Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 20

 

 

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

 

 

 

 

Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; lecz tak kocham Matkę Moją, że gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: Wkrótce po Wniebowzięciu Przenajświętszej Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w niebie.
  4. Na koniec, że wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i że Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, że różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

 

 

ODPUSTY:

Skarbnica odpustów modlitewnych i uczynkowych, 1901

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Miesiąc LUTY na cześć Matki Boskiej Bolesnej.

Odpust: 1) 300 dni za każdy dzień, gdy kto przez miesiąc luty według jakiejkolwiek książki o Boleściach Maryi, aprobowanej przez kościelną władzę, odprawi to nabożeństwo z sercem skruszonym i pobożnie.

Pius IX Brew. z 3 kwietnia 1857. Reskr . Św. Kongr. Odp. z 26 listop. 1876).

2) Odpust zupełny raz w dniu dowolnie obranym dla wiernych, którzy codziennie przez miesiąc luty odprawiają pobożne rozmyślanie o Boleściach Matki Boskiej, bądź wspólnie, bądź też osobno.

Warunki: Spowiedź Święta, Komunia Święta, modlitwa przez jakiś czas na intencję Papieża.

(Leon XIII, Reskr. Św. Kongr. Odp. 27 styczn . 1888, Acta S. Sed. XX. 478).

Odpust zupełny raz na rok w dniu, w którym kto odprawia godzinę modlitwy na cześć Matki Boskiej Bolesnej, rozważając Jej Boleści i odmawiając inne modlitwy odpowiadające temu nabożeństwu.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Klem. XII. Dekr. Św. Kongr. Odp. d. 4 lutego 1736).

 

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty: 1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Panny po śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najprzód na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

 

 

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

 

 

ROZWAŻANIE.

Piąta Boleść.
UKRZYŻOWANIE.

 

§. I. Szczegóły tej Tajemnicy.

 

Wśród życia doczesnego, otoczeni jesteśmy tajemnicami, a i samo już to życie nasze jest dla nas zagadką. Dlaczego splata się ono z najprzeciwniejszych sobie kolei? Jakim będzie dalej, jakim przede wszystkim w Wieczności? Co znaczy cierpienie, i dlaczego tak nierówno ludzi dotyka? Wszystko to jest tajemnicą, ciężko niekiedy przygniatającą i umysł i serce.

Otóż krzyż jest odpowiedzią na to; on wszystko tłumaczy. Krzyż jest księgą, w której znajdujemy rozwiązanie wszelkich wątpliwości. Krzyż jest utwierdzeniem Wiary, źródłem nadziei, ogniskiem miłości; Krzyż streszcza i zamyka w sobie wszystkie Tajemnice naszej Świętej Wiary. Objawia On człowiekowi i człowieka i Pana Boga: najlepiej i najprędzej wyucza nas czym my jesteśmy, a czym Stwórca Najwyższy. Rozświeca i tłumaczy tajemniczość doczesności, żebyśmy właściwie i bezpiecznie wpatrywali się w Wieczność. Krzyż uczy nas, gdy doznajemy pomyślności, nie zatapiać w niej serca; a wśród największego nieszczęścia, nic innego prócz krzyża, nie może nas pocieszyć rzeczywiście. Niekoniecznie powstrzymuje on łzy, owszem, jeszcze im swobodniej dozwala płynąć, ale im wszelką gorycz odejmuje, tak, iż niekiedy słodszymi się stają od wybuchów ziemskiej radości. Rozprasza on największe ciemności duszy; milczenie jego jest zawsze najwymowniejszym dla serca, a sama śmierć zamienia się w oczach wierzącego w życie, gdy wpatruje się on w ten zadatek życia wiekuistego. Krzyż jest zawsze takim samym, a jednakże zmienia się dla nas jego postać, jego wyraz tak dalece, iż w każdym usposobieniu naszej duszy, staje się on dla nas tym, co jest dla nas najpotrzebniejszym. Nic więc dziwnego, że Święci wpadali i wpadają w zachwycenie na sam widok krzyża, i z takim uniesieniem mówią 0 nim, a na sercu i w sercu noszą go bezustannie.

Otóż, Marya jest jakby nierozdzielną częścią krzyża: Ona jak stała pod nim na Kalwarii, tak odtąd po wszystkie wieki, dla każdej duszy wiernej, stoi zawsze pod krzyżem, gdy go sobie wyobrażamy, lub na niego patrzymy. Nierozłączną już jest na zawsze od tego znaku, od tego najwyższego Symbolu prawdziwej Religii, od tego wiecznego pomniku tego, co niepojęte rozumem ludzkim Miłosierdzie Pana Boga uczyniło dla nędznego stworzenia swego, zbuntowanego przeciw swemu Stwórcy.

To też jak nie sposób jest myśleć o Dzieciątku Jezus w żłobku Betlejemskim złożonym, nie myśląc razem i o Matce Przenajświętszej czuwającej nad Nim — tak nie sposób jest odłączać obrazu Pana Jezusa na krzyżu, od obrazu Matki Bolesnej pod nim stojącej. Bo też i Ewangelie Święte jak o Narodzeniu się Pana Jezusa pisząc wspominają o Maryi: I położyła Dzieciątko w żłobie (Łk 2, 7), tak i o Jego Ukrzyżowaniu mówiąc piszą, że: Stała pod krzyżem Matka Jego (J 19, 25). Zjednoczenie Maryi z Panem Jezusem, było zawsze zjednoczeniem dwóch istot jak tylko być może najściślejszemu lecz doszło ono swego szczytu właśnie na Kalwarii, i o nim to mówić przychodzi nam w tej piątej Boleści Matki Przenajświętszej.

Zakończyła się wtedy Droga Krzyżowa, i Pan Jezus i Maryą stanęli na górze Golgota, trochę przed południem. Z dawnego podania wiadomo, że już wtedy słynnym było to miejsce, i najwłaściwszym, żeby się stało miejscem najświętszym i najpamiętniejszym na ziemi. Utrzymywano bowiem, że tam jest grób Adama, to jest miejsce, na którym pierwszy ojciec rodu ludzkiego spoczął, gdy Miłosierdzie Boskie przyjęło łaskawie jego dziewięćsetletnią ostrą pokutę. Tuż obok było miasto Dawidowe, — albo raczej Miasto Boże wsławione tylu cudownymi wypadkami i szczególnie umiłowane od Pana Boga. W prawdzie to, co miało zajść tam wtedy, okryje je hańbą, zatrze jego przeszłą sławę, ale na to tylko, aby je obdarzyć nierównie większą, którą uwielbiać będą wszystkie miasta po całym świecie, gdzie tylko Ewangelia ogłoszoną zostanie, i gdzie Pan Jezus, na Kalwarii zamordowany, przebywać będzie jako Żywy Bóg-Człowiek w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza.

Niewiele czasu, bo zaledwie godzina upłynęła była od poprzedzającej Boleści Maryi przy spotkaniu Pana Jezusa, tak, iż zaledwie kilka godzin rozdzielać miało koniec czwartej Boleści od dokonania się piątej. Wszelako co do siły cierpień i co do stopnia uświęcenia się, było to dla Maryi dłuższą porą bo jeszcze obfitszą w Zasługi, aniżeli dwadzieścia lat spędzonych w Nazarecie pomiędzy drugą, a trzecią Jej Boleścią. U Pana Boga tysiąc lat są jakby dniem jednym (Ps 90/89/, 4), a zwłaszcza, gdy idzie o uświęcenie Duszy. Ostatnia więc godzina poprzedzającej Boleści Maryi, była zapełniona tak wielkimi Tajemnicami, tak wiekopomnymi wypadkami, a z ich powodu tak ciężkimi cierpieniami Matki Bożej, — że stając Ona na miejscu Ukrzyżowania, przybyła tam jeszcze cudowniejszymi obdarzona Łaskami, jeszcze z większą ich obfitością, aniżeli gdy oto niedawno spotkała Syna krzyż dźwigającego.

Zdzierają wtedy kaci odzienie z Pana Jezusa, a uczucie wstydliwości jakie rozbudza to w Jego Przenajświętszym i Nieskalanym Człowieczeństwie, już Mu dotkliwą nad wszelki wyraz zadaje Mękę. A jakąż to było i dla Niepokalanej Matki, czystszej i sromotliwszej od Serafinów i Cherubinów!

Następnie rozciągają Pana Jezusa na drzewie krzyżowym na ziemi leżącym, na tym łożu jeszcze twardszym aniżeli był Jego żłobek Betlejemski, a na którym leżący, gdy Go wydała na świat, przypomniał się wtedy Matce. Oddaje się w ręce oprawców tak spokojnie i ulegle, jak kiedy malutkim będąc, strudzony i spragniony spoczynku, oddawał się w Ręce Maryi ze czcią najgłębszą i miłością najtkliwszą do snu Go układającej, a co także wtedy stanęło Jej na myśli. Zdawało się, że On w tej chwili nie okrutnych prześladowców Swoich, lecz własną wypełniał Wolę, tak się im chętnie i bez najmniejszego oporu poddaje, ten Pan Bóg Odwieczny, Bóg Wszechmogący; i kładzie się na krzyżu, spokojnie i rzewnie wznosząc Oczy do Nieba, z Którego dla Miłości ludzi zstąpił na ziemię. Nigdy On nie wydał się Maryi bardziej godnym uwielbienia, nigdy się Jej wyraźniej nie objawiał Panem Bogiem, jak oto gdy wtedy rozciągniętym już był na drzewie krzyżowym, jako dobrowolna Ofiara granic nie mającej Miłości. Cześć Mu też oddawała jeszcze głębszą jak kiedy.

Skoro Zbawiciela położyli na krzyżu, zaraz oprawcy porywają Go za Prawą Rękę i wyciągają Ją na ramię krzyża. Przykładają ogromny i chropowaty gwóźdź do Dłoni, do tej Dłoni, z której spływają wszystkie Łaski na świat cały, i wśród panującej ciszy, rozchodzi się łoskot pierwszego uderzenia młotkiem. Doznany z tego ból wstrząsa wszystkimi członkami Ciała Pana Jezusowego, lecz nie zmienia wyrazu Boskiego Spokoju i Słodyczy Jego Oblicza, i nie odwraca Jego Oczów w Niebo wlepionych. Wnet następują uderzenia po uderzeniach, a i tych odgłos rozchodzi się w powietrzu. Jan i Magdalena zatykają sobie uszy, gdyż znieść takiego oddźwięku nie są w stanie; dotkliwszym on dla nich jak gdyby młot ten w serca ich godził. Marya słyszy także te uderzenia, a odczuwa je na Sercu, bo Jej Serce już dawno nie w Jej Piersiach, lecz w Panu Jezusie bije. I Ona też w Niebo wznosi Swoje Macierzyńskie Oczy. Nie wydaje jęku, nie przemawia ani słowa; bo czyż mógłby znaleźć się jęk albo słowo, które by taką Boleść jak wtedy doznawała, wyrazić mogły? Dla Maryi, przygwożdżenie Pana Jezusa do krzyża nie było jedną Boleścią, doznała ich tyle, a jakich! ile było uderzeń młotkiem, i każdy jego łoskot był dla Niej odrębną katuszą. Jak w grze na klawikordzie, każde naciśnięcie klawisza odrębny ton wywołuje przez odrębne drganie strun uderzanych, tak w Sercu Maryi każdy odgłos młotka, odrębne, a coraz to nowe zadawał męczeństwo.

Już wtedy Prawa Ręka przygwożdżona, lecz Lewa nie dosięga na drugim ramieniu krzyża miejsca, w którym ma być przybitą. Snać niedokładnie powymierzali długość ramion krzyża, albo-li też ból doznany przez Pana Jezusa w Prawej Ręce, skurczył Mu Lewą. Z tego też powodu okropnymi są dalsze szczegóły przybijania Pana naszego do krzyża, jakie nam opisują objawienia niektórych Świętych.

Kaci wyciągali z całej siły Lewą Rękę Zbawiciela, lecz pomimo tego Dłoń nie dosięgała do właściwego miejsca. Opierają się więc kolanami na żebrach Pana Jezusowych, których chrzęst (chociaż je nie połamali) wyraźnie słyszeć się daje, i wywichnąwszy Mu Ramię, dociągają Rękę ile im tego potrzeba było. Lekkie tylko westchnienie wyszło z Piersi Pana Jezusa, a Oczu z Nieba nie spuszczał. Lecz cóż wtedy działo się z Maryą? Któż potrafi wyobrazić sobie czym był dla Niej widok tego wszystkiego, czym słuchanie uderzeń młotka i chrzęszczenia kości Pana Jezusowych! O! zaiste, więcej Ona wtedy doznała Boleści, aniżeliby takowych potrzeba było na uczynienie tylu Świętych kanonizowanych, ilu ich było i będzie do końca świata!

Lecz otóż straszny odgłos uderzeń młotka znowu się rozlega, zmieniając swój łoskot stosownie do tego jak gwóźdź coraz głębiej wbijają; a ucho Matki Bolesnej rozpoznaje nawet z tego łoskotu czy gwóźdź napotyka żywe Ciało, czy muskuły, czy nerwy, czy żyły w Dłoni Pana Jezusowej, Którą okrutnie przeszywa.

Potem Nogi Najdroższego Pana naszego podobnież gwałtownie wyciągają, jedną na drugą nakładając, — te Nogi tyle razy strudzone gonieniem za grzesznikami —- i w Stopy złożone z samych kości i mięśni, wbijają z barbarzyńską zaciekłością gwóźdź ogromny z oporem wchodzący, a przez to tym większe zadający Panu Jezusowi bóle. Marya i na to patrzała! A czyż są słowa ludzkie na wyrażenie Jej wtedy Boleści? Przeżyła Ją jednakże, bo Stwórca cudowną siłą przy Życiu Ją zachowywał, bo miała jeszcze więcej wycierpieć.

Na koniec unoszą krzyż w górę z rozpiętym na nim Panem Jezusem, na Którego Słodkim Obliczu ta tylko zaszła zmiana, że się na niej maluje wielkie cierpienie, a z Boską cierpliwością i Boskim spokojem znoszone. Okrutne to narzędzie, ale zarazem i Przenajświętszy Ołtarz, z Ofiarą na Nim wiszącą, zanoszą na sznurach pod spód krzyża podłożonych, nad jamę, w której mają go obsadzić, a podtrzymując go po bokach, żeby równowagi nie stracił. Pomimo jednak tego chwieje się on to w tę, to w ową stronę, niewypowiedziane zadając rozpiętemu na nim Panu Jezusowi Męki. Następnie stawiają krzyż na brzegu jamy, i wymykając sznury spod jej spodu, wpuszczają go tam gwałtownie. Wstrząśniecie to rozdziera okrutnie Rany przygwożdżonych Rąk i Nóg Pana Jezusowych, i ledwie że nie odrywa Go od krzyża, ze stawów wywodząc prawie wszystkie kości Jego. Niektórzy nawet Święci mieli sobie objawionym, że właśnie dlatego, żeby Ciało Pana Jezusa nie oderwało się od krzyża, przywiązano je wtedy do niego sznurem, a tak silnie zaciśniętym, że wpił się był w Jego Boki i Podpiersie. A tak, okropności po okropnościach następowały w Oczach patrzącej na to Matki, i jak te podziemne ognie przeszywają wnętrze ziemi, gdy następuje trzęsienie, — nurtowały one Jej Serce. I z jakąż inną boleścią ludzką te Boleści Maryi porównać by się godziło? Przechodzą one wszelkie pojęcie. Uwielbiajmy je, płaczmy nad nimi, lecz ocenić ich niezrównany stopień nie usiłujmy, gdyż byłoby to więcej jak zuchwałością.

O! Matko Najboleśniejsza! niech na wieki chwaloną będzie Trójca Przenajświętsza, za Cuda Łaski dokonane w Tobie, w onej strasznej godzinie. Lecz nadeszło i wielkie trzęsienie ziemi: — cała natura nawet nieożywiona, zadrżała z przerażenia jakby rozumem obdarzoną była. Wokoło popękały skały; wzdłuż całego międzymorza poroztwierały się przepaście, i tajemnicza zasłona w Świątyni, miotaniem się ziemi rozdartą została od dołu do góry, jakby ręką ludzką rozszarpana. A w tejże chwili, jak niesie podanie i objawienia niektórych Świętych, z gmachów należących do Świątyni słyszeć się dały żałosne i przedłużone głosy trąbek oznajmiających, jak zwykle, składanie Ofiary południowej (Ps 20/19/, 4). Ci zaś, którzy według przepisu Starego Testamentu, tymi trąbkami zawiadamiali lud o obrzędzie odbywającym się w Świątyni, nie domyślali się, że w dniu tym, niedaleko stamtąd, na innym miejscu spełniała się Ofiara, na którą Niebo całe ze czcią, podziwem i świętym przerażeniem patrzało. Zaczęło się też i ściemniać na ziemi, bo nic dziwnego, że księżyc zakrył przed nią słońce, gdy na niej w tej chwili złość ludzka zakryła przed sobą Słońce Sprawiedliwości, Światłość Ojca Przedwiecznego (1 Kor. 2, 3). Postraszone zwierzęta szukały schronienia nocnego; ustały śpiewy ptasząt po ogrodach rozciągających się u stóp Kalwarii; a i ludzi ogarniało przerażenie, bo pierwsze promienie Łaski, jak powolne świtanie po najburzliwszej nocy, wydobywały się z tych ciemności Kalwaryjskich, dostając się do wielkiej liczby serc ludu tam nagromadzonego. Każda chwila wieki zaważyła, gdy się te największe jakie kiedy były odbywały Tajemnice.

Nareszcie rozpoczyna się pierwsza z trzech godzin Konania Pana Jezusowego, tych trzech godzin, których zapowiednim obrazem były trzy dni, w ciągu których Marya odszukiwała Syna, kiedy przed dwudziestu laty znikł był z Jej Oczu z Świątyni Jerozolimskiej. Wśród panujących ciemności, Marya tuż przy krzyżu stanęła, gdy wielu z natłoczonego tam motłochu, ulegając przestrachowi, jak to właściwe żydom, przerażeni zaćmieniem słońca i trzęsieniem ziemi, pouciekało. Lecz nielitościwi kaci i odważni żołnierze rzymscy, pozostali pod krzyżem, i pomimo panującego zmierzchu, rozgrywają w kości szaty Pana Jezusowe. Ich bluźnierstwa i grubiańskie żarty, przeszywają Serce Maryi, bo do Jej najwyższego uświęcenia i nadmiaru Zasług, potrzeba było, aby Ją i ta Boleść nie ominęła. Wszystko też na to Niepokalane Serce uderza wtedy bez litości; co chwila coś Mu nowe zadaje rany, a tak ciężkie jakby każda z takich okoliczności była okolicznością najbardziej Jej Boleści zwiększającą. Marya widziała te szaty, te Relikwie, na których wykupienie skarbów świata całego byłoby za mało, w rękach nędznych grzeszników, którzy się nimi świętokradzko przyodzieją. Szaty te przez całe lat trzydzieści, w ciągu których przyodziewał się w nie Zbawiciel, cudownie rozszerzały się jakby rosnąc z Nim razem, i nie zużywały się nigdy, ponawiając cud, o którym wspomina Mojżesz w księgach swoich, gdy pisze, że odzienie i obuwie Izraelitów w ciągu ich czterdziestoletniej pielgrzymki po puszczy, nie zużyły się były wcale (Paral. 2, 1). A teraz w te cudowne szaty przyodziewać się będą grzesznicy, i chodzić w nich po miejscach rozpusty i pijatyki. A jednakże czymże to było jeśli nie przenośnym obrazem, Symbolem bardzo wzniosłym? Świat grzeszny i skażony, miał się przyodziać w sprawiedliwość i niewinność Syna Maryi; grzesznicy nawróceni będą naśladować cnoty, którymi był przyobleczony Pan Jezus; zasługiwać na Niebo przez Jego Zasługi, zadość czynić Jego zadość czynieniem, i dostępować wszelkich Łask, którymi przyodziani, miłymi stawać się będą Ojcu Przedwiecznemu. Jak Jakub otrzymał błogosławieństwo ojcowskie, przyodziany w szaty starszego brata Ezawa tak cały ród ludzki miał dostąpić Błogosławieństwa Ojca Przedwiecznego, przyodziawszy się w szaty swego Pierworodnego, w Łaskę Pana Jezusa, który raczył stać się dla nas starszym bratem.

Lecz pomiędzy tymi szatami była i koszulka jednolita, sporządzona przez Maryę dla Syna, — a ta przedstawiała jedność Kościoła Pana Chrystusowego. Marya widziała, że i o Nią rzucano kości i zauważała komu się dostała, aby ją później wierni wydobywszy z rąk pogańskich, przechowywać mogli jako najdroższą Relikwię. I wtedy to stanęła Maryi na myśli cała przyszłość Kościoła. Każde odszczepieństwo które miało rozdzierać Jedność Mistycznego Ciała Jej Syna, jakby ostre groty wtłaczało w Jej Serce; każde kacerstwo, każde wyłamywanie się spod Władzy Kościoła, jakie nastąpić miało, zadawało Jej najcięższe katusze już na Kalwarii, w chwili, gdy spełniała się tam żywa Ofiara z Jej Syna, i gdzie jedność Kościoła zakładała się tak niezmierną ceną. Gorycze te zalewały Duszę Maryi, nie odwracając wszelako ani na chwilę Jej uwagi od rozpiętego na Krzyżu Pana Jezusa. Jak w przyszłości najwyżsi Rządcy Kościoła, zatrute mając serce szkodami i zniewagami wyrządzanymi Kościołowi przez oddzielających się od jego jedności — w Pana Jezusa tym pilniej wpatrywać się mieli, broniąc Jego Nauki, tak i Marya, gdy stanął Jej wtedy na myśli obraz najcięższych przejść Kościoła, z Pana Jezusa Oczów nie spuszczała. I dlatego i każda dusza najsilniej przywiązuje się do Kościoła, najlepiej ocenia szczęście należenia do jego jedności, najserdeczniej boleje nad zaślepieniem odłączających się od niej i najgoręcej modli się za nich, — gdy rozmyślając Mękę Pańską, myślą i sercem staje obok Maryi na Kalwarii.

Ale otóż i nowe dla Maryi otworzyły się źródła Boleści, gdy przystąpiono do przybicia tablicy z napisem u wierzchu krzyża. Napis ten ułożony był przez Piłata, z rozkazem umieszczenia go nad Panem Jezusem. Przystawiono więc drabinę do krzyża i przybito go u góry, nad Głową Zbawiciela. A z tego powodu, każde uderzenie młotka wstrząsając krzyżem, niewymowne zadawało Cierpienia i Głowie Pana Jezusa cierniową koroną o krzyż opartej, i Ranom Rąk i Nóg Jego, a Cierpienia te okrutnie odbijały się na Sercu Maryi.

Lecz i sam już ten napis, zadawał niemałe Boleści Matce Przenajświętszej. Sam widok Przenajświętszego Imienia Syna Bożego, wypisany tam dla świata całego, a wypisany dla tym haniebniejszego zbezczeszczenia Go, sam widok Imienia nad śpiewy niebiańskie milszego i słodszego dla Maryi, sam ten widok był już dla Niej powodem Boleści niezmiernej. Wymienienie zaś Nazaretu w tymże napisie, rozbudzając w Jej Pamięci wspomnienia najmilszej przeszłości, było także nadzwyczaj bolesnym, w zestawieniu jej z tak okropną teraźniejszością. Bo tak ciągle, podczas Męki Pańskiej, Dziecinne lata Jego swobodniejszego życia przypominając się Matce, potęgowały doznawane przez Nią wtedy Cierpienia.

Dalej w napisie było wyrażono, że Pan Jezus jest Królem; lecz na jakimże tronie, niewdzięczny lud Jego, umieścił Go wtedy! Dlaczegóż Go królem swoim nie uznał? Dlaczegóż czekał aż poganin Wielkorządca Rzymski, ogłosi mu to szydersko? Dlaczego nie dozwolił Mu zapanować nad sercami? O! nieszczęsny narodzie! jakże byłbyś szczęśliwym, ileż byś najcięższych grzechów był uniknął, ileż dusz z pomiędzy ciebie byłoby zbawionych, ileż Chwały przyczynionej Panu Bogu, gdybyś Zbawcę Twego Królem ziemi i Nieba był uznał! Piłat nazwał w tym napisie Pana Jezusa Królem Żydowskim, i oby się było tak stało. Ale niestety! Lud wybrany nie tylko nie uznał Go swoim Królem, ale Go w owej chwili zamordowywał w najokrutniejszy sposób.

Jakże to więc ciężką boleścią przygniatało Serce Maryi! Ciążyły na tym Sercu wtedy wszystkie przekleństwa jakie bogobójczy lud ten ściągał na siebie, a które miały go z ludu wybranego zrobić ludem odrzuconym i rozprószyć po całej kuli ziemskiej, jako na wieczne tułactwo skazany. Marya chciałaby była wszystkie Swoje dotąd przebyte Boleści doznać na nowo, byle odwrócić to przekleństwo i lud, który i Jej był narodem, przywrócić do błogosławieństw zapowiedzianych mu przez Pana Boga Abrahamowego, Izaakowego i Jakubowego.

Lecz było już za późno, i dopełniał już ten nieszczęsny naród miarę swoich nieprawości: dochodziły już one w dniu onym do samego wierzchu czary złości ludzkich, a przeświadczenie o tym, morzem goryczy zalewało Serce Matki Przenajświętszej, tak ludzi wszystkich, a cóż dopiero Swój lud, Swój naród kochające. I zdawałoby się, że tak ciężkie cierpienia odwrócić by powinny były Jej uwagę od wszystkiego innego. Zdawałoby się, że wtedy nic innego Ona widzieć nie mogła, jak Pana Jezusa na krzyżu rozpiętego, i żadnego innego nie doznawać uczucia jak współubolewania z Synem, wśród takich katuszy umierającym. Lecz w osobach to tylko samolubnych, doznane cierpienie im większe tym bardziej skupia ich samych w sobie; i tym bardziej nieczułymi czyni na cierpienia drugich chociażby najcięższe. Ale z Maryą tak być nie mogło. Ona widzi po obu stronach krzyża Jej Syna rodzonego, dwóch synów przybranych Jej Macierzyńską Miłością ku wszystkim ludziom, a obaj występni i za chwilę przed Sądem Boskim mający stanąć. Wstawia się wtedy za nimi do Pana Boga z całą potęgą wstawiennictwa Swojej Przenajświętszej Duszy, tyle już wtedy poniesionymi Boleściami, posiadającej praw, żeby być wysłuchaną. Czyż mógł więc Pan Bóg oprzeć się takiej prośbie i w takiej chwili zaniesionej? Nie zaiste! Pan Bóg się jej nie oparł, lecz jeden z wiszących łotrów oparł się Łaskom, jakie Pan Bóg zlał był wtedy i na niego. Cały bowiem ich szereg do nawrócenia największych grzeszników potrzebny, zesłał Ojciec Przedwieczny na obydwóch łotrów: kołatał nimi do serc ich skażonych, groził im, przerażał ich, wzywał do skruchy i obiecywał przebaczenie. Lecz im wolnej woli nie odejmował, nie zmuszał ich, i gdy jeden z nich odpowiadając tym Łaskom nawraca się i słyszy od Samego Pana Jezusa: że dziś jeszcze będzie z Nim w Raju (zob. Łuk. 23, 43), drugi odrzucając wyproszone przez Maryę Łaski, bluźni przeciw Synowi Bożemu i niestety! zatraca swą duszę na wieki.

A cóż to znowu za Boleść była dla Matki Przenajświętszej! Widzieć tego nieszczęsnego człowieka tak blisko Pana Jezusa, i to w chwili gdy On i za niego umiera, a widzieć go nienawróconym, niepokutującym, lecz z własnej złości idącym na potępienie; cóż za smutek dla Niej, niewymowną miłością każdą duszę tak strasznymi Mękami i Pana Jezusa i Jej własnymi okupioną, ogarniającą!

Lecz nie dość na tym: bo oto w tejże chwili, jak przed paru godzinami w Ogrójcu Panu Jezusowi, roztoczył się przed Nią niezliczony szereg tych wszystkich dusz, które w przyszłości nie korzystając z Zasług Chrystusa Pana, pójdą na potępienie. A zgroza, smutek i żal z tego powodu doznany, był nowym mieczem srodze raniącym Jej Serce, już tylu Boleściami przeszyte. Ona patrząc na Konanie Syna, widziała w tym zbawienie ludzi, i to łagodziło chociaż w części gorycz zalewającą Jej Duszę. A oto w tejże chwili kiedy, jakby powiedzieć, tej pociechy, tej osłody najbardziej potrzebowała, takowa ujętą Jej została, widokiem, potępiającego się grzesznika.

O! Matko Najboleśniejsza! niczego więc nie brakło, żeby Twoją Obecność pod krzyżem Syna, uczynić męczarnią wszelkie pojęcie przechodzącą. Przez te więc Męki Twoje wtedy doznane, prosimy Cię i błagamy, niech Boleści Twoich nie pomnażamy grzechami. A gdyśmy się ich niestety! dopuścili i wielu i ciężkich, niechże Ci nie wtłaczamy nowego miecza w Serce ostateczną niepokutą, lecz niech za wstawieniem się Twoim, szczerze pokutując, sprawimy Ci pociechę jakiej doznałaś z pokuty Dobrego Łotra.

Ale te wszystkie zaszłe wtedy pod krzyżem i obok krzyża zdarzenia, nie odrywały uwagi Maryi od Pana Jezusa, na nim rozpiętego. Jak nasi Aniołowie Stróże, otaczający nas Swoją opieką i baczni na wszystko co się około nas i z nami dzieje — pomimo tego ani na chwilę nie przerywają swego wpatrywania się i zatapiania w Panu Bogu — tak i z Maryą wtedy się działo. Podczas gdy patrzała jak żołnierze rozrywali szaty Pana Jezusowe, i rozmowami toczonymi wtedy nowe Boleści zadawali Jej Macierzyńskiemu Sercu; podczas, gdy w Jej Oczach przybijano tablicę z nadpisem nad Głową Pana Jezusową, i gdy wreszcie tak wielkie Tajemnice zachodziły w nieszczęsnej niepokucie potępiającego się grzesznika i w nawróceniu się Dobrego Łotra nic z tego wszystkiego nie przerywało Jej wpatrywania się i zatapiania w Pana Jezusa Konającego. Był to zachwyt Boleści, w ciągu którego tak jak niektórzy Święci którzy w zachwyceniu będąc pomimo zewnętrznych podówczas zajęć swoich, duszą pogrążeni są w Panu Bogu i w Jego Światłości Marya bolejąc z tego co się w około Niej wtedy działo, od Boleści Swojej z wpatrywania się w męczarnie Pana Jezusa, ani na chwilę odwróconą nie była.

Lecz cała już godzina upłynęła była, a Pan Jezus głębokie zachowywał milczenie. Cierpienia wzmogły się do najwyższego stopnia, siły zaczęły Go już powoli opuszczać, Przenajświętsze Ciało zwieszało się coraz bardziej, zwiększając przez to bóle w przygwożdżonych Rękach i Nogach. Tymczasem Krew coraz obficiej spływała po krzyżu, a na Oblicze Pana Jezusa coraz większa występowała bladość.

Każda chwila tego strasznego konania, była aktem czci i uwielbienia Ojca Przedwiecznego, najzupełniej godnym Pana Boga Najwyższego, a przewyższającym wszelką cześć i uwielbienie jakie Pan Bóg odbierał dotąd i odbierać będzie po wszystkie wieki, od całego Nieba i wszystkich stworzeń. Tajemnice przechodzące wszystkie Tajemnice, które kiedy zaszły lub zajść miały na ziemi, spełniały się wtedy, a z nich największe gdy Pan Jezus rozpięty na krzyżu zaczął przemawiać.

Zaćmienie dochodziło swego szczytu, noc była w około, i mniej już osób znajdowało się przy krzyżu. Żołnierze swoją grę w kości skończyli; tablica z napisem przybitą już była; drabinę odjęto, i zapanowała cisza jakby w jakiej świątyni. I wtedy Pan Jezus przemówił. Zdaje się, że najpierw rozmawiał z Ojcem Przedwiecznym myślą i samymi słowami wewnętrznymi; że widział Sprawiedliwość Jego srożącą się nad zbrodnią nad zbrodniami dopełniającą się wtedy; że aktem miłości granic niemającej wstawiał się za jej sprawcami. Lecz widząc pomimo tego tę sprawiedliwość nieugiętą, jeszcze silniejszym aktem miłości, nie tylko myślą ale już i słowami głośno wyrzeczonymi, uznał potrzebę prośbę Swoją zanieść do Boga Ojca. I wtedy zawołał: Ojcze! odpuść im, bo nie wiedzą co czynią (Łuk. 23, 54). A jakże pełne są rozmaitego, a najgłębszego znaczenia te pierwsze słowa wyszłe z Boskich Ust Pana Jezusa na krzyżu!

Bo nie wiedzą, co czynią. Jakoż, złość grzechu jest tak wielką, że przechodzi pojęcie ludzkie, i słusznie powiada wielki filozof i wielki teolog teraźniejszych czasów Ojciec Wentura, że gdyby grzesznik dopuszczając się grzechu, pamiętał na to, że odważa się na złość wszelkie pojęcie przechodzącą, chybaby nigdy nie zgrzeszył. Lecz słowa, te prócz tego, jakże głębokiego są znaczenia przez to, że objawiają w Synu Bożym Miłosierdzie nad grzesznikami jeszcze bardziej jak wszelkie inne dowody Jego Miłosierdzia nad nimi, wszelkie nasze pojęcie przechodzące: Bo oto, gdy w tej najuroczystszej jaka kiedy zabłysła pod słońcem chwili, i wśród najsroższych mąk rozpoczynającego się konania, Pan Jezus przerywa milczenie, o! dziwo! przerywa je nie dla Matki, żeby Ją jakim słówkiem pocieszyć: nie dla Apostołów, Żeby nie widząc z nich przy Sobie żadnego, prócz Jana, uprosić u Ojca Przedwiecznego przebaczenie takiej ich małoduszności; nie dla jednego z nich mężnie tam stojącego, żeby mu za to podziękować; nie dla Magdaleny, żeby jej wierność aż pod krzyżem, nagrodzić nowym jakim błogosławieństwem. Nie; nie z takich powodów i nie dla tych dusz najświętszych przerywa wtedy Zbawiciel milczenie, lecz dla modlenia się za grzeszników i to największych jacy kiedy byli na świecie, bo za tych którzy Go do krzyża tylko co przybili!

Przebywając w domku Nazareńskim, mógł Pan Jezus jakby zapomnieć o całym świecie; żyć jakby tylko dla Matki, żeby Ją uległością Swoją i synowskimi pieszczotami otaczać. Lecz na Kalwarii, w chwili, gdy Jego Męki krzyżowe w najwyższym stopniu objawiały czym jest grzech i jak niezmierną jest złość jego, jak straszne kary zmuszoną jest Sprawiedliwość Najwyższa dotykać grzeszników — musiał przede wszystkim i najpierw o nich pamiętać.

A czy Marya czuła się pokrzywdzoną, takim w modlitwach Pana Jezusa na krzyżu pierwszeństwem danym grzesznikom? Czy i to było wtedy dla Niej powodem nowej Boleści? Broń Panie Boże! Ani cień podobnego samolubstwa nie przesunął się przez myśl Jej; bo cóżby potworniejszego wyobrazić sobie można, nad przypuszczenie samolubstwa w Maryi, i to jeszcze w chwili, gdy stała pod krzyżem? Ona, gdyby śmiała była, gdyby była w stanie przemawiać, gdy patrzała na Syna umierającego, byłaby tęż samą i w tychże samych słowach modlitwę zaniosła do Niego za Jego krzyżownikami; i nie masz wątpliwości, że ją w głębi Serca, za Panem Jezusem z całego serca powtórzyła.

Wszelako, to pierwsze przemówienie Pana Jezusa z krzyża, było źródłem innych, a ciężkich Boleści dla Przenajświętszej Panny. Od ukończenia drogi krzyżowej, od przybycia na Kalwarię, owszem zdaje się że od rozstania się Matki, Bolesnej z Synem, gdy żegnał się z Nią idąc na Mękę, pierwsze to były słowa, które z Ust Jego usłyszała. A wychodziły one z tychże Ust Boskich, z których każde Słowo napełniało Ją nadziemskimi pociechami. Lecz o Jej Słuch Macierzyński, z jakąż dla Niej Boleścią obiły się wtedy, gdy w nich usłyszała Głos Pana Jezusa, cierpieniami przebytymi  i wtedy doznawanymi, już bardzo zmieniony!

Któż z nas, jeśli mu wypadło być przy ostatnich chwilach konającej drogiej mu istoty, nie pamięta, jak bolesnego doznał wrażenia, gdy w głosie swego ukochanego chorego, poczuł tę zmianę, która nieomylnym bywa znakiem zbliżającego się konania. Jest to coś tak boleśnie dotykającym serce, że się tego już nigdy nie zapomina. Czymże więc to być musiało dla Maryi, Której Miłość do Pana Jezusa z żadną inną najświętszą i najżywszą miłością porównać się nie może? Czym być musiał dla takiej jak Ona Matki, ten złowrogi i jakby już grobowy dźwięk przytłumionego głosu bliskiego Konania Pana Jezusa!

Ale i prócz tego cóż to za spotęgowanie Boleści doznawanych wtedy przez Maryę, sprawiły te Słowa Pana Jezusa z innego znowu, a nierównie głębszych warstw Jej Duszy sięgającego powodu. Ona im więcej Go miłowała, tym więcej patrząc na Jego Cierpienia Sama cierpiała; miarą Jej Boleści była zawsze miara i stopień, w jakim Go miłowała. A więc w ciągu całej dotąd przebytej Męki, im godniejszym miłości okazywał się Jej Pan Jezus, tym ta Miłość do coraz wyższego dochodziła szczytu, a stąd i Boleści Jej coraz stawały się sroższe. Otóż, kiedyż, jeśli tak wyrazić się można, mógł Pan Jezus wydać się Jej godniejszym Miłości, jak właśnie w tej oto chwili, gdy z taką Miłością, zapominając o Swoich cierpieniach, zapominając o wszystkich, a nawet jakby zapominając o Matce, modli się za Swoich krzyżowników?

Gdy wtedy, bez żadnej wątpliwości, wtedy to miłość Maryi do Pana Jezusa dochodziła do stopnia jeszcze wyższego w jakim dotąd była, więc i Boleści Jej wtedy były cięższe, sroższe i dotkliwsze od dotąd doznanych. Wtedy to także przygotowywał już Maryę Pan Jezus do tego, że Ją wkrótce uczyni Matką nas wszystkich. Wtedy bowiem takim uderzającym i niespodziewanym w takiej chwili objawem nieograniczonego Swego Miłosierdzia nad grzesznikami, i Jej Serce zalał nieprzebranym morzem takiegoż Miłosierdzia, gdyż już miał Ją uczynić na zawsze Ucieczką grzeszników (zob. Litania Loretańska) i Matką Miłosierdzia (zob. Antyfony kościelne).

Jakoż nadchodziła chwila, w której Boskim Słowem Swoim miał Pan nasz Najdroższy, Matkę Swoją przetworzyć i na Matkę naszą. Po zapowiedzeniu Nieba pokutującemu, za Jej wstawieniem się, Dobremu Łotrowi, Pan Jezus zwraca się do Matki. Lecz w tym czwartym Swoim na krzyżu Słowie, jakby dla większego Jej uczczenia dwa niejako zamyka, bo jedno wprost do Niejże Samej, drugie o Niej do ukochanego ucznia wyrzeczone: Niewiasto, rzekł do Maryi, wskazując Jej Oczyma Świętego Jana: Oto Syn Twój, a do niego wskazując mu Przenajświętszą Pannę: Oto Matka Twoja (J 19, 26). Tak wyrzekł i tak się stało, jak gdy na początku świata wyrzekł był: stań się światło i stało się światło (Ks. Rodz. 1, 3); jak niedawno przy Ostatniej Wieczerzy, jednym słowem chleb przemienił w Ciało Swoje (zob. Mat. 15, 3). Rzekł do Maryi, wskazując Jej w Janie wszystkich Swoich wiernych uczniów do końca świata; Oto Syn Twój, i odtąd Marya stała się w porządku Łaski najprawdziwszą Matką wszystkich wiernych dzieci Kościoła. Ale jakimiż to cierpieniami Serca, to Sercowe powszechne Macierzyństwo Swoje opłacała Marya! Znać doszły one już były wtedy najwyższego stopnia, kiedy zesposobiły Ją do tej najwyższej po Panu Bogu godności; bo jak On jest Ojcem Niebieskim całego rodu ludzkiego, tak Ona stała się Niebieską Matką wszystkich ludzi.

Lecz to ogłoszenie Maryi Matką ludzi, to zazwiastowanie Jej tego nowego Macierzyństwa, jakże było rożnym od Zwiastowania Jej, że Matką Pana Boga ma zostać!

Wówczas spotkało Ją to w Jej cichym i ulubionym Domku Nazareńskim, w południe najpogodniejsze, wśród słodkiego, podczas modlitwy, zachwytu w Panu Bogu. A to powtórne Jej Macierzyństwo nastawało na Kalwarii, pod krzyżem Syna na nim rozpiętego przy posępnym zmroku zaćmienia słońca, wśród Jej najgłębszego zanurzenia się w morzu cierpień, wśród zachwytu w Boleści od wpatrywania się w umierającego w najstraszniejszych Mękach Pana Jezusa!

Jakaż niewymowna pociecha towarzyszyła Zwiastowaniu Nazareckiemu, a jakież potoki goryczy zalewały Jej Błogosławioną Duszę przy tym drugim zwiastowaniu! A jednakże, gdy Pan Bóg do pierwszego Zwiastowania posłał był Anioła, w tym powtórnym Sam już Boskimi Swoimi Ustami wygłasza to wiekopomne Orędzie. Wszelako w Duszy Maryi, w obydwóch tych, a tak pomiędzy sobą różniących się objawieniach dla Niej Woli Pana Boga, panuje jednakowy niewzruszony spokój, a w Jej Woli jednakowe najzupełniejsze poddanie się, jednakowe zjednoczenie się z Wolą Pana Boga.

Gdy przygniata nas wielkie jakie strapienie, wtedy wszelkie zdarzenie odwracające myśli nasze od bolesnego, a całkiem pochłaniającego nas przedmiotu, zwiększa cierpienie. W wielkim nieszczęściu, w nadzwyczajnym ucisku serca, wszelkie zewnętrzne od niego jakby oderwanie, mękę zadaje, i tylko osoby mniej czułe, nieobeznane z wielkim strapieniem, sądzą że rozrywką jaką można przynieść ulgę bardzo cierpiącemu. W istocie zaś tak nie jest, i to przyzna każdy, kogo spodobało się Panu Bogu wielkim jakim krzyżem doświadczać. Wielka boleść potrzebuje wielkiej wkoło siebie ciszy; sercu wielkim ciosem dotkniętemu, najlepiej wśród wielkiej samotności. Gdy wtedy w owej chwili Pan Jezus kazał Matce zwrócić uwagę i oczy na Świętego Jana po drugiej od Niej stronie krzyża stojącego, gdy posłyszała wychodzące z ust umierającego Syna to zamianowanie Jej na Matkę wszystkich wiernych, gdy spotkało Ją tak wielkie i stanowcze co do Niej i co do całego Kościoła postanowienie — wzruszyło Ją to do głębi Duszy, a przez to zadało tę nową Boleść, jakiej doznaje Serce wielkim strapieniem dotknięte, a zmuszone jakby odwrócić uwagę od powodów swego cierpienia. I nie dość na tym: trzeba Jej było zgodzić się na to, żeby Jej Serce w zachwycie najsroższej Boleści całkiem zatopione w Panu Bogu Jej Synu na krzyżu konającym — przejęło się według Jego rozkazu, uczuciem Macierzyńskim dla Jana i wszystkich odtąd jemu podobnych wiernych dzieci Kościoła. Nie odwracać wtedy uwagi od Pana Jezusa, jak było dla Niej najwyższą Boleścią, tak również było i jedyną znośną rzeczą i ledwie że nie jedynie możliwą, nieprzechodzącą siły matki obecnej śmierci syna. Zadać więc sobie gwałt co do tego, było nową dla Maryi Męką; lecz od niej ani się uchyliła, ani jej pojawieniem się, i to jeszcze w chwili takich i tylu mąk innych, nie zdziwiła się wcale.

Gdy bliscy się widzimy postradania najdroższej nam na ziemi jakiej istoty, a zwłaszcza jeśli spodobało się Panu Bogu, żebyśmy patrzyli na jej ciężkie, a powolne w oczach naszych konanie, które ją nam tu z ziemi zabierze na zawsze — chociaż widok ten rozdziera nam serce, tak jednak pochłania uwagę, że jeszcze dotkliwszą rzeczą od doznawanej wtedy boleści, byłoby zmuszanie nas do zajęcia się czym innym. A to właśnie spotykało wtedy Matkę Najboleśniejszą. Umierający w Jej Oczach Syn, którego miłowała jak żadna najprzywiązańsza matka najgodniejszego miłości jedynaka miłować nie mogła, — Pan Jezus, odwraca Jej uwagę od Siebie, i chce żeby przeszyte tym piątym mieczem Boleści Swoje Serce, zamieniła na Serce najczulszej, najmiłościwszej, najlitościwszej Matki dla nas wszystkich, dla wszystkich ludzi, dla grzeszników, a nawet i dla tych, którzy Go wtenczas na krzyżu w Jej Oczach domordowywali.

O! jakiegoż to oderwania się od doznawanej Boleści, jakiegoż to, jakby powiedzieć, obcego temu, co Ją wtedy całkiem pochłaniało, zajęcia, wymaga Pan Bóg od Matki, obecnej najokrutniejszej, jaka kiedy była śmierci syna! Kto wie, czy nie było to dla Niej z Boleści dnia tego od rana doznawanych, Boleścią najdotkliwszą. A i tę przenosi z najzupełniejszym poddaniem się Woli Pana Boga, tak wyraźnie i uroczyście wtedy objawionej. Dochodzą więc cierpienia Jej Serca do swego szczytu, jak dochodzą cierpienia ciała do swojej największej potęgi, gdy każda matka wydać ma na świat dziecię. I Marya też w tej chwili stała się w porządku Łaski najprawdziwszą Matką Kościoła, Matką z nas każdego.

O! Maryo! o! Matko! jakichże to Łez Twoich, jakichże Cierpień Twoich jesteśmy dziećmi!

Aliści rozpoczynała się już i trzecia godzina Konania Pana Jezusa na krzyżu, a każda z nich zaciążała na Sercu Matki Bolesnej, jak długie wieki cierpień najsroższych. Pierwsze też Słowo jakie w tej ostatniej Swojej godzinie wyrzekł Zbawiciel, było dla Maryi nowym mieczem przebijającym Jej Duszę, albo raczej głębszym wtłoczeniem się piątego, który Ją wtedy przeszywał. Pan Jezus zawołał: Pragnę (J 19, 2).

Jakoż musiał wielkiego doznawać pragnienia. Od chwili bowiem kiedy napił się z kielicha goryczy przy krwawej modlitwie w Ogrojcu, nic nie miał w Ustach, prócz wina zaprawnego gorzką mirrą, które podano Mu, gdy przystępowano do ukrzyżowania, a którego pokosztowawszy, pić nie chciał. Tymczasem ileż doznał bólów i mąk, przyprawiających Go o wielką gorączkę, wzniecającą nadzwyczajne pragnienie. Już krwawy pot wylany na modlitwie Ogrójcowej, rozgorączkował był całe Boskie Ciało Najdroższego Pana naszego. Następnie reszta tej nocy spędzona bezsennie, wśród żołdactwa w najrozmaitszy sposób pastwiącego się nad Nim w ciemnicy u Kajfasza, w której Go trzymano do rana, znękała Go jeszcze bardziej. Włóczenie Boskiej Jego Osoby od Annasza do Kajfasza, od Piłata do Heroda, potem okrutne biczowanie i wbijanie korony cierniowej w Przenajświętszą Głowę; wreszcie droga krzyżowa, w ciągu której dźwigać musiał bardzo ciężki krzyż, a z którym na Barkach gnali Go bez miłosierdzia oprawcy — i na koniec tylko co przebyte Męki w przybiciu do krzyża, podniesienia Go z nim w górę; bóle straszne w przygwożdżonych rękach i nogach, na których ciało ciężyło — wszystko to przyczyniło się do rozbudzenia wtedy w Panu Jezusie nadzwyczajnego pragnienia. Zaiste przypuszczać można, że nikt z ludzi nigdy takiego pragnienia nie doznał. Wiadomo zaś ze smutnego doświadczenia na rozbitkach okrętowych, że cierpienia pochodzące z braku napoju do zaspokojenia palącego pragnienia, są męką wszelkie wyobrażenie przechodzącą, a śmierć od tego, jedną ze śmierci najstraszniejszych. Można też nie wątpić, że Pan Jezus, gdy wyrzekł na krzyżu to słowo: Pragnę, do takiego stopnia był spragniony napoju i tak go koniecznie potrzebował, że cudem tylko zachował się przy życiu, nie mając go sobie podanym. I jakiejże to z tego powodu Męki musiał doznawać, gdy tyle katuszy przebywszy w milczeniu, w tej jednej uznał właściwym wydać ten jęk zbolałej swojej natury ludzkiej!

Marya wszystko to dobrze pojmowała; wszystko to stanęło Jej wtenczas jak najżywiej na myśli. Czymże więc ta bolesna skarga Pana Jezusa musiała być dla Niej? Jej bowiem Macierzyńskie Serce, gdy usłyszała objaw tak wielkiego cierpienia Syna, zabolało nie tylko nad tym, że On tej Męki doznawał, ale to największą zadawało Jej Samej Boleść, że Mu w tym żadnej ulgi przynieść nie mogła. Bo czyż może być coś bardziej rozdzierającego serce matki, jak gdy słysząc dziecię konające wołające o kroplę wody dla złagodzenia palącego je pragnienia, nic mu, prócz łez swoich, podać nie może?

Marya słysząc to wołanie Pana Jezusa, podniosła Oczy do Jego Boskiego Oblicza, na którym już się objawiały oznaki bliskiego konania. Widzi Usta Syna spalone, nabrzękłe, drgające od bólów, siniejące tą sinością, która zwykle poprzedza ostatnie chwile umierającego, a którą na nich, Jej Macierzyńskie Oko nigdy jeszcze nie widziało. Lecz Ona nic tym spieczonym Ustom Pana Jezusa podać nie mogła; nie mogła nawet sięgnąć do nich, żeby otrzeć Krew spod cierniowej korony sączącą się i na nich krzepnącą, a przez to utrudzającą Mu oddech już i bez tego coraz trudniejszy. Widziała że na próżno byłoby prosić otaczających krzyż okrutnych oprawców, aby albo sami podali Panu Jezusowi wody, albo Jej to ułatwili. A i ta zatwardziałość ludzi boleśnie odbijała się na Jej Sercu, które tylko co Sercem Macierzyńskim dla wszystkich ludzi się stało.

Przypomniała Sobie także, jak Zbawiciel niegdyś strudzony pielgrzymkami Swoimi dla odszukiwania grzeszników, prosił o napój Samarytankę przy studni Jakubowej, i jak za podanie Mu kubka wody, nagrodził ją Łaską nawrócenia. A dlaczegóż w tej chwili, gdy w strasznych męczarniach kona dla otrzymania od Boga Ojca takichże Łask dla całego rodu ludzkiego, — nikt z ludzi żałośnie i pokornie proszącemu o napój, i kropli wody nie podaje? Przypomniała Sobie jak na puszczy palonemu pragnieniem Swemu ludowi wybranemu, cudem roztwierał skały, by z nich źródło wód najświeższych wywieść. Lecz przypomniała sobie i to, że teraz tak być nie może. Wiedziała, że teraz cuda nie nieograniczonej Potęgi Swojej, lecz niepojętego rozumem ludzkim miłosierdzia i miłości dopełnia. Zrozumiała to dobrze, że z nadmiaru tegoż Miłosierdzia, dla nadmiaru Swoich Zasług, chciał Pan Jezus dopuścić na Siebie w tej chwili aż takie i tego rodzaju cierpienie, jakie według opisu Ewangelii doznawał w ogniach piekielnych zły Bogacz, gdy dręczony pragnieniem na próżno błagał Łazarza chociażby o kropelkę wody (zob. Łuk. 16, 22).

Rzekł Pan Jezus: Pragnę: przyszło więc na koniec do tego, czego dotąd nie było, że się jakby na cierpienie uskarża; a więc przyjść musiał ich nadzwyczaj wysoki już stopień. Cóż wtedy dziać się musiało z Maryą, która to pewnie lepiej i jaśniej i to bez żadnego porównania, wiedziała i poznawała — aniżeli my to ograniczonym naszym pojęciem i ograniczoną wyobraźnią pojąć i wyobrazić sobie jesteśmy w stanie. A tak, ta skarga Pana Jezusa żadnej Mu ulgi nie przynosząc, a tak srodze zwiększając Boleść Matki Przenajświętszej pod krzyżem stojącej, na to tylko z Ust Jego wyszła, żebyśmy tym lepiej poznając i Jego i Maryi przeniesione w tych strasznych godzinach Męki, — do tym większej ku nim pobudzali się miłości, tym serdeczniej współczuli z Nimi, Boleści Przenajświętszej Matki rozważając.

Takowe jednakże odezwanie się wtedy Zbawiciela, nie ten tylko rodzaj Pragnienia miało nam w nim objawić. Serce Pana Jezusa, bez żadnego porównania gorętszym pałało pragnieniem zbawienia dusz ludzkich, aniżeli spalone usta Jego pragnieniem napoju. To też mówiąc tu o pragnieniu napoju powiada tylko Pragnę; a gdy niedawno przedtem, przed samą już Męką, powiedział, że pragnie jej dla wysłużenia ludziom zbawienia, wyraził się nierównie silniej, bo nie powiedział wprost, że jej pragnie, lecz przydał, że jej pragnie nadzwyczajnie: Pożądaniem pożądałem, rzekł wtedy: Spożywać z wami tę Paschę (Łk 22, 15), po której mam być umęczonym za ludzi. Gdy wtedy, mając na krzyżu już dokonać sprawę zbawienia, wyrzekł to słowo Pragnę, myśl Jego objęła wszystkie wieki przyszłe, i z najwyższym jakie tylko być może pragnieniem z pożądaniem pożądał, ażeby liczba dusz zbawionych była jak największa. Możemy, chociaż i to przez przybliżenie tylko, oceniać cierpienie jakiego doznawał wtedy z pragnienia fizycznego, z potrzeby orzeźwienia napojem spalonych ust i piersi wielką gorączką, ale ani wyobrazić sobie nie jesteśmy w stanie Boleści Jego Serca, gdy w Boskiej Swojej Przedwiedzy, widział tak ogromną liczbę dusz mających się potępić, a tak nieograniczenie, z takim jak się sam wyraził pożądaniem pragnął wszystkie je zbawić. Jeżeli Pana Boga jako Stworzyciela, miłość dusz ludzkich, które jedynie z miłości wywiódł z nicości, przechodzi wszelką miłość chociażby najświętszą i największą wszystkich i ludzi i Aniołów i Serafinów; gdy stopień tej miłości przechodzi wszelkie pojęcie — jakaż być musiała Miłość Boga-Zbawiciela, i to w chwili gdy zbawienie tychże stworzeń Swoich, własną winą zatraconych na wieki, nabywał ceną Swojej Krwi i Śmierci, a przywracając je do życia Łaski, jakby na nowo odtwarzał. Na wyrażenie wielkości Miłości Pana Boga tworzącego człowieka, brakuje słów, a cóż dopiero na wyrażenie, na zrobienie sobie pojęcia o Jego Miłości odkupującego toż Swoje najniewdzięczniejsze, zbuntowane przeciw Niemu stworzenie! Jak wszelkie miłości ziemskie są tylko iskierkami Miłości Pana Boga Stwarzającego, tak miłość, gorliwość i poświęcenie się wszystkich jacy byli i będą najgorliwszych Apostołów, wszelka gotowość na męki wszystkich Męczenników, wszelka wytrwałość najostrzejszej zadość czynnej pokuty Świętych Wyznawców, i wszelkie porywy miłości dusz Łaską najwyższej bogomyślności obdarzonych — są słabymi tylko odblaskami tej Miłości Pana Boga Odkupującego, której najwyższy objaw na Kalwarii się dokonywał. Stąd, to Pragnienie, na które poskarżył się wtedy Pan Jezus, jako pragnienie zbawienia ludzi, było bez żadnego stopnia gwałtowniejsze i dotkliwsze, aniżeli pragnienie naturalne, fizyczne, trawiące wtedy Jego piersi i wnętrzności.

Otóż, Maryę, Która to najdoskonalej i zaraz pojęła, pogrążyło to w nowe morze goryczy. Wiedziała, że to drugie pragnienie prawie podobnież jak tamto, bo w wielkiej mierze, zaspokojonem nie będzie. Wiedziała, że w owej chwili, przed Przedwiedzą Zbawiciela, roztaczał się w jego myśli ogromny szereg niezliczonej liczby dusz ludzkich, w dniu każdym pogrążających się w otchłanie piekielne, z niezatartymi cechami Chrztu Świętego, w którym obmyci zostali Krwią Swego Odkupiciela. Bo, a cóż to za niewypowiedziana dla Maryi Boleść, oto i w tejże chwili, gdy Zbawiciel umiera od pragnienia dusz ludzkich, łotr niepokutujący nie chce dać Mu napić się Jego Duszy, nie chce nawróceniem się zaspokoić tego Jego Pragnienia! A ileż to razy miało się toż samo powtarzać w przyszłości na krociach grzeszników, ani w godzinie śmierci niepokutujących! Wiedziała wtedy o tym Matka Najboleśniejsza, a i Ona z Panem Jezusem spragniona zbawienia dusz wszystkich, z Nim katusze tego niezaspokojonego wtedy Pragnienia doznawała.

O! biada nam! biada! iluż-to z nas nie chce zaspokoić tego palącego pragnienia Pana Jezusa i Maryi; iluż to z nas nie chcąc pokutować, gdy Oni tak nadzwyczajnie tego pragną, przyczyniło się wtedy do cierpień jakich w owej chwili doznali!

Ale nadeszła już była chwila, w której Pan Jezus miał zejść w tak straszną głębię Swojej Męki, do jakiej dotąd jeszcze nie był dosięgnął. A i tam musi pójść z Nim Marya. Słowa, które teraz wyrzecze nie do nas już, do nikogo z ludzi nie będą wyrzeczone. Będzie to rozmowa wprost Boga z Bogiem, a więc bardziej jak cokolwiek słyszeliśmy wychodzące z ust Pana Jezusa, pełne Tajemnic przechodzących ludzkie pojęcie.

I zawołał Pan Jezus wielkim głosem mówiąc: Eli, Eli, lama sabathani; co się wykłada: Boże, Boże mój, czemuś Mnie opuścił! (Mat. 27, 46) A nie porywajmy się na dociekanie całej tajemniczości tych wyrazów, objawiających w największej sile całą otchłań cierpień już nie tylko zewnętrznych ale i wewnętrznych, które Pan Jezus na Boską osobę Swoją dopuścił. Jest to głos skargi wychodzący z samych głębin najcięższego utrapienia, ucisku i boleści wewnętrznych, które właściwie nazwać i określić najwyższa Teologia mistyczna nie umie. Było to opuszczenie Człowieczeństwa Pana Jezusowego przez Boga, chociaż to człowieczeństwo było i pozostawało zawsze nierozdzielnie zjednoczone z Bóstwem. Było to odstąpienie Boga przez Boga; było to opuszczenie drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej przez Pierwszą i Trzecią Osobę. Ale czyż tak wyrażać się wolno? W istocie ściśle to biorąc nie wolno, bo podobne jakby oddzielanie się od siebie Osób Trójcy Przenajświętszej jest niepodobieństwem. Lecz ten straszny szczegół Męki Pańskiej na krzyżu, jest tak wzniosły i tak pełen tajemniczości, że gdy go rozbierać usiłujemy, brak nam do tego słów i wyrażeń właściwych.

Boże mój! Boże! czemuś Mnie opuścił? Czyż nie jest to wołaniem przede wszystkim ludzkim? A jednakże Ten, który to wyrzeka jest Panem Bogiem najprawdziwszym. Słowa więc te muszą zamykać w sobie najwyższą jakąś Tajemnicę, a tą jest najpierw najwyższe jakie być może objawienie doznawanych wtedy Cierpień Pana Jezusa na Duszy, i po wtóre, były one aktem najgłębszej czci oddanej Bogu Ojcu przez Człowieczeństwo Syna Boskiego, a więc najwyższym aktem uczczenia Pana Boga przez równegoż Mu Boga, najgodniejszym uczczeniem Boga przez Boga.

Niektórzy pisarze kościelni utrzymują, że były one spowodowane tym, że w owej dopiero chwili zniszczone zostały przypadłości Sakramentalne w Komunikancie przyjętym przez Pana Jezusa podczas ostatniej Wieczerzy, a które dotąd tam przetrwały. I że przez to wtenczas ustawało zjednoczenie się Pana Jezusa z Nimże Samym w Sakramencie utajonym. Lecz mniemanie takowe nie wydaje się nam uzasadnionym. Dlaczegożby Zbawiciel miał doznawać szczególnej pociechy i wsparcia z posiadania w Sobie Sakramentu Ciała i Krwi Swojej, wówczas kiedy właśnie i to Ciało na najsroższe Męki wydawał, i Tę Krew do ostatniej kropli już wylewał? Dlaczego miałby z tego doznawać pociechy, kiedy dopuszczał, żeby wtedy wszystko co Go otaczało, nie wyjmując nawet Serca Matki Najdroższej, stawało się dla Niego powodem tylko cierpienia. Dlaczego Jego Natura Boska w Przenajświętszym Sakramencie, miałaby być dla Niego osłodą i pokrzepieniem, którego pozbawienie miałoby wywołać owe uskarżanie się — kiedy wtedy i w Swoim zjednoczeniu się z Bóstwem osobistym, hypostatecznym, które było bez żadnego porównania ściślejszym od zjednoczenia się Sakramentalnego, odbierał Swojej naturze ludzkiej wsparcie Swojej Natury Boskiej, — prócz wsparcia Boskiej Wszechmocności, niezbędnej Mu, żeby mógł dłużej żyć jeszcze i jeszcze więcej wycierpieć. Właściwiej tłumaczy sobie to opuszczenie wtedy Pana Jezusa powszechność wiernych, idąc za powszechnym zdaniem Kościoła, że opuszczenie, na które skazał się w owej chwili Syn Boży, było opuszczeniem Go przez Boga Ojca, przez odjęcie Jego Człowieczeństwu wszelkiej uczuciowej wewnętrznej pociechy.

O! duszo moja! patrz-że co się to dzieje! Oto Bóg, Ojciec, Ten, w Którym zawarta wszelka i Najwyższa Dobroć, wszelka Łaskawość, wszelka Litość, wszelka Cierpliwość, wszelkie Miłosierdzie, wszelka Sprawiedliwość; z Którego wypływa wszelkie na Niebie i na ziemi ojcostwo (Ef 3, 15), a więc wszelka miłość rodzicielska — Ten Bóg Ojciec, obiera chwilę najcięższych Mąk Pana Jezusa, to jest Syna Swego będącego przedmiotem Jego Odwiecznej, Nieograniczonej i na wieki trwać mającej Miłości — obiera, mówię, taką chwilę, aby Go na nowym krzyżu rozpiąć, a to na krzyżu wewnętrznego cierpienia, ze wszystkich cierpień jakich człowiek doznać może najcięższego. A jednakże, wszak wiemy to dobrze, jak Miłość Jego do Syna nie ma granic, tak i Sprawiedliwość również jest nieograniczoną. Czymże być musi grzech, gdy żeby zań zadość uczynić mógł Syn Boży, aż takie cierpienie, aż taką katuszę musiał na Siebie, będącego samąż niewinnością i świętością, dopuścić!

I otóż nowy objaw Miłości Pana Jezusa do ludzi, nowy jej dowód przewyższający wszystkie dotąd dane: bo cóż już może wyższym być dowodem tej Miłości, jak gdy dla niej Pan Bóg Sam Siebie odstępuje i w zjednoczonej w Osobie Swojej z Bóstwem naturze ludzkiej, dopuszcza aż ten rodzaj cierpienia, jaki najcięższą mękę potępieńców stanowi.

A na widok tego, na objaw takiej Miłości w Panu Jezusie, jakaż miłość rozbudziła się w sercu Maryi, a stąd jakaż Boleść zalała Jej Serce, gdy tych słów Pana Jezusa zrozumiała jak najdoskonalej znaczenie, — a także i dowiedziała się, że i tego rodzaju najokrutniejszego cierpienia nie oszczędził On Sobie!

Ale Matko Najdroższa! gdy wtedy do takiego szczytu doszły już Boleści Twoje, zbliża się więc i ich koniec, a z całym ich spotęgowaniem się, z jakim zwykle kończy się wszystko co dochodzi do swego ostatecznego kresu. Już Pan Jezus jeszcze czegoś większego od tego, co dopiero co przebył, do wycierpienia wynaleźć nie może. Wychylił już do ostatniej kropli kielich wszelkich możliwych na ziemi, ba nawet i w piekle goryczy; to też już powie Spełniło się (Mat. 28, 4). Wszakże pozostawało jeszcze jedno cierpienie, którego dotąd nie doznał, pozostawała jeszcze jedna z kar ściągniętych na człowieka za jego bunt przeciw Stwórcy, i z kar dla natury ludzkiej najcięższa, a którą przychodziło Zbawicielowi przyjąć na Siebie, jak je przyjął wszystkie. Tym zaś była kara śmierci, ten pierworodny płód pierwszej niewiasty, pierwszej naszej ziemskiej matki, pierwotnej Ewy.

Lecz czyż śmierć mogła rozciągnąć swoją władzę aż nad Życiem Pana Boga Nieśmiertelnego, nad żywym życiem wiecznym? Czyż kara spowodowana Ewą, będąca, jakby przez nią, bo nie przez Pana Boga przecież, stworzoną, mogła dosięgnąć nawet Stwórcę? Czyż i Pan Bóg miałby być uczestnikiem gorzkiego spadku zakazanych uciech ziemskiego raju? Jakby to być mogło? W jaki sposób mógł umrzeć Pan Bóg? Czym śmierć może stać się dla Niego? Otóż najwyższy szczyt Tajemnicy Odkupienia, otóż dowód i objaw Miłości Pana Boga ku ludziom już wyżej sięgnąć nie mogący, i do takiego to szczytu, w którym dla Maryi znajdzie się i najwyższy szczyt Jej Boleści, trzeba żeby w tej chwili podniosło się Jej Serce. Albowiem, i to w Jej Oczach, Pan Jezus ma już poddać się śmierci; ta i taka Matka, ma patrzyć jak Przenajświętsza Dusza Jego rozłączy się z Przenajświętszym Ciałem, wśród najcięższego konania.

Dopływało już wtedy trzydzieści trzy lat ciężkiego pobytu Zbawiciela na ziemi. Nowa era rozpoczynała się dla świata, mająca rozdzielić całe dzieje rodu ludzkiego od Adama aż do końca jego istnienia na ziemi, na dwa odrębne okresy, czasy przed i po tej chwili obejmujące. Pan Jezus umrze na krzyżu, żeby odtąd żyć na zawsze w odrodzonej ludzkości; umrze, żeby po wszystkie przyszłe wieki żyć w Swoim Kościele; umrze, żeby żyć we wszystkich milionach dusz Jemu wiernych; umrze żeby żyć i przebywać wszędzie z ludźmi do końca świata w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza; umrze żeby żyć i królować w Kościele Tryumfującym w niebie, Śmiercią Jego otwartym i zaludnionym. Lecz bądź co bądź, czymże ta zbliżająca się już Śmierć Jego będzie dla Maryi? Czym będzie dla Maryi Życie na ziemi bez Pana Jezusa?

Nie podnosiła Oczów, lecz wiedziała, że Pan Jezus Swoje na Nią zwrócił. Spojrzenia Jego zatrzymywały się wtedy nad tymże Przebłogosławionym Obliczem Matki, nad którym zatrzymały się po raz pierwszy, gdy przychodząc na świat, u rąbka szaty macierzystej pierwszy raz zstąpił na ziemię, w chwili, w której Ona klęcząc zatopiona była w modlitwie, i gdy wtedy wyciągnął do Niej ze słodkim uśmiechem, Boskie Rączęta Swoje, a Ona Je objęła i do Serca tuliła, z Miłością nad miłościami i uciechą niebieską. W prawdzie i teraz też ręce widziała wyciągnięte; lecz jakże inaczej! a na Boskich Ustach zamiast uroczego uśmiechu dziecięcego, widziała drganie konwulsyjne zbliżającego się konania.

Marya czując na Sobie spojrzenie Pana Jezusa, i Sama podniosła głowę i popatrzała na Niego. I nigdy podobne nie spotkały się wzajemne spojrzenia taką wyrażające wzajemną Miłość, a zarazem i taką niezmierną wspólną Boleść. Aż na koniec i Ojciec Niebieski wyciągnął ku Maryi Swoją Prawicę, by Ją nową obdarzyć siłą; a gdy Ona nią wsparta, gotowa już była na wszystko, Pan Jezus zawołał wielkim głosem: Ojcze! w Ręce Twoje powierzam Ducha Mojego (Łk 23, 46): opuścił głowę skłaniając ją w stronę Matki i Błogosławionego Ducha wyzionął.

Lekki wietrzyk się zerwał; zaćmienie się skończyło; tarcza słoneczna zaczęła się z wolna odsłaniać, na dachy gmachów Jerozolimy, i na szczyty wież rozchodziło się światło; lecz ptactwo i świergotać jakby nie śmiało, i przelatywać zaczęło; ludzie z dopiero co doznanej trwogi i z trzęsienia ziemi i z zaćmienia słońca, otrząsać się zaczynali; od krzyża prawie wszyscy odeszli, a pod nim pozostała Marya. Stała (J 19, 25) Matka, przy nieżywym Ciele rozpiętego na strasznym rusztowaniu Syna!

I taką to była Jej piąta Boleść, całym pasmem Swoich Tajemnic, jak Świętość Maryi tak i Jej Cierpienia do najwyższego stopnia podnosząca. W całym ciągu tego najboleśniejszego, w całym Jej Życiu przejścia, stała Ona nieporuszona pomimo wszystkich Cierpień przebytych w dniu poprzedzającym; pomimo nocy spędzonej bez zmrużenia powiek, i pomimo tego długiego poranku zapełnionego tak okrutnie przeszywającymi Jej Duszę wypadkami. Z niezachwianym męstwem, nie upadając pod strasznymi ciosami, jeden po drugim na Nią uderzającymi, Stała, jak tu umyślnie tego silnego wyrażenia używa Ewangelia Święta pisząc o tym, — stała pod krzyżem, żebyśmy przez ten Cud męstwa i cierpliwości w cierpieniach wszelkie wyobrażenie przechodzących, poznali jakąśmy dopiero co w Niej dostali Matkę, i jakimi Jej nieodrodnymi okazywać się powinniśmy dziećmi, gdy nam pod naszymi stać przyjdzie krzyżami. I jest to jakby nagrodą za Jej niezmierne doznane pod krzyżem Boleści, jest to nabytym wtedy przez Nią Przywilejem, że niemożliwym jest opowiadać Chrystusa Pana Ukrzyżowanego, bez opowiadania Maryi pod krzyżem stojącej, i że Tajemnica Krzyża z Tajemnicą Jej Boleści jest tak spleciona, że pierwsza bez drugiej, nigdy by się nam w całym świetle swojego głębokiego, a największego znaczenia, przedstawić nie mogła.

 

 

 

 

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

 

 

Uczczenie Matki Boskiej Bolesnej.

 

 

Źródło: Arka pociechy 1880

 

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

 

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.

 

Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

 

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

 

 

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

 

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, że Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, że duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo. najszczodrobliwsza pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku,  Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023