Wszyscy Święci

25 Lutego.

ŻYWOT ŚW. MARTYNIANA, PUSTELNIKA.

(żył około r. 415.)

 

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. I, 1880r.

 

 

Niedaleko Cezarei Palestyńskiej jest góra nazwana Locus Arcae, obok której rozciągała się pustynia wielka zamieszkała przez wielu pobożnych ludzi, nadzwyczaj ostremu i pokutnemu oddanych żywotowi, a w doskonałych ćwiczących się cnotach. W ich liczbie był i Św. Martynian, który rozmiłowawszy się w Panu Bogu, zdrowy, a urodziwy 18-to letni młodzieniec, opuścił zabawy i niepokoje światowe, i tam osiadłszy, 25 lat w anielskiej świątobliwości przepędził. Uczcił go Pan Bóg darem czynienia cudów. Biegli też ludzie do niego z chorobami i kłopotami swymi, a on każdego z pociechą odprawiał do domu. Ale za tyle użyczanej Łaski, chciał też Pan Bóg wypróbować cnotę Swego sługi. Gdy rozmawiano pewnego razu w Cezarei o życiu powściągliwym i o zasługach tego Świętego młodzieńca, odezwała się jedna niewiasta imieniem Zoe: — Chwalicie cnotę jego i wytrwałość, ale cóż w tym dziwnego? Siedzi jak zwierz w lesie, nic nie widzi i nie słyszy co by stateczność jego zachwiać mogło. Pójdę ja tam, a postaram się, żeby was przekonać, iż moje twierdzenia mają słuszność za sobą, i że nasz Święty nie ujdzie zastawionego mu sidła.

Przybrawszy się wtedy w nędzne i podarte szaty, piękne i drogie wzięła z sobą w tłomoczek, a poszedłszy na pustynię, późno w nocy kołatać do Martyniana zaczęła, wołając: — Otwórz, zmiłuj się pobożny człowieku, noc mnie tu zaszła, jeśli mi nie dasz w twym domku schronienia, zwierz dziki mnie rozszarpie. — Te i tym podobne powtarzając błagania. Zdjęty politowaniem Święty, powierzywszy się Bogu, otworzył jej, mówiąc: — Oto masz ogień, ogrzej się przy nim, a jutro ze świtem idź w swoją drogę. — I dawszy jej daktylów, zostawił ją, a sam opuścił chatkę, i udawszy się do znanego sobie w lesie schronienia, noc całą na modlitwie przepędził. Nazajutrz późno z rana powróciwszy do chatki, ujrzał z najwyższym zdziwieniem ubraną w piękne szaty niewiastę, i zawołał: — Ktoś ty jest, i co znaczy ten ubiór na tobie? — Jam to jest, z przymileniem odpowie, któram tu wczoraj z Cezarei przybyła. Słysząc o twej młodości i urodzie, pragnęłam cię zobaczyć. Powiedz mi, skąd ci przyszło do tych postów i umartwień? Do czego to podobne, aby człowiek nie jadał i nie pijał, aby nie miał żyć w małżeństwie? Wszakże Enoch, Abraham, Izaak i Dawid żony mieli i dziatki, a w jakiejże byli Łasce u Boga! Daj, Boże, i nam takiej. — Gdy się tak rozwodziła, słuchający ją Martynian mięknąć poczynał. Zawładnęła nim silnie światowa pokusa, i wyszedłszy z chatki, błąkał się po lesie, odurzony tym, co widział i słyszał.

Lecz Pan Bóg Łaskawy nie zapomniał uciążliwej, a wytrwałej pracy jego z młodości, i nie chcąc go pozbawić zdobytej zasługi, chylącego się do upadku, na ślizgiej powstrzymał drodze. Kiedy powracał do domku swego, podniósł głowę do góry, a wejrzawszy na niebo, uderzył się w piersi i wyrzekł: — O nędzny robaku, co ty chcesz czynić? Myślisz-że z Bogiem twoim rozpoczynać wojnę? Chcesz-że stracić Łaskę Bożą, a dać piekłu pociechę z twej zguby? — I rzewnie płakać począł. A nazbierawszy po drodze chrustu, poniósł go do swej chatki, ogień wielki naniecił i skacząc i depcząc po nim, straszliwie nogi swe palił, mówiąc: — A co Martynianie, czy ci gorąco? A przecież ten ogień ugasić potrafisz, ale owego ognia, na który padniesz porzucając cnotliwe i umartwione twe życie, które ofiarowałeś Zbawicielowi twemu, nie ugasisz niczym na wieki! A jeżeli pokusy zwyciężyć dziś nie możesz, jakże przeniesiesz nieskończone męki? — I tak parzył się i palił, aż przebolały zszedłszy z ognia padł na ziemię, a ruszyć się nie mogąc, wołał: — Odpuść, Panie, odpuść przewinienia moje! Zachwiałem się w Służbie Twojej, aleś Ty Bóg Dobry i Łaskawy tym, którzy są prawego serca. Podałeś mi Twą Rękę, bym nie zginął na wieki!

Patrząc na to wszystko niewiasta, użaliła się nieszczęśliwego, a wspomniawszy na zły i niezbożny swój żywot, zadrżała w sobie, przyodziała się na powrót w swe żebracze szaty; piękne zaś w ogień wrzuciwszy, przepraszała Świętego za swój postępek, obiecując nawrócenie i poprawę. — I mnie też Pan Bóg nie opuści, rzekła; i mnie On da zwycięstwo nad nieprzyjacielem moim. Módl się za mnie, błagam, a Chrystus mnie wspomoże! — I to mówiąc, obfite łzy wylewała. — Niech ci Pan Bóg odpuści, powie Święty; idź w pokoju, a pracuj na twe zbawienie. — Daj mi radę co mam czynić? — rzekła mu Zoe, bo się do domu nie wrócę. — Martynian kazał jej pójść do Jeruzalem i do Betlejem do Pauliny dziewicy, której w klasztorze opowiedzieć miała wszystko, i tam zamieszkać, nie oglądając się jako żona Lota za siebie. Odebrawszy grzesznica błogosławieństwo Świętego, łzy wylewając, a przebiegając myślą dziwne sprawy Boże, udała się niezwłocznie na wskazane miejsce i tam lat 12 na surowej przetrwawszy pokucie, żywota szczęśliwie dokonała. Nie jadała nic oprócz chleba i wody, i to raz na dzień tylko, pod wieczór, a czasem co trzeci dzień zaledwie. Cudami też wsławiona była od Pana Boga.

Św. Martynian zleczony z ran ogniem zadanych, rozważać począł, iż doświadczywszy słabości swojej, uciekać powinien z miejsca, gdzie ludzie znaleźć go mogą; i puścił się w świat, szukając innego pewniejszego schronienia. Przyszedłszy nad morze, zastał tam rybaka, od którego się dowiedział, iż daleko od ziemi jest na morzu skała wysoka i niedostępna prawie. — Tego mi trzeba, — zawołał. Ułożył się więc z rybakiem, że go tam odwiezie, i dostarczać mu będzie liści palmowych, z których on koszyki wyrabiać i oddawać mu będzie; za co ten mu trzy razy do roku dowozić ma chleba i wody na wyżywienie.

Na tej to skale, wystawiony na skwar słońca, na burze i słoty, od których go i drzewo nawet nie osłaniało, przesiedział 6 lat pustelnik święty. Ale go nowe zdarzenie, i stąd wypędziło.

Rozbił się okręt, płynący w bliskości skalistej wyspy, i gdy cała załoga zatonęła, jedna cudnej piękności niewiasta uchwyciła się deski i pływając po morzu, wiatrem do niej zapędzona została. Ujrzawszy na wierzchołku skały człowieka, pełna dobrej otuchy, wołać o ratunek poczęła. Wzruszony smutnym jej losem Święty, widząc, iż śmierci nie uniknie jeśli od niego pomocy nie uzyska, ściągnął rękę i wywiódł ją z wody. A zobaczywszy, iż młodą i piękną bardzo była, lękając się w jej towarzystwie nowego dla duszy swej niebezpieczeństwa, przemówił do niej: — Oboje mieszkać tu nie możemy, pozostań więc sama córko, a niczego się nie obawiaj. Jedz to, co dla mnie Bóg zgotował; za dwa miesiące przybędzie tu pewien rybak, opowiedz mu co się stało, i z nim do domu powracaj.

Po tych słowach przeżegnał się Krzyżem Świętym i zawołał: — Panie, Tobie i morze posługuje; zmiłuj się, a nie dopuszczaj, bym zginął! Tobie ufając i w Imię Twoje puszczam się na tę wielką wodę, a jeśli mnie poratować nie zechcesz, wolę raczej śmierć w niej ponieść, niżeli zgrzeszyć przed Tobą. — To rzekłszy, skoczył w morze, a dwóch delfinów z Rozkazu Bożego wzięło go na grzbiety i na brzeg ziemi wyniosło, jak niegdyś Jonasza. Dzięki więc czyniąc Panu Bogu, myślał mąż Święty, gdzieby się miał dalej obrócić? Kiedy wspomniawszy na naukę Ewangelii Świętej: „Gdy was w jednym miejscu prześladować będą, uciekajcie do drugiego“. Rzekł sam do siebie: — Uciekaj mnichu, żeby cię pokusa nie ogarnęła.— I tak, od miasta do miasta chodząc, nie mając nigdy ani pieniędzy ani dwóch sukien z sobą, pytał się tylko o dobrych ludzi, którzy by mu nieco posiłku nie odmówili, a po dwu latach obszedłszy miast 164 w Atenach przygotowany Sakramentami Świętymi przez tamtejszego biskupa, umarł szczęśliwie ów wielki człowiek i męczennik, którego się modlitwie gorąco polecamy.

A cóż się stało z ową panną na skale? Oto rozmiłowawszy się w Panu Bogu, kiedy inni potonęli, ona życie swe wyniesione z potopu, Jemu ofiarowała. W zapowiedzianym czasie przybył na wyspę obiecany rybak, i dowiedziawszy się o wszystkim, co zaszło, odwieźć ją chciał do domu; ale dziewica mu rzekła: — Proszę, zostaw mnie na tej skale, i czyń miłosierdzie nade mną, jakoś je czynił nad świętym sługą Bożym. Jedź, przywieź mi suknię i czapkę męską, opatrz mnie chlebem i wodą i przywiedź do mnie twą żonę, abym się z nią rozmówiła o robotę. Ja tu chcę na moje zbawienie pracować, a tobie Bóg da grzechów odpuszczenie za spełnione względem mnie miłosierdzie. Obiecał spełnić jej żądanie rybak, a widząc pobożność panienki, przywiódł do niej swą żonę, która przebrała ją w męskie suknie i przyrzekła jej, iż stosownie do jej woli, przędziwa do roboty dostarczać jej będzie, żeby, jak się prosząc jej o to Fatyma wyrażała, chleba jej darmo nie jadła. Co trzy miesiące rybak przywoził jej żywność, a ona robotę mu oddawała. We dnie i w nocy modliła się gorąco, w Służbie Bożej coraz więcej się kochając. A po sześciu latach przebytych na skale, przeniosła się do wieczności w 31 roku życia swojego. Przyjechawszy rybak, znalazł ją pięknie leżącą ze złożonymi rękami, już umarłą, i z wielką czcią powiózł ją do Cezarei i oddał biskupowi, który ją tam pogrzebać uroczyście kazał, wielbiąc Moc i Łaskę Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego na wieki. Amen.

 

 

Pożytki duchowne.

 

 

Lepiej od powabu i przyczyny grzechu uciekać, aniżeli męstwa swego w niebezpieczeństwie dopiero doświadczać. Takowe nas często zawiedzie, jeżeli nie mając się roztropnie na baczności, zbyt wiele na własne siły rachujemy. Martynian Święty mimowolnie wpadł w zasadzkę niewiasty, która podejściem zniewolić go chciała, aby zapomniał o swym wyłącznym poświęceniu się Panu Bogu. I już serce jego skłaniać się poczęło ku niej, ku małżeństwu, ku światu; gdy nagle myśl zwrócona do Pana Boga i do uczynionej Mu na wieczność z samego siebie ofiary, kazała mu podeptać te szatańskie pokusy; a nadal ostrożniejszym go jeszcze uczyniła na wszystko, cokolwiek z świętej, raz przez niego obranej drogi sprowadzić go mogło.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2024