Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 14

 

 

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

 

 

 

 

Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; lecz tak kocham Matkę Moją, że gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: Wkrótce po Wniebowzięciu Przenajświętszej Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w niebie.
  4. Na koniec, że wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i że Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, że różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

 

 

ODPUSTY:

Skarbnica odpustów modlitewnych i uczynkowych, 1901

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Miesiąc LUTY na cześć Matki Boskiej Bolesnej.

Odpust: 1) 300 dni za każdy dzień, gdy kto przez miesiąc luty według jakiejkolwiek książki o Boleściach Maryi, aprobowanej przez kościelną władzę, odprawi to nabożeństwo z sercem skruszonym i pobożnie.

Pius IX Brew. z 3 kwietnia 1857. Reskr . Św. Kongr. Odp. z 26 listop. 1876).

2) Odpust zupełny raz w dniu dowolnie obranym dla wiernych, którzy codziennie przez miesiąc luty odprawiają pobożne rozmyślanie o Boleściach Matki Boskiej, bądź wspólnie, bądź też osobno.

Warunki: Spowiedź Święta, Komunia Święta, modlitwa przez jakiś czas na intencję Papieża.

(Leon XIII, Reskr. Św. Kongr. Odp. 27 styczn . 1888, Acta S. Sed. XX. 478).

Odpust zupełny raz na rok w dniu, w którym kto odprawia godzinę modlitwy na cześć Matki Boskiej Bolesnej, rozważając Jej Boleści i odmawiając inne modlitwy odpowiadające temu nabożeństwu.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Klem. XII. Dekr. Św. Kongr. Odp. d. 4 lutego 1736).

 

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty: 1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Panny po śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najprzód na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

 

 

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

 

 

ROZWAŻANIE.

Trzecia Boleść.
ZNIKNIĘCIE TRZYDNIOWE PANA JEZUSA.

 

§. I. Szczegóły tej Tajemnicy.

 

Przenajświętsza Matka bez Swego Boskiego Dziecięcia! Marya bez Pana Jezusa! oto w dwóch słowach trzecia Przenajświętszej Panny Boleść, a o której grube tomy pisać by można.

Całe Życie Maryi, jak to już z tego cośmy wcześniej powiedzieli zauważyć można, przepełnione było Boleściami; lecz w każdej z nich Matka była z Synem, Marya miała przy Sobie Pana Jezusa. Wśród ciemności więc ogarniających Ją wtedy, była światłość, wśród najcięższych cierpień pociecha, w śród największego upadku na siłach było wsparcie i pokrzepienie. Bo i światłem najwyższym i pociechą największą, i siłą jest Pan Jezus dla każdej duszy, a cóż dopiero dla Maryi. Lecz w tej trzeciej Boleści, w zniknięciu przed Nią Pana Jezusa na całe trzy dni, tak już nie było.

Gdy chcemy przedstawić sobie Przenajświętszą Pannę, jako obdarzoną jedynie Jej udzielonym przywilejem Niepokalanego Poczęcia, przedstawiamy Ją Sobie bez Jej Boskiego Dzieciątka, bo spotkało to Ją wprzód jeszcze zanim wydała Je na świat. Ale odkąd stała się Matką Zbawiciela, już ją malujemy zawsze albo z Dzieciątkiem Jezus na ręku, albo stojącą pod Jego krzyżem, albo Przenajświętsze ciało Jego zdjęte z krzyża, trzymającą na Swym Macierzyńskim Łonie. Wszystkie inne wizerunki Przenajświętszej Matki, chociażby były najkunsztowniej wykonane, mają w sobie coś mniej pobożnego i jakby niewłaściwego.

W Ewangeliach też świętych, tylko dwa razy widzimy Matkę Bożą bez Pana Jezusa, dopóki On przebywał na ziemi. Raz w tej oto trzeciej Jej Boleści, kiedy z niewymownym smutkiem i frasunkiem przez całe trzy dni szukała Go po Jerozolimie; drugi raz, kiedy złożywszy Go w grobie, bez Niego wróciła w wieczór Wielko-piątkowy do swego mieszkania, co stanowiło siódmą i ostatnią Jej Boleść. Stąd też w tej trzeciej Boleści, doznała już Marya tego rodzaju Boleści, jaka Ją czekała na Kalwarii, a pod niektórymi względami najcięższej jaką przebyła. To bowiem zniknięcie Pana Jezusa przed Maryą stanowiące Jej trzecią Boleść jest jedną z najgłębszych Tajemnic z całego Życia i Pana Jezusa i Maryi.

Spokój i świętą jednostajność pożycia Przenajświętszej Rodziny w Nazarecie, przerywały tylko parę razy do roku religijne obrzędy odbywane w Jerozolimie, na które każdy z wiernych wyznawców Starego Zakonu, jeśli do tego przewidzianych prawem nie napotykał przeszkód, osobiście udawać się do Świątyni, był obowiązanym. Raz przypadało to w święto Paschy, ustanowione na uroczysty obchód pamiątki wydobycia się narodu wybranego z niewoli Egipskiej. Drugi raz w święto zwane Świętem Tygodni. Trzeci raz, w uroczystość Namiotów czyli Kuczek, którą to wesołą uroczystość, obchodzono na jesieni po ukończeniu zbioru gron winnych.

Święty Józef w każdym roku chodził do Jerozolimy, na te trzy uroczystości. Ale że niewiasty nie były obowiązane do tego, więc, według objawienia jakie mieli niektórzy Święci, Przenajświętsza Panna raz tylko na rok, i to w święto Paschy, czyli Wielkiejnocy, udawała się z Jezusem do Jerozolimy.

Pięć lat upłynęło już było od powrotu z Egiptu, a Pan Jezus miał lat dwanaście, kiedy, jak to nam opowiada Ewangelia Święta, wraz z Maryą i Józefem poszedł do Jerozolimy na uroczystość Paschy, a jak także niesie dawne podanie, podróż tę Przenajświętsza Rodzina odbyła pieszo.

Marya, której objawionym było wszystko co czekało Jej najdroższe Dziecię, ciągle miała na myśli ostatnią Paschę, którą pożywać będzie Zbawiciel przed samą już Swoją Męką. Lecz najżywiej stawało Jej to na pamięci, ile razy na tę uroczystość udawała się do Jerozolimy. Tak też było i tym razem, gdy się do tego miasta zbliżała. Poza zieleniejącymi się wzgórzami około których przechodzili, i wysoko nad nimi, wznosiła się Kalwaria, a gdy na niej zatrzymywał się wzrok Przenajświętszej Matki, zdawało się Jej, ze już tam widzi krzyż i na nim konającego Syna. Lecz z zakrytych i przed Nią wtenczas wyroków Boskich, nie wiedziała, że gdy ukrzyżowanie Jezusa było jeszcze dalekim, Ją Samą czekał tym razem w Jerozolimie krzyż, a kto wie czy nie najcięższy dla Niej do przeniesienia, ze wszystkich, jakie już dźwigała i jakie Ją jeszcze czekały.

Przenajświętsza Rodzina przybyła do Jerozolimy, jak to było zwyczajem gorliwych wyznawców Starego Zakonu, na parę dni przed rozpoczęciem publicznych obrzędów Paschalnych, i przez tę porę, o ile tylko mogli, najdłużej przebywali na modlitwie w Świątyni. A cóż to za Bogomodlców posiadał wtedy ten Przybytek Pański! Bo oto najpierw, klęczał tam Józef, ten, który według wyrażenia Pisma Świętego był Cieniem Najwyższego (Łk 1, 35), był przedstawicielem i zastępcą na ziemi Ojca Przedwiecznego, był mniemanym Ojcem Pana Jezusa, przeczystym Oblubieńcem Maryi; był Tym, którego straży i opiece, powierzył Pan Bóg to, co Mu tylko w Niebie i na ziemi mogło być najdroższego.  Iluż to najpoważniejszych, najświątobliwszych mężów narodu wybranego, z ubiegiem czasów w Świątyni tej, wkraczając z największym skupieniem w jej progi, zanosiło swoje modły, milsze Panu Bogu od wszystkich ofiar bałwochwalczych, składanych przez cały świat ówczesny. Lecz nigdy błogosławione te mury, nie posiadały w sobie świętszego Bogomódlcy, jak kiedy Józef korzył się tam i modlił do Pana Boga, Który go uczynił Swoim zastępcą przy Synowi, gdy Go zesłać raczył na ziemię.

Ależ nie dość na tern: bo oto obok Niego klęczała tam i Marya; a czymże obok Jej jednego westchnienia do Pana Boga, były wszystkie modlitwy i pienia, i wszystkie religijne obrzędy, jakie w tej świątyni od tylu wieków na cześć Najwyższego się wznosiły i odbywały? Gdy Marya i Józef klęczeli przed miejscem zwanym Święte nad Świętymi, (Sancta Sanctorum) obok Ich świętości bladła i jakby znikała wszelka świętość, nawet Chórów Anielskich otaczających Najwyższy Tron Pana Boga.

Wielu pobożnych starców, zgromadzonych wtedy w Jerozolimie, wzdychało za dawno ubiegłymi czasami Dawida, kiedy z niedorównaną już później wspaniałością odbywały się tam obrzędy religijne Starego Zakonu, przy pieniu Psalmów ułożonych, za szczególnym natchnieniem Ducha Świętego, przez tego świętego Króla i Proroka. Ani się bowiem domyślali, że obecność w Świątyni takich dwóch dusz jak Marya i Józef, zastępowała wszystko co mogło brakować do świetności odbywanych tam obrzędów, a uświęcała je i tak miłymi czyniła Panu Bogu, jak to dotąd nigdy nie bywało.

Lecz cóż dopiero, gdy pomyślimy, że tam wtedy, prócz Maryi i Józefa, był i Jezus! że pomiędzy. Matką Przenajświętszą i Przeczystym Jej Oblubieńcem, klęczał Pan Bóg Wcielony, Ten Bóg, któremu jedynie wszelka cześć się należy, i któremu podówczas w całym świecie w tej tylko Świątyni ludu wybranego, oddawano Chwałę właściwą i Majestatowi Jego miłą. Czy na widok tego nie zamilkły Chóry Anielskie? Czy w Niebie nie zapanowała najgłębsza cisza, kiedy z ziemi wznosiła się modlitwa do Pana Boga od Pana Boga Mu równego, przy której niczym stawały się i wszystkie modlitwy dusz najświętszych, i wszystkie śpiewy Chórów Archanielskich.

A tymczasem, nikt się wtedy ani domyślał jakich gości, jakich pielgrzymów, doczekała się Świątynia Salomonowa, i jaką to obecnością, w owym roku, obchód uroczystości Paschalnej miał być uświęcony! W tłumie napełniającym wtedy Kościół Salomona był Syn Dawidów: Większy nad Salomona, dawniejszy od Abrahama (Mat. 12, 42): Ten, Który był w mocy Świątynię tę zburzyć i we trzy dni odbudować (J 2, 59). Był Ten, Którego i Salomon i Abraham byli tylko figurami, obrazami zapowiednimi, którego Abraham pragnął widzieć, poczytując to sobie za największe szczęście, i który miał dopełnić w rzeczywistości to, co obrzędy ówczesne tylko zapowiadały; miał założyć Swój Kościół i do niego wszystkie ludy powołać.

Ale przejdźmy już do wypadków, które trzecią Boleść Przenajświętszej Panny stanowiły. Powyższy zaś pogląd służyć tylko może jakby za przejście od obrazu wspaniałego i poniekąd wesołego, do najsmutniejszego, ażeby tego ostatniego tern bardziej uderzyły nas posępne barwy. Bo i dla Maryi było to czymś takim. Ona patrząc na Jezusa wtedy w tej głównej Świątyni Pana Boga prawdziwego, pomiędzy Nią a Józefem modlącego się, niewymownej doznawała pociechy; a tymczasem był to wstęp do najcięższej z Jej Boleści.

W miarę jak Pan Jezus wzrastając w lata, Wzrastał według wyrażenia Ewangelii Świętej w Łaskę u Boga i u ludzi (Łuk. 2, 25), co znaczy, że coraz widoczniej objawiał Swoje Przymioty jako Boga Wcielonego, i w Maryi wzrastała miłość ku Niemu. Ona zawsze, od samego Poczęcia Go w Dziewiczym Łonie, miłowała Go Miłością wszelką miłość najwyższych Serafinów przewyższającą; lecz obok tego, ta Jej Miłość, co chwila nowej siły nabywała. Do jakiegoż więc to stopnia dochodziła, gdy już przez lat dwanaście ciągle się wzmagała! Bo też i w Panu Bogu Wcielonym, dochodzącym już do lat młodzieńczych, było coś więcej jak w Bogu Dzieciątku. Niemowlęctwo i naturalna do niego przywiązana wątłość, będąc uderzającym przeciwieństwem tego stanu z nieograniczonymi doskonałościami Pana Jezusa jako Boga-Człowieka, czyniły tym głębszą Tajemnicę Wcielenia: nadawało to jej tym wyrazistszą tajemniczość. Nie rozwinięta jeszcze dla oczu ludzkich natura ludzka Pana Jezusa podczas Jego dzieciństwa, biernie się niejako mając, lepiej zatajała Jego Naturę Boską. Rozum najwyższy i najpełniejszy, który posiadał od chwili Swego poczęcia w Dziewiczym Łonie Maryi, nie objawiał się wtedy na zewnątrz. Była to więc wyraźna Tajemnica, bo można powiedzieć, że tajemniczość, gdy ma prawo być czymś tajemniczym, tym jest dla nas pojętniejszą, im bardziej jest zakrytą.

Lecz gdy Pan Jezus, mając już lat dwanaście, dochodził do lat młodzieńczych, Natura Jego ludzka stając się widoczniejszą, stawała się też tym bardziej uroczą. Wszystko w Nim było piękniejszym, i coraz większego nabierało blasku i niewymownego powabu. Znikało Dziecię, ustępując miejsce młodzieńcowi, którego Duch Święty nazwał: Piękniejszym urodą nad syny człowiecze (Ps 45/44/, 3). A czyż to wszystko ujść mogło oczu Matki? To w każdej matce rozżywia coraz większą Miłość Macierzyńską, jakby nową nadając temu uczuciu siłę, przez nowo odkrywające się w dorastającym młodzieńcu przymioty. Ale miarkujmyż czym to być musiało, gdy rzecz tu idzie o Jezusie i Maryi; gdy dorastającym do lat młodzieńczych jest Syn Boży, Bóg wcielony, a Matką z matek najprzywiązańsza, najczulsza, najzdolniejsza, nowo objawiające się przymioty i niebieskie powaby Boga-Człowieka dopatrywać i oceniać. Wątpliwości nie ma, że Boskość Pana Jezusa, w miarę jak posuwał się w lata, promieniała coraz oczywiściej, bo do tego to właśnie odnoszą się wyżej już przytoczone słowa Ewangelii Świętej, że: Jezus wzrastał w Łasce u Boga i u ludzi (Łuk. 2, 52). Objawiało się to w każdej Jego czynności, w każdym słowie, a dla Maryi w każdym poruszeniu nawet Jego, i jakby ciągłymi, a przecudnymi niespodziankami podnosiło Jej Miłość Macierzyńską do coraz wyższego stopnia. Czyż więc trudno nam będzie zrozumieć, że gdy Przenajświętsza Matka znajdowała się wtedy z Bogiem Synem Swoim w świątyni Jerozolimskiej, i gdy patrzała na Niego pomiędzy Nią a Józefem klęczącego przed miejscem zwanym Święte nad Świętem i (Sancta Sanctorum), Miłość Jej do Pana Jezusa doszła już była do najwyższego stopnia i że wtedy bardziej jak kiedy czuła, iż niemożliwą rzeczą byłoby dla Jej Serca, być od Pana Jezusa oddzieloną, ujrzeć się bez Niego. A tymczasem, za chwilę to właśnie czekało Ją w tej trzeciej Jej Boleści. O! bo jakże to często najdotkliwsze ciosy spadają na nas wtedy, kiedy zdaje się, że najtrudniej przychodzi nam je przenieść.

Lecz otóż i obrzędy uroczystości Paschalnej zostały ukończone. Jak zwykle tak i tym razem, wielka liczba pobożnych pątników zebrała się była w Jerozolimie, podobnie jak to u nas bywa w pewne pory przy Świątyniach posiadających jaki obraz cudami słynący, kiedy tam przypada odpust główny. Każde pokolenie z osiadłego na Ziemi świętej Narodu wybranego, przysłało tam było swoich pielgrzymów. Przybyli tam mieszkańcy najodleglejszych wiosek z południowych okolic dzielnicy Symeona, z pokolenia Ruben osiedlonego za górami Arabimskimi; z pokolenia Manasesa za rzeką rozmieszczonego; z nadbrzeżnej krainy Asser, i aż z tych dolin, gdzie pod górą Libanu, mieszkali potomkowie Neftalego.

Dla uniknięcia nieładu przy nadzwyczaj wielkim nagromadzeniu się wtedy ludu, rozchodzono się w pewnej kolei: jedne kompanie wyruszały po drugich, a według zwyczaju u Izraelitów ściśle zachowywanego, niewiasty szły osobno, a mężczyźni osobno. Z tego też powodu, Marya i Józef, wychodząc z Jerozolimy nie szli razem. Przenajświętsza Matka była w gronie niewiast tąż drogą wracających do swoich domów, a Święty Józef, szedł oddzielnie z mężczyznami do tejże kompanii należącymi. I wtedy Pan Jezus odłączył się od Nich, a tak iż gdy to spostrzegli, Przenajświętsza Panna nie wątpiła, że jest On przy Józefie, a święty Józef przypuszczał, że jako jeszcze w latach dziecinnych będący, idzie z Matką w gronie innych niewiast z miasta wychodzących. Nie miała Go więc Marya przy Sobie, lecz i spokojną była, że Go opieka Świętego Józefa otacza, i rada nawet że ten Jej przeczysty Oblubieniec cieszy się jakby wyłącznie obecnością Swego Boga. A nawet niektórzy Święci; rozmyślając nad tajemnicą trzeciej Boleści Maryi, mieli sobie objawionym, że wtedy ze skrytych wyroków Boskich, Duch-Święty napełniał Jej duszę niezwykłymi wewnętrznymi pociechami, jak to zwykle bywa, gdy ma Pan Bóg zesłać na kogo nadzwyczajne i wyjątkowo ciężkie próby. Cała zatopiona w Panu Bogu, szła spokojnie, nie przewidując wcale co Ją czekało, a właśnie dlatego, żeby w tym, co Ją miało spotkać, tym dotkliwiej Miecz trzeciej Boleści, jak z tylu innych powodów tak i z tego że był niespodziewanym, tym dotkliwiej w Jej Macierzyńskie Serce się wtłoczył.

W późnej już wieczornej porze, kiedy i mężczyźni i niewiasty, uszedłszy znaczny kawał drogi, połączyli się z sobą i dalszą podróż odbywać miała każda rodzina w swoim gronie, — połączyła się i Marya z Józefem. Co się stało z Maryą, gdy przy Józefie nie ujrzała Pana Jezusa i gdy się od Niego dowiedziała, że był pewnym iż On z Nią wyszedł z miasta, tego ani wyrazić, ani nawet wyobrazić sobie nie próbujmy. Wśród tego mnóstwa ludzi nagromadzonych wówczas w tym miejscu i tęż drogę odbywających, nagle Marya ujrzała się tak osamotnioną, tak opuszczoną, tak osieroconą jak tym nie była żadna dusza ludzka odkąd nasi pierwsi rodzice, wygnani z Raju ziemskiego, ujrzeli się pozbawionymi Pana Boga, z którym tam na jawie obcowali. Wewnętrzny ucisk, strapienie, smutek i taka boleść zalały Duszę Przenajświętszej Matki, jakich w najcięższych próbach tego rodzaju którymi zwykł Pan Bóg oczyszczać dusze najwybrańsze, żaden Święty nie doznał. Co znaczyło to zniknięcie Pana Jezusa? Było to dla Maryi rzeczą trudniejszą do wytłumaczenia Sobie, jak chociażby najgłębsza Tajemnica Wcielenia. Gdyby ziemia stanęła była w swym biegu, gdyby gwiazdy z Nieba pospadały, gdyby Trąby Sądu Ostatecznego były zabrzmiały, mniej-by to było przeraziło Ją jak to odłączenie się od Niej Pana Jezusa.

Wraz więc z Józefem zaczęli dopytywać, czy pomiędzy krewnymi i bliższymi znajomymi, znajdującymi się pomiędzy wracającym  wówczas z Nimi, nie było Pana Jezusa. Lecz Marya wiedziała, że to na próżno, bo nie wątpiła, że gdyby On znajdował się tam wtedy, już dawno byłby Sam połączył się z Matką. Domyślała się bowiem zaraz, że nie prosty to jaki wypadek rozłączał Ich wtedy, i że zachodziła w tym Tajemnica, wszelkie ludzkie a podówczas i Jej nawet pojęcie przechodząca. Zrozumiała, że czekało Ją coś nadzwyczajnego. Ujrzała jakby roztwierającą się przed Nią otchłań, z której buchało zimno lodem ścinające najtkliwsze, najżywsze uczucia Jej Serca.

Jednakże długo szukali tam Pana Jezusa; wypytywali o Niego wszystkich; lecz niczego dowiedzieć się nie mogli, aż na koniec i gruba noc zapadła. Słońce zaszło na jednej półkuli ziemskiej, a na drugiej zajaśniało; lecz ani noc roztaczająca się nad jedną połową naszego świata, nie kryła w swych cieniach takiej Boleści, ani jasny dzień przyświecający drugiej, nie widział takiego strapienia, jakimi były wtedy Boleść i strapienie Maryi. Było w ciągu tej nocy, jak i każdej, wiele cierpień na ziemi; nie było takiego, jakim było wtedy cierpienie Przenajświętszej Panny. Było odtąd wiele nocy z ich prześlicznym iskrzeniem się Nieba okrytym gwiazdami, i wiele wśród nich smutków, którym ani jedna nie przyświecała gwiazdka pociechy; lecz nie było smutku jakim był wtedy smutek Maryi. Gwiazdy byłyby przestały jaśnieć, gdyby serca miały; cienie nocne byłyby krwawymi łzami płakały zamiast zlewania rosy, gdyby uczucia zdolnymi były — żeby współczuć i zjednoczyć się z utrapieniem i opuszczeniem jakich w tej pamiętnej nocy doznała Matka Bolesna. Kiedy Egipt cały zabrzmiał nagle płaczem matek, gdy w jednej nocy anioł śmierci wymordował wszystkie dzieci pierworodne, wszystkie te lamenta, chociażby je zebrać w jeden wielki, a przerażający jęk od spadków Nilu aż do jego ujścia w morze rozlegający się — nie byłby jeszcze dostatecznym objawem tej Boleści jak a wtedy uciskała Serce Maryi.

Marya i Józef sami, ale cóż to za straszna samotność, bo bez Pana Jezusa! puścili się niezwłocznie z powrotem do miasta świętego, w milczeniu i z niewymowną troską w Duszy idąc, owszem ledwie że nie biegnąc, wśród ciemnej nocy. Nie w jednym też miejscu. 0 porozrzucane po drodze kamienie poranili sobie nogi, ale czymże to było w porównaniu rany Ich Serca? Ciemności jakie wtedy ogarnęły Duszę Maryi, były ciemnościami stokroć grubszymi od ciemności pokrywających
wzgórza i doliny, którymi przechodzili. A chociaż od chwili do chwili odsłaniający się księżyc będący w pełni w porze Paschalnej, która wtedy trwała jeszcze
— odsłaniał przed Nimi gościniec — to jednak żeby wyjść z niewymownego Swego zafrasowania, żadna droga nie przedstawiała się Sercu Matki Przenajświętszej. Czyżby więc cała Jej przeszłość, chociaż pewnie snem nie była, miała jak sen przeminąć? Czyż Marya już Pana Jezusa nie ujrzy? czy na zawsze znikła przed Nią ta światłość Jej Duszy, to Życie Jej Życia, w którym i przez które żyła już przez lat dwanaście? Czyż pokazała się niegodną Jego? I że tak jest wiedziała o tym dobrze i najsilniej przekonaną była. Ale żeby tym tylko powodowany Pan Jezus Ją opuścił, tego znowu w Nim przypuścić nie mogła. Czy wrócił do Ojca Przedwiecznego, nie dokonawszy z całym jej nadmiarem pełni, sprawy zbawienia ludzi? Nie; to było niepodobieństwem już dla samego tego nadmiaru Jego Zasług, którymi chciał odpłacić Jej przywilej Niepokalanego Poczęcia.

I takie to wątpliwości tłoczyły się do umysłu Maryi, zadając niewymowne męki Jej Sercu. A znowu przychodziło Jej na myśl, że tyrani zawziętości swojej granic zwykle nie kładą. Wszak Herod postanowiwszy zgładzić Mesjasza, gdy za życia swego tego nie dopiął, mógł to umierając polecić synowi Archelauszowi następcy swojemu, i ten wyśledziwszy Pana Jezus , może kazał schwycić Go skrycie. Może więc już teraz spełnia się to co Jej objawionym było przy przepowiedni Symeonowej, i może w tej oto chwili Jej Dziecię ukochane kona już w strasznych męczarniach na jakimś okrutnym rusztowaniu. A Ona przy Nim nie jest! Czyżby z umysłu oszczędził Jej tego widoku, z litości nad Jej Sercem Macierzyńskim? Lecz tego nigdy by nie przypuszczała, gdyżby to nie zgadzało się z tym wszystkim, co, chociaż tylko w ogólności, ale wyraźnie, miała Sobie objawionym tyczącego się Męki i Śmierci Zbawiciela i Jej własnego w niej współudziału. O! cóż to za noc ciemna, w której pogrążoną wtedy została Niepokalana Dusza Matki Przenajświętszej! Ciemności wewnętrzne zewsząd Ją otoczyły; dopuścił je wtedy na Nią Pan Pan Bóg takie jakich jeszcze nigdy nie doznawała i w przyszłości doznać nie miała; — jakich żadna z najświętszych dusz, dla ostatecznego jej uświęcenia zwykle tego rodzaju próby przechodząca nigdy nie przebyła. Tylko wśród tej niewymownej goryczy zalewającej wtedy Jej Serce, pokoju wewnętrznego ani na chwilę nie traciła, a na jego to tle nieporuszonym — jak zwierciadlana powierzchnia morza wśród największej ciszy — tym głębiej zapuszczała swoje szpony Macierzyńska Troska Matki, szukającej jakby zagubione przez Nią Dziecię, a takiej Matki i o takiego Dziecka los się troszczącej!

Przypuszczała także, że być może, iż Pan Jezus udał się na puszczę, do owego cudownej świętości pustelnika, młodziutkiego także jeszcze wtedy Jana syna Zachariaszowego, przezwanego później Chrzcicielem. Ten wielki Święty odbywał wtedy swój nowicjat, żyjąc na puszczy pomiędzy dzikimi zwierzętami, i najostrzejszej oddany pokucie, przygotowywał się do godności Przesłannika Pańskiego, który pierwszy miał Go światu jako Zbawiciela gładzącego grzechy ludzkie ogłosić (zob. J 1 ,29). Czy więc czasem Pan Jezus nie poszedł do niego, żeby razem z nim pokutując, rozpocząć już sprawę zbawienia? I byłaby dobrze wiedziała, że tak być nie mogło z wielu powodów, gdyby się Jej wszystko jak zwykle jasno i w właściwym świetle przedstawiało. Lecz cierpienie jakie spodobało się Panu Bogu zesłać na Przenajświętszą Matkę w tej trzeciej Jej Boleści, właśnie i głównie zawisło było na tym, że jakby nie rozumiała Pana Jezusa, jakby to najwyższe światło, które Jej umysł swoją jasnością na wskroś przejmowało, zagasło było przed Nią nąjzupełniej. Gdyby nie to, chociażby świat cały albo znikł był z Jej Oczu albo pokrył się najgrubszą ciemnością, byle Jej przyświecał Pan Jezus, byłaby łatwo przeniosła straszny ucisk przytłaczający Jej Serce. Lecz widzieć znikającego przed Nią Pana Jezusa, i czuć że się Go w tym Jego zniknięciu przed Matką nie rozumie, nie pojmuje — było dla Niej męczarnią, której również nie pojmowała, było czymś, czego nigdy przypuszczać nie mogła, i czego już nigdy nie miała doświadczyć. I to też głównie stanowi całą wyjątkową, odrębną, a pełną tajemniczego znaczenia siłę tej trzeciej Boleści Maryi. Była to Boleść tego rodzaju, której gorycze jak o tym z własnego doświadczenia wiedzą dobrze dusze podobnym Dopustem Bożym, chociaż w nierównie niższym stopniu dotknięte — już się nigdy w pamięci nie zacierają.

Przychodziło Przenajświętszej Matce i to na myśl, że może Pan Jezus poszedł do Betlejem, nawiedzić miejsce, na którym raczył przyjść na świat, gdzie Mu jako Bogu Wcielonemu pierwszą cześć oddali Marya i Józef, i gdzie następnie uznali Go Zbawicielem Pasterze, a po nich trzej Królowie przybyli ze wschodu. Lecz czyżby to uczynił bez opowiadania się Rodzicom, którym jak się sama Ewangelia wyraża: był poddanym (Łuk. 2 ,59); bez których wiedzy i zezwolenia nic nigdy nie robił. Wszak gdyby się tam udawał, alboby Ich był wziął ze sobą, albo przewidując jak dalece zaniepokojeni by zostali, gdyby to uczynił bez Ich wiedzy, byłby Ich niechybnie o tym zawiadomił. Nic więc nie rozumie Marya, nic sobie wytłumaczyć nie może! tylko wszystkiemu poddaje się z największą pokorą i uległością. Czuje się ukrzyżowaną wtedy wśród takich wewnętrznych ciemności, jakie miały ogarnąć ziemię gdy przy ukrzyżowaniu Pana Jezusa zaćmi się słońce. A jak na krzyżu zawieszonego Swego Syna Jednorodzonego i najdroższego miał opuścić Bóg Ojciec, i Pan Jezus miał zawołać wielkim głosem: Ojcze! Ojcze! czemuś mnie opuścił (Mat. 28, 47), tak teraz Syn Maryi opuścił Matkę, której dusza podobnyż ciężki jęk wydawała.

Lecz otóż i wschodzące słońce już się obija o wierzchołki wież Jerozolimskich, a Święci Wędrowcy, po całonocnej podróży w chodzą do bram świętego miasta, z jaką taką jeszcze w sercach nadzieją, że Pana Jezusa tam znajdą.

Ale przez czas ten cóż się z Nim dzieje? gdzie On przebywa? co robi? Mamy o tym niektóre wiadomości zapisane w Ewangelii, a o niektórych innych szczegółach dowiadujemy się z objawień jakie mieli niektórzy Święci.

Otóż najpierw po rozejściu się z Świątyni tłumu, który ją przez te dnie napełniał. Pan Jezus pozostał w niej i długo się modlił. Przypuszczać można, że modląc się wtedy za cały ród ludzki i prosząc Ojca przedwiecznego, żeby Mu dozwolił w całym nadmiarze Jego zasług dopełnić sprawę zbawienia, modlił się w szczególności za najdroższą Matkę, wiedząc że nadeszła była chwila, w której miała Ona przebywać Swoją trzecią Boleść, a która z wielu powodów jak to dobrze wiedział, ma być dla Niej niezmiernie i wyjątkowo ciężką do przeniesienia.

Potem udał się na miasto i zwiedzał różne mieszkania ubogich, zatrzymując się bardzo długo przy chorych, którym z największą pokorą i miłością oddawał różne usługi. Wszyscy do których raczył się zbliżać, nie mogli zdać sobie sprawy z wrażenia, jakie wywierał ten nieznany im młodzieniaszek, zaledwie z lat dziecinnych wychodzący, a tak mądrze przemawiający; jednym tak zbawienne dający nauki, drugich tak cudownie w ich cierpieniach i strapieniach pocieszający.

I trwało to przez dni trzy, w ciągu których Zbawiciel posilał się wyżebranym lub z miłości ofiarowanym Mu posiłkiem, którym , gdy go otrzymywał nieco więcej, dzielił się z ubogimi. W nocy na spoczynek udawał się pod krużganki Świątyni, i tam na gołej ziemi albo i na zimnych kamieniach krótkiego snu zażywał. A tak Stwórca najwyższej w Człowieczeństwie przez Niego przyjętym, zaledwie z lat dziecinnych wyszedłszy, raczy zakosztowywać gorzkiego chleba żebraka, żeby przez to na zawsze wszelkiego rodzaju ubóstwo uświęcić i do niego szczególne i jakby najpierwsze Swoje błogosławieństwo przywiązać.

Nareszcie dnia ostatniego tego tajemniczego zniknięcia Swego przed Matką, Pan Jezus udał się na zgromadzenie najstarszych kapłanów i doktorów Synagogi odbywających swoje uroczyste posiedzenie w wielkiej sali połączonej ze świątynią. Usiadł pomiędzy nimi, mówi Ewangelia Święta, i słucha i pyta ich. A zdumiewali się wszyscy, którzy Go słuchali rozumowi i odpowiedziom Jego (Łuk. 2, 46-47). Dawne podanie niesie, ze wtedy natrafił na rozprawy, w których uczeni ci kapłani przekręcali proroctwa o Mesjaszu, dowodząc, iż objawi się On jako potężny mocarz ziemski, wielki wojownik i biegły polityk, który okrywszy się najwyższą doczesną chwałą, wyzwoli lud swój z pod władzy pod którą zostawał. W tedy młodziutki Zbawiciel, wysłuchawszy jedną z rozpraw w tym duchu wypowiedzianą, zaczął od pokornego zadawania zgromadzonym tam kapłanom różnych pytań: A On słucha i pyta ich (Tamże). Następnie Sam głos zabiera i zrazu jakby niewyraźnie, a potem coraz silniej i skuteczniej zbija ich brednie, i prostuje ich sfałszowane wyobrażenie o przyjść mającym Mesjaszu. I któż wie, ilu to z słuchających Go usposobiło już wtedy do przyjęcia Jego Nauki, gdy z nią wystąpi w Swoim Życiu czynnym, i do uczynienia ich potem tejże Nauki z Nieba przyniesionej Apostołami. Gdy w lat kilkanaście od owej chwili, Święty Piotr pierwszym swoim kazaniem trzy tysiące ze słuchających go nawrócił — któż wie czy Łaski spotykającej tych nawracających się, pierwszym ziarnem me były owe zapytania i odpowiedzi młodziutkiego Pana Jezusa, rozprawiającego wtedy z uczonymi Synagogi. Wszystkie bowiem szczegóły tej trzeciej Boleści Maryi pełne są niezgłębionych Tajemnic, a jak zawsze Mądrości i Dobroci Boga i które dopiero na tamtym świecie dano nam będzie zrozumieć, żeby się niemi zachwycać.

Nie masz wątpliwości, że Marya i Józef, jak tylko nad rankiem przybyli do Jerozolimy, najpierw udali się do Świątyni. Potrzebowali prosić Pana Boga o Łaskę kornego dźwigania ciężkiego brzemienia troski napełniającej Ich Serca i błagać Go, a błaganiami takiej Matki jaką była Marya, żeby dano Im było co prędzej odszukać zagubione Dziecię. A przy tym nie bez tego, żeby nie spodziewali się, że może Go w świątyni znajdą. Lecz niestety! tam Go nie było! Poszli więc na miasto i po kolei wszystkie ulice przebiegali, nie czując strudzenia, chociaż po całonocnej podróży nie spoczęli ani na chwilę. Marya, wbrew swojemu zwyczajowi przypatrywała się przechodniom, a zwłaszcza dziatkom mniej więcej wieku Pana Jezusa będącym, lecz wszystko na próżno, Pana Jezusa nie znajdowała. I znajomych więc i nieznajomych, i w różnych mieszkaniach dopytywali się o Niego. Jedni słuchali Ich cierpliwie, lecz obojętnie; drudzy zbywali Ich z ofuknięciem; niektórzy objawiali współczucie i politowanie nad Ich frasunkiem, lecz od nikogo dowiedzieć się czegoś co by Ich na ślady Jezusa wprowadziło, nie mogli.

Pobożne podania i objawienia Świętych, opowiadają nam niektóre inne jeszcze szczegóły z tych bolesnych poszukiwań Przenajświętszej Matki. I tak pomiędzy
innymi wspominają o tym, że pewna niewiasta litując się nad wielkim zafrasowaniem Maryi, chcąc przyjść w pomoc w wyszukiwaniu Pana Jezusa, prosiła, żeby jej Przenajświętsza Panna opisała Jego powierzchowność, żeby Go z tego poznała jeśli napotka. I że Marya uczyniła to jak tylko mogła najdokładniej, a jakiż być to musiał obraz, jaki wizerunek skreślony wtedy przez Maryę, która pewnie usiłowała uczynić go jak najwierniejszym. Ale poszukiwania tej poczciwej kobiety były daremnymi. Inna znowu opowiedziała, że w tym i tym miejscu widziała jakiegoś obcego chłopczyka mogącego mieć lat około dwunastu, ale z opisu jego jaki uczyniła, można było być pewnym, że nie był to Pan Jezus. W pewnym zaś domu dowiedzieli się, że w dniu tym że przyszedł tam był chłopczyk dziwnie uroczo wyglądający i proszący jałmużny, którą mu dano, lecz co się z nim stało i gdzie poszedł nic nie wiedziano. Niektórzy po opisie dokładnym powierzchowności Pana Jezusa, upewniali, że zupełnie takiego chłopczyka widzieli dzielącego się posiłkiem z ubogimi. Aż na koniec znalazł się ktoś, który upewniał, że Jego to, a nie kogo innego widział przy pewnym bardzo ubogim chorym, którego tak pocieszył i na siłach pokrzepił, że wszystkich to w zdumienie wprowadziło. Jakiś więc promyk nadziei zabłysnął, bo może od tego chorego czegoś dowiedzieć się będzie można. Niezwłocznie też Marya i Józef udali się do niego. Zastali go już zupełnie zdrowym, a z opisu jaki Im uczynił powierzchowności tego jak Go nazywał Anioła Pocieszyciela, i ze szczegółów, jakie Im opowiedział z Jego przy nim bytności, nie było najmniejszej wątpliwości, że Pan Jezus to go był nawiedził. Lecz skąd do niego przyszedł i dokąd odszedł, człowiek ten nic zgoła nie wiedział i pytać Go o to nie śmiał.

Cokolwiek bądź, z tego wszystkiego, mogła jednakże wnosić Matka Przenajświętsza, że Pan Jezus żyje i że dotąd znajdował się w mieście, a więc że trzeba Go szukać. Lecz i słońce zaszło, a znaleźć Go nie mogła, i drugi cały dzień na podobnych że próżnych poszukiwaniach zeszedł, i trzy już noce bezsenne spędziła Matka Bolesna z tym trzecim Mieczem tak coraz to srożej wtłaczającym się w Jej Serce, że ze wszystkich siedmiu Jej Boleści ta była najsroższą.

Na koniec w trzecim dniu tych strasznych męczarni Matki Przenajświętszej, a nie wiadomo dokładnie czy z rana czy w późniejszej porze, Marya i Józef poszli do Świątyni, żeby znowu złożyć Bogu ofiarę ze Swego coraz cięższego strapienia i błagać Go o zmiłowanie się nad Nimi. Wchodzili tam przez drzwi wschodnie, przy których była właśnie owa sala gdzie odbywały się rozprawy starszyzny Synagogi. O niej wspomina i święty Paweł w swojej obronie przed Feliksem wielkorządcą rzymskim, gdy go przed nim stawiono oskarżonego o głoszenie nauki Chrystusowej. Tam to także ten wielki Apostoł narodów pogańskich, słuchał wykładów starego Zakonu przez Gameliela, najsławniejszego podówczas z pomiędzy uczonych Izraelskich, a który później został chrześcijaninem.

Obok to tedy tej sali, wypadło przechodzić Maryi i Józefowi. Wszakże ani przypuszczali żeby się tam mógł znajdować Pan Jezus, i już mieli ominąć to miejsce i iść dalej w głąb Świątyni, kiedy oto do uszu Matki Przenajświętszej doleciał głos przemawiającego w gronie zgromadzonych tam kapłanów, a głos, który od razu poznała, był to bowiem głos Jezusa. Wchodzi więc do sali, i widzi jak wszyscy ci mistrzowie starego Zakonu wytężają i wzrok swój i uwagę, słuchając z podziwem i niejakim pomieszaniem, ale oraz i pewnym zadowoleniem, Boskiego Młodzieniaszka. A zdumiewali się wszyscy, którzy Go słuchali, mówi Ewangelia Święta, rozumowi i odpowiedziom Jego (Łuk. 2, 46). Nigdy jeszcze pomiędzy nimi nie powstał Mistrz taki. W zdumieniu była nawet i Marya. Nigdy jeszcze w ten sposób, takim głosem, tak uroczyście przemawiającego nie słyszała Syna, nigdy dotąd i w Oczach Jego i w całym Obliczu i postawie, nie jaśniało coś tak majestatycznego, pomimo wieku tak jeszcze młodego. W sercu więc oddała Mu cześć najgłębszą, nie mogąc jakby to pragnęła, upaść Mu do nóg i uwielbić w Nim już wtedy rozpoczęcie się posłannictwa, Jego życia czynnego, które daleko później miał jawnie prowadzić. Ale obok tego, posiadała Marya Swoje prawa macierzyńskie nad tym Dziecięciem, wprawiającym w zdumienie najuczeńszych Mistrzów Izraelskich. Pragnęłaby była, skoro mogła zbliżyć się do Pana Jezusa, upaść Mu do nóg; lecz wiedziała, że ani miejsce ani czas nie były po temu, rzekła więc do Niego: Synu, cóżeś to nam uczynił, i oto Ojciec Twój i Ja żałośni szukaliśmy Cię (Łuk. 2, 48). A w tym jednym krótkim słowie żałośni, głosem z jakim go wyrzekła, — wyrażała się dla Uszu Pana Jezusa cała niezmierna Boleść Maryi przez te trzy dni przebyta. Ale i tego nie potrzeba było, bo mógł On wyczytać ją na rysach Jej Oblicza, już wprawdzie rozpromienionego odnalezieniem Syna, lecz noszącego ślady trzydniowej niewymownej troski o Niego, i z drżenia Jej głosu zdradzającego wielkie zwątlenie Jej niepokalanego ciała, przez całe trzy dni i posiłku i snu pozbawionego. A prócz tego czyż Pan Jezus w ciągu tych trzech dni Swego przed Matką zniknięcia zewnętrznie, wewnętrznie nie przebywał ciągle w Jej Sercu? On tam przez cały czas ten był obecnym, i na wszystko co się w tym Sercu tak srodze przeszytym działo patrzał. A na własnym to odczuwając, z Nim razem cierpiąc, stosował do Jej cierpień Swoje Łaski Niebieskie, i odpowiednią, a cudowną mocą pokrzepiał Jej siły fizyczne, żeby tę najcięższą ze Swoich Boleści, bez poniesienia od niej śmierci, przebyć była w stanie.

Wszelako tajemnica trzeciej Boleści, jeszcze do całej pełni swojej nie doszła była. Trzeba żeby ten trzeci Miecz, który zdawałoby się ze po odnalezieniu Pana Jezusa wyjść by już powinien z serca Przenajświętszej Matki, a przynajmniej już się w nie jeszcze głębiej nie wtłaczać — trzeba mówię, żeby on to serce na wskroś zbolałe jakby na nowo przeszył. Bo oto na macierzyńskie skargi Maryi, że Ją Syn opuścił, cóż Jej odpowiada Boski młodzieniaszek? Dlaczegóż, mówi, szukaliście Mnie; czyście nie wiedzieli, że w tym, co Ojca Mojego jest, trzeba Mi być? (Łuk. 2, 47).

O! Matko najboleśniejsza! dlaczegoś Jezusa szukała? a cóżeś innego mogła robić, gdy On znikł z oczu Twoich, gdy się skrył przed Tobą? Czyż Marya bez Pana Jezusa żyć mogła? Dla tysiącznych powodów musiała Go szukać. Czyż nie posiada nad Nim władzy macierzyńskiej? Czyż z tej władzy miałby Ją wyzuć, w chwili właśnie, kiedy po trzech dniach mąk niesłychanych odetchnęła niebieską radością w odszukaniu Syna. Czyżby Ją pozbawiał tych praw matki którymi Sam Ją w hojności Swojej miary nie mającej zbogacił i nad wszystkie Dzieła Boskich rąk Swoich wyniósł? Mógł-ci wprawdzie, wolno Mu było to uczynić, ale czyżby Mu na to Jego serce pozwoliło? to serce, które jak całe ciało i wszystka Krew Pana Jezusa, z najczystszych kropli Krwi Maryi ukształtowane, — było w pewnym znaczeniu jakby Jej Sercem? A prawo jakie Ona miała miłować Go nad wszystko, czyż jako Stwórca mógł On odjąć Swemu stworzeniu? Nie, bo jest to przywilej każdej duszy, a cóż dopiero takiej jak dusza Maryi, i przywilej, którego żadna siła pozbawić nie ma prawa. I chociażby w tejże chwili gdy oto tylko co odszukała Pana Jezusa, znowu On znikł z Jej oczu i jeszcze milion razy więcej ukrył się przed Nią, Ona by Go miłować nie przestała, miłowałaby Go jeszcze więcej, i znowu jak przez te trzy dni tak chociażby przez całe wieki, szukałaby z żałością wprawdzie jak się Sama wyraziła: żałośni szukaliśmy Cię (Tamże), ale bądź co bądź z najzupełniejszym jak to i teraz było poddawaniem się w tym wszystkim Jego Woli Przenajświętszej.

Po takiej więc odpowiedzi Jezusa, czy ciemności zalegające Przenajświętszą Duszę Maryi przez te trzy dni Jego zniknięcia przed Nią, rozpierzchły się? Bynajmniej: Słowa te Syna całą głębią tej tajemnicy jeszcze bardziej dla Maryi ciemną uczyniły. A gdy same Ewangelie mówiąc o tym powiadają wyraźnie: Ale Oni, to jest Marya i Józef nie rozumieli słowa które Im mówił (Łuk. 2, 47), jakże my byśmy przypuszczali że to sobie wytłumaczyć potrafimy? Była to jedna z tych tajemnic, która jak to już nadmieniliśmy, w niebie dopiero duszom błogosławionym odkrytą i wyjaśnioną zostanie, odsłaniając całą otchłań cierpień przebytych przez Maryę Przenajświętszą w Jej trzeciej Boleści, a cierpień, które dopuścił był na Nią Pan Bóg dla Jej coraz wyższego uświęcenia i dla naszej nauki, jak to w dalszych uwagach zobaczymy.

Jednakże po odszukaniu Pana Jezusa w świątyni, w istocie kończy się ta trzecia Boleść Maryi. Była bowiem ona i jakby wstępem, co się zwykle i w życiu naszym zdarza, do długich już odtąd i stałych pociech, których doznawać miała Matka Przenajświętsza przez całe lat osiemnaście, ukrytego, cichego i spokojnego pożycia z Panem Jezusem w Nazarecie. Już tam ani na chwilę nie odłączy się On od Niej: Już jak w Świątyni Jerozolimskiej potrzeba Mu było być, jak się wyrażał, dla spraw Ojca Niebieskiego, tak już teraz potrzeba Mu będzie być nieodstępnymi przy najdroższej Matce Jego ziemskiej, przez lat aż osiemnaście. A nawet gdy po ich upływie rozpocznie On Swoje Życie czynne i już wyłącznie i jawnie będzie przeprowadzał wielką sprawę Ojca, wszędzie będzie miał przy Sobie i Matkę. Co wyraża Ewangelia w tych słowach którymi kończy opis zniknięcia Pana Jezusa przed Maryą i odnalezienia Go przez Nią w Świątyni: I zstąpił z Nimi i poszedł do Nazaretu i był Im poddany; a Matka Jego wszystko to zachowała w Sercu Swoim (Łuk. 2, 49). Po trzech dniach przebytych najcięższych Boleści, już przez lat osiemnaście cieszyła się posiadaniem Pana Jezusa jakby wyłącznie pod Swoją Władzą Macierzyńską!

 

 

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

 

 

Uczczenie Matki Boskiej Bolesnej.

 

 

Źródło: Arka pociechy 1880

 

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

 

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.

 

Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

 

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

 

 

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

 

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, że Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, że duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo. najszczodrobliwsza pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku,  Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023