Św. Wilhelm Akwetańśki

21 Lutego.

ŻYWOT ŚW. WILHELMA, KSIĘCIA AKWITAŃSKIEGO.

(żył około r 1139.)

 

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. I, 1880r.

 

Wysokiego rodu, syn komesów z Piktawy (Poitou) odpowiednio stanowi swojemu wychowany, Wilhelm Święty z młodości złe skłonności po sobie pokazywał i czujność tylko rodziców hamowała szkodliwe popędy, które z latami górę w nim brały. Dorósłszy młodzian, obrał sobie stan żołnierski, a że był silny i dzielny, widząc panowie i rycerstwo tej ziemi zdolności jego i męstwo, po zejściu rodziców, wzięli go na hrabstwo piktawskie i na księstwo akwitańskie, które mu prawem dziedzictwa przypadały. Osiągnięte stanowisko zamiast mu wskazać wysokie obowiązki, jakie do niego przywiązane były, otworzyło mu raczej drogę do wszelkiej swawoli. Urodziwy, mężny, bogaty, w rycerskich sprawach szczęśliwy, źle takich Darów Bożych używał, gdy ich ku pysze, rozkoszy i okrucieństwu, a uciśnieniu ludzkiemu obracał. Co by ośmiu dosyć miało, to sam w obżarstwie zjadał; bez wojny usychał, na postronnych ciężki, na swoich był okrutny, lecz przede wszystkim okrutny był dla siebie samego, duszę swą takimi obciążając grzechami. Bratu rodzonemu, jak drugi Herod żonę porwawszy, trzymał ją, nie bojąc się Pana Boga i nie wstydząc ludzi. Wylicza się to wszystko, aby każdy poznał w nim Łaskę Bożą, za którą później do wysokiej doszedł cnoty, i owe Miłosierdzie Najwyższego, które i największego nie opuszcza grzesznika, gdy się do niego w pokorze i skrusze uciecze.

W tym właśnie czasie żył w państwie jego Bernard Święty, opat w Klarawalli (Clairvaux) który słysząc o postępkach Wilhelma, gorąco modlił się do Pana Boga o jego upamiętanie, i szukał sposobności zbliżenia się do niego. Ta mu się wkrótce nadarzyła. Stało się było wielkie rozerwanie w Kościele; dwóch papieży jednocześnie obrano. Z tych jednym był Piotr Leon pod imieniem Anakleta wbrew Panu Bogu i kanonom, a drugim Innocenty II, według praw kościelnych i sumienia papieżem obwołany. Wszyscy prawie wraz z całym duchowieństwem uczyniwszy synod i wezwawszy też rady Św. Bernarda, ostatniego z nich prawowitym papieżem uznali; jeden tylko biskup Gerard utrzymawszy Wilhelma po stronie Leona i to też sprawił, iż ten mocą biskupów im przeciwnych, a między tymi i Piktawskiego z Państwa swojego wygnał.

Bernard Święty przyjechawszy do klasztoru swego w Piktawie, zaprosić kazał do siebie Wilhelma, który szanując wysoką świętobliwość Bernarda, poszedł na jego wezwanie. Przez dni siedem używał Święty wymowy wszelkiej, aby go opamiętać, ale to wszystko było daremnym, i owszem wychodząc z klasztoru groził mu Wilhelm śmiercią, jeśliby z przeciwną stroną jakie bądź czynił zmowy. Duchowieństwo wtedy złożyło synod i prosiło go znowu, aby odszczepieństwa zaniechał; i usłyszeli od niego, że rad podda się Innocentemu, byleby nie przywracał biskupów przez niego wygnanych. Widząc ten opór Bernard Święty, do Boskiej udał się Rady. Postanowił wielką Mszę Świętą sam śpiewać w dniu oznaczonym. Ogromna moc ludu, całe duchowieństwo na synodzie obecne, zgromadziło się do kościoła; Wilhelm zaś jako odszczepieniec wyklęty od Innocentego wraz z tymi, którzy z nim trzymali, za drzwiami pozostał, do kościoła wstępu nie mając. Bernard Święty po Komunii, to jest po pożyciu przy Mszy Przenajświętszej Hostii, wziął Ciało Boże na patenę, i wyszedłszy z Nim do księcia, grzmiącym doń głosem przemówił: „Wzgardziłeś groźbą naszą, sług tego Pana, Którego widzisz przed sobą. Oto Sam Pan do ciebie przychodzi! Pan świata całego, Głowa Kościoła Tego, Który ty prześladujesz. Sędzia twój, na Którego Sąd przyjść musisz, ciebie o pokój prosi. Czyż i Nim wzgardzić zechcesz, jakoś nami wzgardził?” Lud wszystek i biskupi płakali dokoła, a książę wpatrując się w Najświętszy Sakrament i słysząc owe Ducha Świętego pełne słowa, drżeć i drętwieć począł; wreszcie, jakby rażony, padł na ziemię, a gdy go podniesiono, powtórnie upadł. Wtedy rzecze mu Bernard Święty: — Wstań, a słuchaj Rozkazania Bożego: oto jest biskup piktawski, któregoś mocą wygnał; idź, przeproś ojca twego, a bądź posłuszny Innocentemu, którego wszystek Kościół Boży słucha. — Wnetże ów lew zuchwały stał się pokornym barankiem, uczynił wszystko co Opat Święty kazał, upadł do nóg biskupowi, sam go z swym dworem na biskupstwo wprowadził, a innym ukrzywdzonym dostojeństwa ich przywróciwszy, został odtąd posłusznym prawemu Papieżowi.

Ten był początek nawrócenia Wilhelma, a Łaska Boża budząc w sercu jego skruchę, coraz je nowym napełniała światłem. Rozpamiętywał słowa Św. Bernarda, w pierwszej z nim słyszane rozmowie o Sądzie Bożym, o sprośności złego sumienia, o piekle: roztrząsał żywot swój nie chrześcijański. A skoro sobie wystawił, iż kiedy Sędzia Najwyższy pod postacią Chleba, tak silnie go poraził, a cóż go czeka, gdy jawnie przed straszną Stolicę Jego wezwany będzie? Zaczął natenczas łzy gorzkie wylewać, ostatecznej już poprawie i o pokucie myśleć, a wstydząc się Bernarda Świętego i całego świata, uszedł na pustynię, gdzie jednemu świątobliwemu pustelnikowi w szczerej Spowiedzi serce swoje otworzył. Święty usłyszawszy nazwisko człowieka, o którym tyle słyszał złego, uwierzyć nie chciał by to był ów okrutny Wilhelm, i wymówiwszy się prostotą swoją, odesłał go do więcej jak twierdził zasłużonego Panu Bogu pustelnika, który miał względem niego Wolę Bożą rozpoznać. Szedł wtedy książę od jednego do drugiego, aż natrafił na tego, który natchniony Duchem Bożym, stał się prawym duszy jego lekarzem. Gdy mu Pan Bóg objawił przyjście Wilhelma, gorąco się modlił o jego nawrócenie, a przyjąwszy go z radością i wysłuchawszy Spowiedzi, z tymi odprawił go słowami: — Idź, powróć do domu, a przywdziawszy twą zbroję, tak jakoś jeździł źle czyniąc, wsiadłszy na najlepszego konia przyjedź tu do mnie, a ja cię nauczę jak sobie masz postąpić. Wilhelm to wszystko spełniwszy, stanął znowu przed owym spowiednikiem, który mu rzekł: — Wiadomo ci z Boskiej Nauki, iż kto za grzechy swoje doczesną na tym świecie karę odnosi, ten od wiecznego piekielnego uwalnia się karania, a iż żadnego grzechu nie ma, który by docześnie lub wiecznie karany nie był, odpowiednio do swej wielkości; lepiej się przeto małą na tym świecie pracą Panu Bogu wypłacić, niźli na innym w wieczne popaść męki. — Przydał w ostatku: — Jeżeliś prawdziwie pokutujący, idź, a sprzedaj co masz, i rozdaj ubogim, sam zaś idź w ślady Tego, Który nie miał gdzie swej głowy skłonić. Pancerz, który masz na sobie, na gołym ciele całe twe życie nosić będziesz. A iżeś ludzi gorszył, zwłaszcza będąc odszczepieńcem, boso do Papieża po rozgrzeszenie pójdziesz. Co dalej masz czynić, Duch Boży cię nauczy.

Z wielką pokorą przyjął Wilhelm ten wyrok, i dobrowolnie urodziwe swe ciało na długie męczeństwo dla zbawienia podał. Kazał kowalowi skuć na sobie łańcuszkami ciężki pancerz i przyłbicę tak, że się zdjąć nie mogły; powróciwszy do domu, rozdał wszystkie swe posiadłości komu należało, a sam boso do papieża Eugeniusza II przyszedłszy, upadł mu do nóg, mówiąc: — Jam jest Wilhelm Komes, grzeszny i niezbożny człowiek, bo nie ma tego grzechu, który by się we mnie nie znalazł. Ale pomnij na Miłosierdzie Boże, a Mocą, którą ci dał Chrystus, rozgrzesz pokutującego, i kluczem Piotra Świętego, który nosisz, otwórz mi wrota Miłosierdzia Pańskiego. — Przeląkł się Papież i zdumiał, nie chcąc wierzyć swym oczom; aż nareszcie przekonany opowiadaniem i wzruszony pokorą pokutnika, rzekł do niego: — Idź do Jerozolimy, daję moc patryarsze Jerozolimskiemu, aby cię rozgrzeszył, i jemu duszę twoją polecam. — On to pokornie przyjąwszy, wyszedł z błogosławieństwem papieskim i wprost podążył do Jerozolimy. Przyjął go ochotnie patryarcha, dał mu rozgrzeszenie papieskie i prosił, aby przy nim zamieszkał. Lecz on wyjednał sobie tylko, że mu pozwolił w podwórzu swoim chatkę postawić, pod którą jamę wykopać kazał, i w niej lat 9 o chlebie i wodzie w wielkiej żywota surowości przepędził. Łożem jego była ziemia, poduszką drewno, a przykryciem zbroja, której nigdy nie zdejmował. Postem i ustawiczną modlitwą cieszył strapioną swą duszę, do śmierci się i do Sądu Boskiego gotując. Tam go znaleźli powinowaci i wywołując nad ową chatką, wyrzucali mu, że ich i państwo porzucił. Milczeniem tylko odpowiadał na ich wołanie pokutnik; lecz gdy wzburzone ich słowami własne myśli, chwiać niejako przedsięwzięciem jego poczęły, spostrzegł się Wilhelm, i podziękowawszy tajemnie patryarsze za gospodę, puścił się w świat, gdzie go oczy poniosły.

Wszakże i w drodze, też same wewnętrznie trapiły go pokusy, i gdy po długiej podróży przyszedłszy do Włoch, zastał rzeczpospolitą Lukkańską zajętą dobywaniem sąsiedniego jakiegoś zamku, widząc iż się długo około niego trudzono, dał się słyszeć, że on by go wziął w przeciągu dni kilku. Doszły te słowa do rady Lukkańskiej, która poznawszy, iż mąż ów o rzeczach wojennych dobrze mówi, ofiarowała mu dowództwo nad wojskiem. Wilhelm nie pomny na pokutę i powołanie swoje obiecał im usłużyć, lecz Pan Bóg widząc chylącego się do upadku, rękę mu Swej Pomocy podał. W nocy poprzedzającej objęcie przezeń dowództwa, ślepotę zesłał na niego. Poznał Wilhelm Karę Bożą i wymówił się, iż jako żołnierz Chrystusowy służby wojennej pełnić nie może. Po czym uprosiwszy sobie u Pana Boga przywrócenie wzroku, powrócił do Jerozolimy na dawne miejsce i tam dwa lata przemieszkał. A nagabany powtórnie od powinowatych, sam lękając się własnego upadku, uciekł na głęboką puszczę. Stamtąd udał się ciężką drogą i z wielkim trudem na zwiedzenie grobu Św. Jakuba z Kompostelli. Następnie puścił się do Włoch, do Turcji w pustynię Pruno zwaną, gdzie w ciemnym bardzo lesie chałupkę sobie postawił, ogródek ku żywności założył, drzewa szczepił, węże i jadowite gady modlitwą i mocą Pana Chrystusową odpędzając, tak, iż gdy w początkach wielce mu się przykrzyły, później najmniejszej nie doznawał od nich przykrości.

Gdy z czasem wsławił się w tej pustyni, naszło się do niego wielu, którzy podobny jemu żywot prowadzić przy nim chcieli. Przyjął ich Wilhelm i nauczał. Wielkie wszakże później od nich cierpiąc dokuczliwości opuścił ich, i ostatecznie osiadł na puszczy zwanej Stabulum Rodis, w której przeżywszy półtora roku, rozstał się z tym światem 1156 r. Śmierć swoją przepowiedział, kapłana sprowadził, przed którym spowiedź uczyniwszy i Ciało Boże przyjąwszy, z wielką skruchą w onym pancerzu swoim żywota dokonał. Wiele on rzeczy prorockim duchem oznajmił, i niemałymi za życia i po śmierci wsławiony był cudami na cześć Panu Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, Któremu sława i rozkazywanie na wieki wieków. Amen.

 

 

Pożytki duchowne.

 

 

Wielkich te czasy dawne miewały grzeszników, do czego brak światła i szorstkość obyczajów niemało się przyczyniały. Ale też miewały one i pokutników, jakich późniejsze nie ukazują nam dzieje. Wiara Święta nie była wtedy czczą marą; Chrześcijanin znał w Niej Prawdę i Prawo Boże; jej Wyroki, jej Przykazy były mu święte; a zbrodnią było wszelkie ich przestąpienie. Taka to wiara uginała najdumniejsze karki pod stopy widomej Głowy Kościoła, a trzymając w karbach namiętności ludzkie, doprowadzała zarazem możnych do uznania się równymi swym bliźnim; dziećmi Jednego Ojca, Boga, uczniami jednego w rzeczach sumienia przewodnika Kościoła, którym rządzi niewidomie i rządzić będzie aż do skończenia wieków. Ustanowiciel Jego, Pan nasz i Prawodawca Jezus Chrystus, Który powiedział: ,,Kto Kościoła słucha, Mnie słucha“.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2024