Św. Elżbieta królowa węgierska

19 Listopada

Żywot Św. Elżbiety, królewny węgierskiej.

(żyła około r. 1225)

 

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. VI 1880r.

 

 

Święta Elżbieta była córką Andrzeja II-go, króla węgierskiego i Gertrudy, księżniczki Karyntii, niemniej znakomitych cnotą i bogobojnością, jak bogactwem i potęgą świeckiego dostojeństwa, rodziców. Urodzona 1207 roku, zaledwie lat trzy skończyła, zaręczoną została z małym podówczas Ludwikiem, synem księcia Turyngii, Hermana; a w rok potem, to jest mając lat cztery, odwieziona na dwór jego, radośnie tam przyjęta i wychowana była pod okiem księżnej Zofii, matki swego przyszłego męża.

Elżbieta od pierwszych lat dziecinnych wielką okazywała pobożność. Najmilszym jej zajęciem były: modlitwa i jałmużna; ubogim wszystko, co miała rozdawała, prosząc, aby się za nią modlili. A gdy umarł książę Herman, dziewięcioletnia narzeczona następcy tronu, zamiast skłaniać myśl swoją ku czekającym ją świetnościom wysokiego stanowiska, tym pilniej myśl i serce zwróciła do Pana Boga, coraz więcej wzgardzając rozkoszami i próżnościami tego świata. Z każdym dniem świątecznym ujmowała sobie jakąś cząstkę światowego swego stroju, a wchodząc do kościoła, składała z głowy ozdoby książęce i przez całe trwanie Mszy Świętej, na ziemi krzyżem leżała. Strofowała ją o to księżna Zofia pytając: czemu by tak czyniła? A ona rzekła: — Nie daj, Boże, aby głowa moja hardą i świetną takim strojem być miała tam, gdzie ja na ściśnioną ostrym cierniem Głowę Zbawiciela mojego patrzę.

Stosując się do chrześcijańskiego zwyczaju, wybrała sobie Elżbieta za szczególnego Patrona i Opiekuna Św. Jana Apostoła, i przyczyny jego u Pana Boga we wszelkich potrzebach i trudnościach życia swego wzywała. I miała ich też nie mało: dworzanie, a nawet sama stara księżna, niechętnie na taki sposób jej życia patrzyli. Szydzili z jej nabożeństwa, lekceważyli jej umartwienia, dotkliwe czynili jej upokorzenia, a cnotliwa dziewica znosiła to wszystko z niewzruszoną cierpliwością i w duchu pokuty, Panu Bogu Samemu ufając i w Nim jedynie szukając pociechy.

Otaczający młodego księcia pochlebcy tak dalece posunęli swą zuchwałość, iż dali mu do zrozumienia, że powinien odesłać swą narzeczoną do Węgier, bo nie tylko dostatecznie wielkiego nie przyniosła mu wiana, ale nadto, obyczajami świątobliwego żywota swego, więcej na mniszkę, jak na przyszłą panującą podobna była. Na to cnotliwy i pobożny książę powiedział: Że gdyby mu góry złota dawano, nigdy by tej świętej dziewicy nie opuścił. I zaraz posłał jej upominki, a między tymi zwierciadło kosztowne, w którym był pięknie odmalowany krucyfiks; czym niezmiernie swą narzeczoną ucieszył. Chcąc zaś koniec dalszym zabiegom jej nieprzyjaciół położyć, wkrótce potem 14-ty rok liczącą księżniczkę uroczyście w małżeństwo pojął. Od tej pory Elżbieta przyczyniła sobie znowu ćwiczeń pobożnych i ostrzejszych umartwień, w których bynajmniej małżonek nie stawiał jej przeszkody.

I owszem, zdarzało się często, iż sam uczestniczył w jej modłach i dobrych uczynkach. Żył podówczas sławny w Niemczech kaznodzieja Konrad z Marburga, człowiek wymowny i dzielny duchem, gorący Wiary Świętej miłośnik, a srogi heretyków nieprzyjaciel. Równie surowy dla siebie jak dla drugich, żadnych dostojeństw kościelnych przyjmować, żadnych dostatków mieć nie chciał; za to karności domowej, umiarkowania w ubiorze i pokarmach, ściśle przestrzegał. Jego to, zakonnika Braci Mniejszych Św. Franciszka Serafickiego, Papież mocą roznoszenia po wszystkiej ziemi niemieckiej kazania, nadał. Jemu to książę Ludwik rozdawnictwo dostojeństw kościelnych w państwie swoim powierzył, a nadto jeszcze pozwolił małżonce swej, aby o ile stan małżeński dopuści, w duchownym jego posłuszeństwie żyła.

Znalazła w nim Elżbieta nadzwyczaj surowego duszy swej przewodnika; ale z najgłębszą zawsze pokorą i cierpliwością przyjmowała jego rozkazy, a przez zaparcie samej siebie, postępowała rączym krokiem w coraz wyższej doskonałości. Upokarzając swe ciało, każdego piątku rózgami je siekła, a nadto w wielkie posty służebnym biczować się kazała. Idąc do kościoła zwykle najskromniejsze przywdziewała szaty, mówiąc: Że nie przystało, aby kosztownościami się przystrajała, widząc jak Pan Bóg nasz nago na krzyżu rozpięty umiera. A gdy męża w domu nie było, ubierała się jak każda prosta niewiasta, odejmując sobie wszelką, choćby najniewinniejszą ozdobę.

Miłosierdziu dla ubogich nie kładła ta święta granic, nawiedzała ich po nędznych i niechlujstwem rażących mieszkaniach, chorym i kalekom najtroskliwiej służyła. Raz gdy strzygła ubogiego i obierała z niego robactwo, przyganiano jej, że podobne zajęcie nie przystało jej godności, a ona śmiejąc się rzekła: — Alboż nie wiecie że ja w Jego Osobie Chrystusowi, Panu nad pany służę?—Innym razem nie mając czym na szybko opatrzyć ubogiego, który czekać nie chciał, zdjęła płaszcz z siebie i jemu oddała. Dziatki małe, sieroty, których troje wychowywała, pacierza sama uczyła, a wystrzegając się próżniactwa jako początku wszelkiego złego, bezustannie dla biednych własnymi rękami przędła, tkaniny z wełny i nici wyrabiała, albo nędzną ich odzież łatała. W dniu zaś wielkoczwartkowym, ubogim i trędowatym nogi umywała i całowała.

Podczas głodu w ziemi Niemieckiej 1225 roku, gdy mąż jej do Włoch do cesarza pojechał, a rządy państwa jej zlecił, Elżbieta wszystkie w dobrach książęcych nagromadzone zapasy zboża ubogim rozdała; innych do tysiąca dziennie na zamku ręką swoją karmiła, a gdy jej na wszelkiego rodzaju jałmużny zabrakło, kosztowności swe i ubiory sprzedawała aby im wystarczyć. Zaś obok zamku swojego zbudowała szpital, gdzie złożonych chorobą pielęgnowała sama jak matka. Gdy mąż jej Ludwik do kraju powrócił, a urzędnicy narzekali na Elżbietę, iż skarb i gumna wypróżniła, on szlachetny i cnotliwy książę odpowiedział: —Niech siostra moja (tak ją zwykł był nazywać) rozdaje, a ubogim dobrze czyni, tym nigdy nie zubożejemy.

Między domownikami swymi księżna ta w proste i grube ubierała się szaty, a pokornie w nich przechadzając się mówiła: — W takich sukniach po ulicach chodzić będę, gdy dla Pana Boga mojego cierpieć pocznę. — I po niedługim czasie spełniły się jej słowa. Raz gdy znakomici posłowie króla węgierskiego, jej ojca, przybyli, mąż jej zafrasował się, iż nie miała wspanialszych przyborów na ich przyjęcie, a ona rzekła: — Nie dbam ja o takie zalecenie, bo chcąc się ludziom podobać z sukni, Panu Bogu bym się nie podobała w obyczajach. I gdy w swym zwykłem ubraniu wyszła powitać posłów, zdała im się być w pyszną i kosztowną szatę przybrana.

Ale zbliżała się chwila, w której proroctwo Świętej urzeczywistnień się miało. Sprawiedliwy i bogobojny mąż jej Ludwik poszedłszy na wojnę krzyżową, w Sycylii gdzie się połączył z cesarzem, zachorował i świątobliwie umarł, zostawiając dwudziestoletnią wdowę i troję dzieci: księcia Hermana, który później panował i dwie córki: jedna z nich wstąpiła do Zakonu, a druga poszła za księcia Brabanckiego. Młodociany Henryk, brat księcia Ludwika, przywłaszczył sobie tron po nim. a świętą wdowę wraz z dziećmi z zamku wygnał. Wyzuta ze wszystkiego Elżbieta, nie mając ani się gdzie obrócić, ani choćby na dzień jeden pożywienia za co kupić, zaszła do miasta, i z dwoma służebnymi swymi, do ubogiej gospody jakiejś na noc się wcisnęła; rano zaś poszedłszy do kościoła Franciszkanów prosiła zakonników, ażeby odśpiewali hymn Te Deum laudamus, na podziękowanie Panu Bogu, że ją do Siebie przyrównać, i w poczet Swych ubogich zaliczyć raczył.

Nie dość jednak było na tak dotkliwym jej pognębieniu; srogość rozporządzeń zamkowych nie dozwoliła poddanym przyjmować pani swej i dobrodziejki do siebie. Tułała się więc od domu do domu, aż w ciasnej bardzo, nędznej i nieopalonej izdebce, ciężką i mroźną zimę wraz z dziećmi przebyła, cierpiąc niepokój i rozliczne prześladowania tak od miejscowej czeladzi, jak i od mieszkańców miasta. Zdarzyło się, iż pewna niewiasta, której Święta wiele dobrego świadczyła, spotkawszy ją na ciasnej ścieżce, umyślnie ją w błoto wepchnęła; Elżbieta zaś powstawszy z niego wesoło, uśmiechem krzywdę swoją znosiła. Ubóstwo tej karmicielki kroci sierot i ubogich do tego przyszło, iż dziatki swe po prośbie za żywnością wysyłała. Wszystko to jednak w wielkiej cierpliwości, z dzięką w sercu i na ustach z Rąk Boskich przyjmowała, wiedząc dobrze, iż Chrystus Pan często w ten sposób sługi Swoje na tej ziemi nawiedza i próbuje. W zamian też dusza Świętej w niewymowne opływała pociechy, i pewnego razu wśród zachwycenia jakie niekiedy miewała, ukazał jej się Chrystus Pan, mówiąc: „Czy chcesz zjednoczoną być ze Mną, tak jako Ja chcę być z tobą?“— „Tak, mój Panie, odpowiedziała, racz być ze mną, bo ja nigdy rozłączyć się z Tobą nie chcę. Czyń we mnie Wolę Twoją we wszystkim”.

Tymczasem biskupi i książęta pokrewni upominali się o krzywdę jej wyrządzoną, i tak wzruszyli serce księcia Henryka, iż pełen żalu, przyzwał na zamek Elżbietę, z czcią wielką opatrywał jej potrzeby, a nagradzając uczynione jej krzywdy, bogate oddawał jej zamki i włości. Odmówiła ich święta niewiasta, przyjmując jedynie to, co stanowiło jej posag. A kiedy wielu książąt i panów ubiegać się zaczęło o jej rękę, oznajmiła im: iż męża więcej znać nie chce i w pospolitym stanie służąc tylko Panu Bogu, resztę życia przepędzić pragnie. Zamierzyła ona nawet całą majętność swoją ubogim rozdać, aby jedynie żyć z jałmużny, ale tego nie dopuścił jej ojciec duchowny Konrad; umieściwszy przeto swe dzieci u zacnych i świątobliwych krewnych, sama nieco później założyła w dziedzicznym mieście swoim Marburgu klasztor Sióstr Św. Franciszka, w nim zamieszkała i obok niego zbudowała wielki szpital, w którym z największą miłością usługiwała chorym, odziewała ich i żywiła. Do stołu swego sadzała często tak wstrętne kaleki, że inni patrzeć na nich nie mogli. Konrad upominał ją o to, a ona rzekła: — „Żyłam długo w rozkoszach, leczyć się z nich surowszym życiem teraz potrzeba”.— Historia opowiada o niej, iż gdy pewnego razu wzdrygnęła się z obrzydzenia na widok trędowatego, obmywszy niebawem jego rany, wodę tę wypiła.

Obmowy, wzgarda ludzka i urągania, były dla niej jakoby smacznym i przyjemnym napojem. Utrzymywała się z kądzieli, jadała same jarzyny, niekiedy nic innego nie mając, przeważoną tylko wodę piła, a gdy co smacznego dostała, ubogich tym obdzielała. Na tej już stopie ubóstwa zostając, nosiła Elżbieta prostą i obdartą suknię; płaszcz dla krótkości nadstawiony był innego koloru suknem, równie jak łaty, którymi go naprawiała. Widząc Konrad, iż się coraz żarliwiej do ćwiczeń duchownych garnie, wstrzymując od jednych, drugie podsuwał jej umartwienia. I tak: odjął jej dwie panny, Isyntrudę i Guttę. które tak bardzo kochała, iż z niewymownym żalem rozstać jej się z nimi przyszło. A odtąd całą myśl swą i duszę, zatopiła jedynie już w Panu Bogu.

Gdy z mocy spadku po mężu wypłacono jej wielkie pieniądze, ona wezwawszy przez woźnych wszystkich ubogich z Turyngii i Hessji, rozdała im ogromne sumy, i spełniło się Pismo: „Rozproszyła i dała ubogim, sprawiedliwość jej trwa na wieki wieków”. To, co sobie na wyżywienie zostawiła, hojnie znowu na ubogie szafować poczęła; aż ją za to surowo strofować musiano, i chlebem tylko jałmużnę z reszty czynić dozwolono.

Wiele Pan Bóg cudów przez tę świętą Swą Sługę działał. Ona je pilnie taiła ile mogła, z głębokiej pokory. Mając na dni kilka przed zachorowaniem  objawiony sobie dzień śmierci, zawiadomiła o tym Konrada. W chorobie, siedząca przy niej zakonnica, usłyszała ją dziwnie pięknym śpiewającą głosem i zapytała, skąd by jej się to wzięło? A ona rzekła: — Iżaliś głos mój słyszała, siostro? Oto piękny ptaszek z nieba cudnie słodką, anielską pieśń przede mną śpiewał, przetóż i ja się powstrzymać nie mogłam, żeby mu nie wtórować. — Potem zamknąć się kazała, mówiąc: — Rozmyślać będę jak mam przed strasznym Sądem Pana Boga mojego stanąć. — Nazajutrz uczyniła przed Konradem spowiedź z całego życia, testament sporządziła zapisując wszystko ubogim, Sakramenty Święty z wielką pobożnością przyjęła i znowu przecudowny śpiew z siebie wydobywając, rzekła, gdy ją pytano, co śpiewa. — Dziwię się, iż nie słyszycie tych, z którymi ja śpiewam. — I począwszy rozmawiać o Narodzeniu Pańskim, o nieprzebranym dla ludzi Miłosierdziu Pana Jezusa, coraz zniżając głosu, spokojnie w Panu Bogu zasnęła r. 1231, wieku swego 24-go. W cztery lata po jej zgonie kiedy wielkimi zasłynęła cudami, Papież Grzegorz IX. uroczyście ją kanonizował. Na cześć Panu Bogu w Trójcy Jedynemu, Który króluje na wieki wieków. Amen.

 

 

Pożytki duchowne.

 

 

Wśród cnót najwyższych jakimi jaśniała Św. Elżbieta, wybitnym jest owo głębokie uznanie wiernej duszy: iż cokolwiek najdotkliwszego Opatrzność na nas zsyła, jest zawsze i niemylnie z dobrem naszym. Tak się na wszelkie przykre wypadki życia, zapatrywali prawdziwi z ducha Chrześcijanie; tak się zapatrywała na nich owa wielka Święta, która z najwyższego szczebla dostatku i zaszczytów strącona do najostatniejszego ubóstwa i poniżenia, uroczyście Panu Bogu dzięki za to składała. A im więcej nędzą lub prześladowaniem ludzkim trapioną była, tym się szczęśliwszą czuła, widząc w tym szczególne nad sobą Miłosierdzie Stwórcy, prowadzące ją tą drogą do szczytu udoskonalenia, które dopiero życie Wiecznej Chwały otwiera.

Nie dosięgniemy zaiste owego wzoru cnót Ręką Bożą w duszę Elżbiety wszczepionych. Odpowiednio jednak do odebranych z Łaski Jego Darów, możemy najhojniejszej spodziewać się nagrody, jeżeli starając się dobrze czynić w każdej chwili, doznane przeciwności wdzięcznie z Rąk Bożych przyjmować, i ku uświęceniu naszemu obracać je będziemy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023