8 maja.

Żywot i męczeństwo Św. Stanisława,

biskupa Krakowskiego.

(żył około r. 1060.)

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. III, 1880r.

 

 

Jako szczep na własnej przyrodzonej posadzony ziemi, prędzej i łatwiej się krzewi i plenny owoc daje, tak i czytanie żywota pierwszego z Polaków męczennika Pana Chrystusowego, a patrona i obrońcy tej ziemi, prędszy też i doskonalszy pożytek owoców zbawiennych, przynieść nam może. W czym błogosław nam, Panie Boże!

Rodzice Św. Stanisława, Wielisław i Bagna Szczepanowscy szlachetni rodem, ale szlachetniejsi cnotą i bojaźnią Bożą, na której prawdziwe szlachectwo zależy, mieszkali we wsi swej Szczepanowie dwie mile od Bochni odległej. Majętni, a Chwałę Bożą szerzyć usiłujący, zbudowali oni tam kościół pod wezwaniem Św. Marii Magdaleny, do której szczególne mieli nabożeństwo, i dziesięcinę z bydła i zboża na żywność sług Bożych, na wieki nadali. Długo bezdzietni będąc, obiecali Panu Bogu, jeżeliby ich potomkiem obdarzył, obrócić go na Służbę Jego, duchownej tylko, a nie światowej czekając w nim pociechy. Odwłóczył ją Pan Bóg aż gdy 30 lat już w małżeństwie z sobą przeżyli, i poddając się Woli Bożej, w pobożności, jałmużnach i dobrych uczynkach końca żywota czekali, niespodziewanie oznajmił Pan Bóg Bagnie, iż matką zostanie. Wkrótce też przyszło na świat dziecię, które powiła w gaju w bliskości dworu leżącym, i przyniósłszy je sama do domu, na Chrzcie Świętym imię Stanisława mu dała.

Z młodości rządzony Duchem Bożym, skromny, bardzo pobożny, do nauk ochoczy; korzystając ze sposobności, zadawał sobie różne umartwienia; mały chłopczyna często w nocy opuszczając wygodne łóżko, na gołej ziemi sypiał. Tkliwy niezmiernie na nędzę ubogich, cokolwiek na własne przyjemności od rodziców dostał, wszystko obracał na miłosierne uczynki, i nic go tak ucieszyć nie mogło, jak kiedy obdarzono go jałmużną, dla rozdzielenia jej między ubogich. Ciesząc się rodzice ochotą jego do Boskich Rzeczy i postępami w cnotach, gdy podrósł Stanisław, posłali go na nauki do Gniezna, a następnie do słynnej akademii paryskiej, gdzie po siedmiu latach pilnej nauki stopień mu doktora przyznano. Nie przyjął go przez pokorę Stanisław, lecz utwierdzając się w świętych i uczciwych obyczajach, zapragnął zakonnemu poświęcić się życiu. Ku innym wszakże Opatrzność prowadziła go celom. Powróciwszy do Polski znaczne bardzo po rodzicach odziedziczył mienie, serce jednak młodzieńca nie dało się uwikłać w ułudy, ani w dostatki tego świata. Tknięty powołaniem, postanowił według dawnego zamiaru wstąpić do Zakonu, gdy biskup Krakowski Lambert, czyli Żela, poznawszy go bliżej, tyle namową swoją sprawił, iż Stanisław został kapłanem świeckim, rozdawszy wpierw cały swój majątek na ubogich.

Uczcił godnie Stanisław wysoki stan Służby Bożej. Począwszy od otoczenia siebie strażą duchowną, cały poświęcił się obowiązkom jakie przyjął na siebie. Kazaniem i nauką zasiewał Słowo Boże w duszach ludu krakowskiego biskupstwa, przebiegając je od granic do granic, a siłą wymowy, zapalał miłością Pana Boga serca swoich słuchaczy. Bacząc biskup Lambert na głęboką jego naukę, cnotę i roztropność, nie tylko zasięgał rady jego w najważniejszych sprawach Kościoła Świętego, ale nadto sam obarczony już wiekiem, jemu zarząd diecezji powierzył. Po śmierci Lamberta Żeli, Stanisław Szczepanowski jednogłośnie przez duchowieństwo biskupem obrany został. Pokorny i święty kapłan wymawiając się wielkością urzędu, a swoją nieudolnością opierał się długo wszelkim naleganiom. Usilne wreszcie prośby ludu i duchowieństwa, a głównie rozkaz Papieża Aleksandra II sprawiły, iż przygotowany gorącymi modłami i postami wstąpił na biskupstwo w 36 roku życia. Postawiony jakoby na świeczniku, względem tych, którymi nauką i przykładem miał prawo rządzić, rozpoczął święty pasterz swe dzieło od przydania sobie samemu ostrych umartwień ciała; przyczynił postów i nabożeństwa, przyodział włosiennicą, a zastanawiając się nad próżną czcią tego świata, wpatrywał się duszą w wieczność i w sławę wieku przyszłego, badając drogi które do niego prowadzą. Pałając wielką miłością ku ludziom i ich zbawieniu, nie tylko poświęcał im swą pracę jeżdżąc po swej diecezji, aby im wszelkie duchowne oddawać posługi, ale pilnie też doglądał plebanów, czuwając nad uczciwością ich obyczajów, ażeby Najświętszą Ofiarę Mszy Świętej, anielskiej czystości godną, z pożytkiem własnym i powierzonych sobie dusz ludzkich sprawować, a wzorem cnotliwego życia do zamiłowania Religii Pana Chrystusowej pociągać mogli. Miłosierdzie jego i politowanie nad nędzą ludzką wyczerpywały wszystkie dochody kościelne, bo nie dość, że niczego się tyle nie strzegł, jak żeby nimi swych krewnych i domu nie bogacić, ale nawet i sługom zbytkownym i koniom jako niepotrzebnym, chleba ubogich zjadać nie pozwolił. Wdowy, sieroty i ukrzywdzeni, których opis nieprzerwanie posiadał, szczególnego mieli w nim opiekuna, bo im radą i wszelką pomocą służył. Chroniąc zaś innych od krzywdy, sam własną z serca bliźniemu odpuszczał. Proszony raz od Jana Brzeźnickiego o poświęcenie kościoła w Brzeźnicy, gdy przybył do niego, rozgniewany nie wiadomo o co gospodarz na biskupa, wygnał go z domu i czeladź jego poranił. Św. Stanisław całą noc na bliskiej łące przebyć musiał, prosząc Pana Boga o upamiętanie dla owego żołnierza, który nazajutrz przyszedłszy, u nóg jego o przebaczenie błagał. A Św. Stanisław nie tylko mu dla miłości Pana Boga winę darował, ale sam wrócił do wsi, i kościół mu poświęcił.

Niebawem jednak trudniejsze pasterza świętego czekały chwile. Bolesław II Śmiały, nie pomnąc na dobrodziejstwa jakie z Rąk Bożych odbierał, na znamienite zwycięstwa jakie z chwałą odnosił, na dawne cnoty i zasługi swoje, popadł w ohydne występki, stając się ogólnym ciemiężcą, i zgorszeniem dla wszystkich.

Znając Św. Stanisław iż to duchownych rzecz była upomnieć monarchę, a arcybiskup gnieźnieński milczał, udał się do niego, i na osobności przekładając mu Gniew Boży, zelżywość majestatu królewskiego i zgorszenie poddanych, prosił ze łzami o upamiętanie. Wiedząc król jakiego żywota był ów sługa Boży, zawstydził się bardzo, dziękował mu za upomnienie, a skoro wyszedł biskup, żartując z niego z pochlebcami swoimi, w jawniejsze jeszcze popadł grzechy. Między innymi dowiedziawszy się o urodzie Krystyny, cnotliwej żony Mścisława z Buženina, zasłużonego szlachcica, gwałtem porwać ją kazał, i zwrócić mu jej nie chciał. Postępek ten do tak licznych występków przydany, szemranie ogólne przeciw królowi obudził, co widząc kapłani naradzać się poczęli, jakoby króla o to upomnieć. Gdy żaden z nich nie znalazł w sobie dostatecznej odwagi, zwrócili się wszyscy do Św. Stanisława, który bez przygany w swym życiu, mądrości Bożej pełny, miał dość serca i wymowy, aby ten trudny a wielki obowiązek wypełnić. Nie wymówił się wtedy z niego, i wiele czyniąc za króla ofiar, wsparty modłami i dobrymi uczynkami pospieszył do Wrocławia, gdzie Bolesław przebywał, i jawnie w obecności dworzan gorliwymi i mądrymi karcił go słowy, mówiąc: – Królu! nie godzi się tobie mieć żony brata twego; długożnw zatwardziałości serca trwać będziesz? Czemu na Pana Boga, na duszę twą, na majestat królewski, na zakon przyrodzony i Boski nie pamiętasz, a pomsty się Bożej dla siebie, dla potomstwa i królestwabtwego nie boisz? – Gniewliwymi i sromotnymi słowami odprawił Bolesław Świętego lekarza swej duszy, i zawziętością przejęty, rozmyślał nad tym, jakby mu zelżywość mógł uczynić? Kupił był Św. Stanisław dla kapituły krakowskiej wioskę nad Wisłą, w Lubelskim położoną, Piotrowin zwaną, od jej dziedzica Piotra, który wziąwszy pieniądze za nią, wkrótce umarł. Namówieni przez króla synowcowie onego Piotra, upominali się u biskupa o zapłatę za wieś, a gdy król sądy wielkie odprawiał w Solcu, Św. Stanisława przed niego pozwali. Bronił się biskup stanowczo, dowodząc, iż wiernie należytość właścicielowi samemu zapłacił, i powołał się na świadków, ale ci nastraszeni królewską pogróżką, świadczyć nie chcieli. Czując Św. Stanisław, iż tu nie tylko o krzywdę kościelną, ale i o sławę jego chodziło, aby przypisane mu fałsz i kłamstwo, zgorszeniem dla bliźnich nie były, natchniony DuchemnBożym, zawołał: – Ponieważ u ludzi żywych Prawda i bojaźń Boża ginie, ucieknę się do umarłych, i za pomocą Pana Boga, obiecuję tu Piotra po trzech dniach przed sądem stawić, aby sam stwierdził moje zeznanie. – Słysząc to król i przytomni, śmiać się zaczęli z takiego pomysłu. Tymczasem Stanisław Święty przez całe trzy dni na postach i modlitwie z duchowieństwem trwając, dnia trzeciego w procesji udał się do Piotrowina, gdzie w kościółku Św. Tomasza złożony spoczywał zmarły przed trzema laty dziedzic. Tam długą i gorącą uczyniwszy modlitwę, kazał grób otworzyć i odkrywszy spruchniałe już prawie ciało, rzekł do zmarłego: – Piotrze, w Imię Trójcy Świętej, Ojca, Syna i Ducha Świętego, wstań i zaświadcz prawdę moją. Na te słowa porwał się w zupełnym ciele zmarły, i poprowadzony przed króla na sądy, zeznał: jako za wieś biskupowi sprzedaną, całkowitą wziął zapłatę. Obróciwszy się potem do swych synowców, gromił ich, i do pokuty przywodził, za niesłuszne męża świętego prześladowanie.

Długo król, dwór i lud wszystek zdumiały milczał, patrząc na ów cud niesłychany. Aż na koniec Bolesław nie mogąc więcej opierać się oczywistości, wieś pomienioną Św. Stanisławowi przysądził. Pytany Piotr czyliby na tej ziemi chciał czas jaki przebyć? Odpowiedział: iż woli pozostającą mu pokutę na tamtym wycierpieć świecie, jak się wystawiać tutaj na niebezpieczeństwo nowych grzechów. Prosił tylko Św. Stanisława o modlitwy za sobą, i wprowadzony przezeń do grobu, legł w nim, i Panu Bogu ducha oddał. Zdarzenie to po całém rozsławiło się Chrześcijaństwie, i słabnących w Wierze umocniło niemało.

Król Bolesław tymczasem odniósłszy wielkie nad Wszewołodem, księciem kijowskim zwycięstwo, wziął miasto Kijów, i tam z rycerstwem swoim przemieszkując lat siedem, w zbytkach, rozpuście i próżnowaniu, haniebne pędził życie. Idąc żołnierstwo w ślady pana, zapominało również żon i obowiązków swoich, a posłyszawszy po niejakim czasie, iż pozostałe w kraju żony, niemniej jak ich mężowie lekceważyć sobie powinności względem nich poczęły; obruszeni gwałtownie, nie troszcząc się o pozwolenie królewskie, licznie obóz opuszczali, uciekając do domu.

Rozsrożony tym Bolesław, ze wstydem za nimi do Polski powrócić musiał, i wodze okrucieństwu puszczając, nie dość że nad zbiegami, jak ich nazywał, ale i nad ich żonami straszną swą srogość wywierał. Ciemiężąc zaś kraj cały nieznośnymi ciężarami, sam jawnej do reszty oddał się rozpuście.

Upominał go o to Św. Stanisław i raz, i drugi, a gdy to żadnego nie odnosiło skutku, rzucił na niego klątwę, wzbraniającą mu wejścia do kościoła i uczestniczenia w Świętych Sakramentach. Z dawna król odgrażał mu śmiercią; tem więcej jeszcze rozjadły obecnie, zabić go postanowił. Czyhał już tylko na sposobną chwilę, i gdy się raz dowiedział, iż mąż święty odprawiał Mszę Świętą w kościele Św. Michała na Skałce, otoczył go wojskiem, a świętego biskupa porwać, i zamordować kazał. Dwukrotnie weszli mordercy chcąc spełnić straszny rozkaz, ale bojaźnią tknięci i ślepotą rażeni, padali na ziemię postąpić dalej nie mogąc. Uniesiony wtedy gniewem Bolesław wbiegł do kościoła, i w świętej głowie sam miecz utopił. Żołnierze wywlekli ciało przed kościół, i tam je w kawałki porąbali. Przez trzy dni i nocy, czterech wielkich orłów strzegło świętych szczątków, a w nocy każda część z osobna wydawała światło cudowne, czym pobudzeni kapłani, nie bacząc na okrucieństwo Bolesława, zebrali je dla pogrzebania. Wszechmocnym Cudem Bożym przyłożone jedne do drugich części, spoiły się niebawem w jedną całość, które z czcią wielką w kościele na Skałce złożona została. Kiedy zaś Św. Stanisław cudami słynąć tam zaczął, biskup Lambert przeprowadził ciało jego do kościoła Św. Wacława na zamek, gdzie po dziś dzień spoczywa.

Bolesław za ten występek powtórnie od Papieża Grzegorza VII wyklęty, z tronu złożony, ścigany wzgardą powszechną i tknięty w końcu wyrzutami sumienia, w ostrej bardzo pokucie w Ossyaku blisko Insbruku, w klasztorze OO. Benedyktynów najlichsze pełniąc posługi, smutnego życia dokonał, przy śmierci będąc dopiero poznanym.

Św. Stanisław licznymi wsławiony cudami, kanonizowany był przez Papieża Innocentego IV 1253 r. Na cześć królującemu na Niebie i ziemi Chrystusowi z Ojcem i z Duchem Świętym na wieki. Amen.

 

 

Uwaga.

 

 

Jednym z najtrudniejszych, a razem i najwyższych obowiązków Chrześcijanina, a tym też więcej kapłana, jest straż duszy bliźniego, i śmiałe wypowiedzenie prawdy tam, gdziekolwiek namiętny szał występku, a nawet tylko błędne widzenie rzeczy, w własnych zaślepionego przyćmiewa ją oczach, a stąd i drugim lekceważyć ją każe. Wiedział Stanisław Święty co mu groziło, gdy gromił straszne zbrodnie Bolesława siejącego zepsucie wśród tych, dla których miał być przykładem. Poświęcił jednak swe życie, aby świadectwo dać prawdzie, a śmierć pasterza świętego wydała pożądane przezeń owoce pokuty w występnym, i upamiętanie ludowi, którego był na ziemi, jako teraz jest w niebie skutecznym przyczyńcą. Obyśmy za jego błogosławionym wstawieniem, Świętą Wiarę naszą jako on w pełnieniu doskonałym obowiązków rozumieć, i do końca statecznie wytrwać w Niej mogli!

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023