Św. Saba

5 Grudnia

Żywot Św. Saby, opata.

(żył około roku 530.)

 

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. VI 1880r.

 

 

Święty Saba urodzony 449 roku we wsi Mutelaska w Kappadocji z uczciwych rodziców, gdy młodo bardzo został sierotą, bez ojca, a widział jak się krewni o opiekę nad nim dla majątku jaki dziedziczył, ubiegali i kłócili, zniechęcony tym, wzgardził światem i postanowił dziewięcioletni chłopczyna porzucić wszystko a poświęcić się Służbie Bożej, w ostrym, a bogomyślnym mniskim żywocie.

Nie odkładając wtedy, udał się do klasztoru Flawiańskiego i tam wytrwałością w znoszeniu wszelkiej nędzy, pracowitością swoją i panowaniem nad wszelką pożądliwością, słowem, nadzwyczaj umartwionym żywotem, wyrównał najstarszym pokutnikom. Pracując raz w ogrodzie zerwał jabłko i miał je spożyć, gdy raptem zastanowił się nad swą niepowściągliwością i zawstydzony, rzucił jabłko na ziemię, nogą je zdeptał i mądre dziecię, chęć dogodzenia upodobaniu swemu stłumił na zawsze; a na ukaranie małego łakomstwa swego, przez całe życie
odtąd żadnych owoców nie jadał.

Po niejakim czasie, uzyskawszy pozwolenie przełożonego, wybrał się młodziuchny Sługa Boży do Jeruzalem i tam lat dziesięć w jednym klasztorze, na pełnych bogomyślności i cnót wszelkich ćwiczeniach przepędził. Doszedłszy wreszcie lat 20 uprosił się do tak zwanej Laury, to jest klasztoru, przy którym był kościół i gdzie pod sławnym w żywocie mniskim mistrzem Eutymiuszem, doskonalsza też mnichów była szkoła. Tam to prawdziwie anielski wiodąc żywot, złączony bezustannie duszą i sercem z Panem Bogiem, budował Saba wszystkich cnotami swoimi. Pustelnicy ze wszystkich stron zbiegali się do niego. Wystawił więc nową Laurę, w której przywodząc cisnącej się do niego braci, nadał jej Święte Reguły, a sam szukając odosobnienia, udał się w głąb puszczy i zamieszkał w jednej jaskini, gdzie pięć dni w tygodniu żadnego prócz parę korzonków leśnych nie biorąc posiłku, przepędzał jedynie na modlitwie i na ręcznej pracy. W sobotę dopiero i niedzielę na Służbę Bożą do klasztoru wychodził, wyrabiane w ciągu tygodnia 50 koszyków odnosił, a powracając do swej jaskini, na nowe, świeże zapasy gałązek palm owych z sobą zabierał.

Co roku w połowie stycznia szedł Saba na puszczę zwaną Ruban, na której według podania, Zbawiciel po Chrzcie w Jordanie przebył Post Swój czterdziestodniowy. Tam pozostając do Niedzieli Kwietniej, żadnego nie brał pokarmu; w niedzielę tylko na pożycie Ciała Pańskiego do kościoła wychodził. Przemieszkawszy w tej jaskini lat kilka, Święty przeniósł się do innej na tak nie dostępnej skale będącej, że tylko po sznurze dostawał się do niej, gdy po wodę lub po trochę ziół do posiłku na dół zejść m usiał. Długo nieznany wcale, spokojnie tam przebywał, aż przechodzący tędy wieśniacy odkryli jego schronienie i rozgłosili cudowny i nadzwyczaj bogobojny żywot. Skutkiem tego mnóstwo ludzi zbiegać się do pustelnika zaczęło; jedni szukali jego rady i nauki, drudzy polecali się jego modlitwom, inni znowu gromadzili się około niego chcąc naśladować ów ostry sposób życia, którego przykładem Święty przyświecał wszystkim. I nikogo Sługa Boży nie odprawił bez pomocy i pociechy. A dla tych którzy w niemałej liczbie świat porzuciwszy pozostać tam chcieli, budował Laury, lub drobne w około swej jaskini chatki, w których przebywający pobożni pustelnicy, dziwnie świątobliwy i umartwiony w doskonałym zapomnieniu i siebie samych i świata, wiedli żywot.

Po upływie jednak pewnego czasu zakradła się pomiędzy pustelników Saby niejaka niesforność. Upadli na duchu zażądali od patryarchy jerozolimskiego, aby im innego przeznaczył przewodnika, za pretekst kładąc, iż Saba nie miał godności kapłańskiej, a więc urzędu swego pełnić nie mógł. Patryarcha znający dobrze wysoką świątobliwość Saby, a oburzony zuchwalstwem zakonników, zawezwał całe zgromadzenie do siebie i nie zważając na opór Świętego, sam go na kapłana wyświęcił, i nie tylko przełożonym owego klasztoru, ale też generalnym wszystkich innych w całej Palestynie, to jest Exarchą mianował. Lecz gdy nie poprzestając na tym, niespokojni zakonnicy braci po innych klasztorach przeciw niemu burzyli, Saba opuścił tajemnie swój klasztor, poszedł na puszczę i nie znalazłszy żadnej jaskini, rok cały pod gęstym drzewem przemieszkał. I tam też wypatrzyli go ludzie, i tam znowu wielu przy nim osiadło; ale gdy wieść o jego schronieniu do patryarchy jerozolimskiego doszła, ten mu na dawne miejsce i urząd powrócić kazał.

W tym to właśnie czasie doznał ów Sługa Boży wielkiej, a niespodziewanej pociechy. Matka jego wdową już będąc, upodobała sobie życie pustelnicze i w nieodległej od Św. Saby osiadłszy chatce, tam aż do śmierci na świętej bogomyślności wytrwała. Pozostałe zaś po niej pieniądze, syn na wybudowanie dwóch wielkich szpitali użył.

W jednej jaskini nad rzeką, w której zamierzył Święty czas jakiś przepędzić, dziwne spotkało go zdarzenie: wszedłszy do niej wieczorem i odprawiwszy swe nabożeństwo, położył się i zasnął, nie domyślając się wcale, iż ona lwu za schronienie służyła. Wtem o północy lew wchodzi i szarpiąc go za suknię, wyciągnąć z swej nory usiłuje. Ocknął się Saba, zrozumiał co znaczyło to zjawienie i wcale nie przerażony, psalm „Kto się w opiekę” śpiewać zaczął. Słysząc to zwierz, wyszedł i czekał przed jaskinią. Aż kiedy Święty umilkł, wbiegł tam powtórnie i lekko pochwyciwszy zębami, znowu go stamtąd chciał wywlec. A Saba rzekł do niego: — Nierozumna bestio, jeżeli zechcesz, pogodzić się tu możemy, na obu dosyć jest miejsca, a jeśli tego nie chcesz, przystojniej ażebyś ty mi ustąpił, bom ja na Obraz i Podobieństwo Pana Boga stworzony. — To usłyszawszy, lew wyszedł i więcej tam się już nie pokazał.

Innym razem miał Saba ze lwem niezwykłe także zdarzenie. Metafrastes o nim pisze, iż kiedy raz na puszczy zostawał na modlitwie, nadbiegł do niego lew chromający podając mu nogę. Wziął ją zdziwiony Święty i ujrzał tkwiącą w niej drzazgę, którą wyrwawszy, opatrzył nogę zwierzęcia. Gdy to uczynił, lew zdjęty wdzięcznością odejść od swego dobroczyńcy nie chciał, i tak się potem do pana swego przywiązał, że kiedy Saba później do klasztoru powrócił, tam poszedł za nim i jak pies wiernie mu służył.

Pewnego razu przybył do jego klasztoru bogaty młodzieniec Bazyli Scytopolitański. który świat porzucając, chciał zostać uczniem Świętego Saby. Dwóch rozbójników którzy go znali, mniemając jakoby tam wielkie przyniósł pieniądze, naszli tajemnie jego chatkę i nie pomału zdumieni byli, gdy zamiast złota, znaleźli w niej skarb jedyny Świętego, to jest najwyższe ubóstwo. Zbudowani tym wielce, gdy pełni skruchy powracali stamtąd, spotkali dwóch lwów i przerażeni krzyknęli: — Przez modlitwy Św. Saby, ustąpcie nam z drogi! — Wnetże bestie odwróciły się i w las pobiegły, a rozbójnicy wielce wzruszeni, dziękując Panu Bogu za swe wybawienie, poszli do Świętego i tam zostawszy mnichami, w dobrym żywocie, a w surowej bardzo pokucie aż do śmierci wytrwali.

Mąż święty zalecał zwykle swym zakonnikom wielką nad zmysłami baczność i panowanie. Idąc raz z jednym z młodych swych uczniów nad brzegiem Jordanu, spotkali nader urodziwą i bystrych oczu niewiastę, na którą młodzieniec pilną zwrócił uwagę. Spostrzegłszy to Saba, rzekł do niego: — Cóż to za białogłowa? zdaje się piękna, ale jest 0 jednym oku. — Mylisz się ojcze, odpowie młodzian, przypatrzyłem się pilnie i widziałem jak piękne i wdzięczne ma oczy. — Natenczas dopiero Święty dał mu zbawienną naukę: jak poświęcając się Służbie Bożej, czuwać powinien nad samym sobą, a brakiem baczności w tym względzie nie narażać się na niebezpieczeństwo, które tak łatwo i najlepsze kruszy zamiary. Oznajmił mu przy tym, iż od tej pory brać go za towarzysza podróży nie będzie, aż się przekona, że się stał więcej panem siebie; i naznaczył mu pokutę, po której zakonnik sam się pomiarkowawszy, nigdy więcej na podobną nie zasłużył naganę.

Już był w podeszłym wieku Św. Saba, kiedy kacerze: Eutychus, Nestorius i Sewerus znalazłszy poparcie w cesarzu Anastazjuszu, wielkie czynili w Palestynie zaburzenia, prześladując Katolików. Duchowieństwo wtedy miejscowe wiedząc, że świątobliwość Sługi Bożego znana była cesarzowi, skłoniło go, aby się udał do carogrodu, gdzie mógł tak wielką posługę Kościołowi oddać. Puścił się tam przeto 8o-letni starzec, cesarza ułagodził, Eutychesa w publicznej rozprawie zwyciężył i prześladowanie powstrzymał. A kiedy w lat kilka potem cesarz Justyn na tron wstąpił i przyjęcie Soboru Chalcedońskiego w całym państwie nakazał, Saba Święty przebiegał główne miasta kraju, dopomagając powagą swoją do ich przyjęcia i utwierdzenia.

Po Justynie objął państwo Justynian cesarz, którego fałszywe Katolików oskarżenia tak źle przeciw nim usposobiły, że 90-letni już Święty puścił się znowu do carogrodu, aby ich sprawę rozjaśnić. Cesarz przyjął go ze czcią najwyższą i wypełnił wszystko o co go prosił. Obiecał też, a następnie i kazał na jego żądanie wystawić szpital dla biednych w Jerozolimie, oraz kościoły przez samarytan zburzone odbudować. Podczas gdy te wszystkie rozporządzenia w obecności jego spisywał, Św. Saba nie czekając końca wyszedł z komnaty cesarskiej. Podziwiony tym towarzysz jego zakonnik Jeremiasz, rzekł do niego: — Czy zapomnieliście ojcze, że u cesarza jesteśmy? — Nie zapomniałem o tym, odpowiedział Święty, lecz przypomniałem sobie, że to godzina Tercji (pacierzy kapłańskich) i że ją trzeba w swej porze odmówić.

Miał już Św. Saba lat 94, gdy zachorował, a Pan Bóg mu dzień śmierci jego objawił. Patryarcha jerozolimski nawiedziwszy go w chorobie, kazał z nędznego barłogu przenieść go do swego pałacu. Lecz kiedy się dzień oznaczony zbliżał, Święty uprosił, iż go do chatki jego odniesiono; i otoczony uczniami swymi, pełen dobrych uczynków, przeniósł się do Niebieskiej Ojczyzny, gdzie chwali Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego na wieki wieków. Amen.

 

 

Pożytki duchowne.

 

 

Święty Saba w nader ważnej dla Kościoła i kraju swego chwili, gdy wielkie u cesarza przyszedł wyjednać łaski, usuwa się sprzed jego obecności, ażeby w właściwej porze odmówić obowiązkowe pacierze i nie lęka się, aby to sprawie jego choćby najlżejszy uszczerbek przyniosło. A my niestety! czymże się usprawiedliwić zdołamy kiedy bez żadnej przyczyny tak opieszali jesteśmy w modleniu się do tego Pana, z Którego Ręki wszelka Moc i Dobro pochodzi? Który najmniejszą z serca uczynioną sobie ofiarę, sowicie odpłaci i każdemu usiłowaniu i zamiarowi naszemu, sam jeden skuteczne da błogosławieństwo? „Proście, a otrzymacie“, rzekł Chrystus Pan. Pamiętajmy, że oprócz ciągłej modlitwy jaką być powinny wszystkie cnotliwe, z wiary płynące sprawy życia naszego, ranna i wieczorna ustna modlitwa jest nakazana każdemu Chrześcijaninowi. Niesie ona bowiem zewnętrznym ukorzeniem się wierzącego człowieka, hołd powinny Stwórcy od Jego stworzenia, dzięki za odbierane od Niego Dary, wyprasza wszelkie potrzebne nam Łaski, wyjednywa moc do znoszenia ciężkich częstokroć kolei ziemskiej naszej pielgrzymki, błogosławieństwo pracom i zamysłom naszym, a także owe Światło Boże, które wśród trudności jakie na doczesnym tu naszym wygnaniu znajdujemy, wskazuje nam jedyną do lepszego żywota drogę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023