Św. Wojciech, arcybiskup

23 Kwietnia

Żywot Św. Wojciecha, arcybiskupa Gnieźnieńskiego i męczennika.

(żył około r. 930.)

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. II, 1880r.

 

 

 

 

 

Sława i światłość szczepu słowiańskiego Wojciech Święty Czech rodem, miał ojca imieniem Sławnika hrabię na Lubiczu, spokrewnionego z cesarzem Henrykiem Świętym, i matkę Strzyżysławę, równie świetnego rodu, a wielkiej pobożności panią. Gdy niemowlęciem będąc, w niebezpieczną zapadł chorobę, rodzice ponieśli go do kościoła, złożyli na Ołtarzu Matki Boskiej, a zarzekając się doczesnej w nim pociechy, poślubili go na Służbę Panu Bogu, jeśliby mu zdrowie zachował. Wnet ozdrowiało dziecię, a gdy podrosło, oddali go rodzice kapłanom, wraz ze sługą, który go był wychował. Lecz kiedy sługa od pacholęcia uciekł, tęskniąc za nim Wojciech, powrócił do ojca, który go z gniewem przyjąwszy, rózgami osiekł i do szkoły oddał.

Chłopczyna znaczne w naukach robił postępy, czym zachęceni rodzice powierzyli go na wychowanie arcybiskupowi Magdeburgskiemu Adalbertowi, który tak sobie go upodobał, iż mu dał imię swe na bierzmowaniu.

Dziewięć lat na pilnej nauce strawiwszy, stał się Wojciech wykształconym młodzieńcem. Lecz kiedy wrócił do ojca, od obowiązków i prac szkolnych wolny, próżniackie i lekkomyślne wieźć począł życie. Mało pamiętając na Pana Boga, za próżnościami się tylko i światowymi biesiadami ubiegał. Niedługo to jednak trwało, pomiarkował się Wojciech, powstrzymał na tej drodze i został kapłanem. Bardzo był wszakże przez czas jakiś oziębłym sługą Ołtarza, aż Pan Bóg upomniał go ze Swej Łaski, obecnym go czyniąc śmierci Drytmara, pierwszego biskupa pragskiego, który po dość grzesznym żywocie, popadłszy w rozpacz o swoje zbawienie, wśród strasznych wyrzekań, ducha wyzionął. Widok tej Kary Bożej nad kapłanem nieodpowiadającym powołaniu swojemu, tak silnie na niego podziałał, iż zwróciwszy się myślą i sercem do Pana Boga, pokutnemu i ściśle bogobojnemu oddał się życiu. Niebawem też przez Czechów na biskupstwo pragskie obrany, udał się do arcybiskupa Mogunckiego, który go w Weronie na biskupa poświęcił.

Przybywszy do swej stolicy pasterz święty, przede wszystkim dochody kościelne na cztery części rozdzielił, jedną na kapłanów, drugą na ubogich, trzecią na poprawę kościołów i na wykupienie niewolników, czwartą na swoje skromne potrzeby przeznaczając. Z tego jeszcze codziennie żywił dwunastu ubogich u swego stołu, i hojne rozdawał jałmużny. Oprócz tylko w święta i uroczystości, po zachodzie słońca dopiero zwykły brał posiłek. Snu bardzo mało używał, na miękkim łożu swoim kładł co noc ubogiego, sam zaś na ziemi sypiał. Co dzień rano miewał do ludu kazanie, po czym dawał posłuchanie zgłaszającym się do niego, a mianowicie ubogim i strapionym. Odwiedzał chorych i więźniów, a o ile mu zbyło czasu, wychodził na swe pole, i tam z pokory i dla przykładu wraz z drugimi, jak rolnik pracował. Tak wielka Świętego około owiec czujność, nie podołała jednak złemu jakie go otaczało. Lud tam bezbożny, w zbytku i cielesności zanurzony, najsromotniejszymi odznaczał się obyczajami, w czym niestety! przewodniczyli mu kapłani. Zepsucie tak się głęboko między nimi zagnieździło, iż nie wstydzili się bynajmniej jawnie się żenić, karności kościelnej zaniechali, biskupa sobie za nic ważyli, wszystkich na niego podburzając. A gdy ani przykłady, ani upominania, ani kary pożytku nie przynosiły, biskup święty umyślił wszystko opuścić, i udał się do Rzymu, aby cześć swą i hołdy u grobu Apostołów złożyć. Żona Ottona II, cesarza, dowiedziawszy się o zamierzonej pielgrzymce jego, wielkie jałmużny za duszę męża czyniąc, wiele mu srebra dała, które on nazajutrz pomiędzy ubogich rozdzieliwszy, w ubóstwie do Rzymu się puścił. Zwiedzając po drodze sławny Św. Benedykta w Kassynum klasztor, oznajmił Ojcom, iż zamierzył udać się do Jeruzalem. Lecz oni odradzali mu tę drogę, mówiąc: iż nie w Jeruzalem żyć, ale w Jeruzalem dobrym być, chwalebno jest.

Na te słowa rozmyślać się począł Wojciech Święty, i postanowił doskonalszego chwycić się żywota. Poszedłszy wtedy do Rzymu, o. Bonifacjusza zakonny przywdział habit i pod posłuszeństwem przełożonego z miłości ku Panu Bogu, w zaparciu samego siebie, żyjąc, pełen pokory, jako najmniejszy między braci najostatniejsze pełnił posługi: kuchnię umiatał, naczynia zmywał i wodę nosił; a wszystko z wesołą myślą i sercem.

Pięć lat w klasztorze tym przebywając, pokorą i cierpliwością swoją ujął sobie i nieżyczliwych nawet. A tymczasem, Prażanie stęsknili się także za swym pasterzem, i wziąwszy list od arcybiskupa Mogunckiego, pojechali do Papieża z prośbą, aby im biskupa ich powrócił, poprawę i posłuszeństwo mu przyrzekając. Mając wzgląd Papież na zbawienie proszących, rozkazał Wojciechowi Świętemu wracać na swą stolicę. Lecz zaledwie biskup do jednego z miast czeskich przybył, aliści ujrzał w dzień świąteczny kupiectwem zajętych ludzi. Zasmucony tym gorliwy pasterz zaczął w dwójnasób pracować nad umartwieniem swych owiec. Gdy wszakże to wszystko mało przynosiło korzyści, a obok wielkich grzechów, których codziennie dopuszczali się Prażanie, zdarzyło się, iż okrutne popełnili zabójstwo na kobiecie, którą gwałtem wywlekli z kościoła, gdzie się była schroniła przed zemstą obrażonego męża: widząc, iż o poprawie nie myślą, a usiłowania jego owocu nie przynoszą, powtórnie Pragę opuścił.

Wiedział on, iż książę węgierski Giejza wraz z żoną swoją sprzyjali Chrześcijańskiej Wierze. Udał się więc do Węgier, gdzie najpierw syna książęcego Stefana, ochrzcił, a następnie przez rok cały znajomość Pana Boga i Wiary Świętej w serca pogańskie zasiewał. Uważając jednak, iż grunt na przyjęcie ziarna Bożego nie był jeszcze jak należało przysposobiony, do klasztoru swego Benedyktynów w Rzymie, powrócił.

Obdarzył Pan Bóg Wojciecha Świętego mocą czynienia cudów; dotknięciem swej ręki, chorego uzdrawiał itp. Na ludzką nędzę niezmiernie był miłosierny. Raz wdowa jedna uboga spotkała go za miastem i prosiła o odzienie, a on jej powiedział: Jutro przyjdziesz, tu nic z sobą nie mam. Lecz zastanowiwszy się, zawołać ją kazał, mówiąc: Kto wie czy jutro żyć będę, niech jej dziś dobrze uczynię, aby mnie jej nędza na Sądzie Bożym nie oskarżyła. I zdjąwszy suknię z siebie, dał jej, ucząc nas, byśmy dobrych uczynków do jutra nie odkładali, skoro nie wiemy, co nas jutro spotka.

Gdy Otto III cesarz, w Rzymie od papieża był koronowany, Wigiliusz arcybiskup Moguncji wymógł znowu na Papieżu Grzegorzu V, aby Św. Wojciecha z Rzymu do Pragi posłał. Wymawiał się z tego Święty, z jednej strony powątpiewając zupełnie o pożytku stąd dla swych owieczek, z drugiej, lękając się o utratę własnej bogomyślności. Wszelako, iż miał nadzieję osiągnięcia korony męczeńskiej, ochotnie postanowił tam powrócić. Wyjechał wtedy razem z cesarzem, przejechał Francją, uświęcone miejsca zwiedzając, a do cnotliwego i chrześcijańskiego żywota wszystkich zachęcając. Gdy się już do Czech przybliżał, zamiast skierować się ku Pradze, udał się Wojciech Święty do Polski, do księcia Bolesława Chrobrego, który go już przed-tém znał, i wielce miłował, a przyjęty z czcią głęboką od niego, wyprawił stamtąd posłów do czeskiej Pragi, zapytując, czyli go tam znać za biskupa i pasterza swego, i sami poprawić się zechcą? Lecz Czesi, którzy w tym właśnie czasie całe hrabstwo Lubiezowskie zrabowawszy i czterech jego braci zamordowawszy, obawiali się zemsty Św. Wojciecha, odpowiedzieli: Iż ani go widzieć, ani pasterzem swoim mieć nie chcą, skoro ich już po dwakroć odbiegał. Wojciech niezwłocznie o wszystkim doniósł Papieżowi, a ten na prośby Bolesława, dozwolił mu objąć arcybiskupstwo Gnieźnieńskie, wtenczas gdy właśnie stolica ta po Robercie, pierwszym biskupie zawakowała. Tam jako najwyższy całej Polski pasterz, nowo nawróconych Chrześcijan w Wierze Świętej umacniał, drogę zbawienia im ukazując. Tam ich nauczał owej pieśni: ,,Boga-Rodzica, Dziewica” itd., która wszystkie Artykuły Wiary Świętej w sobie streszcza, a która po długie czasy była hasłem do walki polskiego rycerstwa.

Po trzech letnim pobycie w Polsce, słysząc o zatwardziałem bałwochwalstwie pogan pruskich, zapragnął Św. Wojciech dopełnić warunku, pod którym Papież pozwolił mu Czechy opuścić, i wsparty pomocą Bolesława, podążył do Prus, w celu nawracania pogaństwa do Wiary Chrystusowej. Lecz zaledwie na ziemię niewiernych wstąpił, aliści na widok mniskiego ubrania biskupa i jego towarzyszy, zbiegać się do nich ciekawi zaczęli, i w czasie gdy Św. Wojciech pobożnie psałterz odmawiał, jeden z nich tak go okrutnie wiosłem między łopatki uderzył, iż Święty padł na ziemię, dziękując Panu Bogu za to, co mu dla Chrystusa Pana ucierpieć pozwolił. Próbował jeszcze Święty chodząc po wsiach i miastach, opowiadać wielkie Prawdy o Panu Bogu, o Synu Jego Jezusie Chrystusie, ale Prusacy śmiali się z niego, a słuchać nauki jego nie chcąc, wynieść się z kraju kazali. Namyślał się Apostoł Święty, co mu dalej wypadało czynić, czy iść do Litwy, czy u jakiego wieśniaka na wyrobku zostając, albo zbawieniu tego ludu o ile można pomagać, albo męczeńską odnieść koronę?

I puszczając się na Litwę, w polu Mszę Świętą odprawiał, kiedy poganie za poduszczeniem najwyższego kapłana swego, Krywe zwanego, żałując, iż go żywego puścili, i goniąc za nim, spotkali go na Służbie Bożej niedaleko miasta Romowe, i porwawszy, siedem włóczni w nim utopili, a rozsiekawszy w kawałki, na drzewie go zawiesili. Działo się to 997 roku. Ciało trzy dni tak zostając, przez orła strzeżone było, aż z miłosierdzia ktoś je pogrzebał. Gdy się Bolesław Chrobry o tym morderstwie dowiedział, wielkim żalem zdjęty, posłał do Prusaków, o ciało Św. Wojciecha prosząc. Widząc poganie, jak usilnie o to nalega, i ciesząc się, że polskiego Pana Boga zabili, zażądali za okup tyle srebra, ile ciało męczennika zaważy. Znając dobrze pan pobożny, ile za przyczyną tego Świętego Męża Pan Bóg mu w sprawach jego szczęścił, i wyżej nad wszystkie skarby ceniąc członki, w których Duch Święty przebywał; zebrał wielką ilość srebra i do Prus posłał. Ale Pan Bóg chęć pobożną za uczynek przyjął, a męczennika Swego cudem wielkim wsławił i uczcił, ciało bowiem tak lekkim się pokazało, iż bardzo mało zaważyło srebra.

Koronowany już wtedy od Ottona III, cesarza królem, Bolesław Chrobry z kapłanami i ludem, radośnie z tryumfem i pokorą ciało jego do Trzemeszna, a potem do Gniezna prowadził, gdzie ów obrońca i patron Polski cudami słynie w Obliczu Pana Boga i Sędziego naszego Jezusa Chrystusa, Któremu  z Ojcem i z Duchem Świętym Moc, Sława i Panowanie na wieki wieków. Amen.

 

Uwaga.

 

Walczyła długo w Wojciechu młodzieńcza krewkość człowieka z tym głosem Bożym, który na koniec Świętego i męczennika zeń uczynił. Wzięły górę nad popędami natury zasady i nauki, którymi go od dzieciństwa karmiono. Widzimy stąd, jak ważnym jest pierwotne wychowanie domowe, bo jakkolwiek puszczony później w świat młodzian, zachwieje się niekiedy we wpojonych sobie przekonaniach, i spłaci burzliwym życiem dług wiekowi swojemu, to jednak rzucone w serce jego ziarno wiary i cnoty wyda z czasem plon zbawienny, i zachwianemu w prawdzie, odrodzenie przyniesie.

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023