Świętych Benedykta, Jana, Izaaka, Mateusza i Chrystyna, Kamedułów i Męczenników

29 Listopada

Żywot Świętych Benedykta, Jana, Izaaka, Mateusza i Chrystyna, Kamedułów i Męczenników.

(żyli około roku 1000.)

 

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. VI 1880r.

 

 

Martyrologium Rzymskie obchodzi w dniu 12-ym bieżącego miesiąca pamiątkę pięciu zakonników Reguły Św. Romualda zwanych Kamedułami, którzy pierwsi założyli w Polsce około 1ooo roku klasztor Zakonu bogomyślnego, ów rodzaj anielskiego życia, które pokutą najsurowszą i bezustanną modlitwą, wypłaca sprawiedliwości Boskiej dług zaciągnięty przez tylu niewierzących lub obojętnych, którzy się ani modlić, ani też pokutować nie chcą. Były to owe oderwane zupełnie od świata dusze, które potęgując w samych sobie doskonałość cnót wewnętrznego życia stawały się pośrednikami ludzkości pomiędzy Niebem a ziemią, a której przez ciągłą własnej istoty ofiarę, wyjednywały Łaski i Dary wspomagające jej duszne ubóstwo.

Pierwsze czasy Chrześcijaństwa, a następnie średnie wieki przechowały nam pamięć licznych tego rodzaju zakonów, których upadające duchowo i moralnie społeczeństwo, tylokrotnie wywoływało potrzebę, a przykładem, modlitwą i poświęceniem tych świętych sług Bożych, od ostatecznej ratowane bywało zguby.

Szanowano też niezmiernie bogomyślne Zakony jako niezbędnie Kościołowi potrzebne i gdzie się tylko światło Ewangelii Świętej dostało, tam je widziano powstające jednocześnie.

Żył jeszcze we Włoszech Św. Romuald, który był właśnie założył Zakon najściślejszemu odosobnieniu, wysokiej bogomyślności i najostrzejszej pokucie oddany, a klasztory jego Reguły tak się szerzyły szybko, że już za jego życia do stu ich w różnych krajach stanęło; kiedy Bolesław Chrobry, za którego panowania Wiara Święta krzewić się w Polsce zaczęła, udał się z żądaniem do Romualda Św., aby mu przysłał swych zakonników, dla założenia w jego państwie podobnego klasztoru. Przeznaczył Święty na ten cel kilku z swych uczniów, między którymi czterech Polaków: Mateusza, Izaaka, Chrystyna i Barnabasza, i dwóch Włochów: Jana i Benedykta. Ci wszyscy towarzysząc Św. Wojciechowi w jego apostolskiej do Prus podróży, po jego męczeńskiej śmierci i sami wycierpiawszy tam wiele, przybyli nareszcie do Polski.

W Wielkiej Polsce niedaleko miejsca, gdzie później powstało miasto Kaźmierz w okolicach rzeki Warty, ciągnęły się długie i ciemne lasy, stanowiące jedną z najodludniejszych puszcz w naszym kraju. Tam na górze zwanej Bieniszew, kazał Bolesław popostawiać stosownie do Reguły Św. Romualda, osobne, ubogie, pustelnicze chatki i w nich przybyłych Kamedułów osadził. Wiedli oni tak oderwane od reszty świata życie, iż ani z innymi ludźmi żadnych nie mieli stosunków, ani sami z sobą nie przestawali wcale, zbierając się tylko do ubogiej kapliczki na wspólne pacierze lub na robotę w polu, z którego się żywili. Dla tym większego skupienia ducha, ciągłe zachowywali milczenie; rok cały z wyjątkiem tylko dnia Wielkanocy pościli, jadając jarzyny na oleju i chleb razowy, i to słabsi dwa razy w tygodniu, a silniejsi raz jeden tylko. Zimą i latem nosili ostrą włosiennicę z końskiej sierści splecioną. Sypiali zaś na gołej ziemi, kamień kładąc pod głowę.

Tak nadzwyczajny sposób życia, sławę świątobliwości tych zakonników szeroko roznosił, a na lud świeżo z pogańskich wychodzący obyczajów, niezmierny wpływ wywierał. Wszelkiego stanu osoby odwiedzały ich na puszczy, podziwiając ich pokutę i polecając się ich modlitwom, których cudownych skutków wszyscy doznawali. Pewnego razu przybył do nich z licznym dworem i król Bolesław, aby siebie i kraj swój ich pobożności powierzyć. Spędziwszy tam na świętych ćwiczeniach dni kilka i mając już wracać do Gniezna, chciał obdarzyć ubogich pustelników wielką ilością złota. Ale oni, wyznawcy ubóstwa Chrystusowego, żadną miarą przyjąć go nie chcieli, czym król wielce zbudowany, rzekł do swych dworzan, którzy pieniądze zabrać na powrót chcieli: — Złoto raz ofiarowane na cześć Bogu w sługach Jego, nie powinno być na inne cele użyte. — I zostawiwszy takowe w chatce, w której go pustelnicy gościli, sam do swej stolicy odjechał.

Niebawem po oddaleniu się króla, spostrzegli oni pozostawione przez niego pieniądze i niezmiernie tym zakłopotani, wybrali jednego z pomiędzy siebie, Barnabasza, aby je czym prędzej odniósł królowi, a dziękując mu pokornie za jego łaskę, aby mu razem przedstawił, iż z hojnego daru jego korzystać nie mogą, bo ten wyprowadziłby ich na zawsze z ubóstwa Bogu ślubowanego.

Udał się wtedy Barnabasz z pieniędzmi do Gniezna, pustelnicy wrócili do ciszy pracowitego, a bogomyślnego żywota, gdy tymczasem kilku z niższych sług królewskich pogańskim jeszcze tchnących duchem, a którzy widzieli zostawione w jednej z chatek złoto, odłączywszy się od orszaku dworzan, napadli tejże nocy na świętych zakonników, ażeby ich zrabować. Było to o północy, gdy właśnie słudzy Boscy jutrznię w kaplicy śpiewali. Wywlókłszy ich wtedy stamtąd, domagali się koniecznie, aby im zostawione przez króla skarby oddali. Na próżno wymawiali się pustelnicy, że je odesłali królowi; złoczyńcy wierzyć temu nie chcieli i męczyli ich straszliwie. Najpierw poprzywiązywali ich do słupów i podłożywszy ogień, wolnym płomieniem palili, o pieniądze ciągle wołając. To znowu uwiązali ich do kół u wozów i z nimi poganiając konie, okrutnie ciała ich szarpali. To nareszcie odwiązawszy od wozu, bili ich strasznie kijmi, włócząc od chatki do chatki aby im ukryte skarby wskazali. W końcu nad rankiem pomordowali na śmierć pobożnych zakonników, którzy z miłości ubóstwa pozbywając się ofiarowanych im pieniędzy, męczeńską w zamian otrzymali koronę.

Chcieli zbrodniarze zatrzeć ślad zbrodni swojej i ciała męczenników popalić w ich chatkach. Dziwnym jednak Zrządzeniem Bożym, żadnym sposobem zatlić ich nie mogli. Wiadomość o strasznym wypadku doszła po niejakim czasie do uszu Bolesława, wykryto i ujęto winowajców, a król chcąc z wyjątkową surowością bezbożny i okrutny ich czyn ukarać, wydał wyrok, aby w kajdanach póty przy trumnach swych ofiar, nie jedząc i nie pijąc stali, dopóki sami z głodu nie pomrą.

Wykonano wtedy rozkaz królewski; przywiedziono zabójców do trumny, w której ciała wszystkich pięciu sług Bożych złożone, stały w kościele gnieźnieńskim. Lecz zaledwie zbrodniarze do świętych zwłok przystąpili, aliści w jednej chwili kajdany ich spadły. Podziwiony król i wzruszony tym cudem, ułaskawił ich niezwłocznie; a oni sami głębokim przejęci żalem, gorzkimi łzami występek swój opłakali, w skruszonego serca spowiedzi pojednali się z Panem Bogiem i w dobrowolnej, a najsurowszej pokucie wytrwali aż do śmierci, podziwiając wszystkich przykładnym, pełnym cnót życiem.

Barnabasz tymczasem w dni kilka po dopełnionej zbrodni powracając z Gdańska dokąd królowi odniósł był pieniądze, dowiedział się iż od czasu jak opuścił swą puszczę, w stronie gdzie stały pustelnicze chatki, widziano co noc światłość niezwykłą i słyszano jakoby anielskie pienia, a nikt jeszcze o śmierci pomordowanych tam zakonników nie wiedział. Przybywszy tedy na miejsce, a nie zastawszy swej braci, domyślił się wszystkiego, i upadłszy na kolana, zdjęty żałością z ich straty, której szczegóły później go dopiero doszły, zawołał: — Jednak bez Woli Twojej, Panie, nic się na świecie nie dzieje, i listek nawet z drzewa bez Dopuszczenia Twego nie spadnie. A gdyś na braci moich śmierć męczeńską zesłał, nie dozwalając dla niegodności mojej bym ją z nimi podzielił, przyjmij litościwie pokorną prośbę moją, o Boże, abyś mnie od wiecznego społeczeństwa ich w Niebie nie odłączał. — Pozostał więc sam w jednej z tych chatek, ćwicząc się dalej w pokucie i bogomyślności. Z czasem przykładem swoim wielu innych na taki żywot pociągnął, a kiedy umarł, król Bolesław kazał zwłoki Barnabasza umieścić w trumnie, w której pięciu jego towarzyszy męczenników leżało, aby połączony z nimi w Niebie, i na ziemi w jednym z nimi grobie spoczywał.

Na miejscu owych pięciu pustelniczych chatek lud pobożny później wystawił pięć kapliczek, do których liczne odbywały się pielgrzymki. Ciała zaś wszystkich sześciu we wspaniałym przez Bolesława wzniesionym grobowcu w katedrze gnieźnieńskiej złożone, zostawały tam tylko do 1039 r. W którym to książę czeski Brzetysław wtargnąwszy do Polski, zabrał te święte relikwie wraz z innymi i uwiózł je do Pragi. Następnie ciało Św. Chrystyna przeniesiono do Ołomuńca i umieszczono w kościele pod jego wezwaniem zbudowanym. Na cześć i Chwałę Boga w Trójcy Świętej Jedynego. Amen.

 

 

Pożytki duchowne.

 

 

Cel założycieli zakonów w ogólności, był zwykle wielki i Duchem Bożym natchniony. Powstawały one właśnie w najkrytyczniejszych chwilach czy to dźwigającego się z barbarzyństwa i pogaństwa społeczeństwa, czy w epokach moralnego jego upadku i religijnego zwichnięcia. Potrzeba wtedy było w nadzwyczajnym zepsuciu i trudnych okolicznościach, przeciwstawiania wzorów nadzwyczajnych cnót i doskonałości, dla sprowadzenia ludzkości na właściwe drogi.

Pan Bóg też jak widzimy, zsyłał w podobnych razach wybrane dusze, które rozwijając w sobie najwyższe ewangeliczne prawidła, niepohamowanym urokiem pokuty i świętości swojej pociągały za sobą niezliczonych naśladowników cnót swoich. Tym to sposobem świat im zawdzięcza umoralnienie swoje, tę jedyną podstawę prawdziwej, chrześcijańskiej cywilizacji, która go właściwymi drogami do ostatecznych wiedzie celów. O zaiste! nie posiadał on nigdy tak mądrych, wytrwałych i wielkich miłością Pana Boga i bliźniego przewodników.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023