Uroczystość Św. Józefa

(19 marca)

 

Rok Boży

w liturgji i tradycji Kościoła świętego
z uwzględnieniem obrzędów i zwyczajów ludowych
oraz literatury polskiej

Księga ku pouczeniu i zbudowaniu
wiernych katolików

1932 rok.

 

Święty Józef jest poza Najświętszą Maryą Panną świętym najwięcej czczonym; był mężem Najświętszej Dziewicy i opiekunem Jezusa; w tych obu tytułach mieści się cała jego godność. Świętego Józefa często obierano sobie za Patrona. Jest patronem rzemieślników, w szczególności cieślów, umierających, rodziny chrześcijańskiej i wreszcie całego Kościoła. Dzieci czczą go jako opiekuna Boskiego Dzieciątka, jest wzorem młodzieży dla swej czystości i dziewictwa, przykładem małżonków dla swego świętego związku z Maryą. Jako patrona sierot przedstawia się Św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus na ręku, w otoczeniu małych dzieci, które z ufnością w niego się wpatrują.

W tej wielkiej liczbie jego opiekuńczych urzędów łatwo dostrzec pewne pobożne współzawodnictwo; przeróżne stany poddają się pod jego możną opiekę i polecają się jego modłom. Marya i Józef powitali Zbawiciela świata w imieniu całej ludzkości; jako pierwsi złożyli Mu dzięki w imieniu całego świata, który tak niepojęte otrzymał łaski przez Wcielenie Syna Bożego; jako pierwsi ofiarowali Mu swoje usługi. Św. Józef występuje tutaj jako wzór wielkich cnót: wiary, miłości i bojaźni.

W obrazowym przedstawieniu stara się sztuka chrześcijańska połączyć wysoką godność św. Józefa, jako najdostojniejszego po Najświętszej Matce z pośród świętych, z jego wielką pokorą. W żłóbkach spotykamy św. Józefa najczęściej w postawie klęczącej, adorującej; tak samo w licznych innych scenach z lat dziecięcych Pana Jezusa. Kiedy Herod był postanowił rzeź niewinnych dzieci, a Józef otrzymał od anioła rozkaz, by wraz z Maryą Panną i Dzieciątkiem uchodził do Egiptu, jeszcze tej samej nocy wyrusza w daleką drogę: uczy nas swoim przykładem posłuszeństwa i poddania się Świętej Woli Bożej. Św. Opiekun prowadzi Pana Jezusa przez pustynię i wyobraża Apostołów Świętych, którzy mieli zanieść Zbawiciela i Jego naukę do najdalszych zakątków świata. Bóg chciał, by Chrystus Pan uciekając jako młode Dziecię do obcej ziemi, uczył nas Swoim przykładem, że na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami i nie mamy tutaj właściwej ojczyzny.

O ucieczce do Egiptu znały już czasy starożytne niejedną piękną legendę. Czytamy w tych legendarnych opowiadaniach, że pustynia zamieniła się przed uciekającymi w żyzne niwy, że drzewa się przed nimi pochyliły w kornym ukłonie, że na granicy egipskiej, tam gdzie rosną róże jerychońskie, Dzieciątko Jezus uzdrowiło jakieś dziecko zbójeckie, późniejszego dobrego łotra, wreszcie że przy przejściu Zbawiciela świata runęły posągi bożków. Zwykle przedstawia się świętą rodzinę, odpoczywającą pod drzewem palmowym na pustynnej oazie, a Aniołowie adorują spoczywające na Łonie Matki Boskiej Dzieciątko.

Świętego Józefa wyobraża się jako cieślę; młody Pan Jezus pomaga mu przy pracy. Jego symbolami są przeto: siekierka, piła i miara.

Błogosławiona Katarzyna Emmerich widziała Św. Józefa, jak sporządzał maty z deseczek, które służyły wewnątrz domu za przesuwalne ściany. Według Św. Justyna, męczennika, wyrabiał Św. Józef pługi i jarzma, a Pan Jezus mu przy tym pomagał. Kiedy sofista Libaniusz, spodziewając się wiele po zwycięstwie odstępczego cesarza Juliana, zapytał pewnego Chrześcijanina, co też teraz może robić według jego zdania syn cieśli, odpowiedział zapytany: „Stwórca wszech rzeczy, którego ty urągliwie nazywasz synem cieśli, przygotowuje właśnie trumnę dla Juliana”. I rzeczywiście Julian w kilka dni potem zmarł, jak poświadczają Teodoret i Sozomenus. Ewangelia Święta głosi, że Zbawiciel był poddany św. Józefowi. W skromnej chatce Nazaretu spędził w najgłębszym ukryciu, nieznany światu, największą część swego ziemskiego żywota. Godna uwagi i pełna głębokiego znaczenia była podczas całego pobytu w Nazarecie tylko podróż dwunastoletniego Pana Jezusa do świątyni jerozolimskiej. Stary Zakon jest jeszcze przy pełnych prawach. Nadeszły znowu święta wielkanocne, a ich uroczystym nastrojem żyją wszystkie serca. Po drogach widać gromady pielgrzymów, śpieszących z pieśnią na ustach do miasta świętego. Wśród pątników idzie także Zbawiciel; na Niego wskazują prorocy, o Nim głosi uroczystość wielkanocna. Wkracza na miejsce Swej przyszłej działalności i męki; na tym uświęconym miejscu On kiedyś odkupi ludzkość. Idzie do krużganków świątynnych, gdzie najznakomitsi nauczyciele narodu żydowskiego odbywali swoje posiedzenia i głosili swoje nauki. Spotykają się Stary i Nowy Zakon; wydaje się, jakoby z jednej strony świecił pełnym blaskiem księżyc, a z drugiej strony słońce rzucało swe pierwsze promienie.

A po uroczystościach wielkanocnych „zstąpił z Nimi (Swoimi Rodzicami) i przyszedł do Nazaretu: a był Im posłuszny. A Jezus się pomnażał w mądrości i leciech i Łasce u Boga i u ludzi”.

Słowa krótkie, ale brzemienne w treść. To poddanie się ludziom i przybieranie w mądrości, latach i Łasce stanowi ewangelię młodości Zbawiciela. Te kilka słów wyraża więcej, niż wiele ksiąg pomieścić może. „Był Im posłuszny”. Na tych słowach opiera się też wiara w moc Św. Józefa. „Wydaje się, zauważa Św. Teresa, jakoby Pan Bóg innym Świętym pozwalał pomagać w pewnych tylko potrzebach, Św. Józefowi zaś, jak uczy doświadczenie, we wszystkich. Przez to daje nam Pan Bóg do zrozumienia, że i w niebie pragnie być posłuszny prośbom tego, którego rozkazów niegdyś słuchał na ziemi”. Ze względu na tę gotowość Św. Józefa do pomocy odnosimy do niego słowa, które Faraon wypowiedział o Józefie egipskim: „Idźcie do Józefa”.

Jest rzeczą pewną, że Św. Józef umarł jeszcze przed publiczną działalnością Pana Jezusa, gdyż nie jest obecnym na godach w Kanie Galilejskiej, nie występuje nigdy podczas całej pracy nauczycielskie Zbawiciela, który na krzyżu poleca Matkę Swoją Św. Janowi. Spełnił już swoje zadanie żywiciela i opiekuna; dlatego dokonał swego żywota szczęśliwie w obecności Pana Jezusa i Najświętszej Maryi Panny. Legenda przenosi grób Św. Józefa w dolinę Józefata. Historia kościelna nigdzie nie wspomina nic o zwłokach świętego. Natomiast aż kilka miejscowości chlubi się z jego obrączki ślubnej, przede wszystkim Perugia; podobno miały też zachować się resztki jego odzieży.

Oznakami Św. Józefa na obrazach kościelnych są kwitnąca laska, lilia i palma. Kwitnąca laska przypomina legendę, że, podobnie jak kiedyś Aaron, Św. Józef został wybrany na oblubieńca Najświętszej Maryi Panny przez cudowne zakwitnięcie suchego prętu. Lilia jest symbolem dziewictwa i oznacza także łaskę i chwałę; przepiękne godło Św. Józefa na znak jego niewinności, czystości serca, łaski i chwały, którą otrzymał od Pana Boga dla swej wierności. Na starych obrazach stoi św. Józef obok drzewa palmowego. Jest to prawdopodobnie aluzja do słów psalmu 91: „Sprawiedliwy jak palma się rozkrzewi”.

Jako patrona dobrej śmierci malowali św. Józefa mistrzowie pędzla wieku XVI i XVII w kościołach i klasztorach karmelitów i augustianów. Malarze przedstawiają śmierć świętego w ten sposób, że przy łożu stoi Pan Jezus i błogosławi mu, a Najświętsza Panna modli się ze złożonymi rękoma; niekiedy w jego ostatniej chwili są przy nim Św. Poprzednik Pański (Św. Jan Chrzciciel) i Św. Jan ewangelista.

 

 

PRZEKAŻ 1.5% PODATKU
na rozwój Salveregina. Bóg zapłać
KRS: 0000270261 z celem szczegółowym: Salveregina 19503

 

 

Święty Józef, Opiekun Najświętszej Rodziny, jest naszym Opiekunem

 

Jedną z wybitniejszych osobistości w Polsce w końcu XVI wieku był Kon­stanty Bazyli, książę Ostrogski, bo nie tylko majątkiem, który przynosił mu rocznie milion dwakroć sto tysięcy intraty, przewyższał wielu, ale i zasługami w zwycięskich wojnach przyczynił staremu rodowi nowego blasku. Co do religii był zaciętym schizmatykiem.

Syn jego Janusz, późniejszy wojewoda wołyński i kasztelan krakowski, bawiąc w młodości swej w Wiedniu na dworze cesarza niemieckiego, przejął się Zasadami Wiary Katolickiej i naśladując brata swego Konstantego, wyrzekł się schizmy. Skoro powrócił do domu, ojciec oburzył się stąd niepomiernie na niego i zażądał stanowczego cofnięcia tego kroku. Janusz jednak trwał stale w postanowieniu swoim. Ojciec, chcąc go zmusić do wyrzeczenia się Wiary Katolickiej, używał rozmaitych gwałtownych środków. Zakazał mu siadać przy stole a zmuszał jeść z czeladzią; odłączył go od towarzystwa ludzi, widząc jednak, że to wszystko nie skutkuje, wtrącił go do więzienia.

Janusz podczas swego pobytu w Wiedniu powziął wielkie nabożeństwo do Św. Józefa, i w tym smutnym położeniu swoim jego opiece gorąco się polecił. Pewnej nocy ukazuje mu się św. Józef w postaci miłego nadzwy­czaj, rumianego, z białym włosem staruszka, który wyglądał pięknie, „jak jabłoń rozkwitła”, mówi pewien pobożny autor. Zachęciwszy go Św. Józef do wytrwania i upewniwszy, że włos z głowy jego nie spadnie, dziwnie go pocieszył i wzmocnił na duchu.

Następnej nocy wszedł ojciec do więzienia. Zapalony gniewem dobył szabli i zawołał: „Synu wyrodny, nie jesteś godny dłużej żyć na świecie”.

„Ojcze, przerwał Janusz, nie plam krwią własnego dziecka szabli, która tyle usług oddała ojczyźnie, weźmij raczej moją szablę i utnij mi głowę. Ja za Wiarę Katolicką tysiąc razy jestem gotów umrzeć!”

Tą odpowiedzią rozbrojony ojciec wypuścił go na wolność.

Janusz wytrwał jako gorliwy Katolik aż do śmierci. Na podziękowanie Panu Bogu za Łaskę wiary, ufundował w Konstantynowie kościół i klasztor dla dominikanów.

Ks. W. Mrozviński.

(Wyjęte z „Wyboru Przykładów Ojczystych” Ks. Józefa Makłowicza.)

 

 

Opiekun Boży

(Legenda – X. Wł. Wojtoń T. J.)

W niedużym pokoju przy stolarskim warsztacie wykończa robotę niestary jeszcze, w sile wieku mężczyzna. Kilkoma pociągnięciami hebla wygładzi! ostatecznie nowo sporządzoną ławkę, oglądnął ją dokładnie — zadowolenie odbiło mu się na twarzy — widać, że robota wykonana została należycie. Odłożył robotę, odłożył w porządku narzędzia stolarskie, pot z czoła otarł spracowaną dłonią i podniósł oczy w górę, szepcząc coś jakby modlitwę, w podzięce ku niebu. Włos bujny spadał mu na ramiona, śliczna, męska, pogodna twarz wychylała się z nich, a tchnęła jakimś cichym, promiennym, prawie nadziemskim rozradowaniem i szczęściem.

— A gdzie to Jezusek? — rzekł, rozglądając się po pokoju i podcho­dząc do okna, poza którem rozciągało się podwórko małe — a w dali dolina, kąpiąca się w tej chwili w złocie zachodzącego słońca.

— A, jest na podwórku, — ciągnął dalej do siebie — przyrządza dre­wienka do kuchni dla mateczki. No, muszę go zawołać, niech on odniesie robotę sąsiadowi. Ile razy on pójdzie, zawsze ludzie lepszą dadzą mu zapłatę, gdy zobaczą naszą słodką, Boską, ukochaną Dziecinę… Jezusku! — zawołał głośniej, otwierając okno.

— Co, ojcze, proszę? — odpowiedziało pacholę, a nazywało go ojcem, choć wiadomo nam, iż był wprawdzie oblubieńcem jego Matki, ale dla niego tylko opiekunem — i od razu śliczny jak anioł chłopczyk z lekkim od znu­żenia na twarzyczce rumieńcem, nadbiegł, całując ręce przybranego ojca. Mógł mieć lat 12 lub 13 — kędziorki jasnych włosów okalały mu główkę cudną, niby wesołą, ale jakby przysłoniętą tajemniczą zadumą — czółko białe, pro­mienne, od którego zdawał się bić majestat geniuszu i nadludzkiej mądrości — a oczki niby lazur nieba, niby głębia morska rzucały skry gwiazd, a zarazem płomień przeogromnej dobroci i miłości. A taka słodycz i niebiański spokój szły od całej postaci chłopięcia, że chyba słusznie znajomi nazywali go po­wszechnie „słodyczą”.

— Jezusku, — powtórzył dobrotliwie cieśla, — odniesiesz tę ławkę sąsiadowi Eleazarowi i przyniesiesz zapłatę, byśmy mogli sobie coś kupić w sklepiku na wieczerzę.

— Dobrze, ojcze — odrzekło pacholę.

I już chwyciło za wskazany przedmiot. Ale ten okazał się troszkę za ciężki na jego siły. Więc cieśla dopomógł mu dźwignąć ławkę na ramiona a chłopczyk ruszył w niedaleką co prawda drogę.

Trzeba było przejść ścieżką przez łączkę, pełną wonnych kwiatów i traw. Wstąpił na nią chłopczyk. I stała się rzecz dziwna. Kwiaty, jak gdyby nabrały życia, drobne maki i stokrocie i jaskry zaszumiały cichą pieśnią i słychać było wyraźnie słowa:

— O Panie nasz! hołd Ci i chwała i cześć! Tyś nas tu posiał, Twoje jesteśmy. Ty czuwasz nad nami, dajesz nam woń i wzrost i szaty barwne, — dzięki Ci za wszystko! O, spójrz na nas i błogosław! My Ci się ścielemy pod stopy Twe święte, Tobie ślemy woń naszą, o Panie świata, Królu nieba i ziemi. O cześć Ci, cześć!

Chłopczyk nasłuchiwał się onym szeptom i szumom — robił wolną rączką znaki krzyża nad chylącymi się przed nim kwiatami — i wznosząc co chwilę oczęta ku niebu, szedł przez łączkę, dźwigając swój ciężar. Doszedł na wskazane miejsce, zapukał do domu, w którym miał robotę oddać, a wpusz­czony, wszedł do środka. Gospodarz, sędziwy Eleazar, przyjął ławkę, oglądnął dokładnie i pochwali! — ale zapłatę obiecał przynieść później, bo te grosze, które miał, właśnie przed chwilą pożyczył sąsiadowi Judzie, na gorące jego prośby. Chłopczyk ze spokojem wysłuchał wymówki, ukłonił się i zabrał do powrotu.

— Hm… zmartwi się biedny ojciec, — myślał, idąc tą samą drogą, choć już przedtem wiedział, że zapłaty nie przyniesie. — To tak często nie­stety się zdarza…

I znowu kwiatuszki chyliły się przed nim, gdy szedł łączką, znowu mu szeptały dziwnymi głosami — że teraz użalały się smutne nad nim.

— Ojcze, — powiedział, gdy stanął z powrotem przed opiekunem, — nie przyniosłem zapłaty, bo sąsiadowi na razie zabrakło pieniędzy.

Przykry zawód i troska powlokły czoło i oblicze cieśli.

— Ha, to dzisiaj pójdziemy spać bez wieczerzy; widać Ojciec niebieski tak chce, bo w spiżarce naszej zupełne pustki, jak mi mówiła Mateńka. O mnie mniejsza, ale Matusi i Ciebie, Dziecino, mi żal…

W tej chwili w progu izdebki stanęła cudna jak zorze, słońce i tęcza razem wzięte, nadziemska wprost, o królewskim majestacie niewiasta. Nic miała jeszcze lat trzydziestu.

— A co się to o mnie trapicie, — rzekła dźwięcznym jak struny harf niefrasobliwym głosem, — mnie bo znowu o was chodzi! Ot, taka to i ze mnie gospodyni, że mężowi i ukochanej Dziecinie mojej nie mam co podać. Ale, Dziecię najdroższe, — dodała, zwracając się do chłopięcia, — widzisz, jaki ojciec strapiony — a przecież Ty wszystko możesz, — dopomóż ojcu, by się nie martwił.

— Dobrze, Mateczko, — odparło Boskie pacholę. — Będziesz miała wszystko, czego Ci potrzeba na wieczerzę i na jutro, — znajdziesz w Spiżarce. A ojciec, który rozumie, co bieda i głód, jako jest moim opiekunem tu na ziemi, tak będzie zawsze opiekunem wszystkim, zwracającym się do niego.

I spełniły się słowa Najświętszego Pacholęcia Jezusa: — ów cieśla Józef z Na­zaretu, opiekun Boga-Dziecięcia na ziemi, jest teraz opiekunem i żywicielem wszystkich, którzy go o cokolwiek poproszą. To Św. nasz Józef, opiekun Boży!

 

 

Modlitwa do Św. Józefa za dusze w Czyśćcu cierpiące

NABOŻEŃSTWO DO ŚW. JÓZEFA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2024