Św. Arnulf z Metz

17 Sierpnia.

Żywot Św. Arnulfa biskupa w Metz.

(żył około r. 630.)

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. IV, 1880r.

 

 

Arnulf zacnego i wysokiego rodu potomek, wielki majątkiem i godnościami człowiek, większym był jeszcze wiarą i cnotą. Pobożny jeden pustelnik Stefan, który był z Włoch do Francji na żywot spokojny zaszedł, ujrzawszy go niemowlęciem jeszcze, powiedział o nim: iż to dziecię wysokich dosięgnie urzędów i zacności, a u Pana Boga i u ludzi wielkim będzie. I zaiste, nie zawiódł się na nim. Dziecię wyrosło na młodzieńca uczonego, szlachetnego, pełnego najlepszych uczuć i skłonności, a wszystkim nader miłego. Powierzono go Gundolfowi królewskiemu namiestnikowi, który oceniwszy słusznie rzadkie jego zalety, oddał go na dwór i służbę króla Teodoberta. Wsławił się tam najpierw Arnulf męstwem nieustraszonym i znakomitą biegłością w rycerskim rzemiośle; poskromiwszy nieprzyjaciół ojczyzny i wiernie krajowi służąc, takie zdobył zaufanie pana swojego, iż ten powierzył mu zarząd najwyższy całego królestwa. Z tym wszystkim jednak, umiał pogodzić młodzieniec Rzeczy Boskie: w modlitwie żarliwy, w postach pilny, jałmużny wielkie czynił, i według Pisma Świętego: Co cesarskiego, oddawał cesarzowi, a co Boskiego, Panu Bogu.

Idąc za wolą rodziców i przyjaciół, wbrew własnemu do małżeństwa wstrętowi, pojął Arnulf żonę, wielkiego domu i dobrych obyczajów panienkę, z którą mu Pan Bóg dał dwóch synów. Lecz pomimo, że wszystko tchnęło mu szczęściem i powodzeniem na świecie, on przecież o ostatecznym końcu i o wieczności myśląc, gardził w sercu tem wszystkim, a do klasztornego życia wzdychał. Zwierzył się z uczucia a nawet zamiaru tego znakomitemu na dworze panu, imieniem Rumerykowi, który podzielając takowe przyrzekł zarazem, iż mu owego towarzystwa dotrzyma. Już zmówili się na czas pewny, aby one słowa Pańskie wypełnić: ,,Idź, przedaj wszystko co masz, i naśladuj mnie, a skarb w Niebie mieć będziesz”. Już nawet Arnulf do klasztoru wstąpił za zgodą żony swej Dody Saskiej, która się również do klasztoru schroniła, gdy Wola Boża inaczej rozrządziła, chcąc by ta świeca zamiast pod korcem, na lichtarzu lepiej świeciła.

Zdarzyło się, iż w niejaki czas potem umarł w mieście Metz biskup; wszyscy wtedy jednogłośnie zażądali, aby im rządzącego królestwem Arnulfa już podtenczas kapłana, w jego miejsce dano. Nie mogąc ani się z tego wymówić, ani porzucić świeckich urzędów, z płaczem mąż zacny przyjął ten nowy ciężar na swoje barki. Jako biskupowi, przyczynił mu Pan Bóg cnót kapłańskich i duchownych; miłosierdzie, jałmużny i dobre uczynki jego tak się rozsławiły, iż ubodzy z dalekich stron zbiegali się do niego. On licznych pielgrzymów, zakonników itp. przyjmował z pokorą i miłością w swym domu; sam im nogi umywał, karmił ich i odziewał. Własne ciało ciężkimi trapił umartwieniami, włosiennicę zawsze nosił, większą część nocy na modlitwie przepędzał, a posty tak długie i surowe czynił, że bywały czasy, iż co trzeci dzień tylko jadł chleb jęczmienny, i wody się napił.

Objawiał mu też Pan Bóg Swą Łaskę, cudami jakie mąż Święty czynił. Już za króla Dagoberta zjawił się był na dworze trędowaty, który Arnulfa o wsparcie prosił. On kazał go do domu swego odprowadzić, aby mu tam wedle zwyczaju służył; a gdy go spytał, czy był ochrzczony? A kto mnie wzgardzonemu tę Łaskę miał uczynić? – odrzekł. Nauczył go więc niebawem Wiary Świętej, ochrzcił go własną ręką, i wnet że nie tylko duszę ale i ciało z trądu uleczył.

Przyszedł czas jednak, w którym Arnulf do pierwszych swoich powracając myśli, zamierzył złożyć wszystkie urzęda i dostojeństwa, porzucić świat i sprawy jego, a zamknąwszy się w cichej celi, bogomyślności tylko i potrzebom swej duszy służyć. Często już stronił od króla i ludzi, a zamykał się w samotnym na wsi kąciku, kosztując tak pożądanego żywota. To go wszelako nie zaspokajało; począł więc króla usilnie prosić, aby go zwolnił z jego obowiązków, a biskupstwo innemu, godniejszemu od niego powierzył.

Odebrawszy król Klotariusz list taki, zasmucił się niezmiernie wiedząc, jak mądrego i życzliwego, przyjdzie mu w nim stracić doradcę, a miłował go tak dalece, iż gdy synowi swemu Dagobertowi rządy państwa zdawał, jemu czuwanie nad nim i sprawami królestwa zlecił. Odpisał mu wtedy: iż żadną miarą nie ma odwagi biskupstwa i siebie osieracać, zezwalając na jego oddalenie, a jeśliby nabożeństwo lub jakie dobre uczynki zniewalały go do opuszczenia państwa, prosi go, ażeby tego bez jego wiadomości nie czynił. Gdy jednak król od udania się na żywot pustelniczy odwieść go niczym nie mógł, odstraszyć go usiłując, rzekł raz w rozmowie do niego: Jeśli ze mną nie zostaniesz, synowi twemu głowę uciąć każę. Żywot syna mojego, odpowie Arnulf Święty, jest w ręku Boga, ale ty żywot stracisz, jeżeli niewinnego zabijesz. Król gniewem uniesiony, do miecza się porwał, a biskup rzekł spokojnie: Co czynisz człowieku, tak-li za dobre złem płacisz? Otom gotów, utop we mnie to żelazo, a ja dla Tego, Który mi dał życie, i dla mnie śmierć poniósł, umrzeć się nie boję. Tymczasem upamiętał króla pan jeden przy boku jego będący; nadeszła też i królowa, i oboje uznając swą winę, upadli do nóg świętego biskupa, z płaczem go prosząc, aby im odpuścił, i mówiąc: Idź panie na puszczę i gdzie zechcesz, byle byśmy ciebie łaskawym sobie mieli, my którzyśmy cię tak niesprawiedliwie skrzywdzili. Chętnie im Święty przebaczył, a gdy rozstawszy się z nimi wychodził z pałacu. mnóstwo chorych i kalek obstąpiło go użalając się, iż z głodu i zimna poumierają, gdy ich opuści. Cieszył ich Arnulf i krzepił, mówiąc, iż byleby tylko Królestwa Bożego przede wszystkim szukali, Opiekę Boską nad sobą mieć będą. A zostawiwszy na stolicy biskupiej godnego po sobie następcę, sam na pustynię do klasztoru Liryńskiego wyjechać postanowił.

Dowiedział się o tym zacny i bogaty Rumeryk, i przyjechał niebawem do niego, chcąc mu stosownie do dawnej obietnicy, towarzystwa w pustelniczym życiu dotrzymać. Aż oto w nocy poprzedzającej ich wyjazd, gdy Arnulf modlitwą był zajęty, wszczął się w pałacu królewskim ogień, który się wkrótce na miasto przerzucił. Niezmierna trwoga opanowała wszystkich; nalegano na Świętego, aby co prędzej wyjeżdżał w drogę, a on zawołał: Nie tak synowie mili, wiedźcie mnie raczej do tego ognia; jeśli chce Pan Bóg, ażebym zgorzał, oto mnie ma w swym ręku! – I skoro go tam poprowadzono, padł na kolana, modlił się, a z nim wszyscy obecni: po czym wstawszy, Krzyż Święty uczynił nad ogniem, który w tej chwili cofnął się i przygasł. A Arnulf powróciwszy do domu, chwaląc Pana Boga, spać się spokojnie położył.

Rozporządziwszy już wtedy wszystkim swoim mieniem na korzyść ubogich, udał się Arnulf Święty nagi prawie na pustynię z Rumerykiem, i z kilku mnichami. A tam anielski w pokucie, w utrudzeniu ciała, w bogomyślności wiodąc żywot, służył z całą miłością przywiedzionym tam z sobą ubogim i trędowatym, ścieląc im łóżka, jeść gotując i obmywając ich jak dzieci. I w taki sposób dobiegał końca dni swoich. Gdy się zbliżała ostatnia godzina złożonego już chorobą, rzekł mąż Święty do Rumeryka: Najmilszy mi towarzyszu, módl się za mną do Chrystusa, bo jestem człowiek grzechami obciążony. I otoczony zakonnikami, wśród ich śpiewu i czytania Ewangelii Świętej z ciałem się rozstał r. 640.

W rok potem Goeryk biskup przenosząc zwłoki jego w asystencji duchowieństwa i ludu do miasta, chciał wprowadzić je na noc po drodze do kościoła, w którym leżał umarły jeden, imieniem Kunita, znany grzesznik, którego Arnulf często upominał. Żadną miarą jednakże wnieść ich tam nie było można. Aż Noddo książę, domyślił się przyczyny i rzekł: – Nie chce Święty biskup z tym grzesznikiem nocować; jest tu blisko wieś moja, jedźmy do niej; nie mam wprawdzie czym gości uczęstować, jest tylko w domu mała beczułka piwa, ale Arnulf Święty o gościach swoich pamiętać będzie. – I zaszedłszy tam na nocleg, pili wszyscy owe piwo, a wypić go nie mogli, i zostało go jeszcze. Miasto Metz z czcią wielką przyjęło swego biskupa, i dnia tegoż przy jego ciele ślepa jedna wzrok odzyskała, a inni potrzebni, u grobu jego pociechę biorą przez Jezusa Chrystusa Pana naszego, Któremu z Ojcem i Duchem Świętym służy Chwała na wieki wieków. Amen.

 

 

Uwaga.

 

 

Dzieje biskupie, kościoła w Metz, takie nam szczegóły pomiędzy innymi, o tym Świętym podają: Gdy się stał wielkim jałmużnikiem, i majętności swoje na ubogich i na kościoły rozpraszał, wezwał swych synów i prosił, aby mu wybaczyli, iż im nic nie zostawi, a wszystko dla uzyskania odpuszczenia grzechów, na Chwałę Bożą i ubóstwu rozda, sowitą w zamian obiecując im od Chrystusa Pana nagrodę. Jeden z nich, Klodolfus, zgodzić się na to nie chciał, drugi zaś, Anchizus, doskonałą w obietnicy ojcowskiej i w Chrystusie Panu pokładając ufność, rad na to zezwolił. Za co dziękując mu bardzo ojciec, rzekł: Ty będziesz miał więcej niżeliś opuścił. I dał mu Błogosławieństwo, i na wszystko potomstwo jego. A to błogosławieństwo obfite przyniosło mu owoce: Anchizus nie tylko że stał się bardzo bogatym, ale nadto z domu jego wyszli królowie, którzy Francją rządzili. Miał on bowiem syna Pepina, a ten Karola, a Karol znowu Pepina, ojca Karola Wielkiego. I tak, uczcił Pan Bóg Arnulfa nie tylko wiecznym w Niebie, ale i świeckim na ziemi błogosławieństwem; a wielu królów przy grobie jego jako protoplasty swego, składać ciała swoje kazało.

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023

Newsletter

Otrzymaj za darmo: Niezbędnik modlitewny za dusze czyśćcowe.
Jeśli chcesz otrzymywać żywoty świętych, codzienne rozmyślania, modlitwy za dusze czyśćcowe, nowenny przed świętami, wypełnij poniższy formularz.
Zaznacz: *
Regulamin *