Św. Norbert

6 Czerwca.

Żywot Św. Norberta, arcybiskupa Magdeburskiego.

(żył około r. 1120.)

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. III, 1880r.

 

 

 

 

Norbert Święty, syn Haryberta udzielnego hrabi Ganepskiego w Niemczech i Jadwigi księżniczki Lotaryngskiej, urodził się w miasteczku Santen, w księstwie Klewu r. 1080. Wychowany bardzo starannie, młodo sobie stan duchowny obrał, i był subdiakonem. Majętny bardzo, urodziwy i uczony, wielkie miał powodzenie między ludźmi; lekkimi wszakże obyczajami kaził swobodny swój żywot. Długo u Fryderyka, arcybiskupa Kolońskiego, a następnie na dworze cesarza Henryka przebywając, wszędzie mile dla towarzyskich przymiotów widziany, mało dbał o nabożeństwo, nie pomniał na przyszłe rzeczy, chciał na tym świecie użyć wszystkiego. Bogate beneficja chwytał, a zostawszy kanonikiem Santeńskim, tym więcej próżności i sławie ziemskiego szczęścia hołdował.

Lecz Łaska Boża czuwała nad zaślepionym. Jechał raz konno, gdy raptem zerwała się burza, piorun uderzył w konia, obalił go na ziemię, i jeździec usłyszał głos mu nieznany: Norbercie, Norbercie, dlaczego Mnie prześladujesz? Przeznaczyłem cię ku zbudowaniu wiernych, a ty ich gorszysz!” Norbert odrętwiał zdumiony, a przyszedłszy do siebie: – Panie, co chcesz abym czynił? zawołał do Pana Boga. A głos na to: „Odwróć się od złego, a czyń dobrze, szukaj pokoju, a ścigaj go”. W tejże chwili jakby zasłona spadła z oczu młodzieńca. Uderzony nikczemnością swych postępków, marnością świeckich rozkoszy i próżności, opuścił dwór cesarski i powrócił do Santenu, aby tam z Boską Pomocą nowy rozpocząć żywot. Właśnie w tym czasie Fryderyk, arcybiskup Koloński, wyświęcać miał kleryków. Pojechał tam Norbert, oznajmił mu postanowienie porzucenia dawnych błędów, i uprosił, iż go na kapłana poświęcił. Zrzuciwszy wobec zgromadzonego ludu kosztowne szaty, przywdział kożuch barani, z którym się już nigdy nie rozstał, i udał się do klasztoru Sygobergeńskiego, gdzie czterdzieści dni przepędził na uczeniu się obowiązków duchownych i kapłańskich.

Powrócił potem do Santenu i tam pierwsze kazanie gorącości serca i mądrości pełne, powiedział. Wystawiając omylny pokój, ślepą pychę, fałszywe szczęście świata tego; mowę swą Norbert, myślą głównie ku duchownym obracał, jako ku tym, którzy by wzgardą pompy i zabaw świeckich, przykład innym dawać powinni. Nazajutrz, znajdując się na zebraniu kapituły, wziął w rękę księgi Reguł Świętych Grzegorza i Izydora, według których kanonicy owi żyć byli obowiązani, i okazał je dziekanowi, mówiąc: Oto są prawa nasze, a czy według nich postępujemy? Karz nas. poprawiaj ojcze, ażeby z nas Kościół zbudowanie miał, a nie zgorszenie. Brali do serca starsi prałaci te pełne mądrości przestrogi, ale młodsi klerycy których często Święty upominał, przykrzyli je sobie; i jeden z najgorszych pomiędzy tymi, którzy nieprzystojne prowadzili życie, a do pokuty przywieźć się nie dali, zszedłszy się z nim, sromotnie zelżył słowy Norberta, i w oczy mu splunął. Zniósł spokojnie tę zniewagę zacny kapłan, siły swe ku znoszeniu większych jeszcze krzywd dla Pana Boga składając.

Około tego czasu właśnie odbywał się synod w Niemczech, na który wezwany był i Norbert. Tam uskarżali się na niego prałaci i kanonicy przed legatem papieskim Kunonem, iż sobie urząd kaznodziejski przywłaszcza, że ich strofuje nie mając nad nimi żadnej zwierzchności, i że będąc prałatem i wysokiego rodu, porzucił szaty przystojne, a w baranim chodzi kożuchu. Na to usłyszeli odpowiedź, która ich mocno zawstydziła. A Święty do lepszej sposobiąc się poprawy i pokuty, porzucił beneficja i dochody kościelne, dobra swoje posprzedawał, ubogim pieniądze rozdał, i opuszczając tych, których poprawić nie mógł, poszedł do Francji, do Egidiusza Świętego.

Boso i w wielkim niedostatku podróż tę odprawiwszy, zastał tam Gelazego Papieża, który poznawszy Norberta, chciał go zatrzymać przy sobie, a on mu rzekł: Ojcze, młodość moją w grzechach strawiłem; miejsce to nie jest właściwym pokucie jaką czynić winienem. – Dał mu więc pokój Papież, i upoważnił do ogłaszania Słowa Bożego gdziekolwiek zechce. Powracał w ostrą zimę kapłan święty, brodząc gołymi nogami w śniegu poza kolana, a co dzień przyczyniając sobie pokuty. Raz tylko na dzień brał posiłek, to jest wieczorem, mięsa nigdy nie jadł, wino pił rzadko, miłością Chrystusa Pana jedynie zapalając się coraz więcej. W tej podróży przyłączył się do niego towarzysz jeden, kleryk, imieniem Hugo, który nie odstępując Norberta, ćwiczył się w cnotach i pobożności na wzór swego przewodnika. Gdziekolwiek obrócił się kapłan święty, wszyscy zbiegali się, ażeby kazań jego słuchać, a on jednych nauczał, drugich pocieszał, innych zwaśnionych godził, i słodkim obejściem swoim chorobom i potrzebom dusznym wszystkich zaradzał. Czasem na środku miasta lub w polu się zatrzymał, aby łatwiejszy dawać przystęp cisnącym się do niego. Skoro tylko zbliżali się do jakiego miasta, bito we wszystkie dzwony, a lud z duchowieństwem wychodził na ich przyjęcie.

Utrudzające prace apostolskie obok nadzwyczaj pokutnego życia, tak nadwątliły zdrowie Norberta, iż po Soborze w Rheims, któremu przewodniczył Papież Kalikst II, a na którym obecny był i Norbert, polecił Papież biskupowi Lugduńskiemu Bartłomiejowi, ażeby pilną o nim miał pieczę. Otoczył go swym staraniem biskup, a poznawszy życzenia i dążenia Norberta, wskazał mu klasztory, które objąć, lub miejsca na których nowe mógł budować. Norbert obrał sobie w jego diecezji dolinę pustą, Premonstrańską zwaną, z zamiarem zamieszkania tam, jeśliby mu Pan Bóg kiedy dał towarzystwo do zakonnego żywota. Tymczasem jeździł po Niemczech i Francji, Słowo Pana Chrystusowe opowiadając. I poszczęścił mu Pan Bóg; nie tylko wielką liczbę niewiernych nawrócił, ale wkrótce trzydziestu braci przyłączyło się do niego, chcąc żyć pod jego duchownym przewodnictwem, i przyjęli wszyscy regułę kanoników Św. Augustyna, do której Norbert przydał nowe ustawy opieki nad biednymi, żywota bardzo pokutnego, i wolnego głoszenia nauki zbawienia. Między innymi, hrabia Westfalski Godfryd, dobra swe wielkie i zamki oddawszy na Służbę Bożą i Zakon Św. Norberta, sam w nim ubóstwo Pana Chrystusowe poślubił, gdy żona jego do niewieściego znowu wstąpiła klasztoru. Wkrótce inny hrabia Teobald, tyle był zniewolony wdzięczną osobą i nauką jego, iż siebie samego na Służbę Chrystusowi Panu ofiarując, wszystkie wielkie swe państwa klasztorom jego oddawał. Lecz gdy się dowiedział Święty, iż to był człowiek cnotliwy bardzo, obrońca gorliwy wszystkich wdów i sierot, a mnogie czynił jałmużny, skłonił go do pozostania w świeckim stanie, i do szukania w nim zbawienia swego. Następnie poszedł do Rzymu, gdzie zatwierdzenie zakonów przez siebie założonych, tak męskiego Premonstrantów, jak i żeńskiego Norbertanek, od Papieża Honoriusza II uzyskał.

W czasie pobytu w Magdeburgu podczas wielkiego zjazdu duchowieństwa, kiedy kazanie mówił, jednogłośnie okrzyknięto go arcybiskupem tego miasta, w którym właśnie wakowała stolica pasterska. Wielka ogólna radość przyjęła ten wybór; nie dano mu się wymawiać i z czcią niezmierną poprowadzono do biskupiego pałacu. Weszło przed nim wielu panów, a odźwierny widząc go bosego i w ubogim płaszczu puścić go nie chciał, mówiąc: – Nie ciśnij się między pany, na stronę żebraku! Wtem zawołano: Co czynisz? Biskup to i pan twój; on uciekł i skrył się. Mąż święty uśmiechnąwszy się, wołać go kazał, dodając: Lepiej mnie ten zna jak wy wszyscy, którzy mnie prowadzicie do pałaców, które mi wcale nie przystoją.

Objąwszy mąż święty wysoką arcybiskupią godność, sposobu życia wcale nie odmienił. Dobra kościelne, od biskupów powinowatym ich świeckim rozdane, on ubogi i pokorny, z rąk możnej a zuchwałej szlachty odebrał, klątwę na nich rzucając, w której do roku wytrwać nie śmieli. Surowymi karami sromotny żywot kapłański naprawiał, i bracią Zakonu swego, przy kościele Panny Maryi osadził.

Saksończycy, a zwłaszcza duchowieństwo, obrażeni gorliwością z jaką gromił ich swawolę, a zarazem i świętością postępków pasterza, które potępiały ich nadużycia, kilkakrotnie nasłali na niego morderców, których rąk cudownie ujść zdołał; bo gdy między innymi, razu jednego wśród cisnącego się z obelżywymi słowy tłumu, uderzono go mieczem w ramię, miecz jak od kamienia odskoczył, a Święty powróciwszy do kościoła, z którego go byli wyciągnęli, sam jeden Mszy Świętej zaczętej dokończył.

Cnota i wytrwałość Norberta Świętego zjednały mu nareszcie uznanie i cześć powszechną. Dziwowano się męstwu jego i mocy nad nim Ręki Bożej, która mu zginąć nie pozwoliła wśród niebezpieczeństw tylu. Przepraszali go, i pieniędzmi jakie mu ofiarowali, winę swą okupić chcieli. Ale ich Święty nie przyjął, i piastując lat osiem urząd arcybiskupi, po wielkich pracach około zbawienia dusz ludzkich, szczęśliwie w Magdeburgu życia dokonał w 1134 r. mając lat 53. Kanonizowany od Papieża Innocentego III. Ciało jego spoczywa tamże w kościele Panny Maryi ku pomnożeniu Chwały Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Któremu cześć w Świętych Jego oddajemy na wieki. Amen.

 

 

Uwaga.

 

 

Godną jest pożałowania owa ciemnota, która nie znając bynajmniej ani Zasad Religii Katolickiej, ani tym mniej zgłębiając ich ducha, jej przypisuje wszelkie zboczenia i nadużycia duchownych. Zapominają ci doraźni sędziowie, iż to są także ludzie, tym samym co i my wszyscy podlegający ułomnościom, że Prawo Boże nie wyłączyło ich w niczym z ogólnych warunków cnoty i doskonalenia się.

A włożywszy na nich wysokie obowiązki nie tylko sprawiania czcigodnego kapłańskiego urzędu, ale też przyświecania drugim przykładem nieskalanego żywota, tym surowszego rachunku od nich kiedyś zażąda. Oto postępowanie Norberta Świętego z duchownymi wskazuje nam, jakiej Duch Boży wymaga świętobliwości i czystości w każdym względzie od pasterzy, których czujności, odkupioną krwią swoją trzodę, powierzył.

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023