Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 26

 

 

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

 

 

 

 

Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; lecz tak kocham Matkę Moją, że gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: Wkrótce po Wniebowzięciu Przenajświętszej Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w niebie.
  4. Na koniec, że wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i że Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, że różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

 

 

ODPUSTY:

Skarbnica odpustów modlitewnych i uczynkowych, 1901

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Miesiąc LUTY na cześć Matki Boskiej Bolesnej.

Odpust: 1) 300 dni za każdy dzień, gdy kto przez miesiąc luty według jakiejkolwiek książki o Boleściach Maryi, aprobowanej przez kościelną władzę, odprawi to nabożeństwo z sercem skruszonym i pobożnie.

Pius IX Brew. z 3 kwietnia 1857. Reskr . Św. Kongr. Odp. z 26 listop. 1876).

2) Odpust zupełny raz w dniu dowolnie obranym dla wiernych, którzy codziennie przez miesiąc luty odprawiają pobożne rozmyślanie o Boleściach Matki Boskiej, bądź wspólnie, bądź też osobno.

Warunki: Spowiedź Święta, Komunia Święta, modlitwa przez jakiś czas na intencję Papieża.

(Leon XIII, Reskr. Św. Kongr. Odp. 27 styczn . 1888, Acta S. Sed. XX. 478).

Odpust zupełny raz na rok w dniu, w którym kto odprawia godzinę modlitwy na cześć Matki Boskiej Bolesnej, rozważając Jej Boleści i odmawiając inne modlitwy odpowiadające temu nabożeństwu.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Klem. XII. Dekr. Św. Kongr. Odp. d. 4 lutego 1736).

 

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty: 1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Panny po śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najprzód na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

 

 

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

 

 

ROZWAŻANIE.

Siódma Boleść.
ZŁOŻENIE PANA JEZUSA DO GROBU.

 

§. I. Szczegóły tej Tajemnicy.

 

Zmierzch wieczorny zaczynał otaczać Przenajświętszą Matkę, siedzącą u stóp krzyża i trzymającą na kolanach owiniętą głowę Swego nieżywego Syna. Cała natura, przygnębioną była okropnością wypadków zaszłych w dniu tym mającym się ku schyłkowi. Ziemia jeszcze nie odetchnęła po trzęsieniu, które w mej w wielu miejscach głębokich rozpadlin pozostawiło ślady. Zwierzęta przerażone zaćmieniem słońca, biorąc je za cienie nocne, szukały schronienia po zwykłych swoich kryjówkach; ptactwo spłoszone, rozsiadło się po gałęziach drzew tuląc się pod najgęstsze liście, a wszelkiego rodzaju płazy powsuwały się w swoje nory.

A ludzie? i ludzie z sił nareszcie opadli, spracowani spełnieniem najstraszniejszej zbrodni, jaką widzieć mogła ziemia, i dogodzeniem najnikczemniejszym swoim namiętnościom. Mała zaś liczba wiernych, składających wówczas Kościół Chrystusowy, przejęta najwyższym smutkiem, trwogą, zgrozą, a niektórzy nawet i małodusznym zwątpieniem, po mieszkaniach się kryła.

Lecz na koniec i noc zapadała, a w mieście, z którego dotąd i na Kalwarię dochodziła wrzawa, wszystko uciszać się zaczynało. W sercu Maryi także panowała straszna cisza, i noc także, ale noc, od Jej niezachwianego poddawania się woli Najwyższego, złocistsza od słońca, które po przyświecaniu dniu najokropniejszemu jaki kiedy jaśniał — jakby pośpieszniej jak zwykle zeszło na spoczynek, kryjąc się za widnokręgiem niebieskim. A i Marya odpoczywa na chwilę, ale na to tylko, żeby znaleźć się gotową na przeniesienie siódmej i ostatniej Swojej Boleści.

Dziwne to wszakże miejsce, które wybrała Sobie Matka do wypoczynku! Bo stopy krzyża, stopy tego strasznego rusztowania, na którem dopiero co, Syn Jej, w najokrutniejszych męczarniach w Oczach Jej skonał, i które zlane jeszcze było Jego Krwią Przenajdroższą. A jednakże, na tym też to właśnie miejscu, u stóp to krzyża, podobnie jak Marya, od dwudziestu jeden wieków, wszelkiego rodzaju nieszczęśliwi i strapieni, przychodzą wypoczywać i znajdują spokój, jakiego cały już świat im dać nie może: Pokój przechodzący wszelki zmysł (Flp 4, 7). Odkąd bowiem Pan Jezus umarł na krzyżu, a Marya pod nim usiadła, jest to miejsce ze wszystkich miejsc na ziemi najbliższe Nieba, i dlatego na nim największe cuda się dzieją. U stóp to krzyża osychają łzy, które zdawało się, że nigdy płynąć nie przestaną. Tam zrozpaczona wdowa, zaślubia Niebieskiego Oblubieńca. Tam matka po stracie dziecka, najprędzej wyucza się jak utulić się w płaczu. Tam sierót zaraz ustają łkania, skoro się rzucą w Objęcia Maryi, nowej swojej Matki. Tam tysiące serc przekonało się, jak dobrze jest mieć serce przeszyte, bo dopiero przez to przeszycie serca zobaczyli oni Pana Boga. Siedząc na szczycie Kalwarii, a trzymając Pana Jezusa nieżywego na kolanach, Marya jakby wyniosła na tron cierpienie, aby z niego ciągle pokazywać ludziom jakie do cierpienia przywiązane są Błogosławieństwa niebieskie i nauczyć nas, ze do tychże Jej Rąk Macierzyńskich, które zamordowanego Syna trzymały i do Jej Serca morzem Boleści wtedy zalanego, po te Błogosławieństwa uciekać się powinniśmy. Nie dla Siebie więc to Samej, lecz dla nas, usiadła była wtedy na tym miejscu i jakby na nim odpoczywała.

Lecz nadszedł był już czas zabrania się do pogrzebania Ciała Pańskiego, i Marya z największym spokojem i skupieniem, zawezwała otaczających Ją uczniów Chrystusowych i święte niewiasty, do rozpoczęcia pochodu ku grobowcowi. Był tam Józef z Arymatei i Nikodem, Jan i Magdalena, kilka pobożnych niewiast przybyłych wtedy na Kalwarię i kilku wiernych i zaufanych sług Józefa i Nikodema, a do nich przyłączył się i setnik nawrócony, który w chwili śmierci Zbawiciela wyznał Go Synem Boga. Być zaś może, że jak to niektórzy pisarze kościelni przypuszczają prócz tego i kilku Apostołów i innych Uczniów Pańskich, pod wieczór znajdowało się już pod krzyżem.

Co kosztować musiało Maryę wydanie wtedy Ciała Jezusowego z własnych Rąk, na których dotąd je tuliła, w ręce inne dla niesienia Go do grobu, tego nie tylko wyrazić, ale i wyobrazić sobie nie jesteśmy w stanie. Ale czas już był, żeby i co do tego spełniło się Pismo. Z najwyższym więc spokojem, chociaż z przeszytym niewymowną Boleścią Sercem, Marya ten Swój Skarb Najdroższy, który trzyma na rękach i którego zazdrości Jej Niebo, oddaje Uczniom Jezusowym. Lecz któż inny prócz Niej jednej miał rzeczywiste prawo dotykać to Boskie ciało? O! Matko przenajdroższa, bez wątpienia nikt inny, prócz Ciebie nie był tego godnym, lecz Ty wiesz, że teraz każdy z nas już do tego szczęścia przypuszczony; wiesz, że Ciało Pana Jezusa Twojego stało się własnością ludzi; spadkobiercami po Tobie są i grzesznicy nawet, boś Ty Matką nas wszystkich. Jak niegdyś poganie ziemię nazywali matką, tak teraz Tyś naszą Matką daleko bardziej. Lecz gdyś niosła Pana Jezusa do Świątyni, żeby Go zaofiarować Bogu Ojcu, na tę śmierć właśnie, którą tylko co poniósł; gdyś Ty Go zaniosła do Egiptu, żeby Go od śmierci grożącej Mu od Heroda uwolnić, na to żeby krzyżową poniósł, czyż i nie Ty nieść Go powinnaś do grobu? Nie, tak nie będzie, i Pan Bóg Cudem dał Ci siły, żebyś mogła wycierpieć to wszystko coś przebyła, lecz nie da Ci sił do dopełnienia tego, co by było dla Ciebie w tej tak strasznie smutnej dla Ciebie chwili, pociechą. Jest tam wprawdzie nie ten Józef, który Ci towarzyszył i do Świątyni i do Egiptu i pomagał nieść wtedy Pana Jezusa, — lecz także Józef, który nie odstępował Cię w dwóch ostatnich Boleściach Twoich. On więc z Nikodemem nieść będą Boskie Zwłoki Twego Syna, a Jan i Magdalena będą Je podtrzymywać.

Rozpoczął się wtedy pogrzebowy pochód. Nie ma już nic, co by mu przeszkadzało: gwarny motłoch, który przez cały dzień ten snuł się po Kalwarii, już się był zupełnie rozszedł: ustąpił jak gdy zburzone morze po wylewie, wraca do swych zwykłych granic. Cisza wielka panowała wokoło, a z przepełnionego ludnością miasta, nikt się tam nie pojawiał, bo w samem mieście był wtedy niemały popłoch. I tam bowiem odbywał się pochód, a pochód przerażający mieszkańców. Bo zmusza jacy ich kryć się z przestrachu po mieszkaniach też działo się tam wtedy coś nadzwyczaj strasznego! Trzęsienie ziemi poroztwierało groby, z których powychodzili zmarli od dawna, zapowiadając niejako wyjście wkrótce z grobu Pana Jezusa i powszechne ciał zmartwychwstanie na Sąd Ostateczny. Wielu świętych Starego Zakonu, różni zmarli od dawna z narodu Izraelskiego, przechodzili po ulicach miasta, od wielu byli widziani w postawach pełnych powagi i grozy. Dla jednych było to tylko powodem wielkiego przestrachu, dla drugich środkiem ich opamiętania i wkrótce nawrócenia się; dla wszystkich, wypadkiem przygnębiającym jako objawiającym coś nadzwyczaj smutnego. Piekło zapaliło było w ciągu dnia tego wulkan w wyrodnym tym ludzie, a teraz wulkan ten przygasł i w wielu duszach tak gwałtownie rozburzonych panował wielki niepokój. Ze strony więc miasta, nie groziło nic co by smutnemu obrzędowi pogrzebu Pańskiego mogło przeszkodzić. Nieszczęsne to miasto, mimo woli, w smutku, jak noc zapadająca czarnym, pogrążone było. Wydawało się, że trąby Tytusa już brzmiały w oko o jego murów, i że przezorne ucho już je słyszeć mogło. Biedna Jerozolimo! Pan Bóg cię od dawna umiłował, umiłował szczególnie, lecz niegodziwość twoja w dniu tym dokonana, dopełniła miarki twych złości; los twój już rozstrzygnięty i niezadługo kara cię dosięgnie. Bo oto w tej chwili, ze szczytu twej góry pokrytej już ciemnym zmierzchem, niosą do grobu ciało twego Króla przez ciebie nieuznanego i zamordowanego.

I jakież to niezbadane Wyroki Pana Boga dokonują się w tej chwili! Jakież to proroctwa spełniają się wtedy, unosząc się jak żałobne godła wśród nagromadzających się ciemności nocnych, nad pogrzebowym pochodem niosących Ciało Pana Jezusowe! Czyż taki miał być ostateczny wynik, takie następstw a stworzenia człowieka, a stworzenia go jedynie z miłości? Czyż do tego przyjść miało, że tylko maluczka liczba wiernych stworzeń, nieść będzie swego Stwórcę nieżywego, do grobu wykutego w skale, a Matka Nieśmiertelnego Boga zamordowanego przez ludzi, dla których Miłości stał się On Człowiekiem, pochodowi pogrzebowemu przewodniczyć będzie! Aniołowie w głębokim milczeniu, w zbitym szeregu otaczają Boskie Zwłoki, przerażeni Tajemnicą, na którą patrzeć muszą.

Zeszli już wtedy z miejsca, na którem był grób Adama pierwszego człowieka, a miejsca, na którym i Krzyż Pański był wzniesiony. Przez czas ten, Dusza Pana Jezusa, drugiego Adama zszedłszy już do otchłani poszła do pierwszego, uszczęśliwić go widzeniem Pana Boga, gdy tymczasem Marya, druga Ewa, schodzi z miejsca, gdzie był On pochowany. Kości i czaszki traconych na Kalwarii złoczyńców, nieszczęsne oznaki grzechów ludzkich, sterczały po drodze, gdzieniegdzie tylko przykryte wyschłą trawą, lub przysypane piaskiem.

Następnie orszak wchodzi do ogrodu, do nowego Raju ziemskiego, ażeby w nim zasadzić Drzewo nierównie droższe i żyźniejsze od wszystkich drzew dawnego raju ziemskiego, droższego nawet od Drzewa Żywota (Ks. Przyp. 3, 13), a które miało za trzy dni zakwitnąć najcudowniej. Był to ogród, gdzie rosły winne macice, i gdzie oliwne drzewa obfitym swym owocem zaścielały ziemię. Lecz nowo przyniesione do niego Drzewo, miało wydawać wino tak rozweselające serce człowieka, jak żadne inne, chociażby z najwyborniejszych winogron Engaddi wytłoczone. Miało ono wydać oliwę, jakiej żadne oliwne drzewo nigdy nie wydało, oliwę, która będzie zleczać wszelkie choroby duszy, i stanie się balsamem łagodzącym wszelkie boleści serca. Nie było na świecie całym kwiatu porównać się mogącego z uwiędłym kwiatem wnoszonym wtedy do tego ogrodu, kwiatu niewymownej piękności i woni, nieporównanej świetności, w jakiej miał rozwinąć się w Swojej wiośnie, gdy dwa razy zajdzie jeszcze słońce. Wchodzili wtedy coraz dalej w ten ogród, przy łagodnym świetle marcowego księżyca, jakby przy świetle wymykającym się z Serca Matki Bolesnej, przedziwnie piękny, chociaż smutny urok, na święte grono grzebiących Pana Jezusa, rzucający.

Szli powoli i tak milczący, jak noc w biegu swoim zwolna ich ogarniająca. Gdyby byli śpiewali Psalmy, czujne miasto mogłoby było ich usłyszeć. Ale naprawdę czyż były jakie Psalmy, które by wtedy właściwie śpiewać można było? Nawet Duchem – Świętym natchniona harfa Dawidowa, nie mogłaby wydać dźwięków dość smutnych do towarzyszenia takiemu pogrzebowi. Wśród całego tego grona, nikt słowa nie przemówił. Bo cóżby mógł powiedzieć? W prawdzie Usta mówią z obfitości serca (Mat. 12, 34); lecz bywają chwile, w których serce tak jest przepełnione, że na słowa zdobyć się nie może. Tak było z tymi, którzy stanowili ten orszak. Nigdy nie spadły na serca ludzkie grubsze cienie smutku od tych, jakie wtedy rozlały się na drodze wiodącej z Kalwarii do Grobu Pańskiego. Cieni tych już w samym Sercu Maryi było tyle, że pokryć mogły nocą najposępniejszą wszystkie istniejące światy.

Cierpienie ludzkie nie jest bez granic, jednakże Boleści Maryi doszły były wtedy do ostatniej ich granicy i już stykały się z nieskończonością. Już teraz jedna była tylko z Jej strony ofiara, jaką uczynić mogła, i wtedy właśnie takową dopełniała. To zlodowaciałe Ciało, te martwe Zwłoki, które niesiono, były dla Niej więcej jak Życiem, a oto miała się z niemi rozstać, miała wyrzec się ich posiadania, pogrzebać je w skale, żeby żołdactwo rzymskie straż nad Nimi miało. Wtedy rzeczywiście miała Ona stanąć na najwyższym szczeblu ubóstwa Ewangelicznego, któremu Pan Bóg najwyższe nagrody przyrzekł. Przy Sobie zatrzyma już tylko to, od czego odłączyć się nie mogła, i od czego za nic odłączyć by się nie chciała chociażby i mogła, to jest serce zakrwawione, pogrążone w morzu takich smutków i boleści, jakich żadne inne serce ludzkie nie doznało, nie dozna i doznać by nigdy, bez odniesienia od nich śmierci, nie mogło. Boleść Maryi była wtedy taka, że, powiada Święty Amadeusz, gdyby ją rozdzielić pomiędzy wszystkich ludzi, każdy z nich od samej tej cząstki na niego przypadającej umrzeć by musiał. Nawet ocenić tę Jej Boleść, zbadać ją dokładnie, przechodzi to możność najbystrzejszego rozumu i najbujniejszej wyobraźni. Jednakże przypatrzmy się temu bliżej.

Oto Przenajświętsza ta Niewiasta, jest ze wszystkich istot stworzonych, istotą najwyższą, przechodzącą w doskonałości, w świętości, wszystkich Aniołów nawet razem wziętych. Tron jaki Ją czeka w Przybytku Niebieskim, po Tronie Pana Boga, jest najwspanialszym i najprzecudowniejszym. Jej czystość, Jej nieskazitelność, przewyższa nieskazitelność promieni słonecznych, a panowanie Jej rozciąga się na wszystkie światy. Wszystkie Trzy Osoby Trójcy Przenajświętszej, oczekują z upragnieniem chwili, kiedy Ją ukoronują. Lecz teraz ma Ona zstąpić w najgłębsze otchłanie Boleści, zmierzy na Sobie Samej wszelkie możliwe serca ludzkiego smutki i gorycze, a to w stopniu jak tylko być może najwyższym. Przebyła już Ona i przedtem takie Męczeństwa, jakich przed Nią nikt nie doznał i po Niej nie dozna. W e wszystkich przepaściach Cierpień Męki Pańskiej, doszła była i Ona do samego ich dna, a więc do takiego rodzaju mąk, jakich żadna Teologia mistyczna nazwać nie umie, żaden umysł stworzony ogarnąć nie może. Boleści Jej przewyższyły pojęcia Aniołów nawet. Dokładnie zna je tylko Jezus i Ona Sama. Teraz zaś właśnie dochodzą one do ostatecznej swej granicy, stykającej się już z nieskończonością. Możliwość cierpienia jest podobną do przestrzeni: jak granice przestrzeni, chociaż wiemy, że ma ona granice, pojąć nam trudno, tak nie sposób nam ogarnąć myślą wszystkie stopnie, do jakich może dojść cierpienie. A do tych to stopni już ostatecznych, zbliżała się Marya. Bo chociaż zdawałoby się, że już nic boleśniejszego dla Niej nie można by przypuszczać, nad patrzenie na Ciało nieżywe Boga Żywego, a Jej Syna, to jednakże czekała Ją Boleść jeszcze cięższa. Czekało Ją rozłączenie się z tym Ciałem i pozostanie na świecie tak osamotnioną i opuszczoną, jak nikt osamotnionym nie był i nie będzie nigdy.

Lecz oto orszak pogrzebowy przybył już do grobowca w ogrodzie, w tym nowym Raju ziemskim, nowego Adama. Grób był świeżo wykuty w skale, Józef z Arymatei przeznaczył go dla siebie, i żadne ludzkie ciało nie spoczywało w nim dotąd. Wszystko zaś właściwie było urządzone i miało symboliczne, przenośne znaczenie. Grobowiec ten, w którym nikt jeszcze nie spoczywał, a będący własnością tego nowego Józefa, miał być dla Pana Jezusa tym, czym niegdyś były ręce dawnego Józefa, gdy na nich spoczywał, kiedy mu Go niekiedy powierzała Marya. Lecz w owych dawnych czasach, nie przychodziło do takiego rozstawania się z Nim jak teraz.

Marya schodzi do grobu dla obejrzenia go, a jakby przez pamięć na Swego Przeczystego Oblubieńca, teraz chce mieć przy Sobie Jego imiennika z Arymatei. Sama tam wszystko przygotowuje na złożenie Boskiego Ciała i własnymi Rękoma podtrzymując Przenajświętszą głowę, umieszcza je w grobowcu. Sama owija je w białe jak śnieg prześcieradło, jak niegdyś w takiejże białości owijała pieluszki, i zakłada stopę na stopę, tak jak przygwożdżone były na krzyżu. Lecz Rąk znowu nie tyka, bo któż wie, może i w grobie zostały one rozwarte, wyrażając gotowość do przyjęcia w ich objęcia świata całego grzeszników. Biorąc także narzędzia Męki, całuje je, przyciska do serca i umieszcza w grobie. Na koniec, mając już wyjść stamtąd, jeszcze schyla się do ciała, uklęka, podnosi z lekka płachtę osłaniającą twarz Zbawiciela, i może to wtedy ostatnie już spojrzenie rzuca na Jego Przenajświętsze Boskie Oblicze. O! jak musiał wydawać się Jej bladym, przy słabym świetle pochodni oświecającej wnętrze jaskini. Zamknięte ujrzała te Oczy, które niedawno jednym spojrzeniem nawróciły Piotra; które na krzyżu wskazując Jej Jana za Syna, nas wszystkich oddały Jej za dzieci. Zamknięte były te Usta, które jeszcze około południa wyrzekły były z krzyża te przedziwne siedem słów, których dźwięk jeszcze brzmiał w Macierzyńskich Uszach Maryi. Potem raz jeszcze cześć oddała ciału, i spuszczając zwolna zasłonę na Boskie Oblicze nieżywego Syna, ostatni raz popatrzała na Niego.

Było bez wątpienia i będzie dużo na świecie ostatnich spojrzeń, rozdzierających serce; wiele grobów zamykając się, zamknęło i zamknie w sobie miliony szczęść, pozostawiając w żyjących ledwie że nie mniej życia jak w tych których zwłoki przyjmują. Jednakże żadna boleść doznana i doznać się mogąca po stracie najdroższych istot, ani się zbliżała do Boleści doznanej wtedy przez Maryę. Jest to Boleść jedyna, i z żadną inną nawet Jej Boleścią dotąd przebytą porównać się nie mogąca: bo i Ten, nad Którym płakała i Ta, Która wtedy stratę Jego opłakiwała, z nikim porównani być nie mogą. Być może, że w żadnej z Boleści Maryi nie było chwili, biorąc ją samą w sobie, tak skupiającej w sobie i tak wytężającej, tak potęgującej Jej Cierpienia, jak chwila obecna. Stawała się Ona wdową tak osamotnioną, tak opuszczoną, jak nią żadna inna nie była i nie będzie; tak osieroconą, jak żadna inna sierota; Matką taką i takiego opłakującą syna, jak żadna matka ani ojciec najprzywiązańsi, tracący najdroższe im dziecię.

Widzieć się pozbawionym ojca i matki, pozostać wdową lub wdowcem, stracić dziecię, w którym całe nadzieje się złożyło — są to okropne ciosy! Lecz czymże to wszystko, w porównaniu z Boleścią Maryi, składającej do grobu Tego, który milion razy musiał być Jej droższym od najukochańszych rodziców, od nąjumiłowańszego oblubieńca, od najdroższego dziecięcia; składającej w Grobie Syna, Który był i Jej Panem Bogiem, a więc Którego mogła i musiała ubóstwiać, jak nikomu kogo innego, chociażby najgodziwszą miłością ukochanego, ubóstwiać nie wolno. Widzieć się pozbawionym Pana Boga! a czyż może już być większe nieszczęście, cięższa boleść dla każdej duszy wierzącej, a tym bardziej dla bardzo świątobliwej, cóż dopiero dla takiej jaką jest Najświętsza z Najświętszych dusza Maryi. Ujrzeć się pozbawionym Pana Boga, to piekło. — O! to też ta siódma Boleść Przenajświętszej Matki, była boleścią cięższą nad wszelkie boleści możliwe.

Wszyscy obecni pogrzebowi, uklękli przy Przenajświętszym Ciele i najgłębszą cześć mu oddali, a następnie z niewymownym żalem odeszli w milczeniu. Józef, jak się o tym dowiadujemy z Ewangelii Świętego Mateusza, zasunął wielką płytą kamienną wejście do grobowca i także odszedł. Przenajświętsza Matka, Jan i Magdalena, idąc powoli, wrócili jeszcze na Kalwarię. Marya pewnie bardzo potrzebowała wypoczynku, po dniu tak dla Niej ciężkim i po wzruszeniach doznanych dopiero co przy składaniu do grobu Ciała Pana Jezusowego. Lecz spoczynek daleki był jeszcze od Niej. Przeszytą tym już siódmym mieczem Swoich Boleści, czeka jeszcze bolesne przejście, zanim uda się do mieszkania Świętego Jana przybranego Syna. Potem dopiero zażyje spokoju, to jest spokojnie cierpieć będzie od wieczora Wielko-Piątkowego aż do ranku niedzielnego, w którym nastąpi Zmartwychwstanie Pańskie.

Idąc tedy na Kalwarię, nadchodzą na miejsce, na którem na samym szczycie góry sterczy jeszcze Krzyż Pański. Można dobrze przypatrzeć się temu okrutnemu rusztowaniu, pomimo zapadłej nocy, gdyż zeszedł już księżyc, w prawdzie jeszcze bledszy zdaje się jak zwykle, ale wtedy w pełni będący i tą pełnią wyobrażający pełność Boleści Maryi, której jest symbolicznym, przenośnym obrazem: Piękna jako księżyc (Pieśń 6. 9.). Marya zatrzymuje się na chwilę i upadłszy na kolana oddaje cześć krzyżowi, krwią jeszcze nie zupełnie zakrzepłą pokrytemu. Całuje Święte Drzewo, już to na znak pojednania się z tym narzędziem, chociaż i Pana Jezusa i Jej Samej Mąk narzędziem najokrutniejszym, lecz także i narzędziem największych Miłosierdź Boskich — już to na znak czci i Miłości Krwi Przenajdroższej, wyszłej przed kilku godzinami z Boskiego Ciała, które w Grobie złożyła. To też gdy się podniosła, czerwone ślady tej Krwi Przenajświętszej na ustach Jej zostały, jakby krwawa pieczęć najwyższą miłością wyciśnięta przez Syna, o którym mówi Pismo Święte: Wargi Jego lilia, kapiące mirrą przednią (Pieśń 5. 13). O! Matko Najboleśniejsza! Jako obwłoka granatu, tak policzki Twoje, oprócz tajemnic tego co się wewnątrz Ciebie kryje (Tamże 4. 5); O! Usta Macierzyńskie, Synowską Krwią zafarbowane, z których niegdyś wyszła pieśń Magnificat, wasze milczenie teraz, jeszcze wymowniejszym jest przed Panem Bogiem, od owego przecudnego hymnu.

Ale otóż Marya odchodzi od Krzyża. Pod Nią rozciąga się zbrodnicze miasto, pokryte gęstą mgłą nocną, z poza której błyszczy gdzieniegdzie światło w oknach, i dochodzi szmer od ruchu nieśpiących jeszcze mieszkańców, morderców Zbawiciela. Lecz Marya im nie złorzeczy; gdy nawet patrzy na to wyrodne, niewdzięczne, Bogobójcze miasto, wzrok Jej żadnego do niego nie objawia żalu. Tylko niewymowny smutek, z innego znowu powodu, zalewa Jej Duszę. Zdało się Jej wtedy, że już widzi wojska Tytusowe oblegające mury i nieszczęsne matki zarzynające własne dzieci, żeby spożyciem ich ciał uratować się od głodowej śmierci. Wiedziała, że Pan Bóg od odwiecznie umiłowanego przez Niego Syonu, odwróci Swoje zagniewane Oblicze i zaćmi się on i zachmurzy, jak obłoki na zachodzie, gdy słońce skryje się pod ziemię. — Srodze więc bolała nad Jerozolimą. Nie upłynął jeszcze tydzień od chwili, w której Ten, Którego tylko co pogrzebała, zatrzymując się przed murami tego grodu wybranego dla siebie przez Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, rzewnie płakał nad jego losem i wzywał go do pokuty. A od tej chwili, do jakiejże pokuty wziął się ten lud twardego serca? Niestety! ukrzyżował Tego, Który nad nim Łzy Litości i Miłości wylewał, Tego, Którego usta niewinne młodych dziatek Jerozolimskich witały śpiewem Hosanna. Marya wiedziała, że miasto to rozciągające się u Jej Stóp, było potępione. A jednakże w Jej Sercu zakrwawionym, było dość miejsca i na Lud Wybrany Jej ludem będący i na Jej Syna przez tenże lud zamordowanego. Po dziś dzień całe chmury wspomnień historycznych, unoszą się nad rozwalonymi świątyniami tego miasta występnego, a wejście do niego Maryi w owej nieszczęsnej nocy, jest po Łzach wylanych nad nim przez Pana Jezusa, jednym z najbardziej poruszających szczegółów z dziejów Jerozolimy. Żadne miejsce nie jest tak drogim sercu każdego wiernego, jak to miasto dziś na w pół zasypane rozwaliskami, to miasto, które każdy z nas ujrzy niezawodnie w Dniu Ostatecznym, kiedy Pan Bóg, Który padł ofiarą złości ludzi, przyjdzie ich sądzić na dolinie Jozafatowej, rozciągającej się tuż obok miejsca, na którym dopełnił Swojej Ofiary.

Marya weszła tej nocy do miasta, przez tęż samą bramę, przez którą wyszła była z rana. Według ludzkiej rachuby czasu, tylko dziesięć godzin upłynęło było od owej chwili; lecz dla Serca Maryi, w dziejach Jej Boleści, w szeregu odebranych Łask i uczynionego postępu w Jej świątobliwości — stanowiło to epokę brzemienniejszą w największej wagi wypadki, aniżeli wszystkie długie lata upłynione od czasów Abrahama. Był to bowiem ten Piątek, który jeden z pomiędzy tylu, które przypadły od stworzenia świata i tylu jeszcze przypaść mających do jego końca — nazywamy Świętym. Tak go zaś nazwał Kościół, żeby ile możności zatrzeć pamięć popełnionej w dniu tym największej jaka tylko być mogła zbrodni ludzkiej, a upamiętnić największe jakie tylko być mogło Miłosierdzie Boskie wtedy dokonane. Lecz gdy takim był ten dzień największy, ten iście WIELKI PIĄTEK, ten dzień Męki i Śmierci krzyżowej Syna Bożego — czymże być musiał on dla Maryi, przypuszczonej jak tylko istota stworzona przypuszczoną być mogła do współuczestniczenia w Cierpieniach Pana Jezusa, i oto w końcu własnymi Macierzyńskimi Rękoma, składającej Jego Ciało w Grobie.

Żeby chociaż w małej cząstce zrozumieć, co Przenajdroższa Matka nasza miała wtedy do przeniesienia, trzeba nam zwrócić uwagę na niektóre okoliczności. Niewymowne smutki zalewając morzem goryczy Jej Niepokalaną Duszę, tak musiały oddziaływać i na Jej stan fizyczny, że pomimo iż całą dobę bez żadnego pozostawała posiłku, potrzeby jego nie czuła wcale. Nie mniej jednak już sama czczość tak długa, osłabiła Ją bardzo. Snu nie zażyła ani na chwilę przez cały czas ten, bo całą noc z Wielkiego-Czwartku na Wielki-Piątek oka nie zmrużyła, i pewnie to samo czekało Ją i w nocy nadchodzącej. Prócz tego, przeszłe dwadzieścia cztery godzin, zapełnione były wypadkami najwyższej doniosłości, najprzedziwniejszymi, niezrównanej okropności, grozy i niesłychanego okrucieństwa, a wszystko to dopełniało się na Osobie Syna Bożego, Który zarazem i Jej był Synem. Przez cały czas ten, Dusza Jej przebyła Męki najcięższe, jakie tylko wyobrazić sobie można. A i Ciało Jej strudzone było nadzwyczajnie, bo ciągle była na nogach, i pod krzyżem więcej jak trzy godziny stała nieporuszenie na jednym miejscu. Na koniec Obecność Jej na pogrzebie Pana Jezusa i złożenie Go Jej własnymi Rękoma w Grobie, do reszty siły Jej fizyczne wyczerpało. I w takim to stanie, z duszą tak srodze wymęczoną, z ciałem tak niezmiernie strudzonym, z Sercem już wszystkimi siedmiu mieczami przeszytym, z wyobraźnią przepełnioną okropnościami w dniu tym zaszłymi, Marya wchodzi w bramę Jerozolimy, gdzie nowe i znowu srodze rozdzierające Serce Matki, czekają Ją wzruszenia.

Marya rozpoczyna na nowo Drogę Krzyżową odbytą z rana, tylko że odbywa ją odwrotnie, poczynając od ostatniej Stacji, a kończąc na pierwszej. Wolnym krokiem przebywa te wszystkie miejsca, na których coś ważniejszego zaszło z Panem Jezusem wiedzionym na Kalwarię. Najmniejszy z tych szczegółów nie wyszedł tego wieczoru z Jej pamięci, jak z rana nie uszedł był Jej pilnej uwagi. W lekkim powiewie nocnym, zdawało się Jej, że słyszy bolesne westchnienia i stękania Pana Jezusa. Prześliczne Oblicze Jego znękane, Krwią i potem okryte, okazywało się Jej wśród ciemności, które Ją otaczały. Tu oto upadł On na ziemię pod ciężarem krzyża, a Nogi Maryi drgały stąpając po tych miejscach. Wiedziała, że szła po drodze zroszonej Krwią Pana Jezusową, chociaż noc nie dozwala Jej dojrzeć Jej Śladów czerwonych. Tu Cyrenejczyk pomógł Mu krzyż dźwigać. Tu Pan Jezus wyrzekł owe pamiętne słowa tak smutne, a również i groźne do niewiast Jerozolimskich, rozrzewnionych na widok okrucieństwa jakiego się na Nim dopuszczano. Tu pozostawił wizerunek Swego Boskiego Oblicza, na chuście, którą Weronika otarła była Twarz Jego. Tu był ten róg ulicy, przy której spotkała Pana Jezusa. Zdało się Jej, że wieki od tej pory upłynęły, bo tyle i tak niezmiernej wagi zaszło było odtąd wypadków, a jednakże czuła jeszcze Boskie Spojrzenie Syna na Nią zwrócone, a przejmujące Ją Ogniem Miłości, zadającym Jej Macierzyńskiemu Sercu najsroższą Mękę. Tu był ten przedsionek pałacu Piłatowego, w którym Go żołdactwo rozpasane cierniem koronowało, a obok słup kamienny, przy którym Go biczowali. Czym zlany był i okrutny słup ten i wokoło niego ziemia, Marya dobrze wiedziała, i tego przed Oczyma Jej Duszy i najciemniejsza noc zasłonić by nie mogła. Dalej były schody sali Piłatowej, Wielko-rządcy rzymskiego, tej sali sądowej, z której ganku, z szyderską litością, ukazywany był Pan Jezus rozwścieklonemu motłochowi. Pomimo panującej ciszy, dla Maryi, powietrze brzmiało tam jeszcze wrzaskami ludu, domagającego się wypuszczenia Barabasza, a ukrzyżowania Pana Jezusa, i biorącego na siebie odpowiedzialność za rozlanie Przenajdroższej Krwi Jego. A Maryi Serce zakrwawiło się na myśl, że w istocie Krew Zbawiciela ciążyć będzie odtąd na całym Jej narodzie i wszystkich jego następnych pokoleniach. O! cóż-to za pielgrzymkę odbywała wtedy Matka Bolesna, i cóż się z Nią dziać wtedy musiało!

Ciężka to zawsze chwila dla miłości, zwiedzać miejsca, gdzie z powodu tejże, najwięcej się cierpiało. Tam to, chociażby czas przymknął rany serca, rozbudza się trudna do przeniesienia boleść, boleść okrutna, chociaż taż miłość gonić nas za nią zmusza. Wtedy puszczają się łzy długo wstrzymywane. Mężczyźni najsilniejszego hartu, płaczą w takich razach jak najtkliwsze kobiety, i dobrze robią, że się łez takich nie wstydzą. Wtedy rany serca zasklepione cierpliwością, roztwierają się na nowo; i jakieś źródła goryczy przez czas długi ukryte, a których aniśmy się domyślali, — gwałtownie wytryskując, płyną, i żółcią zalewają dusze. Wszystko zaś to przydarza się, chociażby z upływem czasu oswojenie się z boleścią, przytępiło jej ostrze, ale gdy wspomnienie o niej rozbudzone widokiem miejsca, gdzie się Jej doznało, na nowo wszystko rozżywia.

Lecz czymże jest to wszystko w porównaniu do powrotu Maryi na Drogę Krzyżową? Okropność zaszłych na tych miejscach Tajemnic, niezmierna gwałtowność wzruszeń od nich doznawanych, Serce przeszyte, rozdarte Tej, Która ich doznała, Jej nadzwyczajne strudzenie i fizyczne wycieńczenie Jej Ciała, i na koniec żywość wspomnień tak świeżych, podnosiły Boleść doznaną wtedy przez Maryę, do stopnia z niczym porów nać się nie dającego.

I w tak opłakanym to stanie, ujrzała Jerozolima w owej nocy Swoją nieuznaną przez Nią Królowę, udającą się pod ciężarem smutku wszelkie wyobrażenie przechodzącego, do mieszkania Janowego, mającego odtąd zastąpić Jej domek Nazareński. Tu, w miejscu Pana Jezusa, synem Jej będzie ten Uczeń, który w prawdzie na Piersiach Jego skłonił był głowę przy Ostatniej Wieczerzy, lecz który, jak się wyraża Święty Augustyn, gdy Pan Jezus był Synem Boga, był tylko synem Zebedeusza. Wchodzi wtedy Marya do tego mieszkania i drzwi się za Nią zawarły. Jest więc u Siebie, ma więc przytułek. Przytułek! lecz czyż to wyrażenie jest tu właściwym? Jest to takim dla Niej przytułkiem, jakim byłby pierwszy lepszy krzak, napotkany w biegu łani przeszytej strzałą. Jakimże przytułkiem dla Maryi może być miejsce, w którym nie ma Pana Jezusa. Betlejem było dla Niej przytułkiem, i cichy Nazaret także, jak również i odległe, cudzoziemskie i pogańskie miasto Heliopolis, i wierzchołek Kalwarii i wnętrze grobu w ogrodzie, z którego niedawno wróciła. Te wszystkie miejsca, były dla Niej przytułkami, bo gdzie był Pan Jezus tam stawał się On Jej przytułkiem. Lecz od chwili to, gdy odeszła od grobu, już na tej ziemi żadne miejsce nie mogło być dla Niej przytułkiem: pierwszy krok jaki uczyniła wychodząc z tego nowego Raju, był początkiem Jej wygnania na tej ziemi.

A prócz tego, czyż mieszkanie Jana, nie zawierało w sobie nic takiego, co by najsmutniejsze wspomnienia rozbudzać mogło, nowe boleści rozżywiając w Jej Duszy i nowe Rany, zadając Sercu? Komuż tajne, że gdy się znajdujemy na miejscu, gdzieśmy stracili drogą osobę, wszystko co ją tam przypomina: sprzęty których używała, miejsce, na którym siadywała, najdrobniejszej wagi przedmioty, które ją otaczały, nawet samo ich rozłożenie ręką nieboszczyka, wszystko to, co jakby z opłakiwanej przez nas osoby jakąś jej cząstkę w sobie zawierało — żywo stawia nam ją przed oczyma i odrębny, a właściwy sobie rozbudza w nas smutek. Toż samo działo się z Maryą. W tym mieszkaniu spędziła Ona trzy godziny Swojego konania, podczas gdy Pan Jezus konał w Ogrójcu, i chociaż wtedy myślą tylko i wyobraźnią cała była w Ogrójcu, sam jednakże widok tej komnaty, w której przeszłej nocy Swoje Męki Ogrójcowe przebyła, przypomniał Jej to wszystko, co wtedy doznała. Stamtąd, po północy, wyszła była z Janem i Magdaleną, chcąc, gdy się dowiedziała, że Pana Jezusa przywiedziono do Wielkiego Kapłana, dostać się tam do Niego. Do tegoż mieszkania wróciła, gdy Pana Jezusa wtrącono do więzienia. W tej komnacie spędziła na czuwaniu resztę takiej nocy, jaką żadna inna matka nie mogłaby przebyć bez postradania zmysłów, albo życia. A teraz do tejże komnaty wróciła opuszczona, osamotniona, zbolała, jak opuszczoną, osamotnioną i zbolałą żadna istota stworzona nie była i nie będzie.

Tam z Janem i Magdaleną, których milcząca obecność przydawała jeszcze nowego bodźca Jej smutkom, przebyła przez przeszło dwadzieścia cztery godzin. Przez przeciąg tego czasu, Boleść Jej pozostawała ciągle w Swoim najwyższym, nadprzyrodzonym stopniu, w którym ani oswojenie się z nią, ani upływ czasu, nic złagodzić nie mogły. Nikt i nic, prócz Pana Boga, nie mogło przynieść Jej ulgi, a na to czas jeszcze był nie nadszedł. Owszem, Boleść Jej wtedy doznawana, nie tylko nie zmniejszała się, nie tylko nie stała w jednej mierze, ale coraz się stawała cięższą. Jak wszystkich dzieł Boskich, tak Boleści tych rozmiary były w stopniu tak nadzwyczajnym, że tego ocenić, myślą ogarnąć, pojąć, ani nawet wyobrazić sobie nie jesteśmy w stanie. Straszna nawałnica najcięższych smutków, srożyła się w Duszy Maryi, coraz gwałtowniej, chociaż bez błyskawic i grzmotów, bo tych nie dopuszczał Jej niezachwiany pokój wewnętrzny. Wszelako była to nawałnica, była to burza rzeczywista i okropna, potokami goryczy zalewająca Jej Niepokalaną Duszę. Podtrzymywała Ona bezustannie całą żywość, całą siłę, całą gwałtowność Boleści Maryi, żeby je jakby po całym Jej jestestwie rozlewać i pokrzepiać. Każda w Niej władza umysłowa miała swoją właściwą Mękę. Rozum Jej cierpiał niezmiernie, bo czyjże kiedy rozum tak jak Jej rozum pojmował całą okropność tego wszystkiego, co wtedy zaszło? Wyobraźnia na istne tortury Ją kładła. Pamięć przedstawiała wszystko, co tylko mogło być najposępniejszego. Wola Jej uwiązywała Ją u koła mielącego na miazgę najżywsze, najtkliwsze, najświętsze Jej uczucia. Wszelako zawsze spokojna i mężna, bez cienia oburzenia albo narzekania, z nadludzką cierpliwością, mając się tylko biernie, cała zatopiona w Panu Bogu, nie objawiała niczym na zewnątrz, ani nawet wyrazem Oblicza, tego co się wewnątrz Niej działo, tych Mąk strasznych, jakie przechodziła Jej Dusza. Było to najzupełniejsze ogarnięcie całej Jej Istoty najwyższą Boleścią, przemienienie się w Boleść, podobne do Przemienienia Pańskiego w Chwałę, zaszłe na górze Tabor. Marya była wtedy uosobieniem Boleści!

 

 

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

 

 

Uczczenie Matki Boskiej Bolesnej.

 

 

Źródło: Arka pociechy 1880

 

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

 

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.

 

Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

 

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

 

 

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

 

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, że Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, że duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo. najszczodrobliwsza pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku,  Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023