Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 4
Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.
Zawartość strony
Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.
Źródło: Arka pociechy 1880
Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.
Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; lecz tak kocham Matkę Moją, że gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.
Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: Wkrótce po Wniebowzięciu Przenajświętszej Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:
- Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
- Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
- Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w niebie.
- Na koniec, że wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i że Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.
Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, że różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.
Duszo pobożna weź to do serca twego.
ODPUSTY:
Skarbnica odpustów modlitewnych i uczynkowych, 1901
Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.
Miesiąc LUTY na cześć Matki Boskiej Bolesnej.
Odpust: 1) 300 dni za każdy dzień, gdy kto przez miesiąc luty według jakiejkolwiek książki o Boleściach Maryi, aprobowanej przez kościelną władzę, odprawi to nabożeństwo z sercem skruszonym i pobożnie.
Pius IX Brew. z 3 kwietnia 1857. Reskr . Św. Kongr. Odp. z 26 listop. 1876).
2) Odpust zupełny raz w dniu dowolnie obranym dla wiernych, którzy codziennie przez miesiąc luty odprawiają pobożne rozmyślanie o Boleściach Matki Boskiej, bądź wspólnie, bądź też osobno.
Warunki: Spowiedź Święta, Komunia Święta, modlitwa przez jakiś czas na intencję Papieża.
(Leon XIII, Reskr. Św. Kongr. Odp. 27 styczn . 1888, Acta S. Sed. XX. 478).
Odpust zupełny raz na rok w dniu, w którym kto odprawia godzinę modlitwy na cześć Matki Boskiej Bolesnej, rozważając Jej Boleści i odmawiając inne modlitwy odpowiadające temu nabożeństwu.
Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.
(Klem. XII. Dekr. Św. Kongr. Odp. d. 4 lutego 1736).
Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.
Odpusty: 1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Panny po śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.
2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.
3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.
Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.
(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najprzód na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).
WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO
V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.
R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.
V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.
R. A cała ziemia będzie odnowiona.
V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.
R. Amen.
ROZWAŻANIE.
I. Źródła Boleści Przenajświętszej Panny.
Możemy teraz przejść do trzeciego działu naszych badań, to jest do źródeł Boleści Przenajświętszej Panny. Przez źródła zaś rozumiemy tu właściwie nie przyczyny tych Boleści, jak raczej wewnętrzne usposobienie Maryi, nadające Jej cierpieniom odrębną siłę i zaprawiające je właściwą sobie a największą goryczą.
Gdy jaka matka traci jedynaka, strata ta sama z siebie jest bardzo ciężką; lecz nabiera właściwej sobie cechy i natężenia, od różnych okoliczności już to rozżywiających w sercu matki przywiązanie macierzyńskie, już z innych powodów stratę takową wyjątkowo dotkliwą czyniących. Dziecię było tak miłe, tak piękne, tak dobre, tak obiecujące! W nim matka złożyła była wszystkie swoje nadzieje; cała jej przyszłość w nim była zawarta, wszelkie pociechy i osłody smutnego skądinąd życia, w nim ona znajdowała. Albo-li też zaszły jakowe wypadki, które po ludzku rzeczy uważając, łatwo mogły być odwrócone, a które właśnie śmierć tego ukochanego dziecka spowodowały. I wreszcie stratę takową przychodzi opłakiwać wśród okoliczności z rozmaitych powodów dotkliwszą ją czyniących, aniżeli by nią była w istocie, w każdej innej chwili. Takie więc i tym podobne okoliczności, a których wielką rozmaitość przypuszczać można, są to jakby odrębne źródła boleści matki tracącej ukochane dziecię: jakby odrębne ogniska cierpień, najrozmaitszymi goryczami zaprawiające jej serce.
Otóż co do Przenajświętszej Panny, wszystko co tylko Jej Boleści Macierzyńskie zwiększyć mogło, co tylko mogło podnieść je do najwyższego możliwego stopnia, zbiegło się było w największej swojej okrutnej pełni. Powody Jej cierpień, ich źródła, okoliczności im towarzyszące, przechodziły w mierze żadnego porównania nieznoszącej, wszelkie źródła i powody wszelkich możliwych ludzkich strapień i cierpień. Owszem, Boleści Jej, jakkolwiek były po cierpieniach Pana Jezusa największe, jakich kiedy doznać mogło serce ludzkie, — pomimo tego nie dorównały, nie odpowiadały całkowicie powodom Jej cierpień. Powody te bowiem jako biorące całe swoje znaczenie od tego, że tyczyły się osoby Jej Boskiego Syna, Osoby Boskiej, były to powody cierpienia nieskończone, granic nie mające. A stąd trzeba nam przygotować się do tego, że już z tej jednej przyczyny, Boleści Maryi są rzeczą przechodzącą, przewyższającą nasze wszelkie pojęcie i wyobrażenie.
Pierwszym wtedy źródłem, pierwszym powodem Boleści Maryi była myśl, że nie mogła umrzeć razem z Panem Jezusem. Każda matka znajdująca się w Jej położeniu, pragnęłaby śmierci. Dla serca dotkniętego wielką boleścią, śmierć pożądańszą jest nad życie, i gdy śmierć nie jest rozstaniem się, lecz przeciwnie, połączeniem na wieki na Łonie Pana Boga z ukochanym dziecięciem, któraż matka opłakująca jego stratę, nie poczytywałaby za największe szczęście, przejście z tego świata na tamten?
Toż samo, a w najwyższym stopniu, zachodziło co do Maryi. Żaden syn nie był tak drogim matce, jak nim był Pan Jezus dla Maryi. Żaden syn nie był tak dobry, tak piękny, tak ukochany i tak godny miłości, tak prawdziwie synem, jak On był dla Swej Matki. Prawa bowiem, a więc i uczucia i ojca i matki zlewały się razem w Sercu Maryi, a stąd Pan Jezus podwójnie był Jej Dzieckiem, dwoiście Synem. A któż w stanie opisać piękno i wszystkie powaby Jego Przenajświętszego Człowieczeństwa? Któż potrafi wyobrazić sobie, do jakiego stopnia Miłość Macierzyńska w Jej Niepokalanym Sercu roznieconą być musiała? Był on z Synów najuleglejszym, a jednakże był razem i Bogiem i miłował Ją temiż obydwoma uczuciami i Syna i Boga, jak żaden syn najprzywiązańszy nie miłował matki, jak Pan Bóg Miłości Nieskończonej, nie umiłował żadną inną duszę.
A oto przyszło Jej było takiego Syna tracić, i jeszcze w jaki sposób tracić! na jakie męki Jego i na jak okrutną i w oczach ludzkich hańbiącą śmierć patrzeć!
Lecz chociażby i najłagodniejszą i najsłodszą śmiercią umierał był Pan Jezus, bądź co bądź, pozostawiał Ją bez Siebie na tej ziemi. A cóż Jej po życiu bez Pana Jezusa? Po cóż Jej było żyć bez Niego? Cóż Jej po Życiu bez takiego Syna? Czym jest słońce dla dnia, tym był Pan Jezus dla Maryi; gdy wtedy to Jej słońce zniknęło, cóż się z Nią stać musiało? Było to dla Niej rzeczywiściej końcem wszystkiego, aniżeli byłoby tym rozsypanie się w gruzy świata całego; bo trudno Jej było pojąć, jakby świat mógł istnieć dłużej, straciwszy swego Stwórcę. Gdy Pan Jezus zamordowany ręką ludzką skonał na krzyżu, czyż nie mogła przypuszczać, że wszelkie Błogosławieństwa Niebieskie odjęte zostaną ziemi, i że albo ją lody zmrożą i zniszczą, lub płomienie ognia karzącego spalą na węgiel. Gdy wtedy Pan Jezus żyć przestał, po cóż było żyć Maryi?
Ale nastręcza się pytanie, jak żyć mogła? Jak się to stało, że od Boleści wtedy doznanych nie umarła? Nie ma też wątpliwości, że wyraźnym Cudem Wszechmocności Boskiej przy Życiu, wśród doznanych Swoich Boleści, zachowaną została, i na to się zgadzała, pomimo, że już to samo było dla Niej najwyższą Boleścią.
Wszak gdy razu pewnego prosiła Pana Jezusa o przemienienie wody w wino, chociaż powiedział był wtedy, że godzina czynienia przez Niego Cudów jeszcze nie nadeszła, Cud ten jednakże dopełnił (zob. J 2, 3), żeby żadnej prośby Matki bez skutku nie pozostawić, i żeby Jej powtarzać nie potrzebowała. Gdyby więc na Kalwarii jednym słówkiem, jednym spojrzeniem, jedną myślą, poprosiła była Syna, żeby odchodząc z tego świata zabrał Ją ze Sobą, byłby to niechybnie zrobił. A dlaczegóż nie domaga się tego? O to: bo jak Pan Jezus, najokrutniejsze męki wycierpiawszy z miłości ludzi, pragnął jeszcze ich cięższych doznać, tak i Marya, zszedłszy już wtedy do ostatnich głębin przepaści Swoich Boleści, z Miłości tychże ludzi tak przez Pana Jezusa umiłowanych nie pragnęła wcale ich końca. I temu to Jej pragnieniu zadość czyniąc Zbawiciel, cudownie Ją utrzymuje po Swojej Śmierci przy życiu, Męczeństwo Jej aż do lat piętnastu przeciągając. Niezrównana więc Świętość Maryi, dostąpiła i tego przywileju, że dłużej cierpiała od Pana Jezusa i przeżyła Go na to tylko, żeby Boleściami niewymownej tęsknoty za Synem i Bogiem Swoim, przydać Mu Chwały przez całą połowę tylu lat, ile On ich przebył na ziemi, i przez tę właśnie świętą tęsknotę dojść do tego stopnia miłości Jego, żeby od Niej umierając, wziętą zostać do Nieba z Ciałem i Duszą. „O! głębokości bogactw mądrości i wiadomości Bożej! jako są niepojęte Sądy Jego i niedościgłe Drogi Jego!” (Rz 11, 33).
Innym znowu źródłem zwiększającym gorycz Boleści Maryi, była dokładna wiedza tego, że Jej własne cierpienia nie tylko przydawały cierpień Panu Jezusowi, lecz z całej Męki Jego były dla Niego cierpieniem najsroższym. Ze wszystkich katuszy zadawanych Jej Synowi, nie było ani jednej, której przeniesienie na Siebie, a przez to uwolnienie go od takowej, nie poczytałaby była za największe szczęście, za które oddałaby była nie tylko życie, lecz całą wieczność szczęścia, które Ją czekało. A obok tego, wiedziała z największą pewnością, że Jej własne Boleści, stawały się dla Pana Jezusa okrutniejszymi od najzawziętszych Jego katów. Stłumić zaś te Boleści, albo je ukryć było dla Niej niepodobieństwem. Im z większym bowiem spokojem wewnętrznym, im z większym poddaniem się Woli Pana Boga je znosiła, tym droższą stawała się Panu Jezusowi, tym silniejsze rozbudzała w Nim z cierpieniami Swoimi współczucie, a przez to tern większe zadawała Mu męki. Ukryć też ich przed Jego Boskimi Oczyma czyż mogła? Jej postawa spokojna, wyraz Jej twarzy niezmieniony, Jej Oczy bez łez, Jej Piersi bez łkania, mogły w błąd wprowadzić ludzi, lecz nie Boskiego Jej Syna.
Boleść więc Maryi spowodowana przekonaniem, że właśnie Jej to Boleści ze wszystkich doznawanych przez Jezusa cierpień, zadawały Mu cierpienia największe, była jakby bez granic. Było to bowiem przeniesienie Jej własnych cierpień na Pana Jezusa, a cierpień zwiększonych tym przekonaniem, że niemi zadaje Mu najcięższą mękę, z niemożnością odwrócenia mieczów, które w Jej Serce przez to właśnie, najsrożej się wtłaczały.
Odrębnym także źródłem, czyli powodem Boleści Maryi pod krzyżem, była niemożność przyniesienia chociażby najmniejszej ulgi w cierpieniach doznawanych przez Syna, w Jej Oczach, na tym okrutnym rusztowaniu, wśród najsroższych mąk konającego.
Widzi jak sącząca się z pod cierniowej korony Krew Przenajdroższa, zalewa Oczy Pana Jezusa, a nie może zbliżyć się do Niego, żeby otrzeć oczy Tego, Który ociera łzy ze wszystkich oczów. Widzi Usta Jego spalone od pragnienia, a nie może ani kroplą, chociażby Łez Swoich, ochłodzić Je i zwilgocić. Widzi jak Głowa Jego skłuta cierniami, nie ma innego oparcia jak też ciernie właśnie zewsząd ją okalające, a nie może pod tę Głowę, która tyle razy w niemowlęctwie na Dziewiczych Jej Piersiach spoczywała, podłożyć Macierzyńskie Dłonie, żeby na Nich chociaż na chwilkę ulgi jakiej doznała. Słyszy, jak z Duszy Pana Jezusa, gdy spodobało się Mu pogrążyć Ją w ostatnich już głębiach udręczeń wewnętrznych, wydobywa się to wołanie: „Boże! Boże! czemuś Mnie opuścił” (Mat. 27, 46), a czuje, że znowu to, że Ona Go nie opuściła, nie odstąpiła, przydaje Mu najsroższej Męki, a przecież odejść stamtąd czyż może? O! Matko Najboleśniejsza, ta niemożność przyniesienia ulgi Synowi w Jego katuszach, jakże srogą zadawała Ci Mękę!
Było też dla Niej innym znowu źródłem odrębnego znowu cierpienia, to, że na całą Mękę Pana Jezusa patrzała, ze była przy niej obecną. Z objawień bowiem mianych przez wielu Świętych, dowiadujemy się, że chociaż Przenajświętsza Panna nie znajdowała się w Ogrójcu, podczas krwawej tam modlitwy Zbawiciela, w duchu jednakże dano Jej było widzieć, jakie wtedy męki wewnętrzne przebywał Syn Jej, wskutek czego i Sama zapadła jakby w konanie. Biczowaniu zaś Pana Naszego, okazywaniu Go ludowi przez Piłata z koroną cierniową na skroniach i przybranego w łachman purpurowy, według najdawniejszego podania, była obecną. Skoro zaś krzyż włożono Mu na Barki, szła już za Nim nieodstępnie i stała pod krzyżem aż do Jego skonania. Prócz tego, wielu poważnych dawnych pisarzy kościelnych utrzymuje, że chociaż nie mogła wejść do mieszkań Annasza i Kajfasza, gdy przed nimi stawiono Pana Jezusa, znajdowała się tam jednakże tak blisko, że Uszu Jej dochodziły obelgi miotane na Niego przez oną noc straszną, w której trzymany był w piwnicy, i że nawet słyszała łoskot uderzeń, jakich się na Boską Osobę Jego dopuszczono wtedy.
Obecność więc Maryi przy całej Męce Pana Jezusowej zadawała Jej Macierzyńskiemu Sercu taką Boleść, że żadna inna matka przenieść by jej nie była w sile, i alboby się od takiego widoku uchylić musiała, alboby od niego umarła. Jeżeli przeto w czym, to właśnie w tej ciągłej obecności przy Panu Jezusie, przez ciąg Jego chwil ostatnich, — objawia się cudowna Moc, którą Pan Bóg utrzymywał Ją przy Życiu, pomimo cierpień, które by Ją tysiąc razy o śmierć przyprawić powinny były.
Dla każdej innej matki właściwiej byłoby w podobnym razie nie patrzeć na męki dziecka, lecz gdzieś w cichym ustroniu, w Panu Bogu, przez modlitwę szukać pociechy i wsparcia. Ale rzecz miała się inaczej co do Maryi. Pan Jezus będąc Jej Synem, był i Jej Bogiem, żeby więc w Panu Bogu szukać siły do zniesienia cierpień, które Ją ogarniały, trzeba Jej było nie odstępować Pana Boga, chociaż jako Jej Syna tak okrutnie męczonego i zamordowywanego. A tymczasem zbliżanie się wtedy do Pana Boga, nieodstępowanie Jezusa było dla Niej nie ulgą, lecz właśnie powodem i źródłem najsroższej Boleści. Dla Niej uciekanie się do Pana Boga, jednoczenie się z Nim jak najściślejsze, nie stawało się pociechą, jak tym jest dla każdej duszy strapionej, — lecz wprost przeciwnie wtłaczało najokrutniej miecze Boleści w Jej Serce.
Tak wtedy Przenajświętsza Matka, patrzała jak w biczowaniu sieczono Boskie Ciało, w Dziewiczym Żywocie Jej Poczęte przez Nią na świat wydane i przez całe niemowlęctwo z taką pieczołowitością wypielęgnowane. Widziała jak odrywane przez bicie kawałki tego Przenajświętszego Ciała spadały pod nogi biczowników, brodzących we Krwi Pana Jezusa, po słupie kamiennym, u którego był uwiązany, spływającej na ziemię. Potem słyszała naigrywania się z Niego, przy wbijaniu laską trzcinową cierni w Głowę Jego. Następnie widziała Go tak skatowanego i z tąż koroną na skroniach, przedstawionego rozjuszonemu motłochowi, i słyszała jak lud domaga się Jego śmierci, przekładając nad Niego Barabasza. W ciągu całej Drogi krzyżowej, szła ślad w ślad za Nim, a co się z Nią dziać musiało, gdy me raz nie mogła uniknąć, żeby Jej Macierzyńskie Stopy nie deptały Krwi Jej Syna i Jej Boga! A na Kalwarii cóż Ją czekało? Oswoiliśmy się z tym, że patrzała tam na barbarzyńskie przybijanie do krzyża Pana Jezusa, na podniesienie Go z tym okrutnym rusztowaniem, gdy Go już na nim rozpięli, na Jego trzygodzinne wśród najstraszniejszych cierpień zewnętrznych i wewnętrznych konanie, i nareszcie na Jego oddanie ducha.
Oswoiliśmy się z tym mówię, i dlatego słabe to na nas wywiera wrażenie. A jednakże ta obecność Maryi, chociażby tylko na samej Kalwarii, musiała być dla Niej takim męczeństwem, jakiego ani pojąć, ani wyobrazić sobie, ani ocenić, nigdy nie potrafimy.
Wprawdzie, obdarzona wiedzą prorocką od chwili zapowiedzianego Jej przez Symeona miecza boleści, Panna Przenajświętsza przewidywała to wszystko jak najdokładniej, i to stanowiło mękę całego Jej Błogosławionego Życia. Lecz któż z nas nie wie, jak wielka różnica zachodzi pomiędzy tym, czego się doznaje pod wpływem samego tylko przewidywania nieszczęścia, a uciskami, smutkami i goryczą, gdy się już ono na nas zwaliło. Urzeczywistnienie się najdokładniej przewidzianego ciosu, przynosi ze sobą tysiące szczegółów zupełnie niespodziewanych, a przewidziane nabierają siły i potęgi, jakiej dotąd nie miały.
Święty Ksawery Apostoł Indian, pisał stamtąd do Świętego Ignacego, swego przełożonego: „O! jak wielka zachodzi różnica, pomiędzy wyobrażeniem sobie trudów i niebezpieczeństw, na jakie się wystawionym bywa wśród niewiernych, gdy się im przynosi Ewangelię, — a temiż trudami i niebezpieczeństwami, gdy się już na nie jest narażonym”. Można powiedzieć, że pomiędzy nieszczęściem już nas całym swoim brzemieniem, całą swoją rzeczywistością przygniatającym, a jego tylko, chociażby najdokładniejszym, przewidywaniem, taka zachodzi różnica, jak pomiędzy jakimś przedmiotem o jaskrawych barwach, a mdłym cieniem jego zarysowującym się od niego na ścianie obok której stoi.
To więc, że Przenajświętsza Panna jak najdokładniej przewidywała całą Mękę Syna, nie odejmowała wcale niewymownej goryczy, jaka zalała Jej Serce, gdy na nią patrzeć musiała.
Znajdujemy także inne jeszcze źródło Boleści Maryi w Jej rozpoznawaniu grzechu i ocenianiu jego jakby nieograniczonej złości, a rozpoznawaniu i ocenianiu tego tak jasnym i dokładnym, jak tego żaden umysł ludzki, ani nawet Anielski zdolnym być nie może. Nie masz wątpliwości, że Zbawiciel jak obdarzył Duszę Swojej Przenajświętszej Matki przywilejem nie grzeszenia (im pecabilitas) tak podobnież przypuścił Ją do uczestniczenia w jak największej mierze w Jego Własnej Boskiej Wiedzy co do złości grzechu, a stąd do brzydzenia się nim i Świętej, a jak największej jego nienawiści.
Otóż, wiemy i o tym, że poczucie złości grzechu jakiego dopuszczali się ludzie zadając Męki swemu Zbawicielowi, sroższe zadawało Mu cierpienia, aniżeli wszystkie te męki i chociażby milion razy większe. Widok to, przewidzenie to grzechów ludzkich, których straszne pasmo najdroższy Pan nasz roztoczył był przed Swoją Wszechwiedzą w Ogrójcu, zadało Mu te pojęcie nasze przechodzące mękę duszy, skutkiem której krwawy pot wystąpił na Boskie ciało Jego. Brzemię to grzechów, które przyjął na Siebie, trzy razy obalało Go na ziemię podczas modlitwy w Getsemani, w której aż Anioł zesłany z Nieba musiał podtrzymywać Jego już od tego cierpienia konające Człowieczeństwo. Jakież więc podobneż męki zadawać musiało i Maryi toż rozpoznawanie grzechu i ocenienie jego złości, którym obdarzona była w najwyższym po Panu Jezusie stopniu! Ale czym to być musiało najbardziej wtedy, gdy już nie tak jak Pan Jezus w Ogrojcu, Który tylko przewidywał grzechy ludzkie, lecz gdy patrzała na ich dokonywanie, a dokonywanie, w którym przepełniała się już miara wszelkich złości ludzkich, bo dopuszczali się oni męczenia Boga i Zbawcy Swego, pastwienia się nad Nim najokrutniejszego, i zamordowywanie Go w sposób za najhaniebniejszy uchodzący.
Piszą, że gdy razu pewnego, Święta Katarzyna Seneńska miała okazaną sobie w objawieniu, całą szpetność i złość grzechu tylko powszedniego, omdlała od bolesnego wrażenia, jakiego stąd doznała. Jakichże mąk doznawać musiała Marya, gdy w Jej oczach, nie już grzech powszedni, lecz ze śmiertelnych najcięższe jakie sobie wyobrazić możemy dopełniały się grzechy, a to na Osobie Jej Syna i Boga!
Nikt tak jak Ona, nie rozpoznawał i nie oceniał najwyższej niewinności Tego, na którego spadała kara za wszystkie winy ludzkie. Nikt lepiej od Niej nie pojmował nie mającej niejako granic niewdzięczności tychże ludzi, mękami i śmiercią Mu zadanymi, wypłacających się Jego nieograniczonej Miłości. Nikogo większą grozą nie przejmowało to, czego dopuszczano się na Panu Jezusie, od nocy Wielkoczwartkowej aż do wieczoru dnia następnego. A gdy obraz tego wszystkiego przedstawił się Jej myśli, w całej swojej ohydzie, gdy patrzała nań z najdoskonalszym jakie tylko być mogło ocenieniem całej złości grzechu wtedy dokonywającego się, — o! cóż to za osobne, odrębne było źródło Jej cierpień, jakże to okrutnie zaostrzało miecze Jej Boleści, jak srodze zaogniało, zadane nimi Rany Jej Sercu! Ona w każdym narzędziu Męki Pańskiej, widziała nie tylko to co przez nie zadawało cierpienie Ciału Panu Jezusowemu, lecz widziała i złość ludzką tych narzędzi na to używających, a przez to nierównie cięższe zadających cierpienia Jego Duszy. A tak i w każdej z Jej Boleści były dwa rodzaje cierpienia: jedno ze współczucia z cierpieniami Pana Jezusa zewnętrznymi, drugie, a nierównie dotkliwsze, ze współubolewania z Jego Cierpieniami wewnętrznymi, pochodzącymi od niewymownego zasmucenia, jakiego doznawał z powodu złości grzechów ludzkich.
Niepodobieństwem jest określić co w Męce Pańskiej było jakby górującym punktem, co w Niej najdotkliwsze zadawało Mu katusze. Narzędzia Męki Pańskiej nie wszystkie były materialne, albowiem katowały Go i bicze, i ciernie, i gwoździe, i młotki, i krzyże, i dzidy niewidzialne. A tym były Cierpienia Pana Jezusowe wewnętrzne, moralne. I jakkolwiek począwszy od zdrady Judaszowej, od ucisków wewnętrznych, smutków i trwogi, którą dopuścił na Siebie Pan nasz Najdroższy w Ogrojcu, a następnie od boleści jaką zadało Sercu Jego zaparcie się Piotra — aż do opuszczenia Go przez Ojca Przedwiecznego na krzyżu, które wywołało z konających Ust Jego najboleśniejsze westchnienie jakie kiedy wyszło z ust czyich na tej ziemi — w całym tym szeregu cierpień wewnętrznych, moralnych, trudno określić, które z nich było najdotkliwszym, które największą goryczą zalało było Jego Boskie Serce. Jednakże wątpliwości nie podpada, że jednym z najdotkliwszych wewnętrznych Cierpień Pana Jezusa, musiał być widok niewdzięczności ludzi, której tak straszne miał dowody w ciągu Męki Swojej, i że po niej takie mnóstwo dusz temiż mękami okupionych, dopuści się tegoż na przyszłość aż do końca świata. I to stanowiło odrębne źródło Boleści Maryi. Gdy bowiem Marya wszystkie cierpienia Syna podzielała najzupełniej, więc i ten widok niewdzięczności ludzkiej był i dla Niej źródłem niewymownej Boleści.
I Ona więc widziała i przewidywała, jak odpłacą się ludzie Bogu i Zbawcy swojemu, za Przyjście Jego na świat dla wykupienia ich z niewoli szatańskiej, w którą dobrowolnie podpadli. Przed oczyma Jej myśli roztaczało się całe, jakby nieprzerwane pasmo, najrozmaitszego rodzaju i stopnia zbrodni cięższych lub mniej ciężkich, których nie przestaną się dopuszczać ludzie, nawet po dokonanej sprawie zbawienia, tyle ich Pana Boga i Stwórcę kosztującej. Przewidywała nie tylko grzechy śmiertelne, lecz i powszednie, jak zjadliwe robactwo toczące dusze skądinąd niewinne. Patrzała na grzechy nie tylko uczynkowe, lecz i grzechy opuszczenia, tak łatwo chociaż nieznacznie, ciężką winę stanowiące. Widziała wreszcie i to mnóstwo dusz wybranych, poddających się oziębłości, gnuśnie odpowiadających wyjątkowym Łaskom im udzielanym i wiele z nich nawet z tegoż powodu gubiących się na wieki. I w końcu, ogarniając Wzrokiem Swoim najodleglejszą przyszłość świata, widziała na nim, pomimo wszystkich środków uświęcenia się pozostawionych ludziom przez Jej Syna, w każdych czasach tak mało Świętych, że ich tam zaledwie dopatrzyć mogła.
A gdy tak niezmiernie smutną przedstawiała się Jej przyszłość, czyż teraźniejszość, czy to co pod tymże względem działo się wtedy w około Niej, było powodem jakiej dla zbolałego Jej Serca pociechy? Gdzież jest Piotr, którego Pan Jezus uczynił Opoką Swego Kościoła i który Go zapewnił, że gdyby Go wszyscy opuścili, on Go nie odstąpi nigdy? Gdzież brat jego Andrzej, który później miał stać się najwyższym wzorem wszystkich miłośników krzyża? Gdzież Jakub, w którego Diecezji Mistrza jego krzyżowano? Gdzie wszyscy inni, prócz jednego Jana, Apostołowie, ci najpierwsi Wybrańcy Pana Jezusowi? Gdzie tylu innych Uczniów Pańskich, i gdzie ci, którzy uznali Go już byli Mesjaszem i Naukę Jego przyjęli? Żadnego z tych nie widzi przy krzyżu, nie widzi przy sobie, a cóż to dla Jej Serca podwójnie Macierzyńskiego za ciężka Boleść? Bo Boleść z tego, że zasmucają Pana Jezusa swoją nieobecnością, i Boleść, że własnym duszom taką szkodę przynoszą, i wreszcie Boleść na myśl, że czymże będą inne dusze wybrane w przyszłości, gdy te takimi się okazują!
Wprawdzie, stała tam obok Niej Magdalena, najwierniejsza z uczennic Pan Jezusowych; nie odstępował Boskiego Mistrza Swojego najulubieńszy z uczniów Jego; było tam i kilka innych pobożnych, a nieustraszonych niewiast. Lecz niestety! czyż takie tylko miały być owoce Męki i Śmierci Syna Bożego? Czyż tak mała tylko garstka dusz, będzie korzystać z Jego nieograniczonych Zasług?
Ale może przewidywać mogła że w przyszłości będzie już inaczej; że już wszyscy ludzie okupieni Krwią Baranka Bożego, nie tylko dostępować będą zbawienia, ale każdy z nich zostanie Świętym już za pobytu swego tu na ziemi, a po śmierci prosto do Nieba, nabytego mu tak ciężkimi Mękami Zbawiciela, dostawać się będzie bez zatrzymywania się w ogniach czyścowych. Ale gdzież tam! przenikliwe przewidywanie przyszłości całego zgromadzenia wiernych, po wszystkie czasy, nie takim się wtedy, oczom Matki najboleśniejszej przedstawia. W żywych nawet członkach Kościoła Swego Syna, pomiędzy wiernymi nawet, widzi w przyszłości i po wszystkie czasy niezliczoną liczbę Chrześcijan obojętnych i oziębłych, ciągle wahających się pomiędzy służeniem Panu Bogu, a służeniem światu, nikczemnie ulegających względom ludzkim w najważniejszych swoich obowiązkach religijnych; odkładających całkowite oddanie się Bogu na stare lata, a znowu doczekawszy podeszłego wieku, zwlekających to do ostatecznej godziny śmierci. A wiedząc najdoskonalej o jak ciężki smutek przyprawiało to wszystko konające Serce Pana Jezusa, widząc że zadaje Mu to męki większe od tych, którymi Go krzyż katuje, czuje i własne serce tego rodzaju mieczami na wskroś przeszywane.
A cóż dopiero powiedzieć, o przewidywaniu przez Maryę ogromnej liczby tych dusz, które miały się potępić. Ona rozumiała dobrze jakiej jest ceny chociażby najmniejsza cząsteczka jednej tylko kropli Krwi Pana Jezusowej, a wiedziała że wylał On Ją za zbawienie ludzi co do ostatniej. Widziała Ją gdy się lała strugami z Boskiego ciała Jego podczas biczowania; widziała ile jej wypłynęło spod korony cierniowej; Ona w tej Krwi Przenajdroższej niejako broczyła, zdążając na Kalwarię za Panem Jezusem, po drodze którą nią zlał był idący przed Nią. Tej Krwi Przenajświętszej spadła nie jedna kropla na Jej Macierzyńskie Ręce, gdy krzyż Syna obejmowała; zaczerwieniła Jej odzienie, gdy Ciało Pańskie
zdjęte z krzyża na Jej Dziewiczym Łonie spoczęło. Wierzyła najmocniej, że gdyby było tysiąc innych światów i jeszcze grzeszniejszych od naszego, — jedna kropla Tej Krwi wystarczyłaby do ich Odkupienia. Gdyby więc jedynie jedna tylko dusza ludzka, taką ceną nabyta zatracała się na wieki, cóżby to już za straszna boleść była dla Maryi. A tymczasem Ona przewidywała, że ich tyle i tyle, pomimo takich Zasług Zbawiciela iść będzie na potępienie! I to więc było odrębnym źródłem Jej Boleści, w której Oba Jej Macierzyństwa, i Boskie i ludzkie, niewymowne katusze Jej zadawały. Jako Matka Zbawiciela bolała nad nim, że pomimo takich Jego Zasług tak wielkie mnóstwo dusz korzystać z nich nie zechce; jako Matka wszystkich ludzi, bo się Nią pod krzyżem właśnie stała, — bolała niewymownymi cierpieniami nad wieczną zatratą tylu Jej dzieci.
Takiej to więc rozmaitości, były źródła Boleści Maryi, a pod nimi wrzało źródło główne, każde z nich ożywiające, to jest to co każdą Boleść Przenajświętszej Matki podnosiło do wszelkiej możliwej potęgi, do najwyższego jaki tylko mógł być stopnia. Tern zaś była Boskość Pana Jezusa, było to że Ten, Którego cierpienia były powodem cierpień Maryi, był nie tylko Jej Synem, ale był i Bogiem. Nikt z istot stworzonych, nikt nie tylko z ludzi ale ani z pomiędzy najwyższych, Duchów Niebieskich, nie posiadał tak dokładnego pojęcia czym jest Pan Bóg, co się Mu od stworzenia każdego należy i czym On był gdy z niepojętej Miłości ku ludziom stał się Człowiekiem, wszystkie nędze nasze prócz grzechu przyjmując na Siebie. Nikomu tak jak Jej nie dano było, żyjąc z Panem Jezusem w najściślejszym stosunku Matki do Syna, poznać Go bliżej, zjednoczyć się z Nim i wpatrzeć się w Jego Doskonałości jako Boga-Człowieka. To więc najwyższe jakie być może znanie Syna Bożego, potęgowało do najwyższego stopnia boleści Maryi, i wszystkim powyższym źródłom Jej cierpień niewymownych, nadawało odrębną i właściwą im tylko siłę. Zamieniało to Jej boleści na morze goryczy, w którym do ostatnich głębin zstąpiła była, według wyrażenia samego Ducha Świętego, przez usta Proroka mówiącego: Wielkim jest jako morze zasmucenie Twoje, któż Cię zleczy? (Treny 2, 3).
II. Odrębne cechy Boleści Przenajświętszej Panny.
Odrębne cechy Boleści Maryi, nadające im właściwe znaczenie, są w ścisłym związku ze źródłami, czyli powodami Jej cierpień, które dopiero co rozważyliśmy. Chociaż uwyraźnią się one w dalszych naszych nad tym przedmiotem rozmyślaniach, gdy zastanawiać się będziemy nad każdą z Boleści Przenajświętszej Panny w szczególności, potrzeba wszelako przypatrzeć się im w ogólnym zarysie, aby zrobić sobie właściwe wyobrażenie o męczeństwie Maryi w jego całości. Posłuży nam to do lepszego zrozumienia różnych szczegółów tych tajemnic z życia Przenajdroższej naszej Matki niebieskiej, gdy do nich przyjdziemy.
Pierwszą tedy odrębną cechą Boleści Maryi było to, że trwały one przez całe Jej Życie, albo mało co mniej. Powszechnym pomiędzy pisarzami kościelnymi mniemaniem jest, że Przenajświętsza Panna do chwili Wcielenia, nie wiedziała że miała stać się Matką Boga. Być przeto może że do tej pory, chociaż obdarzona duchem prorockim, przewidywała, że czekają Ją w Życiu bardzo ciężkie cierpienia, wymagające po Niej nadzwyczajnej bohaterskiej cierpliwości, szczegóły wszelako mających spotkać Ją Boleści, nie mogły dość jasno przedstawiać się Jej już wtedy. Lecz gdy poczęła nosić w Dziewiczym Łonie Swoim Słowo Odwieczne Wcielone, wielka zmiana zajść w Niej musiała. Zjednoczoną wtedy została z Panem Bogiem w sposób tak szczególny, tak ścisły, tak określić się nie dający; posiadała pojęcie tak głębokie i właściwe o Tajemnicy Wcielenia, takie światło rozchodziło się dla Niej na najtrudniejsze dla nas ustępy proroctw biblijnych tyczących się Przyjścia Mesjasza, — że nie sposób wątpić, żeby Męka Pana naszego nie przedstawiała się Jej mniej lub więcej wyraźnie, z trzydziestu trzema latami Jego ubóstwa, trudów, poniżeń, prześladowań od ludzi i żeby nie przewidziała była przed czasem, przynajmniej w głównych ich zarysach, i Swoich własnych boleści.
I to jest co najmniej o tern powiedzieć można, opierając się na zdaniu wielu najpoważniejszych i świętych pisarzy. Lecz co do nas, podzielamy zdanie tych, a również znakomitych i świątobliwych autorów, którzy nie zgadzają się na to żeby początek Boleści Maryi upatrywać dopiero w chwili proroctwa Symeona. Nie masz wątpliwości, że w owej chwili spodobało się Panu Bogu przedstawić Jej Oczom w sposób bardziej wyraźny całkowity obraz bolesnej przyszłości jaka Ją czekała, i że wtedy rozjaśnił przed Nią to widzenie w jaskrawszych już barwach. Że z Rozporządzenia Boskiego, słowa Symeona musiały wywrzeć na Matkę Bożą jak największe wrażenie i wprowadzić Jej błogosławioną duszę jakby w nowy stan, wywołany tak wyraźnym, a bolesnym proroctwem, wątpliwości nie ma. Lecz byłoby to czymś uwłaczającym czci jaka się należy Darom udzielonym Jej od chwili Wcielenia się w Jej Łonie Syna Bożego, przypuszczać, że w ciągu dziewięciomiesięcznego Jej zjednoczenia ze Słowem Odwiecznym, nie przewidywała już wyraźniej jak przedtem Swego powołania, Swego przeznaczenia do wyjątkowo ciężkich cierpień; żeby nie została przypuszczoną do dokładniejszego poznania sposobu w jaki ma się dopełnić sprawa odkupienia ludzi, i żeby nie miała pewności że i Sama napawać się będzie i to w jak największej mierze, z kielicha goryczy Swego Syna. W każdym razie, od chwili przepowiedni Symeona, jeśli nie od chwili W cielenia, cierpienia Maryi nie ustawały już aż do końca Jej życia. Jak wszystkie Cierpienia Pana Jezusa stały Mu na myśli przez całe Życie Jego: Boleść Moja przed Obliczem Moim zawsze (Ps 37 ,8); tak i Boleści Maryi od owej pory zaofiarowania Go właśnie na nie w Świątyni, nie schodziły już z Jej Oczów. Nie znała Ona tych chwilowych wytchnień, dozwolonych nam zwykle w najsmutniejszych kolejach życia. Cała Jej przyszłość roztaczała się przed Nią jakby pokryta kirem najboleśniejszych ciosów.
Najsmutniejsze koleje życia ludzkiego mają swoje przerwy, i w tych przerwach niezbędnej nam ulgi doznajemy. Kleszcze najsroższych strapień ściskających serce nasze, zwykle łagodzą od czasu do czasu, i dozwalają nam odetchnąć nieco swobodniej. W życiu najbardziej zachmurzonym smutnymi przejściami, bywają godziny, a nawet i dnie całe pogodne i słoneczne. Nieszczęście które niekiedy dotyka człowieka ledwie że nie przez całe jego życie, w pewnych czasach wydaje się jakby ustało na siłach, i jakby wyrzekało się swojej zdobyczy, nad którą długo się pastwiło. Lecz dla Maryi, cierpienie było jakby z najtwardszego żelaza obręczą, w którą być miało okute całe Jej życie. Nie było dla Niej najmniejszej ulgi, nie miała ani chwili wytchnienia; w Jej Boleściach nie było nigdy przerwy, nigdy w ich napływie zastoju. Boleść związana była jak najściślej z całym Jej Życiem, i dopiero koniec tego życia mógł Ją wyswobodzić od tego nierozerwalnego związku.
Męka Pańska nie była tylko smutnym zakończeniem życia przedtem od wszelkich trosk wolnego, ani pochmurnym zajściem słońca po dniu w którym chociaż chwilami przyświecało ono swym blaskiem. Nie była bolesnym i niespodzianym wyjątkiem po trzydziestu trzech latach, wśród zwykłych kolei ludzkich przebytych. Był to koniec odpowiadający swemu początkowi, była to cząstka ściśle związana z całością do której należała, było to właściwe zakończenie się życia wśród ciągłych cierpień spędzonego.
Toż samo i co do Boleści Maryi. Nie stanowiły one wyjątkowych i przemijających zdarzeń Jej przejścia po tej ziemi; nie były czymś nie odpowiadającym całej Jej przeszłości. Boleść była nieodstępną towarzyszką Jej Życia, tylko w pewnych porach, a zwłaszcza w ostatnich chwilach pobytu Jej Boskiego Syna między ludźmi, dochodząca do najwyższego możliwego dla istoty stworzonej stopnia. W rozważaniu tez tych Tajemnic nigdy z pamięci tracić nie powinniśmy tego, że całe życie Maryi było poddane, a to w stopniu wyjątkowo wysokim, prawu cierpienia, prawu które ogarnąć musiało całą Istotę Tej, Która była Matką: Męża Boleści (Iz 53, 3), bo tak nazywa Pana Jezusa Pismo Święte.
Lecz Boleści Przenajświętszej Panny nie tylko trwały przez całe Jej Zycie, ale prócz tego, wzmagały się ciągle. Im zwyklejszym stawało się dla Niej ich przewidywanie, tym srożej Ją one dotykały, tym okropniejszymi się przedstawiały. Co jednak nie sprzeciwiało się, nie przeszkadzało temu, że je Ona zawsze w całej ich rzeczywistości znała i oceniała. Albowiem im więcej się w nich zatapiała, im dłużej je rozpamiętywała, tym się one straszniejszymi, cięższymi i okrutniejszymi przedstawiać musiały. Tak jak tego, chociaż w stopniu bez żadnego porównania niższym, doświadczamy i na nas samych. Im częściej im pilniej i serdeczniej rozpamiętujemy czy to Mękę Pańską, czy Boleści Maryi, tym żywiej się nimi przejmujemy i coraz większego nabywamy światła do oceniania ich niezmierności. Jakże więc Boleści Maryi ciągle wzmagać się musiały Jej ciągłą pamięcią na oczekującą Jej Boskiego Syna Mękę, Jej bezustannym rozmyślaniem wszystkich tych Tajemnic, które miała Sobie przed czasem objawione! Jeśli my im dłużej, i pobożniej zgłębiamy Mękę Pańską, tym bardziej święcie Nią wzruszeni bywamy, czymże takowe bezustanne mienie tego na pamięci m usiało być dla Matki Bożej, z której pojęciem tego wszystkiego i rozpamiętywaniem, żadne ani ludzkie, ani samych Serafinów pojęcie i rozmyślanie w porównanie iść nie może.
Czytamy w żywocie Świętej Magdaleny de Pazzis, że jej siostry zakonne, musiały kryć przed nią obrazy Męki Pańskiej, gdyż na widok ich wpadała w omdlenie, z którego trudno ją było wywieść. Czegóż doznawać musiała Przenajświętsza Matka, najżywszy obraz Męki Syna ciągle przed Oczyma mająca!
Wreszcie im bardziej zbliżało się ostateczne spełnienie się Tajemnic Odkupienia, tym się one okropniejszymi przedstawiały Maryi; im ciemniejszym stawał się cień przez nie rzucany, tern Ją bardziej przerażał. Gdy pierwsze wichry tej nawałnicy zaczęły kołysać Jej Sercem, przycisnęła Doń Pana Jezusa. Wydał się Jej piękniejszym jak kiedy, lecz nie było nadziei, żeby i Jego, a przez to i Siebie od tego co Ich czekało uchronić.
Może boleści bezbrzeżne i bez przystani otaczało Ją zewsząd. Nie wiedziała i nie miała innego schronienia i innej ucieczki, jak tenże bezdenny ocean: taką była Wola Pana Boga. A przez czas ten Pan Jezus stawał się co dzień piękniejszym, coraz to żywszą w Sercu Matki rozbudzającym Miłość. Już pierwsze lat dwanaście, spędzony z Nim w Nazarecie, Miłość tę podniosły były do stopnia, który wyobrazić sobie żaden ludzki umysł nie jest w stanie. Potem nadeszło lat osiemnaście cichego, ukrytego Życia Pana Jezusa w tejże błogosławionej mieścinie, w ciągu których każde Słowo Jego, każde spojrzenie, każdy akt uległości Matce, każdy objaw Jego ku Niej poszanowania i przywiązania, były to Tajemnice Boskie, tęż Miłość w Sercu Maryi coraz to potęgujące, tak że Marya żyła już nie w Sobie, lecz całkiem w Panu Jezusie całe Jej Życie przeszło było w Życie Pana Jezusa. Następnie nadeszły trzy lata Życia Apostolskiego Pana naszego, a wtedy jakimże się On przedstawiał Oczom Matki? Ileż tu znowu powodów do jakby nowej ku niemu Miłości, na jaką tylko Serce Maryi, zdolne Miłości przewyższającej miłość wszystkich Serafinów, zdobyć się mogło!
W miarę zaś jak coraz bardziej objawiała się Boska Piękność Pana Jezusa, a jak przez to w zrastała w Sercu Maryi miłość ku Niemu, tak w równymże stopniu wzmagać się musiały i Jej przewidziane przez Nią Boleści. Te bowiem trzy rzeczy: Świętość i Piękność Pana Jezusa, Miłość ku Niemu Matki i Jej Boleści były w nierozerwanym ze sobą związku. A stąd każda chwila, każdy czyn Zbawiciela, każda pociecha Macierzyńskiego Serca Maryi, patrzącego na to, co dokonuje Boski Syn Jej spełniając Boskie Posłannictwo Swoje na ziemi — wszystko to wzmagało coraz gwałtowniej Jej Boleści i już przed ich doznawaniem w rzeczywistości zadawało Jej Męki coraz to cięższe.
Jest to także jedną z odrębnych cech Boleści Maryi, że były to cierpienia nie Ciała, lecz Duszy, cierpienia nie tyle fizyczne, ile moralne. Nie żeby i Ciało Jej było wolne od nich, gdyż chociaż były to cierpienia tylko wewnętrzne, tak jednak były gwałtowne, tak wyjątkowo ciężkie, że musiały oddziaływać i na cały Jej organizm. Dobrze zaś wiemy z własnego doświadczenia, że cierpienia fizyczne nie łatwe są do przeniesienia, a gdy dochodzą do pewnego stopnia, są do niewytrzymania. I w tedy następuje po nich omdlenie, albo odejście od zmysłów, a niekiedy i śmierć. Nikt więc z rozsądnych ludzi, cierpień tego rodzaju lekceważyć sobie nie może. Jednakże któż nie przyzna, że cierpienia fizyczne mniej są dotkliwymi od cierpień moralnych, czego i to dowodem, że zbrodni samobójstwa prawie nigdy nie dopuszcza się człowiek z innych powodów, jak z cierpień wewnętrznych, cierpień moralnych.
Następnie wiemy i o tym, że większa lub mniejsza dotkliwość cierpień moralnych, zależy głównie od większej lub mniejszej w nas czułości na takowe, od większej lub mniejszej wrażliwości umysłu, wyobraźni, serca: słowem, od żywszego uczucia, od delikatniejszej natury, i od bardziej rozwiniętych przymiotów moralnych. To, co osobę z natury zimną, obojętną, nieczułą zaledwie dotknie, zaledwie jakąś przykrość jej zada, to dla osoby bardzo czułej, wrażliwej, biorącej wszystko do serca, będzie źródłem ciężkiej boleści.
Otóż, natura Przenajświętszej Panny była, po Naturze Pana Jezusa, najdoskonalszą. A stąd żywość Jej uczucia, Jej wyobraźni, Jej wrażliwości, była nadzwyczajną, a odpowiedną Jej płci, w której takowe usposobienie w ogólności jest silniejsze aniżeli w płci męskiej.
Prócz tego w wewnętrznych, moralnych Cierpieniach Maryi, były i cierpienia jakby fizyczne. W Męczeństwie Swej Duszy przebywała niejako i Męczeństwa na Ciele. Całe bowiem Człowieczeństwo Pana Jezusa, cała Jego Natura ludzka, to jest Jego Przenajświętsze Ciało i Jego Krew Przenajdroższa, pochodziły z Maryi i z Niej tylko jednej bez udziału męża. Ciało więc Zbawiciela całe urobione, ukształtowane Cudem Boskim z najczystszych kropli Jej własnej Krwi, było jakby Jej własnym Ciałem, w które przyoblekł się był Syn Boży. A stąd męki zadawane Ciału Pana Jezusowemu Marya odczuwała i z tego już powodu jakby Jej własnemu Ciału zadawane. A tak w Jej cierpieniach wewnętrznych, moralnych, było i coś jakby z cierpień fizycznych, a wszystko to podnosiło Jej Boleści do stopnia niezrównanego i nadawało im odrębne cechy.
Wreszcie z tego, że Cierpienia Maryi były to Cierpienia tylko wewnętrzne, tylko moralne, wynikała i ta wielka różnica jaka zachodzi pomiędzy Jej Męczeństwem, a męczeństwem wszystkich innych Męczenników, a różnica wykazująca także jak dalece Męczeństwo Matki Bożej było większym, cięższym, sroższym od męczeństw wszystkich innych Wyznawców Wiary.
Każdy bowiem z nich, chociażby najcięższe przebywał katusze na ciele, najcięższe cierpienia zewnętrzne, wewnętrznie nie tylko nic nie cierpiał, moralnych cierpień nie tylko nie doznawał, lecz przeciwnie, opływał zwykle w tak nadzwyczajne wewnętrzne pociechy, że one stłumiały w nim uczucie cierpień zewnętrznych, wśród których widziano ich nie tylko swobodnymi, lecz pełnymi wesela i radości.
Z Przenajświętszą zaś Panną wprost przeciwnie się działo. Ona na Ciele nie cierpiała, Jej Niepokalanego Ciała nie katowano i na krzyżu nie rozpięto, ani kropli Krwi nie przelała. Lecz za to Jej Cierpienia moralne, katusze Jej Duszy i Jej Serca, Jej Męki wewnętrzne były tak straszne, tak ciężkie, tak długie i tak gwałtowne, że jak u zwykłych Męczenników, ich pociechy wewnętrzne unieczulały ich ciała na zadawane im katusze, tak tu znowu wewnętrzne Męki Maryi musiały się odbić na Jej Niepokalanym Ciele, i zadawać Jej Cierpienia zewnętrzne, fizyczne. Przypuszczać nawet można, że były one tak wielkie, że już od nich samych mogłaby była umrzeć, gdyby Ją Pan Bóg Cudem ciągłym przy życiu nie zachowywał, obdarzając wyjątkową zdolnością cierpienia, wyjątkową możnością przetrwania takich jakich by nikt bez cudu przeżyć nie był w możności.
Inną znowu odrębną cechą Boleści Przenajświętszej Panny było to, że one brały swoje źródło i potęgowały się Jej najzupełniejszym jakie tylko wyobrazić sobie możemy zjednoczeniem z Panem Jezusem. Serce Jej biło niejako w Sercu Pana Jezusa, Piękno Pana Jezusa, Jego Boskość wywodziły, że się tak wyrażę, Maryę z Niej Samej i jakby przenosiły w Pana Jezusa, tak iż Ona już nie w Sobie, lecz cała w Nim żyła. Ona Jego uczuciami czuła, Jego myślami myślała, Jego smutkami się smuciła, Jego radością weseliła.
Przedziwne rzeczy piszą o zjednoczeniu Świętych z Panem Bogiem, lecz nie było nigdy zjednoczenia podobnego zjednoczeniu Pana Jezusa z Maryą. Zjednoczenia tego, zlania się, zespojenia z niczym porównać nie można, było ono w swoim rodzaju jedynym i chyba porównać by je można, właściwą zachowując Wiarę, z tajemniczym przewyższającym pojęcie ludzkie zjednoczeniem Boskich Osób Trójcy Przenajświętszej. Gdy wtedy Marya żyła bardziej tym Życiem Swoim w Panu Jezusie, aniżeli własnym Życiem; albo dokładniej mówiąc, gdy to Życie poza Nią, to Życie w Panu Jezusie było dla Maryi bardziej wewnętrznym, bardziej rzeczywiście Jej własnym Życiem, aniżeli Jej fizyczne życie, – a więc nadawało to Jej Boleściom, spowodowanym cierpieniami Pana Jezusa, jedną z ich cech odrębnych, najbardziej uwyraźniających srogość Jej Boleści.
Są cierpienia ludzkie mające słabe, nadzwyczaj słabe podobieństwo z Boleściami Maryi. Tym jest na przykład strapienie wdowy tracącej jedynego ukochanego syna, a to gdy tylko co do wieku męskiego przychodził i całą był nadzieją matki, całym jej wsparciem, całą jej pociechą i jedynym szczęściem. Ale czyż kiedy jaka matka mogła w synu swoim znaleźć to wszystko, czym Pan Jezus był dla Maryi? A więc czyż boleść jakiej matki chociażby najprzywiązańszej po stracie syna chociażby najgodniejszego matczynej miłości, może się porównać z Boleściami Maryi i po stracie Pana Jezusa i jeszcze wprzód przy Jego Męce i okrutnej Śmierci doznanymi?
Odrębną także cechą Boleści Maryi było i to, że chociaż zachodziła w nich wielka rozmaitość, to jednakże ponieważ były to cierpienia moralne, wewnętrzne, więc skupiały się one w jedno miejsce, zadawały męki tylko Jej Sercu. A przy tym nie było nic takiego co by w doznawanych przez Nią strapieniach jakowe chociażby chwilowe roztargnienie sprawiało.
Gdy barbarzyńskie narzędzia katuszy zadawanych Męczennikom, przenosiły się od jednej części ich ciała do drugiej, była w tej kolejnej przemianie niejaka ulga. A także mogliśmy i na nas samych doświadczyć, jak wzmaga się cierpienie, gdy się w jednym jakim członku ciała obsadza, a zwłaszcza gdy trwa przez czas długi. Cierpienie tego rodzaju daleko nieznośniejszym jest od cierpień przechodzących z jednego miejsca na drugie, chociażby ich napady były bardzo gwałtownymi. Umiejscowanie się bólu, już przez to sam o czyni go trudniejszym do przeniesienia.
Obok zaś tego, rozmaitość Boleści Maryi była prawie nieskończoną. Obie Natury Jezusa: Jego Natura Boska, i Jego Natura ludzka, spowodowywały niedającą się obliczyć rozmaitość w Jej Cierpieniach; mnożyły bez końca ich powody nad wszelką miarę i zwiększały ich gorycz. Cierpienia zewnętrzne doznane przez Pana Jezusa podczas Męki Jego, uciski wewnętrzne jakie na Siebie dopuścił, ostateczne poniżenie któremu się poddał, wszystkie straszne szczegóły Jego Śmierci najokrutniejszej, najcięższej jaka kiedy kogo spotkała, — wszystko to stanowiło bezdenną otchłań rozmaitości w Boleściach Maryi.
Z drugiej zaś strony, nie było nic takiego, co by w jakikolwiek sposób mogło było oderwać Jej myśli od tego, co cierpiała i przez to chociażby chwilową niejaką ulgę Jej przynieść. Wszystkie Jej uczucia pochłonięte były Panem Jezusem; nie było w Jej Miłości żadnego podziału. Dwie Miłości Najświętsze i najsilniejsze jakie ogarnąć mogą serce najczystsze: Miłość Pana Boga i Miłość Macierzyńska, dla Niej miały jeden i ten sam Przedmiot. Nie było żadnej innej miłości która by Jej Boleści, z tamtych Miłości wypływających jeśli nie ulgę, to przynajmniej chwilowe oderwanie się od nich przynieść mogła, jak to się w zwykłych strapieniach ludzkich przydarza. Przywiązana małżonka traci na przykład męża, cała boleść owdowienia przygniata jej serce. Lecz oto pozostała z tego drogiego jej związku dziecina odzywa się w kolebce, kwili i domaga się piersi lub innych pomocy matki, i jak głos anioła, na krótką przynajmniej chwilę robi jej tak potrzebne zbolałemu sercu roztargnienie. Lecz cóż Maryę oderwać mogło od Jej Boleści, co Ją zająć chociażby na chwilę tak, aby nie była cała w Panu Jezusie cierpiącym, lub nie tęskniła za Nim straconym? Ostrze mieczów przeszywających Jej Serce nigdy się nie tępiło; wtłaczanie się ich było bezustanne a coraz okrutniejsze.
Ale na tym nie koniec. Nie tylko Marya nie miała innego Przedmiotu Miłości, innych jakich obowiązków Ją obarczających, innego jakiego upodobania które by mogło sprawić chociażby na najkrótszą chwilkę roztargnienie w Jej nieszczęściu; lecz nawet wszystko to, co z samej natury rzeczy powinno było przynieść ulgę Jej Cierpieniom, służyło tylko do ich wzmagania w najwyższym stopniu. Nieograniczona Dobroć Boskiego Jej Syna zaostrzała w sposób szczególny każdy z grotów przeszywających Serce tej Przenajświętszej Matki. Świętość Pana Jezusowa czyniła Śmierć Jego tak okropną! Miłość Zbawiciela ku Maryi, Miłość, która była dla Niej więcej jak pociechą, bo była już tu na ziemi szczęściem niebieskim, Miłość ta najokrutniejszymi czyniła Jej cierpienia. Gdyby Marya mniej była miłowała Pana Jezusa, albo gdyby Pan Jezus mniej miłował był Maryę, Boleści Jej nigdy nie byłyby doszły do tego stopnia, wszelkie ludzkie pojęcie przechodzącego. To co w każdej z Jej Boleści przechodziło w szelką miarę, było właśnie spowodowane wzajemną Miłością Pana Jezusa i Maryi.
Ale czyż Boskość Pana Jezusa, czyż to, że Najdroższy Syn Jej będąc Człowiekiem był zarazem i Bogiem, nie będzie osłodą w Cierpieniach Maryi? Bo ileż to serc najsrożej strapionych, ileż dusz upadających pod ciężarem największych boleści, znajdowało w tym właśnie Dogmacie naszej Świętej Wiary, źródło niewyczerpanych pociech, oświeceń i zachęceń do cierpliwego znoszenia chociażby największych nieszczęść! Dla iluż to tysięcy dusz, pamięć na tę Prawdę naszej Wiary, uciszała najgwałtowniejsze burze serca przeszytego jaką nadzwyczajną boleścią, obdarzała wewnętrznym niewymownym spokojem, kiedy zdawało się, że wszystko powinno było zamącić umysł i do rozpaczy przywieść. Czyż więc pamięć na Boskość Pana Jezusa niczym będzie dla Maryi wśród Jej Boleści, gdy taką jest pociechą dla każdej innej duszy strapionej? Niczym? O! daleko od tego! To, że Marya wie o tym lepiej jak ktokolwiek inny, że Pan Jezus jest Bogiem i że wierzy w to wiarą silniejszą od wiary wszystkich, którzy za Nią życie oddali — to dla Niej niczym być nie mogło, tylko że wprost przeciwnie: jak dla wszystkich innych, jest to najwyższą pociechą, tak dla Niej będzie to nowym powodem; a najsilniejszym najcięższych właśnie cierpień. Albowiem Boskość Pana Jezusa, to że Syn Jej był zarazem i Bogiem Jej, podnosiła Jej Miłość Macierzyńską do stopnia jakby nieograniczonego, z żadną inną chociażby najprzywiązańszej matki miłością porównać się nie dającego. A że im silniej Marya miłowała Pana Jezusa tym cięższymi musiały być Jej Boleści doznane z powodu tego, co On cierpiał; — więc właśnie Boskość to Pana Jezusa, jako do najwyższego stopnia rozżywiającą, w Niej Miłość Macierzyńską, była dla Niej najsilniejszą pobudką i głównym źródłem morza goryczy zalewającego Jej Serce.
Współczucie drugich w cierpieniach jakich doznajemy, przynosi nie masz wątpliwości wielką w nich ulgę, i bądź co bądź napotyka się ono dość często, nawet i na tej biednej ziemi, siedzibie zimnego samolubstwa. Lecz gdzież Marya znaleźć mogła współczucie dla Swoich Boleści? Jedna tylko była istota na świecie, która mogła Ją zrozumieć, a Ten to właśnie Swoimi cierpieniami zadawał Jej Boleść. To też raczej to Ona Sama współczuła z Jego cierpieniami, aniżeli żeby w Swoich własnych Cierpieniach szukać mogła była współczucia u Niego. A przecież współczucie, żeby istotną cierpiącemu przynosiło ulgę, potrzeba, aby pochodziło od osoby zdolnej to jego cierpienie dokładnie ocenić, i dobrze znającej serce, któremu swoją litością przynieść chce pociechę. Lecz gdy w Panu Jezusie nie mogła Marya znaleźć pociechy współczucia, któż inny mógł tak znać Ją i oceniać Jej Boleści, żeby współczuciem w nich pokrzepić Ją na duchu? Świętego Józefa, który po Panu Jezusie znał Ją najlepiej, który niektóre Jej Boleści podzielał i współczuciem swym łagodził, wtedy gdy one właśnie stały się najsroższymi, nie było już przy Niej, nie było na ziemi. Święty Jan będąc przypuszczony do Tajemnic Serca Pana Jezusowego, pewnie wtajemniczonym był więcej jak kto inny i w Serce Maryi. Lecz podczas Jej największych Cierpień i On sam największych potrzebował pociech, i takowe nie On przynosił Matce Bolesnej, lecz sam u Niej ich szukał i Jej Opieką wsparty, jeden z pomiędzy Uczniów Pańskich, nie odstąpił Go pod krzyżem. Magdalena jeszcze bardziej nie mogła współczuciem z Maryą przynieść Jej ulgi, bo sama nieutulona w żalu za Boskim i ukochanym Mistrzem swoim, do Maryi się tuliła i od Niej czerpała męstwo i cierpliwość.
Kiedy więc Matka Boża, ze wszystkimi już siedmio mieczami Swoich Boleści wtłoczonymi w Jej Duszę, w wieczór Wielko-Piątkowy wracała do Jerozolimy od Grobu Pańskiego, — ujrzała się tak osamotnioną na ziemi, tak pozbawioną wszelkiej od ludzi pociechy, jak to żadną inną duszę, wśród najsroższych Jej Cierpień, nigdy nie spotkało i spotkać nie może. Świat stał się był dla Niej najsmutniejszą pustynią, na której nie było serca które by godnie Jej cierpienia ocenić i zrozumieć mogło, a przez to współczuciem przynosić niejako w nich ulgę. Zamknąć się więc w nich musiała, a któż nie wie, jak takowe osamotnienie serca strapionego, cierpienia jego wzmaga i trudnymi do przeniesienia czyni.
Takimi więc są odrębne cechy Boleści Maryi, odróżniające je i wynoszące ponad wszelkie tego rodzaju cierpienia ludzkie. A cóż dopiero powiedzieć o tym, co stanowiło ich główną cechę, a tą była niezachwiana cierpliwość i niezachwiany wewnętrzny spokój, z jakim je przenosiła. Najdoskonalsze poddanie się Woli Pana Boga wyrażone przez Nią tymi słowy wyrzeczonymi do Anioła w chwili Zwiastowania: Oto Ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego (Łuk. 1, 38), było od owej chwili już ciągłym stanem Jej Duszy. We wszystkich Boleściach Swoich, nie wyłączając i doznanych pod krzyżem, poddawała się Marya Woli Pana Boga jak najdoskonalej, a stąd w miarę jak wzmagały się Jej Cierpienia, wzmagała się i Jej nadludzka cierpliwość. Wewnętrzny Jej spokój, wśród najstraszniejszych Boleści, podobny był do ciszy panującej w głębiach oceanu, gdy gwałtowna burza miota rozhukane fale na jego powierzchni. Stąd też zrozumieć powinniśmy, jak niewłaściwymi są wizerunki Matki Bolesnej, przedstawiające Ją albo z załamanymi rozpacznie rękami, albo omdlewającą i odchodzącą od zmysłów, albo chociażby z wyrazem na twarzy płaczliwym, a więc wykrzywiającym jej nad Anielskie rysy, i zacierającym ten wyraz spokoju wewnętrznego, który musiał malować się i na Jej Obliczu.
Kiedy Sam Duch Święty chce nakreślić nam wizerunek Matki Bolesnej, jednego tylko używa do tego wyrazu: Stała. Mówiąc bowiem o obecności Przenajświętszej Panny pod krzyżem, to jest mówiąc o chwili kiedy Jej Boleści do najwyższego już swego szczytu doszły były, Ewangelia Święta powiada: STAŁA pod krzyżem Jezusa Matka Jego (J 19, 25). Nie powiedziano tam, że płakała, nie powiedziano że od zmysłów odchodziła, nie powiedziano, że omdlewała, co każdą inną matkę pewnie spotkać by w takim razie mogło, lecz powiedziano że: Stała. A ten jeden wyraz przez Samego Ducha Świętego natchniony, jakże wiele oznacza! wyraża on właśnie tę stałość niezachwianą, to męstwo nadprzyrodzone, tę cierpliwość wszelkie nasze wyobrażenie przechodzącą, która Boleściom Maryi nadawała odrębną, właściwą i główną im cechę. Ona to bowiem, ta Jej cierpliwość nadludzka, dawała Jej nadludzkie siły do zniesienia cierpień od których bez cudownej tej pomocy umrzeć by musiała była. Cierpliwość Maryi była najwierniejszym odbiciem, najwierniejszym naśladowaniem cierpliwości Pana Jezusa, i tego Jej wewnętrznego usposobienia, trzeba nam ile możności nie tracić z Oczów, rozpamiętując Jej Boleści.
Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:
Źródło: Arka pociechy 1880
V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.
R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.
V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
- Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus. — Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen. | Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus. — Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen. |
100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.
Zdrowaś Marya.
Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny
Źródło: Wianek różany 1853
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!
Synu Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty Boże,
Święta Trójco Jedyny Boże,
Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!
Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,
Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,
Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,
Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Której powiedziano, że Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,
Święta Maryo, Której wyprorokowano, że duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,
Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,
Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,
Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,
Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,
Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,
Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,
Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,
Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,
Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,
Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,
Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,
Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,
Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,
Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,
Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,
Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,
Święta Maryo, Królowo Męczenników,
Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,
Święta Maryo, Morze goryczy,
Święta Maryo, Opiekunko bolejących,
Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,
Święta Maryo. najszczodrobliwsza pocieszycielko chorobą złożonych,
Święta Maryo, mocy najpotężniejsza słabych,
Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,
Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.
Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,
Przez największe smutki i utrapienia Twoje,
Przez straszne uciski Twoje,
Przez łzy i łkania Twoje,
Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,
Przez przemożne pośrednictwo Twoje,
Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.
Od upadku na duchu,
Od trwożliwego umysłu,
Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,
Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,
Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,
Od sideł szatańskich,
Od zatwardziałości serca,
Od ostatecznej niepokuty,
Od nagłej i niespodziewanej śmierci,
Od potępienia wiecznego,
My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!
Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.
Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,
Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,
Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,
Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,
O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.
Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.
Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.
Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…
V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.
R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.
V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.
R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.
V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.
R. Amen.
© salveregina.pl 2023