nią bardzo roztropnie. Rzekła do niej: „Znasz Dinę i Marię Sufanitkę, że to są miłe, roztropne niewiasty. Otóż one zapraszają cię, byś wraz z nimi przysłuchała się Nauce Jezusa na górze. Nie jest to daleko, a chciały by cię chętnie mieć przy sobie. Nie potrzebujesz się ich przed ludem wstydzić; są przyzwoite, starannie ubrane, i umieją się znaleźć. A jest to przecudne widowisko, widzieć tyle ludzi, ujrzeć uzdrawianie chorych, poznać zadziwiającą wymowę tego Proroka, słyszeć, z jaką śmiałością gromi faryzeuszów. Weronika, Maria Chusa, matka Jezusa, która ci tak dobrze życzy, i my wszystkie jesteśmy przekonane, że wdzięczną nam będziesz za to zaproszenie. Zresztą potrzeba ci trochę rozrywki. Wydajesz się tu tak opuszczoną; brak ci życzliwych ludzi, którzy by potrafili ocenić twoje serce, twoje zdolności. O gdybyś zechciała pozostać u nas na dłużej w Betanii! Mamy tam sposobność słyszeć tyle cudownych rzeczy i działać tak wiele dobrego, a przecież ty zawsze byłaś dla drugich pełną życzliwości i miłosierdzia, Lecz to na później, na razie przynajmniej do Damna musisz jutro pojechać; mieszkamy tam w gospodzie, ale ty, jak zechcesz, możesz mieszkać oddzielnie i przestawać tylko z tymi, które znasz”. W ten sposób namawiała Marta siostrę, unikając starannie wzmianki o tym, co by ją mogło obrazić i dotknąć. — Magdalena, dręczona od pewnego czasu zadumą, skłaniała się chętnie ku temu; stawiała jeszcze wprawdzie błahe wymówki, ale w końcu przyrzekła Marii, że pojedzie z nią jutro do Damna. Jadła też wraz z siostrą, a wieczorem wpadała co chwila z swych komnat do jej pokoiku. W modlitwie wieczornej prosiły Marta i Anna Kleofasowa gorąco Boga, by ta podróż Magdaleny nie pozostała bezowocną.

Kilka dni przedtem był u Magdaleny Jakub Starszy, powodowany współczuciem dla niej, i również zapraszał ją do Gabara, by przysłuchała się nauce.

Magdalena przyjęła go w bocznym budynku. Niepospolita jego powierzchowność, mowa poważna i mądra, a przy tym pełna wdzięku, zrobiły na Magdalenie korzystne wrażenie; prosiła go też, by odwiedzał ją zawsze, ilekroć tędy będzie przechodził. Jakub wcale jej nie strofował, owszem mówił uprzejmie, z szacunkiem, radząc jej, by przecież raz posłuchała Nauki Jezusa; zapewniał ją, że pewnie nie zdarzy się jej nigdy widzieć lub słyszeć coś znakomitszego. Nie powinna — jak mówił — krępować się słuchaczami, lecz przybyć w takim ubiorze, jaki przywykła nosić. Magdalena uprzejmie przyjęła jego zaproszenie, a przecież później za przybyciem Marty i Anny Kleofy okazała się tak sztywną, i tak długo trzeba ją było namawiać, zanim się zgodziła.

Krypta św. Marii Magdaleny (Bazylika Saint Maximin la Sainte Baume)

Na dzień przed zapowiedzianą nauką, wieczorem, wyruszyła Magdalena w towarzystwie siostry i Anny Kleofy do Damna do świętych niewiast. Jechała na osiołku, bo do pieszych podróży nie była przyzwyczajoną. Ubiór miała staranny, ozdobny, jednak nie tak dziwaczny, przesadny, jak przy powtórnym jej nawróceniu się. W gospodzie wynajęła oddzielną komnatę i obcowała tylko z Diną i Sufanitką, odwiedzającymi ją kolejno. Wreszcie, zasiadłszy wszystkie razem, rozmawiały ze sobą łagodnie i uprzejmie. Zauważyłam jednak, że nawrócone grzesznice zachowywały w poufałości pewną powściągliwość, jak się to zdarza, gdy np. oficer spotka się z dawnym swoim kolegą, który potem został kapłanem. Wkrótce jednak znikła ta sztywność wobec wrodzonego kobietom współczucia, rozproszyły ją łzy i poufałe, wzajemne zwierzenia, i przyszły wszystkie razem do gospody, stojącej u stóp góry. — Reszta świętych niewiast nie szła na naukę, aby nie przeszkadzać swą obecnością Magdalenie. Przybyły one tu dlatego, bo chciały, by Jezus nie szedł do Kafarnaum, lecz tutaj do nich przyszedł; w Kafarnaum bowiem zebrali się znowu faryzeusze, radząc nad zgubą Jezusa. Zeszły się tu z tych samych miejscowości i zamieszkały w tym samym domu. Pozostaną tu zapewne na zawsze, bo obecnie jest Kafarnaum punktem środkowym wędrówki Jezusa. Młodego faryzeusza z Samarii, który tu był ostatnim razem, już nie ma; miejsce jego zajął inny.

Nie tylko w Kafarnaum, ale także w Nazarecie i w innych miejscowościach sprzysięgli się faryzeusze przeciw Jezusowi; jawnie nawet wypowiadali swe groźby. Z tego to powodu były święte niewiasty, a szczególnie Maria, w tak wielkiej obawie. — Wysłały nawet posłańca do Jezusa z prośbą by po skończeniu Nauki nie szedł do Kafarnaum, tylko przyszedł do nich do Damna. Radziły Mu, by raczej obszedł Kafarnaum z prawej lub lewej strony, lub by przeprawiwszy się przez jezioro, poszedł do miast pogańskich, aby ujść niebezpieczeństwa. Jezus kazał im na to odpowiedzieć, by Jemu pozostawiły troskę o to; wie On, co ma czynić i dlatego właśnie przybędzie do nich do Kafarnaum.

 

Kazanie na górze koło Gabara. Magdalena.

 

Magdalena przyszła z towarzyszkami w sam czas na górę, mnóstwem ludzi już zapełnioną. Chorych poumieszczano w różnych miejscach, stosownie do rodzaju ich słabości, pod lekkimi namiotami i przenośnymi chatkami. Uczniowie utrzymywali porządek między ludźmi i z oznakami szczerej przychylności we wszystkim im pomagali. — Mównica stała w obmurowanym półkolu, nad nią zaś rozpięta była zasłona. Tu i ówdzie rozwiesili także i słuchacze nad sobą dachy z płótna. Magdalena siedziała z niewiastami na wzgórku w wygodnym miejscu, w pewnym, niewielkim oddaleniu od mównicy. Około godziny dziesiątej przybył Jezus z uczniami na górę, a tuż za Nim nadeszli faryzeusze, herodianie i saduceusze. Jezus wszedł na mównicę, uczniowie stanęli z jednej strony półkola, faryzeusze zaś z drugiej. Naukę Jezus wielokrotnie przerywał; wtedy zmieniali się ludzie, jedni odchodząc, drudzy zajmując ich miejsce. Niejedno powtarzał Jezus kilka razy. W przerwach tych posilali się słuchacze, a i Jezus raz to uczynił; przekąsił nieco i napił się wina. Nauka obecna była jedną z najostrzejszych, jakie miał dotychczas; przemawiał Jezus z taką siłą i mocą, jak rzadko. Przed modlitwą, zaraz z początku zapowiedział, by nie gorszono się tym, jeśli Boga zwać będzie Ojcem Swym, bo kto czyni wolę Ojca niebieskiego, ten staje się Jego synem; udowodnił im też, że On właśnie wolę tę ściśle wypełnia. Następnie głośno się pomodlił do Ojca Swego i począł prawić surowe kazanie pokutne, na sposób dawnych proroków. Przytoczył w nim wszystko, co zaszło od czasu pierwszej obietnicy, wymienił wszystkie typy i groźby Boże i wykazał, że albo już się obecnie spełniły, albo spełnią się w najbliższym czasie. Ze spełnienia proroctw udowodnił, że Mesjasz musiał już przybyć. Mówił, jak to Jan, przesłaniec Mesjasza, przygotowywał Mu drogi i wiernie spełnił to zadanie, a oni mimo to pozostali zatwardziałymi. Wymieniał im wszystkie ich występki, obłudę i bałwochwalstwo, oddawane grzesznemu ciału, piętnował ostro faryzeuszów, saduceuszów i herodian; mówił z wielkim zapałem o Gniewie Bożym, o zbliżaniu się sądu, przepowiadał zburzenie Jerozolimy i świątyni, i klęski, na ten kraj spaść mające. Przytaczając wiele tekstów z Malachiasza, wyjaśniał je i wykazał zawarte w nich przepowiednie o Mesjaszu i Jego przesłańcu, o sądzie na bezbożnych, o powtórnym przyjściu Mesjasza na sąd ostateczny, o ufności i pociechach, mających przypaść w udziale bogobojnym, wreszcie o nowej, czystej Ofierze, oznaczającej zapewne Ofiarę Mszy Świętej. Groził im wreszcie, iż Łaska Boża odwróci się od nich, a przejdzie na pogan.

Bazylika Saint Maximin la Sainte Baume

Zwracał się także Jezus do uczniów, zachęcając ich do wierności i wytrwałości, i oznajmiał im, że pośle ich kiedyś do wszystkich ludów, by opowiadali naukę zbawienia. Upominał ich, by nie przestawali ani z faryzeuszami, ani z saduceuszami, ani z herodianami. Na tych ostatnich uderzył ostro publicznie, trafnymi porównaniami określał ich niską wartość moralną, a nawet wprost na nich wskazywał. To złościło ich najwięcej, bo po największej części potajemnie tylko należeli do tej sekty, a otwarcie żaden z nich za herodiana nie chciał uchodzić.

Podczas kazania rzekł Jezus w pewnym miejscu: Kto nie przyjmie Zbawienia, los jego gorszym będzie od losu Sodomy i Gomory. Podczas przerwy więc przystąpili do Niego Faryzeusze i zapytali: „Czy zapadnie się z nimi ta góra, miasto, lub cały kraj? Czy może być jeszcze co gorszego?” Odrzekł im na to Jezus: „W Sodomie zapadły się domy i mury, ale dusze nie wszystkie zginęły; nie znali bowiem tamtejsi ludzie obietnicy, nie mieli prawa i proroków”. Następnie wyrzekł kilka słów, odnoszących się zapewne do Jego zstąpienia do otchłani po śmierci, skąd wiele owych dusz wyratuje. Potem tak mówił dalej: „Inaczej będzie z tymi, którzy teraz żyją, a zbawienia nie przyjmują. Dane im jest bowiem wszystko. Należą do wybranego narodu, który Bóg tak licznie rozmnożył; mają wszystkie potrzebne wskazówki, przestrogi i przyrzeczenie spełnienia obietnicy. Jeśli więc to odrzucają i trwają w niewierze, nie przepadną w otchłani martwe kamienie i góry, posłuszne głosowi Pana, lecz ich kamienne serca i dusze. A los to gorszy od losu Sodomy”.

Po tym surowym nawoływaniu do pokuty i przepowiadaniu strasznego sądu na grzeszników, zmienił Jezus nagle ton mowy; z miłością nawoływał grzeszników do Siebie, a nawet wylewał łzy miłości. W modlitwie, zaniesionej do Ojca Niebieskiego, prosił Go, by skruszył serca słuchaczów, by choć część ich, przynajmniej kilku, lub choć jeden tylko, nawet największy zbrodniarz, przyszedł do Niego z pragnieniem poprawy; jedną przynajmniej duszę chciał pozyskać, a obiecywał wszystko z nią podzielić, dla niej wszystko oddać, nawet życie Swe dać za nią. Wreszcie wyciągnął ręce ku tłumom i zawołał: „Pójdźcie! Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy strudzeni i obciążeni jesteście! Chodźcie, grzesznicy, czyńcie pokutę, uwierzcie, a Ja podzielę z wami Moje Królestwo”. Także ku faryzeuszom i nieprzyjaciołom Swym wyciągał Ramiona, pragnąc, by choć jeden z nich poszedł za Nim.

Magdalena, siedząca przy niewiastach, wyglądała na damę z wyższej sfery, pewną siebie, a przynajmniej chciała początkowo za taką uchodzić; w sercu jednak czuła wzrastający wstyd i wzruszenie. Z początku rozglądała się po tłumach; gdy jednak przyszedł Jezus i zaczął nauczać, uwaga jej zwracała się coraz więcej ku Niemu, wzrokiem i duszą lgnęła coraz bardziej do Niego. Nawoływanie Jezusa do pokuty, przedstawienie ohydy występku i obraz kar, grożących grzesznym, wstrząsnęły nią do głębi; nie mogła się oprzeć potędze tych słów, zadrżała na całym ciele, a łzy spłynęły po jej twarzy, okrytej zasłoną. Gdy Jezus z miłosnym błaganiem nawoływał grzeszników, by przyszli do Niego, powstało w tłumie poruszenie, ludzie cisnęli się bliżej i jedni drugich popychali, wtedy to i Magdalena skłoniła niewiasty, by razem z nią bliżej przystąpiły. Gdy zaś Jezus rzekł: „Ach! niech bym choć jedną duszę znalazł, która by przyszła do Mnie skruszona”, nie mogła Magdalena opanować wzruszenia i gotowa była upaść do Nóg Jezusowi. Postąpiła już nawet krok naprzód, lecz towarzyszki wstrzymały ją, by nie wywołać zamieszania i uspokajały ją, że później będzie czas na to. Ten jej niepokój zwrócił zaledwie uwagę najbliższych, bo wszyscy słuchali z natężoną uwagą słów Jezusa. Ten zaś, jak gdyby widział wzruszenie Magdaleny, tak mówił dalej, wlewając pociechę w jej serce: „Gdyby Moje Słowa wzbudziły choć iskrę pokuty, żalu, miłości, wiary i nadziei w jakim biednym, zbłąkanym z prawej drogi sercu, a poczytanym mu to będzie za zasługę. Nie zginie to serce, lecz żyć będzie i wzrastać w cnocie; Ja je wyżywię i wychowam, a potem zaprowadzę do Ojca”. Słowa te przeniknęły do serca Magdaleny i napełniły je otuchą; usiadła więc znowu spokojnie z innymi.

Na tym zeszło prawie do szóstej godziny; słońce, kończąc swój bieg, zbliżało się już do krańców horyzontu. Nauczając, zwrócony był Jezus ku zachodowi, bo i mównica tak była obrócona; za Nim nie stał nikt. Po nauce pomodlił się Jezus, pobłogosławił lud i rozpuścił do domu. Uczniom polecił zakupić żywności od tych, którzy mieli jej za wiele, lub wyprosić za darmo i rozdzielić między ubogich i potrzebujących. Część uczniów zabrała się zaraz do tego, a że znano ich tu dobrze w okolicy, więc też wielu dawało chętnie za darmo, inni znowu im odsprzedawali; ubodzy, zaopatrzeni w ten sposób dostatnio, wielbili Dobroć Pana i dziękowali mu.

Reszta uczniów poszła tymczasem z Jezusem ku chorym, zgromadzonym tu w wielkiej liczbie. Faryzeusze rozgoryczeni, ale po części zadziwieni i wzruszeni, wybrali się z powrotem do Gabara, kryjąc złość w sercu. Na odchodnym przypomniał jeszcze Jezusowi przełożony, Szymon Zabulony, by nie zapomniał przyjść na wieczerzę do jego domu, co też mu Jezus obiecał. Po drodze krytykowali faryzeusze i wymyślali tak długo na Jezusa, na Jego Naukę i sposób postępowania, (a każdy wstydził się przed drugim dać poznać po sobie wzruszenie, jakie w nim sprawiła Nauka Jezusa), iż doszedłszy do miasta, każdy znowu wmówił w siebie przekonanie o swej rzekomej sprawiedliwości.

Za Jezusem zbliżyła się do chorych i Magdalena z niewiastami i wmieszała się w tłum, zebrany koło chorych niewiast, jak gdyby chciała w czym pomagać. Była już bardzo wzruszona, ale widok tych nędznych, nieszczęśliwych, wstrząsnął nią jeszcze bardziej. Jezus uzdrawiał najpierw chorych mężczyzn wszelkiego rodzaju. Wkrótce rozległy się w powietrzu śpiewy dziękczynne uzdrowionych, odchodzących do domu z towarzyszami. Za zbliżeniem się Jezusa do kobiet, odsuwano natrętnych, by zrobić miejsce dla Niego i dla uczniów, a że ucisk był wielki, więc fala ludzi uniosła Magdalenę i jej towarzyszki nieco w tył. Magdalena szukała jednak sposobności, wdzierała się w każdą zrobioną w tłumie lukę, aby tylko zbliżyć się do Jezusa, zwracającego się jednak zawsze od niej w inną stronę.

Między chorymi było kilka niewiast, cierpiących na krwotok, i te także Jezus uzdrowił. Jak jednak musiało być na sercu już i tak czułej Magdalenie, a niezwyczajnej patrzeć na taką nędzę, gdy naraz przyprowadzono sześć kobiet, opętanych straszliwie przez duchy nieczyste; powiązane były razem po trzy, a silne służebne ciągnęły je przemocą do Jezusa na długich chustach i rzemieniach. Pierwszy to raz widziałam, iż publicznie przyprowadzano opętane niewiasty do Jezusa. Jedne z nich były z za jeziora Genezaret, inne z Samarii; były między nimi i poganki czasem zachowywały się cicho i spokojnie i nie robiły sobie nic złego, to znowu dostawały napadu, miotały się, krzyczały i rzucały się jak szalone. Związano je dopiero tutaj i podczas nauki trzymano w odosobnieniu, a teraz przyprowadzono przed Jezusa. Za zbliżeniem się do Jezusa i uczniów zaczęły stawiać gwałtowny opór, a szatan miotał nimi straszliwie; z ust ich wychodziły przeraźliwe krzyki, a członki wykręcały się w najrozmaitszy sposób. Widząc to Jezus, zwrócił się ku nim, nakazując milczenie i spokój; w tej chwili stanęły spokojnie jak skamieniałe. Wtedy Jezus zbliżył się ku nim, a gdy na Jego polecenie rozwiązano je, kazał im uklęknąć, pomodlił się nad nimi i włożył na nie ręce; pod ich dotknięciem popadły niewiasty w chwilowe omdlenie, a zacięty wróg wyszedł z nich w postaci ciemnej pary. Teraz podnieśli je krewni z ziemi, a one, płacząc, pokłoniły się przed Jezusem do ziemi, dziękując Mu za uzdrowienie. Jezus zaś upominał je, by się nawróciły, oczyściły i czyniły pokutę, aby zło nie powróciło znowu ze zdwojoną siłą. Zmrok już zapadał, gdy Jezus zeszedł wreszcie z uczniami do Gabara. Przed Nim i za Nim szły tłumy ludu. Magdalena, idąc za wewnętrznym głosem serca, bez względu na cokolwiek innego, szła z gromadką uczniów tuż za Jezusem, a wraz z nią cztery jej towarzyszki. Wciąż starała się być jak najbliżej Jezusa. Ponieważ to było wbrew ówczesnym zwyczajom, zauważyli to zaraz uczniowie i powiedzieli Jezusowi. Ten zaś, zwracając się do nich, rzekł: „Dozwólcie jej iść za Mną! nie wasza to rzecz”. Przyszedłszy do miasta, udał się Jezus do domu godowego, gdzie Szymon Zabulon zastawił ucztę. Podwórze napełnione już było chorymi i ubogimi, którzy, słysząc o zbliżaniu się Jego, przyszli błagać Go o pomoc. Jezus zajął się zaraz nimi, upominał ich, pocieszał, a chorych uzdrawiał. Widząc to Szymon Zabulon, podszedł ku Niemu z kilku faryzeuszami i rzekł: „Mistrzu! zasiądź przecież do uczty, czekamy na Ciebie. Dosyć już pracowałeś dzisiaj; ludzie ci mogą przyjść innym razem”. Chciał nawet zaraz odprawić ubogich z niczym. Na to rzekł mu Jezus: „To są Moi goście, których Ja zaprosiłem, więc muszę ich przede wszystkim pokrzepić. Zaprosiwszy Mnie na ucztę, zaprosiłeś zarazem i tych, więc nie zasiądę do uczty, dopóki oni nie otrzymają pomocy i nie wezmą udziału w uczcie”. Musieli więc faryzeusze znowu ustąpić i jeszcze do tego zastawić zaraz na podwórzu stoły dla chorych i ubogich. Jezus uzdrowił wszystkich, kto zaś chciał zostać, prowadzili go zaraz uczniowie do stołów, oświeconych lampami, i tam sadowili. Magdalena i jej towarzyszki przyszły aż tu za Jezusem i zatrzymały się w przysionkach podwórza, przytykających do sali jadalnej. Ułatwiwszy się z chorymi, zasiadł Jezus z częścią uczniów do uczty, inni zaś uczniowie donosili z Jego stołu, obficie zastawionego, potrawy ubogim, usługiwali im i jedli wraz z nimi.

Podczas uczty nauczał Jezus i właśnie zaczęli z Nim faryzeusze zaciętą dysputę, gdy wtem Magdalena, która tymczasem zbliżyła się z towarzyszkami do drzwi wejściowych, weszła (w pokornej postawie, z zasłoną na twarzy) szybkim krokiem do sali, trzymając w ręku małą, białą flaszeczkę. Wszedłszy, stanęła przed Jezusem i wylała Mu na głowę zawartość flaszeczki, a ująwszy w obie ręce fałdzisty koniec swej zasłony, przesunęła nią po głowie Jezusa, jak gdyby chciała przygładzić mu włosy i zetrzeć zbywający balsam. Prędko się z tym załatwiwszy, cofnęła się nieco w tył. Po sali rozeszła się woń przyjemna, ożywiona rozmowa ustała natychmiast, cisza zapanowała, a wszyscy spoglądali ciekawie to na niewiastę, to na Jezusa, który siedział spokojnie, nie zwracając na to uwagi. Niektórzy biesiadnicy spoglądali niechętnie na Magdalenę, a pochylając się ku sobie, coś cicho szeptali. Najwięcej wydawał się Szymon Zabulon być rozgniewanym. Zauważywszy to Jezus, rzekł do niego: „Odgaduję twe myśli, Szymonie! uważasz, że nie godzi się, bym pozwolił tej niewieście namaszczać Mi głowę, dlatego, że jest jawnogrzesznicą. Lecz nie masz słuszności i krzywdę jej tym czynisz. Powodowana miłością, oddala mi usługę, której ty zaniedbałeś uczynić; albowiem nie wyświadczyłeś Mi czci, należnej gościowi”. — Następnie, zwróciwszy się do Magdaleny, stojącej za Nim, rzekł: „Idź w pokoju! Wiele zostało ci odpuszczone”. — Magdalena wróciła zaraz do towarzyszek i wraz z nimi opuściła dom. Jezus zaś, rozmawiając o niej z biesiadnikami, rzekł: „Dobra to niewiasta i miłosierne ma serce. Nie trzeba sądzić drugich. Nieraz rzuca się kamieniem na tego, który wyznał publicznie swą winę, a własne serce ma się obciążone winą o wiele większą, tylko że tajemną”. Jezus nauczał jeszcze długo, a potem wrócił z uczniami do gospody.

Magdalenie tkwiły wciąż w pamięci Słowa Jezusa: „Gdyby choć jedno serce skruszone zechciało przyjść do Mnie”. To, co widziała i słyszała, wzruszyło ją i wstrząsnęło do głębi. Powodowana wewnętrznym pragnieniem i szlachetniejszym porywem serca, chciała okazać Jezusowi tę zmianę, zaszłą w niej, i uczcić Go w jakikolwiek sposób. Ze smutkiem widziała, że temu nadzwyczajnemu, najświętszemu Nauczycielowi, temu najmiłościwszemu, cuda czyniącemu Opiekunowi potrzebujących, nie wyświadczyli faryzeusze żadnej z oznak czci należnej gościowi; jakiś więc głos wewnętrzny skłonił ją do tego, by wynagrodziła Mu niedbalstwo innych. Flaszeczkę z wonnościami wielkości dłoni nosiła zawsze przy sobie, jak to było w zwyczaju u znakomitych niewiast; skorzystała z tego i przy uczcie pomazała Jezusowi głowę.

Dnia tego ubraną była w długą, białą suknię wierzchnią, wyszywaną w wielkie czerwone kwiaty i małe listki. Rękawy były szerokie, na ramionach ściśnięte we fałdy naramiennikami. Z tyłu była suknia głęboko wycięta i zwieszała się wolno bez wcięcia, z przodu była otwarta, a nad kolanami związana rzemykami, lub sznurkami. Piersi i plecy okryte były rodzajem wielkiego szkaplerza, przystrojonego sznurami pereł i ozdóbkami, zwieszającego się przez plecy, a po bokach zeszytego. Pod tym miała jeszcze drugą, barwną suknię. Zasłoną, którą zwykle zawijała na szyję, była dziś starannie okryta. Wzrostu była większego, aniżeli reszta świętych niewiast, silnie, zbudowana, a jednak smukła; palce miała cienkie i bardzo piękne, nogi małe, wąskie, włos bujny i długi; w ruchach jej przebijał się wytworny wdzięk.

Powróciwszy z towarzyszkami do gospody, poszła Magdalena wraz z Martą zaraz do drugiej gospody, położonej w Betulii nad jeziorem kąpielowym o godzinę drogi stąd, gdzie oczekiwała już na nią Maria w otoczeniu świętych niewiast, i zaraz wszczęła z nią rozmowę. Magdalena unosiła się nad Nauką Jezusa; o sobie nie mówiła nic, ale towarzyszki jej opowiedziały za nią Marii, jak namaściła Jezusa, i co Jezus powiedział. Wszystkie niewiasty prosiły bardzo Magdalenę, by odtąd została przy nich, lub przynajmniej na jakiś czas przybyła do Betulii, Magdalena nie zarzekała się, lecz mówiła, że musi najpierw pójść do Magdalum, uporządkować swe gospodarstwo. Nie podobało się to niewiastom, bo przeczuwały, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Magdalena tymczasem nie przestawała opowiadać o wzruszeniu, jakiego doznała, o wspaniałości, potędze, łagodności i cudach Jezusa, zapewniając, że powróci do nich, że musi pójść za Jezusem, chociaż niegodna jest obcowania z nim. Wpadała też co chwilę w zadumę, często płakała, i jakoś coraz lżej jej było na sercu. Nie dała się jednak nakłonić do pozostania, lecz powróciła ze służebnicą do Magdalum. Marta odprowadziła ją kawałek, a potem zeszła się w drodze ze świętymi niewiastami, powracającymi do Kafarnaum.

Magdalena wyróżnia się wśród kobiet słusznym wzrostem i pięknością. Dina za to jest ruchliwszą i zwinniejszą; dla każdego uprzejmą, każdemu niesie pomoc, a czyni to z pokorą, jak zwinna, życzliwa służebnica. Wszystkie jednak przewyższa przedziwną pięknością Najświętsza Panna. Może znalazłyby się i inne równie kształtnej postaci, może przewyższa ją Magdalena swą uderzającą powierzchownością i kibicią, lecz Marya wyróżnia się nad wszystkie Swą nieopisaną prostotą, skromnością, powagą, łagodnością i spokojem; jest tak przeczystą bez wszelkich wrażeń ubocznych, że widzi się w niej wyłącznie obraz Boga w człowieku. Pod tym względem podobny jest do Niej tylko Jej Syn. Z twarzy zaś Jej przebija, jak u nikogo więcej, niewypowiedziana czystość, niewinność, powaga, mądrość, spokój i słodki wdzięk, jaki tylko pobożność nadaje. Przebija z Niej wzniosłość, a zarazem niewinność prostego dziecięcia. Obecnie jest bardzo poważną, spokojną i często smutną; smutek Jej jednak nie ma nigdy gwałtownych objawów, łzy tylko spływają cicho po Jej spokojnym obliczu.

Magdalena weszła wkrótce w dawny tryb życia. Odwiedzali ją wciąż mężczyźni, którzy w zwykły a uwłaczający sposób wyrażali się o Jezusie, o Jego podróżach, nauce i o wszystkich Jego stronnikach.

Magdalena przyznała się im, że słuchała w Gabara Nauki Jezusa, lecz oni wyśmiali ją, uważając to za niepodobieństwo. Za to zwrócili zaraz uwagę, że Magdalena wygląda o wiele piękniej i przyjemniej, niż ostatnimi czasy. Takie mowy i pochlebstwa omamiły ją na nowo, to też wkrótce popadała w grzechy głębiej niż przedtem. Po nowym upadku zyskał nad nią szatan tym większą władzę; gwałtowniej też napadał na nią, widząc, jak łatwo mógł ją utracić. Wreszcie ją opętał, skutkiem czego miała Magdalena często skurcze i konwulsje.

 

Jezus naucza w Azanot. Nawrócenie Magdaleny, popadłej powtórnie w grzechy

Mniej więcej godzinę na południowy zachód od gospody w Dotaim, naokoło wyżyny, leżała mała miejscowość Azanot. Z tej wyżyny, jakby ze stolicy, już w dawnych czasach nauczali prorocy. Przez uczniów rozeszła się była już w okolicy wiadomość, że Jezus będzie miał wielką naukę; zdążali więc tu ludzie z całej Galilei. Marta zaś pojechała ze służącą do Magdaleny, aby ją nakłonić do przybycia na tę Naukę. Magdalena, której zboczenia dochodziły do ostateczności, przyjęła ją z lekceważeniem. Właśnie w czasie przybycia Marty zajętą była strojeniem się, i kazała jej powiedzieć, że obecnie nie może z nią mówić. Marta, modląc się, czekała z niewypowiedzianą cierpliwością. Na koniec przyszła nieszczęśliwa Magdalena z lekceważeniem, zuchwałością i niechęcią, gdyż wstydziła się prostego odzieniu Marty i obawiała się, aby obecni goście jej nie zauważyli, i dlatego zażądała od niej, aby się oddaliła. Marta prosiła tylko o kącik do wypoczynku. Umieszczono ją zatem wraz z służebną w izdebce bocznego budynku i pozostawiono umyślnie czy przez zapomnienie bez jedzenia i picia. Było to po południu. Tymczasem Magdalena stroiła się na biesiadę, do której zasiadła na ozdobnym krześle, Marta zaś i jej służebna modliły się. Po rozkosznej uczcie przyszła nareszcie Magdalena i przyniosła Marcie coś na talerzyku i do picia; talerzyk miał brzeg niebieski. Mówiła gwałtownie i pogardliwie; całe jej zachowanie było dumne i bezczelne, zdradzało jednak wewnętrzny niepokój i rozterkę. Marta prosiła ją z wielką miłością i pokorą: „aby przecież posłuchała tej wielkiej nauki Jezusa w pobliżu; wszystkie przyjaciółki, które niedawno podczas nauki znalazła, będą tam także i cieszą się bardzo, że się z nią zobaczą. Wszak sama już jawnie okazała, jak bardzo czci Jezusa; słusznie więc, aby uczyniła tę przyjemność jej i Łazarzowi, i przybyła na naukę, zwłaszcza, że nie tak prędko nadarzy się znów sposobność, by tak blisko usłyszeć cudownego proroka, a zarazem zobaczyć wszystkich swych przyjaciół. Przez namaszczenie Jezusa podczas uczty w Gabara dostatecznie okazała, że umie poznać i uczcić to, co prawdziwie jest wzniosłe i wspaniałe; niech więc z radością znów powita, co już raz szlachetnie i odważnie, publicznie umiała uznać i ocenić”. Zbytecznie mówić i trudno wypowiedzieć, z jaką miłością przemawiała jej Marta do serca i z jaką cierpliwością znosiła odpychające i lekceważące jej zachowanie.

Wreszcie rzekła Magdalena: „Pójdę, ale nie z tobą; tak licho jak ty ubrana iść nie mogę; ustroję się według mego stanu i pójdę z przyjaciółkami. Po tym się rozstały. Pora była bardzo spóźniona. Nazajutrz rano, w czasie ubierania się, kazała Magdalena zawołać Martę, która zdobywała się na największą cierpliwość i bez przerwy modliła się w duszy, aby Magdalena się poprawiła i z nią wybrała na Naukę Jezusa. — Magdalena siedziała na niskim stołku, owinięta w cienką, wełnianą szatę. Dwie niewolnice zajęte były umywaniem jej nóg i rąk, i nacieraniem wonnymi olejkami. Włosy jej podzieliły przedziałkami ponad uszy i z tyłu na trzy części, układały je gładko, czesały, trefiły i splatały. Następnie na cienką, wełnianą koszulę wdziała zieloną suknię w żółte, wielkie kwiaty, a na to jeszcze fałdzistą szatę. Na głowie miała karbowany, wysoki czepek, wystający przed czoło. Włosy i czepek były prze tykane wieloma perełkami. Nosiła długie zausznice. Rękawy sukni były u góry szerokie aż po łokcie, w dolnych częściach ściągnięte szerokimi, lśniącymi sprzączkami, szata była marszczona. Spodnia suknia była na piersiach otwarta i spojona błyszczącymi sznurkami. Przy ubieraniu się miała w ręce okrągłe, błyszczące zwierciadło. Napierśnik suto ozdobiony złotem, graniastymi kamieniami i perłami, okrywał jej piersi. Na sukni spodniej nosiła wierzchnią, powłóczystą, z krótkimi, szerokimi rękawami. Suknia ta była z fiołkowego, mieniącego się jedwabiu, zdobna i poprzetykana mnóstwem wielkich, pstrych i złotych kwiatów. W sploty włosów powtykane były róże z surowego jedwabiu, sznurki pereł i wystająca wzorzysta tkanina, jakby koronka. Włosy mało co można było widzieć z pod ozdób, tworzących czubek z przodu ponad twarzą. Ponad tym strojem głowy miała przezroczystą, cienką, bogatą zasłonę, która z przodu szła przez ów czubek, z tyłu zaś, ściągnięta, zwisała, a od twarzy spadała na ramiona.

Marta opuściła teraz swą siostrę i poszła do gospody pod Damna, aby opowiedzieć Maryi i świętym niewiastom, że udało jej się nakłonić Magdalenę do słuchania Nauki w Azanot. Do Damny przybyło z Najświętszą Panną więcej niż dwanaście niewiast, aby stąd udać się do Azanot na Naukę. Między nimi były: Anna Kleofasowa, Zuzanna Alfeusza, Zuzanna z Jeruzalem, Weronika, Joanna Chusa, Maria Marka, Dina, Maroni, Sufanitka.

Z gospody w Dotaim przybył Jezus wraz z sześciu Apostołami i wielu uczniami do Azanot; po drodze spotkał się z świątobliwymi niewiastami, idącymi z Damny. Łazarz był także z Nim.

Po oddaleniu się Marty, Magdalena dręczona była bardzo od diabła, który chciał ją powstrzymać od podróży na naukę Jezusa. Byłaby już nie poszła, gdyby nie to, że jej goście umówili się, aby także do Azanot podążyć, i tam przypatrzyć się także temu — jak się wyrażali — widowisku. Magdalena i inne grzesznice pojechały na osłach do gospody kobiet przy jeziornych kąpielach Betulii; objuczone osły niosły tamże przepyszne siedzenie dla Magdaleny, jako też wezgłowia i dywany dla innych.

Nazajutrz ubrała się Magdalena ze zbytkiem i przepychem i zjawiła się z towarzyszkami na miejscu nauki, które było z gospody małą godzinkę drogi oddalone. Z szumem i zwracając na się ogólną uwagę, rozprawiając głośno i rozglądając się naokoło, siadły z dala od świętych niewiast na naczelnym miejscu pod otwartym namiotem. Byli przy nich i mężczyźni tego samego co i one pokroju. Siedziały na pulchnych stołeczkach, wezgłowiach i kobiercach, na widoku wszystkich; Magdalena na czele. Ona to właśnie była powodem ogólnych szeptów i pomruków; tu bowiem w całej okolicy była jeszcze więcej znienawidzona i pogardzana, niż w Gabara. Faryzeusze, którzy wiedzieli o jej pierwszym, nagłym nawróceniu, po którym niebawem popadła znowu w grzechy, gorszyli się na jej widok, i czynili między sobą różne uwagi, że śmie i że wolno jej tu się pokazywać.

Wielką i surową Swą Naukę poprzedził Jezus uzdrowieniem wielu chorych. Szczegółów nie mogę już sobie przypomnieć, wiem jednak jeszcze, że wołał „biada” na Kafarnaum, Betsaidę i Chorazim; mówił, że królowa Saba przybyła z południa słuchać mądrości Salomona, a przecież tu jest więcej niż Salomon. Zdumiewającym było, że różne niemowlęta na rękach matek, głośno wołały: „Jezus z Nazaretu, największy prorok, syn Dawida, Syn Boży”. Wielu, a nawet Magdalena, byli tym na wskroś wstrząśnięci. Mając na myśli Magdalenę, mówił Jezus: “Gdy szatan zostanie wypędzony i dom się oczyści, wtedy wraca on z sześciu towarzyszami i sprawia stan gorszy, niż był przedtem”. Magdalenę przejął strach. Wzruszywszy w ten sposób serca wielu, rozkazał Jezus szatanowi w ogólności, zwracając się na wszystkie strony, wyjść z tych wszystkich, którzy pożądają uwolnić się od niego; którzy jednak nadal chcą być z nim złączeni, niech go stąd ze sobą zabiorą i to miejsce opuszczą. Na ten rozkaz zaczęli opętani w koło wołać: „Jezu, Synu Boga!” A tu i ówdzie wpadali ludzie w omdlenie.

Między innymi i Magdalena, która na przepysznym siedzeniu ściągała na siebie ogólną uwagę, upadła nagle wśród gwałtownych skurczów; inne grzesznice poczęły nacierać ją pachnidłami i chciały ją wynieść, by, korzystając z tego, same z honorem mogły się uchylić; pragnęły bowiem szatana w sobie zatrzymać. Gdy jednak lud zewsząd zaczął wołać: „Mistrzu, wstrzymaj się, ta niewiasta umiera!” przerwał Jezus Naukę i rzekł: „Posadźcie ją na jej krześle, śmierć, którą teraz przebywa, jest śmiercią dobrą, ona wskrzesi ją do życia”. Po pewnym czasie ugodziło w nią znów Słowo Jezusa, upadła znów omdlała w kurczach, a ciemne jakieś widma zaczęły z niej wychodzić. Powstał znów wielki hałas i ścisk około niej, gdyż otaczające ją towarzystwo chciało ją znów zabrać do siebie, lecz wnet na nowo usiadła na swym pięknym siedzeniu, okazując, jakoby zwykłego tylko doznała omdlenia. Ogólne jednak zdziwienie wzmagało się tym więcej, że za nią wielu innych opętanych również na ziemię upadło, a wstali uwolnieni. Gdy więc Magdalena po trzeci raz w gwałtownych boleściach na ziemię upadła, zgiełk stał się jeszcze większy. Marta pospieszyła do niej, a gdy Magdalena znów przyszła do siebie, była prawie bez zmysłów, płakała gwałtownie i żądała, by ją przenieść do miejsca, gdzie siedziały święte niewiasty. Towarzyszki jej zatrzymywały ją przemocą, mówiąc do niej: że przecież nie powinna być głupia. Zaniesiono ją jednak na owo miejsce. Łazarz, Marta i inni poszli ku niej i zabrali ją do gospody świętych niewiast, które także tam się zeszły. Tymczasem światowa drużyna, która przybyła z Magdaleną, już umknęła z widowni.

Jezus uzdrowił jeszcze kilku ślepych i innych, a potem poszedł na dół ku Swej gospodzie, miał jednak jeszcze w szkole Naukę, na której Magdalena znów była obecna. Nie była jeszcze wprawdzie zupełnie uleczoną, ale wzruszoną do głębi i już nie tak zbytkownie ubraną. Zrzuciła niepotrzebne i przesadne ozdoby, z cieniutkiej, koronkowej tkaniny, które słabe jak pajęczyna, zaledwie kilka razy można było nosić. Była zakwefiona. Jezus miał i teraz Naukę, która na wskroś ją przejmowała; a gdy nadto spojrzał na nią wzrokiem, wnikającym do głębi duszy, popadła znowu w omdlenie i znów jeden zły duch ją opuścił. Omdlałą wyniosły jej służebne. Marta i Maria przyjęły ją przed synagogą i zabrały do gospody. Odtąd była jakby obłąkana; krzyczała, wybuchała płaczem, biegała po ulicach, wołając do ludzi, że jest występną grzesznicą, wyrzutkiem ludzi. Z trudnością usiłowały ją niewiasty uspokoić. Darła na sobie suknie, burzyła włosy, okrywała się cała, jakby kryjąc się przed widokiem ludzi. Gdy potem Jezus znajdował się w gospodzie z uczniami i kilku faryzeuszami, spożywając stojąc małą przekąskę, wymknęła się Magdalena z pośród niewiast, wpadła z rozpuszczonymi włosami, i przeciskając się przez wszystkich, rzuciła się do Nóg Jezusa i z łkaniem błagała, czy jest jeszcze dla niej ratunek. Faryzeusze, a nawet niektórzy uczniowie, zgorszeni i oburzeni na nią, rzekli do Jezusa, że nie powinien przecież dłużej cierpieć, aby ta nierządna niewiasta wszędzie wzniecała niepokój. Nareszcie powinien jej dać raz na zawsze odprawę. Lecz Jezus odrzekł: „Dozwólcie jej płakać i narzekać, nie wiecie, co się z nią dzieje” — po czym zwrócił się do niej z pociechą, mówiąc: „Żałuj z całego serca, wierz i ufaj, a wnet zyskasz spokój; teraz idź, pełna otuchy!” Marta, która towarzyszyła jej ze służebnymi, wzięła ją znów do domu. Lecz spokój nie przybywał; przeciwnie, ciągle załamywała ręce i narzekała; nie była bowiem jeszcze całkiem uwolniona od szatana, który nękał ją i trapił straszliwymi wyrzutami sumienia i zwątpieniem. Nie mogła znaleźć spokoju i myślała, że jest zgubioną.

Reliwkiarz z czaszką św. Mari Magdaleny oraz u dołu Relikwiarz z fragmentem skóry, który dotknął Chrystus po Zmartwychwstaniu (Bazylika Saint Maximin la Sainte Baume)

Na prośbę Magdaleny pospieszył Łazarz natychmiast do Magdalum, by objąć jej posiadłość i zerwać tamtejsze jej stosunki. Jak wiadomo, miała Magdalena pod Azanot i w okolicy obszary pola i winnic, które już przedtem Łazarz z powodu jej marnotrawstwa objął w swój zarząd.

Wskutek wielkiego natłoku podążył Jezus jeszcze nocą z uczniami w pobliże Damny, gdzie znajdował się piękny pagórek, dogodny do nauczania, i gospoda. Gdy nazajutrz rano przyszły tu i niewiasty z Magdaleną, zastały już Jezusa, otoczonego mnóstwem ludzi, oczekujących pomocy. Skoro tylko bowiem rozeszła się wieść, że Jezus odszedł, natychmiast wielu pospieszyło za Nim; a prócz tego, i ci wszyscy, którzy, chcieli Go wyszukać w Azanot; tak więc w ciągu całej Nauki napływały coraz nowe gromady ludzi. Po owym wypadku siedziała teraz Magdalena podczas nauki przy świętych niewiastach, cała przygnębiona i jakoby zbita. Jezus mówił gwałtownie przeciw grzechom nieczystości, dodając, że grzechy te między innymi ściągnęły ogień na Sodomę i Gomorę. Nadmieniał jednak i o Miłosierdziu Bożym i obecnym czasie Łaski, i prawie błagając wzywał ludzi, by tę Łaskę przyjęli. Trzy razy wśród nauki spojrzał Jezus na Magdalenę, za każdym razem upadła na ziemię, a czarny opar z niej wychodził. Była jakby unicestwiona, wybladła, zwiędła i prawie nie do poznania. Strumienie łez zalewały ją nieustannie. Była zupełnie przemieniona, bolała z utęsknieniem, by nareszcie wyznać przed Jezusem grzechy i otrzymać przebaczenie. Po Nauce podszedł Jezus ku niej na ubocze. Sama Maria i Marta przywiodły ją naprzeciw Jezusa, przed którym we łzach z rozwianymi włosami rzuciła się na twarz. Jezus pocieszał ją, a gdy się inni oddalili, poczęła wołać i prosić przebaczenia, wyznała swe liczne występki, pytając ciągle: „Panie, czy jest jeszcze dla mnie ratunek?” Jezus przebaczył jej grzechy. Wtedy prosiła o łaskę, by już więcej nie wracała do grzechu. Jezus przyrzekł jej to, pobłogosławił ją, i mówił z nią o cnocie czystości i o Swej Matce, która czystą jest od wszelakiej zmazy. Wielbił Ją wysoce jako wybraną ze wszystkich, czego nigdy zresztą z ust Jego nie słyszałam, i polecił jej całkiem przylgnąć do Maryi i od Niej zasięgać wszelkiej rady i pociechy. Gdy z Jezusem powróciła do niewiast, rzekł Jezus: „Była wielką grzesznicą; ale też będzie wzorem wszystkim pokutującym na wieczne czasy”.

Wskutek gwałtownych wstrząśnięć, żalu i łez Magdalena nie była już prawie podobną do człowieka, była jak chwiejący się cień. Wszystkie niewiasty pocieszały ją i objawiały jej miłość. Pod wpływem tego uspokoiła się, lecz płakała i czuła znużenie. Ponieważ inne niewiasty wybierały się do Naim, Magdalena zaś za słabą była, by móc iść z nimi, przeto Marta, Anna Kleofasowa i Maria Sufanitka, poszły z nią do Damny, by tu nieco wytchnąć i nazajutrz rano podążyć za tamtymi świętymi niewiastami, które przez Kanę poszły do Naim.

Jezus zaś udał się z uczniami w poprzek doliny jeziora kąpielowego. W 4 do 5 godzin przybyli do Gatefer, dosyć wielkiego miasta, leżącego na pagórku między Kaną, a Seforis. Na noc zatrzymali się przed miastem w gospodzie, blisko jaskini, zwanej jaskinią Jana.

 

Magdalena ostatni raz namaszcza Jezusa

 

Rano następnego dnia miał Jezus na podwórzu domu Łazarza Naukę dla uczniów; zebrało się ich sporo, bo przeszło sześćdziesięciu. Po południu około trzeciej godziny zastawiono dla nich stoły na podwórzu. Usługiwał im Sam Jezus z Apostołami; chodził od stołu do stołu, podawał to tę, to ową potrawę, a przy tym nauczał. Judasza nie było, bo zajęty był za kupnem wiktuałów na ucztę u Szymona. Magdalena także poszła do Jerozolimy zakupić wonnych olejków. Najświętsza Panna, której Jezus jeszcze o świcie oznajmił Swą rychłą śmierć, była nad wyraz smutna. Siostrzenica jej, Maria Kleofe, pocieszała Ją jak mogła, wciąż dotrzymywała Jej towarzystwa, a i teraz poszła z Nią do gospody uczniów.

Jezus tymczasem rozmawiał z uczniami o bliskiej Swej śmierci i jej następstwach. Między innymi tak rzekł do nich: „Jeden z Moich zaufanych, który wszystko ma Mi do zawdzięczenia, zaprzeda Mię faryzeuszom. Nie będzie nawet drożył się z Moją Osobą, lecz zapyta ich: „Ile chcecie mi dać za Niego?” A więc gorzej niewolnika będę sprzedany. Bo nawet gdyby niewolnika kupowali faryzeusze, to jeszcze sprzedający podałby im cenę i trwałby przy niej, a ten odda Mię za tyle, ile mu sami ofiarują”. Uczniowie płakali gorzko słysząc to, i ze smutku nie mogli nic jeść; dopiero na uprzejme i usilne nalegania Jezusa posilili się trochę. Nie pierwszy to raz zauważyłam, że uczniowie okazywali nieraz więcej czułości względem Jezusa niż Apostołowie. Pochodziło to zapewne stąd, że nie tak często obcowali z Jezusem, więc też pokorniejszymi się czuli wobec Niego.

I z Apostołami omawiał Jezus tego rana wiele szczegółów, a że nie wszystko rozumieli, kazał im zapisywać sobie trudniejsze rzeczy, co też uczynił zaraz Jan i kilku innych. Kazał im to czynić dlatego, bo, jak mówił, po zesłaniu Ducha św. przypomną sobie te szczegóły i zrozumieją je wtenczas. Z lekka napomykał Jezus o tym, że uciekną od Niego, gdy zdrajca wyda Go w ręce żydów. Apostołowie nie chcieli nawet myślą przypuścić tego, a przecież postąpili tak rzeczywiście. Jezus przepowiadał im, co potem nastąpi, i pouczał, jak mają się zachować w różnych okolicznościach.

Wreszcie podał im Jezus ważny szczegół, odnoszący się do Świętej Matki Jego. Oznajmił im, że Ona wraz z Nim odcierpi wszystkie straszliwe Męki przedśmiertne, że wraz z Nim odbędzie bolesne konanie i śmierć, a mimo to będzie musiała żyć jeszcze lat piętnaście.

Uczniom wyznaczył Jezus, gdzie mają się udać; jednym kazał iść do Arymatei, innym do Sychar, innym wreszcie do Kedar. Trzem młodzieńcom, którzy towarzyszyli Mu w ostatniej podróży, zabronił wracać do domu, a to dlatego, że, jak mówił, zanadto zmienili już swój sposób myślenia i postępowania, więc łatwo mogliby wywołać w ojczyźnie zgorszenie, a przy tym w razie napotkanego oporu narazić się na niebezpieczeństwo upadku. Tak to pouczał Jezus uczniów nadzwyczaj serdecznie i udzielał im rad na przyszłość. Już nad wieczorem wielu ich rozeszło się w różne strony. Eliud i Eremenzear poszli, jak się zdaje, do Sychar. Sylas pozostał jeszcze. Tymczasem wróciła Magdalena z Jerozolimy z zakupionymi wonnymi maściami. Sama nie załatwiała tego, tylko poszła do Weroniki i tam siedziała, a Weronika zajęła się kupnem. Trzy rodzaje były tych maści i to najkosztowniejszych, jakie można było dostać; bo też Magdalena oddała na to resztę swego mienia. Pamiętam, że między tymi wonnościami była i flaszka olejku nardowego. Magdalena kazała kupić wonności razem z naczyniami. Naczynia te w kształcie małych urn, zrobione były z jakiejś białawej, połyskującej materii, łudząco podobnej do perłowej macicy; było to jednak co innego. U góry były zaśrubowane, wydęta podstawka opatrzona była gałeczkami. Naczynia te włożyła Magdalena razem do kieszeni, a raczej do woreczka, przewieszonego pod płaszczem przez piersi i plecy na skoś. Weronika odprowadziła ją kawałek, a matka Jana Marka poszła z nią aż do Betanii. Przybywszy do Betanii, spotkały Judasza: ten rozmawiał chwilę z Magdaleną, choć w sercu czuł ku niej niechęć. W Jerozolimie dowiedziała się Magdalena od Weroniki, że faryzeusze uradzili pojmać Jezusa i zabić; wstrzymywali się tylko jeszcze dlatego, że tylu było obcych w mieście, szczególnie pogan, którzy szanowali i miłowali bardzo Jezusa. W domu oznajmiła Magdalena tę wieść niewiastom.

Niewiasty znajdowały się już w domu Szymona, pomagając w przygotowaniach do uczty. Judasz zakupił obficie wszystkiego; hojnie czerpał dziś z mieszka, myśląc w duchu, że w wieczór potrafi to sobie odbić z procentem. Na jadalnię obrano dziś inną salę, nie tę, w której odbyła się uczta poprzednim razem w dzień po uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy. Dziś obrano na ten cel ozdobną, otwarta salę, z tyłu domu, z widokiem na podwórze. W stropie był otwór, przesłonięty przezroczystą gazą w kształcie kopuły. Po obu jej stronach zwieszały się sztuczne piramidy z mięsistego ziela brunatno zielonego o małych okrągłych listkach. Dołem złączone były piramidy także czymś zielonym. Zdaje mi się, że zawsze utrzymywano je tak w stanie świeżej zieloności. Wprost pod tą kopułą przeznaczone było miejsce dla Jezusa. Od strony, którędy miano nosić potrawy przez podwórze otwartym krużgankiem, stół był nie zajęty. Stało tu tylko nakrycie dla Szymona, który miał usługiwać do stołu. Z tej też strony stały na ziemi pod stołem trzy wysokie płaskie dzbanki z wodą.

Dla gości przeznaczone były tym razem niskie, poprzeczne ławki, opatrzone dodaną z tyłu poręczą, a z przodu wesprą, służącą do oparcia ramienia. Ławki stojące parami, były na tyle szerokie, że na każdej było miejsce dla dwóch biesiadników, a więc umieszczeni byli po dwóch naprzeciw siebie. Tylko Jezus zajmował sam całą ławkę. Dla niewiast przeznaczona była otwarta sala z lewej strony podwórza, więc mogły przez podwórze widzieć ucztujących mężczyzn. Gdy już wszystko przygotowane było do uczty, poszedł Szymon ze służącym po Jezusa, Łazarza i Apostołów. Przybrani byli w suknie świąteczne; Szymon miał długą suknię, przepasaną pasem, tkanym w różne figury, na ramieniu przewieszony miał długi manipularz, dołem bramowany frędzlami. Sługa miał kaftan bez rękawów. Szymon szedł z Jezusem, a sługa z Apostołami. Nie weszli do domu drzwiami od ulicy, lecz obszedłszy dom, weszli z tyłu przez ogród wprost do sali jadalnej. W całej Betanii rojno dziś było i gwarno; było i dosyć obcych, którzy pragnęli bardzo oglądać wskrzeszonego Łazarza, więc wreszcie aż zgiełk powstał. I to bowiem podpadało ludziom, że Szymon, zakupiwszy tyle różnych rzeczy, zamknął dziś dom szczelnie, choć zwykle jako do publicznej gospody dostęp był wolny dla wszystkich. Słowem, wszyscy ciekawi byli i niespokojni. Podczas uczty wdrapywali się ciekawsi prawie na mury, by zobaczyć, co się wewnątrz dzieje. Nie przypominam sobie, czy przy wejściu umywano Jezusowi i Apostołom nogi; zdaje mi się, że było tylko krótkie oczyszczenie.

Na stole stały rzędem wielkie kubki, a między nimi po dwa mniejsze. Napój był trojaki; zielonkawy, czerwony i żółty; jeden zdawał mi się podobny do soku gruszkowego. Z potraw wniesiono najpierw jagnię, rozciągnięte na podłużnej misie, z pyszczkiem, opartym na przednich nogach. Postawiono je na stole, zwrócone głową ku Jezusowi. Jezus wziął w rękę biały nóż kościany, czy też kamienny, wbił go w kark jagnięcia i naciął szyję najpierw z jednej strony potem z drugiej; następnie zrobił długie cięcie wzdłuż głowy i całego grzbietu; mimo woli przywiodły mi linie tych cięć krzyż na pamięć. Odcięte trzy kawałki położył Jezus Janowi, Piotrowi i Sobie. Wtedy Szymon, jako gospodarz, pokrajał do reszty na poprzek i roznosił po porządku na prawo i na lewo, Apostołom i Łazarzowi.

Niewiasty, a było ich siedem czy dziewięć, obsiadły w koło swój stół; Magdalena, wciąż teraz zapłakana siedziała naprzeciw Najświętszej Panny. I tu stało na stole pieczone jagnię, ale mniejsze i nie tak wyciągnięte na misie, jak tamto. Głowę zwróconą miało ku Matce Bożej; ona też pokrajała je i rozdzieliła na części.

Po jagnięciu podano ryby, między nimi trzy wielkie. Wielkie ryby leżały brzuchami na dół w jakimś białym, skrzepłym sosie, jak gdyby pływały. Dalej podano ciasta pieczone w postaci jagniąt i ptaków z rozpostartymi skrzydłami. Następnie przyszły na stół plastry miodu, ziele podobne do sałaty i jakiś sos, w którym to ziele maczano; zdaje mi się, że to była oliwa. Wreszcie podano owoce, wyglądające na gruszki; w środku był jeden wielki owoc podobny do dyni, a w niego powtykane były szypułkami inne, jakby winne grona. Niektóre misy polewane były biało, niektóre żółto, jedne były głębokie, drugie płytkie, stosownie do rodzaju podawanych potraw.

Przez cały czas trwania uczty nauczał Jezus. Właśnie pod koniec uczty mówił coś Jezus bardzo zajmującego i ważnego, więc Apostołowie słuchali z wielką uwagą, z rozwartymi ustami; Szymon także, który dotychczas usługiwał, siedział teraz bez ruchu i przysłuchiwał się wraz z innymi. Właśnie w tej chwili wstała Magdalena po cichu od stołu. Miała dziś na sobie cienki delikatny płaszcz biało niebieski, podobny zupełnie do okrycia Świętych Trzech Królów; rozpuszczone włosy przykryte miała zasłoną. Trzymając w fałdach płaszcza kupione wonności, weszła podsieniem do sali poza miejscem, gdzie Jezus siedział. Zbliżyła się, płacząc gorzko, a upadłszy Mu do Nóg, skłoniła swą twarz na Jego Nogę spoczywającą na łożu; drugą Nogę, spuszczoną ku ziemi, podał jej Pan Sam. Wtedy Magdalena zdjęła Mu z nóg sandały, namaściła Nogi z wierzchu i pod podeszwą, po czym ująwszy w obie ręce swe włosy okryte zasłoną, otarła nimi namaszczone Nogi Jezusa i włożyła Mu na powrót sandały. Czynność ta spowodowała przerwę w mowie Pana. Jezus zauważył obecność Magdaleny zaraz, jak tylko weszła, ale inni teraz dopiero spostrzegli ją, gdy Jezus nagle umilkł. Niechętni byli, że ktoś tam przeszkadza w Nauce, lecz Jezus rzekł: „Nie gorszcie się tą niewiastą!” – po czym zaczął coś cicho mówić do niej. Magdalena zaś, załatwiwszy się z zakładaniem sandałów, stanęła za Jezusem i wylała Mu na Głowę flaszeczkę wonnego olejku tak obficie, że aż spływał poza suknię, po czym jeszcze nabrawszy na rękę kosztownej maści, potarła Mu nią Głowę od ciemienia w tył Głowy. Przyjemna woń rozeszła się po całej sali. Apostołowie zaczęli szeptać i mruczeć, Piotr nawet okazywał niechęć z powodu tej przerwy w Nauce. Magdalena, płacząc ciągle, spuściła zasłonę na twarz i zwróciła się do odejścia. Gdy idąc poza stołem, przechodziła koło Judasza, zagrodził jej tenże drogę ręką tak, że musiała się zatrzymać, i zaczął jej wyrzucać marnotrawstwo, mówiąc, że lepiej było obrócić to na wsparcie dla ubogich. Magdalena stała w milczeniu, płacząc gorzko. Dopiero Jezus ujął się za nią mówiąc: „Dozwólcie jej odejść spokojnie. Namaściła Mnie teraz na śmierć i już więcej tego uczynić nie będzie mogła. Zaprawdę, powiadam wam, gdziekolwiek głoszona będzie kiedyś Ewangelia, tam także wzmianka będzie o jej czynie i waszym szemraniu!” Smutna wyszła Magdalena z sali. Uczta też nie przeciągała się dłużej, szemranie bowiem Apostołów i nagana, udzielona im przez Jezusa, zmieniły nastrój biesiadników. Podniesiono się też zaraz od stołu i wszyscy poszli na powrót do Łazarza. Judasz, skąpiec rozzłoszczony do żywego postępkiem Magdaleny, postanowił sobie w duchu, że już nie zniesie dłużej takiej gospodarki. Nie dał jednak nic poznać po sobie, zdjął suknię godową, i oddalił się pod pozorem, że musi dopilnować w jadalni zebrania resztek potraw dla ubogich. Zamiast jednak tam pójść, pobiegł pędem do Jerozolimy. Przez całą drogę widziałam przy nim diabła smukłego, spiczastego, czerwonego. Był on raz przed nim, to znowu za nim, jak gdyby mu przyświecał, i rzeczywiście, chociaż ciemno było, biegł Judasz pewnie, bezpiecznie, nie potknąwszy się ani razu. Przybywszy do Jerozolimy, pospieszył do domu, w którym później wyszydzano Jezusa. Faryzeusze i arcykapłani zebrani jeszcze byli na naradzie. Judasz nie poszedł do zebranych, tylko dwóch faryzeuszów zeszło do niego na podwórze i tu się rozmówili.

Nie posiadali się z radości, gdy Judasz ofiarował się im wydać Jezusa. Zdrajca zapytał jednak zaraz, ile gotowi są dać mu za to, więc po krótkiej wspólnej naradzie zeszedł jeden i ofiarował mu 30 srebrników. Judasz przystał bez wahania i chciał, by mu zaraz tę sumę wyliczono, faryzeusze jednak obawiali się, by ich nie oszukał, bo przedtem także był u nich, a później tak długo się nie pokazywał; kazali mu więc najpierw zrobić swoje, a potem obiecali zapłacić. Widziałam, jak nawzajem uderzali w dłonie na znak zgody i naddzierali trochę suknie. Chcieli oni także, by Judasz dłużej został i objaśnił ich bliżej, kiedy i jak zamierza urządzić wszystko, lecz on spieszył się bardzo, by nie wzbudzać podejrzenia; rzekł tylko: że musi jeszcze wszystko dokładniej się wywiedzieć, a wtenczas można będzie to jutro doprowadzić do skutku bez zbytniego rozgłosu. Przez cały ten czas diabeł wciąż był przy nim. Spiesznie powrócił Judasz znowu do Betanii ubrał się w swą suknię i jakby nic nie zaszło przyłączył się do innych. Jezus pozostał na noc w domu Łazarza, podczas gdy uczniowie rozeszli się do swych gospód. W nocy jeszcze powrócił Nikodem z Jerozolimy, a Łazarz towarzyszył mu kawałek drogi.

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023