Kazanie V.

 

 

Źródło: Ks. Tomasz Dąbrowski – Kazania o Męce Pańskiej na trzy posty 1907r.

 

 

I wzięli Jezusa i wywiedli. A niosąc krzyż sobie, wyszedł na ono miejsce, które zwano trupiej głowy, a po żydowsku Golgota. (Jan 19. 16).

Weźmij syna twego jednorodzonego, którego m iłujesz Izaaka, i ofiaruj go na całopalenie na jednej górze, którą okażę tobie (Ks. Rodz.. 22. 2.). Tak przemówił Pan Bóg niegdyś do Abrahama. Posłuszny rozkazowi wstał Abraham w nocy, osiodłał osła, wziął ze sobą dwóch służebników i syna Izaaka. I nabrał drew i włożył je na syna, a sam niósł w rękach ogień i miecz. A w drodze rzekł Izaak do ojca: Oto ogień jest i drwa, a gdzie ofiara całopalenia? Bóg opatrzy sobie ofiarę, synu mój, odrzekł Abraham. I przyszli na miejsce, które Bóg okazał. Abraham zbudował ołtarz i ułożył drwa na nim, a związawszy Izaaka, syna swego, włożył go na ołtarz na stos drew. I porwał miecz, aby ofiarował Syna, lecz Anioł z nieba zawołał: Abrahamie! nie ściągaj ręki twej na dziecię, ani nie czyń mu nic złego; — teraz żem poznał, że się boisz Boga i nie sfolgowałeś jedynemu synowi twemu dla mnie.

Najmilsi! Izaak, ukochany syn Abrahama, to jest wyraźna figura, wyraźne przeobrażenie Pana Jezusa. Na tym samym miejscu, gdzie Abraham gotów był złożyć Izaaka Panu Bogu na ofiarę, wydał Ojciec niebieski Syna swego najmilszego na śmierć: na tę samą górę Moria, na którą niósł Izaak drzewo, dźwigał we 2000 lat później drugi Izaak, tj. Jezus Chrystus, ciężar drzewa krzyżowego, aby na nim był ofiarowany. Czytamy bowiem w Ewangelii: I wzięli Go i wywiedli. A niosąc krzyż sobie, wyszedł na ono miejsce, które zwano trupiej głowy, a po żydowsku Golgota (Jan 19. 16.), a Golgota była właśnie drugim znaczniejszym szczytem łańcucha gór Moria. Jedna tylko zachodzi różnica między ofiarowaniem Izaaka i Pana Jezusa. Izaakowi towarzyszyła mała garstka ludzi, tj. Abraham i dwaj słudzy, Pana Jezusa zaś dźwigającego drzewo krzyża otaczała mnoga rzesza narodu żydowskiego, a pośród tej rzeszy znajdowało się zaledwie parę osób przejętych współczuciem dla cierpiącego. Do tych więc dusz lepszych przyłączmy się i my, z uwagą i przejęciem się postępując za Panem, w Jego pochodzie ciężkim przez ulice Jerozolimy, — aż na Golgotę. Wszystkie szczegóły i okoliczności tego krwawego pochodu, tj. ciężkość krzyża, cierpliwość dźwigającego, upadanie pod brzemieniem ciężaru, pomoc Szymona Cyrenejczyka żywo sobie w sercach wyryjmy, czerpiąc naukę z tak wzniosłego przykładu.

O potulny Baranku Boży, który drzewem przekleństwa niewinnie obarczony przez ulice Jerozolimy idziesz, naucz nas, jak mamy nieść ten krzyż, który sprawiedliwość Twoja nam winnym na barki wkłada. Przyczyń się za nami o Pani i Królowo nasza, Ciebie prosimy słowy Św. Bonawentury:

Zdrowaś Marya, Boleści pełna, Ukrzyżowany z Tobą. Łzawaś Ty między niewiastami i łzawy Owoc Żywota Twego, Jezus. Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twego, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.

 

 

Część pierwsza.

 

 

Najmilsi! Skoro tylko starosta Piłat dekret śmierci zatwierdził, a było to w piątek przed południem, — postanowili żydzi, wbrew przepisom, dekret ten jeszcze tego samego dnia wykonać. Jakoż zaraz od Piłata ruszył tłum do pałacu arcykapłana Kajfasza. Tu w dziedzińcu rozpoczęły się przygotowania do pochodu. Lecz co mówię, zaczęły się? Żydzi już naprzód kazali krzyż wyciosać i mieć na pogotowiu. I rzeczywiście zaledwie Pan Jezus stanął w środku dziedzińca, wyniesiono to drzewo męki i sromoty. Wszystka rzesza ucichła, widok krzyża wywarł wrażenie przygnębiające. I było się czym przerazić. Według opisu mężów wiarogodnych miał krzyż 12 stóp, czyli 6 łokci długości, dwie piędzi szerokości, a jedną grubości. Ramię zaś poprzeczne wzwyż trzy łokci długości, a tę samą szerokość i długość.

Okrutne prawo rzymskie przepisywało wyraźnie, że skazany winien był sam dźwigać narzędzie śmierci swojej, a w dodatku nawet we własnym ubraniu. Żołnierze uczynili tak. zwlekli Go z purpury, a oblekli w szaty Jego (Mar 15. 20.),’ zostawili jednak koronę cierniową na głowie. To rozbieranie i ubieranie rozdarło na nowo wszystkie Rany poniesione przy biczowaniu.

Potem nastała chwila święta i uroczysta. Bracia i siostry, dziatki, wytężcie uwagę i patrzcie na Pana i słuchajcie, co czyni. Zbawiciel kląkł przed krzyżem, objął go Ramionami, przycisnął do Siebie, ucałował i rzekł w Duszy Swej: O Krzyżu Święty, od dawna na ciebie czekam, od dawna Krwią Moją ciebie skropić i uświęcić chcę, abyś się stał zbawieniem dla tych, którzy cię na barki moje włożyli. I wstał i wziął go chętnie, z radością na barki, aby rozpocząć pochód na miejsce stracenia.

W tej samej chwili wyprowadzili żydzi z więzienia dwóch łotrów i włożyli również krzyże na nich. Aby zaś Zbawiciela bardziej jeszcze zhańbić i poniżyć, postawili obydwóch przy Panu Jezusie, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Tym wymysłem zamierzyli okazać ludowi, że wraz z łotrami idzie w pośrodku równy im złoczyńca. I wypełniło się pismo, które mówi: Ze złoczyńcami jest policzon (Mk 15. 58).

I ruszył pochód w następującym porządku:

Naprzód szedł żołnierz, który głosem trąby zwoływał lud. i ogłaszał nastąpić mające stracenie; za nim szli posługacze niosący różnorodne narzędzia, jako to: drabiny, sznury młoty, gwoździe; potem postępował P. Jezus prowadzony na powrozach: potem szedł oddział wojska, aby zapobiec możliwym rozruchom; na koniec ogromna rzesza ludu. Na dany znak posuwał się zwolna ten cały tłum przez najznaczniejsze ulice Jerozolimy, a oczy wszystkich z drzwi i okien domów i z ulicy zwrócone na Tego, który blady, znękany, krwią i potem zlany dźwigał krzyż na zranionych barkach. Żołnierze wciąż popychali i tłum drwił do koła i szydził, a Pan ani słowa skargi nie wypuścił z ust, bolał i przebaczał, z cierpliwością i miłością przedziwną niosąc brzemię swoje. I znowu spełniło się proroctwo Izajaszowe: Jako owca na zabicie wiedzion będzie i ja ko baranek przed strzygącym go zamilknie i nie otworzy ust swoich (Ks. Iz. 53. 7).

W dalszym pochodzie przez miasto zdarzył się wypadek, o którym wprawdzie Pismo św. nie wspomina, ale wspomina o nim stare, wiarygodne podanie. Jedna z niewiast pobożnych, imieniem Weronika, zabiega Zbawicielowi drogę, przeciska się przez tłum i chustką ociera Mu krew i pot płynący po twarzy. Tę chustkę przechowuje św. Weronika jako najdroższą pamiątkę; — tę chustkę kupuje później św. Helena, matka cesarza Konstantyna i robi z niej dar papieżowi; ta chustka znajduje się jako relikwia najdroższa w kościele Św. Piotra w Rzymie aż po dzień dzisiejszy.

Wreszcie przebył Pan ulice z krzyżem na barkach, minął także bramy miasta. O biedna Jerozolimo, oto Jezus wychodzi już z murów twoich, aby nigdy więcej nie wrócić. O nieszczęsne miasto, nie chciałoś Go uznać za Mesjasza, otóż wkrótce poznasz, kto jest Ten, którego śmierci tak gwałtownie się domagałoś. O zaiste, biada miastu, biada każdej duszy, od której Pan Bóg się oddala.

Lecz cóż to za bramą miasta z Panem się dzieje ? Cóż to jest, że Ten, który krzyża tak gorąco pragnął, który go tak radośnie witał, teraz za miastem chwieje się pod nim, a nawet upada, i to raz, drugi i trzeci? W szeregach żydów powstaje popłoch i zamieszanie. Widząc, że siły Jego wyniszczone, boją się, aby im nie umarł pośród drogi. Aby ich więc nie ominęła dzika radość oglądania Go na krzyżu, myślą o ratunku. Na wszystkie strony oczyma szukają, czy też kto nie zechce nieść za Nim krzyża, lecz wszyscy z odrazą pierzchają przed drzewem hańby. Niedawno tysiące biegły za nim, tysiące cisnęły się doń, aby się bodaj palcem dotknąć szaty Jego, z której wychodziła moc uzdrawiająca, — tysiące odzyskały też zdrowie, — a teraz wszystko ucieka i nie masz nikogo z ludu wybranego, który by bodaj palcem chciał ulżyć Mu ciężaru tłoczącego.

Wtem nadszedł drogą człowiek prosty, wracający z roli. Nazywał się on Szymon Cyrenejczyk, a był poganinem. Żołnierze chwycili go tedy, i przywiedli, aby niósł krzyż za Panem. Widać, że Szymon wymawiał się, bronił i wydzierał od tej posługi, gdyż św. Mateusz wyraźnie powiada: Tego przymusili, oby niósł krzyż Jego (Mat. 27. 32.). Cóż w tym jednak dziwnego, że Szymon się wyrywał? Wszak on Pana Jezusa wcale nie znał, ani o Jego czynach i cudach nie słyszał; wszak wyręczenie skazanego przykre jest i poniżające, a nadto był krzyż ciężki i droga na Kalwaryą stroma i uciążliwa. Nie pomogło jednak wydzieranie się, przymuszony przyjął drzewo hańby na barki swe. Z początku niósł je Szymon niechętnie, ale po chwili, i litość i łaska Boża odmieniły serce jego. Pan Jezus wejrzał Nań, a w tym wejrzeniu zawarta była jakoby prośba: Szymonie, nie wzdrygaj się. Ja cierpię niewinnie, Ja ci to hojnie nagrodzę. I z każdym krokiem dalszym umniejszała się niechęć Szymona; z każdym krokiem rosło uczucie, że niesie ulgę cierpiącemu.

I jakoż nagrodził Pan tę ulgę Szymonowi? Po Zmartwychwstaniu Pana Jezusa poznał Szymon, że Ten, któremu pomógł dźwigać krzyż, był Bogiem, i przyjął Wiarę Chrześcijańską wraz z dwoma synami: Aleksandrem i Rufem. Pierwszy z nich, Aleksander, dostąpił godności męczennika, a Rufus został biskupem.

Lecz pójdźmy za Panem dalej. Orszak krzyżowy posunął się kawał drogi naprzód i znowu się zatrzymał. Wstrzymał go lament kilku niewiast sprzyjających Zbawicielowi. Aż dotąd boleść ich była cicha, choć wielka, lecz teraz na widok miejsca, gdzie miał być stracony, wybuchają głośnym płaczem.

Pan Jezus usłyszał lament tych niewiast i choć w ciągu całego pochodu nie wyrzekł ani słowa, teraz otwiera usta i powiada: Córki Jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi (Łuk. 33. 28.), to znaczy: nie płaczcie nade Mną, bom ja niewinny, biada jednakże tym, którzy Mnie na śmierć wydali. Płaczcie tedy raczej nad przyczyną męki mojej i nad grzechami synów waszych. Albowiem jeśli to na zielonym drzewie czynią, cóż na suchym będzie? (Łuk. 23. 31.), to znaczy, jeśli ja niewinny za cudze grzechy tyle ponoszę, o ileż oni więcej grzesznicy w Dzień Sądu cierpieć będą za winy własne?

Po tych słowach upomnienia, które i nas się tyczą, zamilkł Pan znowu, i w milczeniu dotarł aż do miejsca, gdzie się miało dokonać dzieło odkupienia.

I ja tu przerywam dalsze opowiadanie Męki Pańskiej, aby jeszcze raz przebiegnąć myślą pochód krzyżowy, który obfitą, potrzebną i pożyteczną nastręcza naukę.

 

 

Część druga.

 

 

Najmilsi!

1) Kto podróżuje w obcej krainie, a rad by co prędzej, drogą najkrótszą i najpewniejszą zdążyć do ojczyzny, patrzeć musi bacznie na drogowskazy, albo iść tą samą drogą, którą ktoś inny już kroczył i do ojczyzny szczęśliwie się dobił. I my podróżujemy w krainie obcej, i my dążymy do Ojczyzny Niebieskiej, a ponieważ ani rozum, ani zmysły pewnymi przewodnikami w tej pielgrzymce być nie mogą, zostawił Pan Jezus krzyż, jako drogowskaz do nieba, zostawił swoją krzyżową drogę, jako wyraźną wskazówkę, że droga krzyżowa wiedzie do wieczności.

W istocie, jeśli chcesz być kiedyś uwielbiony z Panem, musisz jak On, iść drogą krzyża. Pan Jezus sam to jasno i dobitnie powiedział: Kto nie nosi krzyża swego, a nie idzie za Mną, nie może być uczniem Moim (Łuk. 14. 17); a na innym miejscu przemawia tymi słowy: Kto nie bierze krzyża swego, a nie naśladuje Mnie, nie jest Mnie godzien (Mat. 10. 38). Taką samą naukę głosi Paweł Święty, bo pisze: Wszyscy, którzy chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie, prześladowanie będą cierpieć (2. Tym. 4. 12.). Taką samą naukę głoszą Ojcowie Kościoła. Św. Augustyn pisze: Bóg chłoszcze każdego Syna, którego przyjmuje. Jeżeli wtedy wyjętym jesteś z pod razów Jego bicza, wtenczas wyjętym także jesteś z liczby Jego dzieci. A pobożny Tomasz a Kempis powiada: Nie masz innej drogi do żywota i do prawdziwego wewnętrznego pokoju, jedno droga świętego krzyża i ustawicznego umartwienia. Chodź, kędy chcesz; szukaj, czegokolwiek chcesz; nie znajdziesz drogi zacniejszej ku górze, ani bezpieczniejszej na dole, jedno drogę św. krzyża. Inny znowu pisarz Kościoła mówi: Pobożnym zupełnie tak idzie, jak lnowi lub wełnie. Nim się len stanie płótnem, a wełna suknem, muszą się naprzód skubać, czesać, prząść i tkać, — tak musimy i my, abyśmy byli miłymi Bogu, wiele cierpieć i przez rozmaite przejść smutki i doświadczenia. Z krzyżem na barkach i z krzyżem na duszy szli wszyscy Święci, wszyscy prawdziwi Chrześcijanie, Uczniowie i Wybrani Pańscy, — więc drogą krzyża musi też iść każdy, kto pragnie dojść tam, gdzie jest Chrystus i Jego Święci.

Lecz spyta może kto: A czemuż to Pan taką drogę dla nas wybrał? Czy On lubuje się w naszych cierpieniach? Nie! Pan Bóg jest Miłością i Twórcą Miłości, i z czystej właśnie miłości tę drogę do Nieba nam wytyczył. Krzyże są pożyteczne i potrzebne. Wszak krzyżami gładzimy grzechy nasze i spłacamy długi zależne Sprawiedliwości Boskiej; krzyż nas odrywa od ziemi, bo słusznie zauważył Św. Augustyn: Gorzki jest świat, a jednak jest kochany, jakżeby był kochany, gdyby był słodki? Pan Bóg miesza wtedy do pociech ziemskich piołun, a ten rodzi niesmak do świata i tęsknotę za Panem Bogiem. Krzyż nas poprawia, oczyszcza, uszlachetnia; — krzyż wyprasza łaski i dary; krzyż jedna zasługi; krzyż zapewnia świetną koronę. Gdybyś miał od Pana Boga dar cudów, mówi Św. Jan Złotousty, stałbyś się za to dłużnikiem Bożym, gdy zaś cierpisz, Bóg staje się dłużnikiem twoim. Więc nie z gniewu, ale z Miłości wytyczył nam Pan drogę krzyża, jako drogę do nieba.

Różne są krzyże, różne postacią i ciężarem. Jedne są małe, ale za to ostre i kłujące; drugie wielkie, ale za to gładkie. Jedne są złote i błyszczące, ale za to cięższe; inne drewniane i niekształtne, ale za to lżejsze. Cięższe są domowe, niż skąd inąd pochodzące; — cięższe niespodziewane, niżeli przewidziane; cięższe przypadkowe, niżeli dobrowolnie wybrane: — cięższe te, które od dobrych, aniżeli te, które od złych pochodzą, a najcięższe są krzyże wewnętrzne.

Otóż jeden z takich krzyżów każdy z nas dźwigać musi, bo jest krzyż udziałem wszystkich ludzi, uczonych i prostaczków, możnych i ubogich, dobrych i złych. A ponieważ nie wszyscy dźwigają krzyże swe ze zbawiennym pożytkiem, więc abyśmy i my nie nieśli go bez korzyści, patrzmy na Zbawiciela i uczmy się Odeń najpierw jak mamy krzyże na barki nasze przyjmować.

2) Mówiłem dziś w pierwszej części kazania, że Pan w podwórzu Kajfasza przed krzyżem kląkł, objął go Ramionami, przycisnął, ucałował i rzekł: 0 krzyżu święty, od dawna na ciebie czekam! I z poddaniem się Woli Bożej, z ufnością, a nawet z radością włożył go na Ramiona Swe. Oto jest wzór dla ciebie!

Czy to Pan Bóg Sam na ciebie jaki krzyż wkłada, czy dopuści, że ludzie za wolą Jego obarczą cię krzyżem, nie wzdrygaj się, ani się opieraj, jak to z początku czynił Szymon Cyrenejczyk, lecz przyjmuj go z uległością. Tej świętej uległości brakuje nam bardzo często. Słusznie zauważył pobożny Tomasz a Kempis: Mało takich, którzy by krzyż dźwigać chcieli. Wszyscy pragną z Panem Jezusem się weselić, lecz mało kto chce dla niego cierpieć. Wielu idzie za Panem Jezusem aż do łamania chleba, lecz mało kto aż do spełnienia kielicha. Więc jeszcze raz powtarzam, nie wzdrygaj się przed krzyżem, ale przygotuj serce twoje na wszystko dobre i złe, i mów: Panie! czy mnie raczysz cieszyć, czy mnie zechcesz trapić, bądź zarówno błogosławiony! Poddaję się Woli Twojej.

Obok tej uległości nie strachaj się krzyża, ani brzemienia jego, choćby ci się nie wiem jak wielkim i ciężkim być wydawał, przeciwnie, ufaj Bogu, a ufaj mocno, że cię nad siły nie obarczy, że cię łaską swoją wesprze, i w dźwiganiu pomocy użyczy. Wierny jest Bóg, powiada Św. Paweł, który nie dopuści kusić was nad to, co możecie, ale z pokuszeniem uczyni też wyjście, abyście znosić mogli (1 Kor. 10. 13). A Św. Piotr dodaje: Umie Pan pobożnych z pokuszenia wyrwać (2 Piotr 2. 9). Jako niegdyś Św. Jerzy, Męczennik, ponosząc straszne katusze, usłyszał głos z nieba: Nie lękaj się niczego, gdyż Ja jestem z tobą, podobnie i do ciebie, duszo cierpiąca, gdyby cię krzyż zanadto miał przygnieść odezwie się Pan: Nie lękaj się, bom Ja ciągle przy tobie.

Wreszcie, przyjmij wszelki krzyż wzorem Pana Jezusa z radością i weselem. Choćby się ciało smuciło i martwiło, niech się rozraduje duch twój. Taką radością wśród cierpieli przejęty był Św. Paweł Apostoł, bo sam powiada: Podobam sobie w krewkościach, w potwarzach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa (2 Kor. 12. 10).

Do takiej radości zachęca św. Jakób, Apostoł, gdy upomina: Za wielką radość poczytajcie, bracia moi, gdy w rozmaite pokusy wpadniecie (1. 2). Taką radością odznaczali się Święci Pańscy. Św. Franciszek Ksawery ciągle się modlił: Panie! nie bierz mi tego krzyża, albo jeśli go weźmiesz, daj mi większy. Św. Franciszek z Asyżu smucił się, jeśli dzień upłynął bez cierpienia, sądząc, że o nim Pan Bóg zapomniał Gdyby marmur mógł przemówić, powiada znowu inny mąż bogobojny, radowałby się pewnie, że snycerz wyrabia z niego piękny posąg; podobnie i ty raduj się, gdy Mistrz niebieski dłutem cierpień na duszy twej podobieństwo swoje wyciosuje.

A my jak ? Czy z weselem przyjmujemy krzyże? Gdzież tam! Na ich widok wpadamy w niepokój i smutek, a często nawet w rozpacz. O zaprawdę! Gdyby ludzie poznali wartość krzyżów, wydzieraliby sobie takowe.

3) Najmilsi! Pan Jezus idący na Kalwarię uczy nas nie tylko jak mamy krzyże przyjmować, ale przykładem własnym także wskazuje, jak włożony mamy nieść.

Daleka była droga na Golgotę i stroma, ciężki krzyż, i szyderstwa padały zewsząd, a Pan choć upadał, ani jednego
słowa skargi nie wyrzekł. A czemuż ty uczniu Chrystusowy żalisz się, skarżysz i narzekasz? Zawstydź się, a patrząc na przykład Mistrza zamilknij, ho Bóg wyraźnie rzekł przez Mojżesza: Wszyscy, którzyście szemrali przeciwko mnie, nie wnijdziecie do ziemi obiecanej (Ks. Liczb 14. 29.).

Pan Jezus niósł krzyż w tej intencji, aby grzechy cudze zmazać. I ty więc dźwigaj go, abyś odpokutował grzechy własne, abyś się stał podobnym Panu twemu, abyś sobie wysłużył zbawienie. Gdybyś nie był przejęty tym duchem, darmo byś się mozolił, i wszelkiej byś zasługi siebie pozbawił.

Chrystus Pan niósł krzyż cierpliwie. I ty więc za Jego przykładem dźwigaj go z odwagą i męstwem. Św. Filip Nereusz słusznie powiedział, że na tej ziemi nie ma Czyśćca, tylko niebo lub piekło. Kto cierpienia żywota chętnie znosi, ma Niebo, a kto jest niecierpliwy, ma piekło. Otóż cierp odważnie, bo bez krzyża być nie możesz, bo gdziekolwiek się zwrócisz, krzyż za tobą pójdzie. Jeśli nie poniesiesz go dobrowolnie, włożą go na ciebie gwałtem, jak na Szymona Cyrenejczyka, lecz wtenczas nie znajdziesz ulgi, a stracisz zasługę. A jeśli tej cierpliwości zbawiennej nie masz, módl się, proś 0 nią Pana Jezusa, który sam nas do takiej modlitwy zachęca, mówiąc: Wzywaj Mnie w dzień utrapienia, a wyrwę cię, i czcić Mnie będziesz (Ps. 40. 15.).

Na koniec. Chrystus Pan dźwigał krzyż swój wytrwale, aż się wyczerpały siły Jego, aż pod nim upadł. Takiej wytrwałości i tobie potrzeba. Abyś zaś jej nabył, pamiętaj, że Pan twój, Król Nieba i ziemi, więcej znosił, aniżeli ty, robak ziemski; pamiętaj, że kielich cierpień podaje ci Ręka Boża; pamiętaj, że czas życia i cierpień jest krótki; pamiętaj, iż utrapienia tego czasu niniejszego nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi (Rzym. 8. 18): pamiętaj, że tylko ten, kto wytrwa zbawion będzie.

A gdy cię krzyż bardzo dotkliwie przygniata, a ty ulgi pragniesz, szukaj jej u Zbawiciela, bo On jest, jak mówi Św. Bonawentura, jagodą w inną, którą prasa krzyża wycisnęła, aby z niej wypłynęło wino słodkiej pociechy. Szukaj ochłody u Pocieszycielki strapionych, Maryi, bo ona jest obłokiem zakrywającym nas przed skwarem boleści; szukaj pomocy w modlitwie, bo modlitwa rozwesela duszę; szukaj w Komunii Świętej, bo ona jest, chlebem mocnych i manną pociechy!

O Słodki Zbawicielu! przypatrując się Tobie, jako krzyż chętnie i cierpliwie dźwigasz, jak go Szymon Cyrenejczyk Tobie nieść pomaga, i my się do was przyłączamy. Bez skargi, bez szemrania, z podzięki za miłość nam okazaną, chcemy odtąd dźwigać wszelki krzyż, który na barki nasze włożysz; chcemy go dźwigać aż go sam zdejmiesz. Użycz, Panie Jezu, użycz Łaski, abyśmy go dźwigać umieli ze zbawiennym pożytkiem. Amen.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2024