Św. Mikołaj Biskup

6 Grudnia.

Żywot Św. Mikołaja, Biskupa Mireńskiego.

(żył około roku 290.)

 

 

 

 

Źródło: Żywoty Świętych Pańskich Starego i Nowego Testamentu z dzieła Ks. Piotra Skargi, T. VI 1880r.

 

 

Wielki Mikołaj Święty przyszedł na świat w mieście Patara w ziemi Lycii w Azji Mniejszej, i był synem bardzo zacnych i pobożnych rodziców. Ci mając go tylko jednego, z największą wychowali go troskliwością, wpajając w serce jego bojaźń Bożą i wszelkie cnoty chrześcijańskie.

Niemowlęciem był jeszcze, gdy oznajmiając niejako wybraństwo swoje, pierwej pościć niżeli jeść począł. Innych dni wszystkich ssał często jak każde dziecię, ale we środę i w piątek raz tylko na dzień brał pokarm i to dopiero samym wieczorem. Skoro podrósł, oddany do szkoły pilnie się uczył, a pilniej jeszcze straż nad obyczajami swoim i trzymając, unikał lekkomyślnych z towarzyszami swym i biesiad i rozrywek, strzegł się pochwał ludzkich, młodą bujność ciała swego postami karcił i w całym obejściu swoim najprzykładniejszą odznaczał się skromnością. Nad wszystko przyszły
Święty z upodobaniem przebywał w kościele, ten, który sam kiedyś miał się stać Kościołem Chrystusowym.

Miał Mikołaj stryja tegoż imienia, człowieka wielce pobożnego, który widząc w synowcu takie Dary Boże, radził rodzicom aby go do stanu duchownego obrócili. Chętnie oni i radośnie przystali na to i młodzieniec w niedługim czasie kapłanem zostawszy, zajaśniał cnotami, które do Pana Boga przystęp otwierają: niewinnością żywota, miłością Pana Boga i miłosierdziem. Skąpy w mowie, cichy i skromny, ciało swe pod władzę rozumu wszelkimi umartwieniami podbijał. Zagłębianie się w czytaniu Pisma Świętego najmilszym było jego zajęciem. A stryj wśród tego wszystkiego widząc upodobanie jego w odosobnionym życiu, zbudował klasztor, który nader szybko napełnił się zakonnikami i Mikołajowi nad nimi przełożeństwo powierzył.

Tymczasem poumierali mu rodzice i znaczną majętność po sobie zostawili. Kapłan święty, który się nie jej panem, ale szafarzem tylko być rozumiał, wiele bardzo na ubogich rozpraszał. Był między innymi w Patarze zubożały jeden szlachcic, który mając trzy córki, a żadnego do ich utrzymania funduszu, przyciśnięty głodem, zamyślał już w zgubnym dla nich rzemiośle szukać ich i swego ratunku, co nieszczęśliwe istoty w największej pogrążało rozpaczy. Gdy Mikołaj Święty dowiedziawszy się o tym, postanowił wydźwignąć je z otwierającej się przed nimi toni. Tajemnie przeto w nocy wrzucił przez otwór worek z pieniędzmi do mieszkania strapionej rodziny. Z rana ujrzawszy ubogi ojciec jak obfitą jałmużną Pan Bóg go obdarzył, zdjęty głębokim żalem, zaniechał swej niegodnej myśli, a uwielbiając tak wielkie nad nim Miłosierdzie Boże i czyniąc ścisłą pokutę, starszą swą córkę wyposażoną już dał w uczciwe małżeństwo, a samemu też zostało jeszcze na przyzwoite utrzymanie własne. Widząc to Mikołaj, w tenże sam sposób i drugą córkę wyposażył, a gdy i ta wyszła za mąż, równie tajemniczo jak wszystkie swoje czynił jałmużny, pobiegł pod dom po raz trzeci i spełnił znowu jak pierwej swój miłosierny uczynek. Tym razem szlachcic usłyszawszy w nocy upadający na ziemię worek, zerwał się szybko, wyskoczył na ulicę i dogoniwszy spiesznie uchodzącego Mikołaja, upadł mu do nóg dziękując dobrodziejowi swemu, który i jego i biednych dziewic dusze od ostatniego upadku uchronił. Święty nie mogąc ukryć się wtedy, zakazał mu tylko, aby nikomu o tym nie wspominał.

Kosztował Święty kapłan w zaciszu swego klasztoru, pobożnego wśród dobrych uczynków spokoju, gdy pomału zatęsknił za zwiedzeniem Ziemi Świętej, stopami Chrystusa Pana schodzonej. Puścił się przeto morzem do Aleksandrii, a przepowiedziawszy żeglarzom czekającą ich wielką burzę, skoro istotnie straszliwa nadeszła i okręt zatopić już prawie miała, Święty modlitwą swoją wnet nawałności morskie uciszył, a marynarza, który spadł z masztu i zabił się, Mocą Boską, przeżegnawszy go Krzyżem Świętym, wskrzesił. Żeglarze owe cuda rozgłosili w Aleksandrii, wiele przeto chorych i opętanych znoszono do niego, a on ich wszystkich modlitwą swoją uzdrawiał.

Zwiedziwszy ziemię życiem i śmiercią Chrystusa Pana uświęconą, zamierzał Mikołaj Święty udać się na żywot pustelniczy, kiedy usłyszał głos mówiący: „Mikołaju, wróć do twych owiec, któreś opuścił”. On rozumiejąc iż było Wolą Bożą, ażeby do klasztoru swego powrócił, puścił się do Patary i tam jak dawniej zamieszkał. Wkrótce atoli kiedy się modlił w swej celi, usłyszał głos znowu: „Mikołaju, nie to jest rola, na której z ciebie mieć mam pożytek. Idź między ludzi, aby Imię Moje uwielbione w tobie było”. I poznawszy natenczas Wolę Bożą, poszedł do Mirry, miasta głównego w Lycii, gdzie go nikt nie znał. Trafił na chwilę, w której zjechali się tam właśnie byli biskupi postronni, w celu obrania pasterza w miejsce zmarłego w tym mieście. I kiedy rozmyślając długo nad swym wyborem zgodzić się na nikogo nie mogli, udali się wraz z ludem na modlitwę; po czym podał Pan Bóg myśl jednemu z najstarszych biskupów, aby obrali tego, kto nazajutrz pierwszy do kościoła wejdzie. Czatował wtedy u drzwi kościelnych pobożny starzec, gdy nie wiedząc o niczym, przybył w nocy Mikołaj, wszedł do kościoła w chwili, gdy go otwierano i przytrzymany od biskupa, któremu imię swoje powiedzieć był zmuszony, wprowadzony nareszcie pomiędzy zgromadzonych biskupów, jednogłośnie z radością wszystkich obrany i na urząd biskupi poświęcony został.

Objąwszy Święty swoją stolicę, sam do siebie powiedział: — Mikołaju, urząd którym cię obarczono nakazuje ci, abyś już nie sobie żył, ale innym — i zabrawszy się do najtroskliwszego pełnienia obowiązków wzorowego pasterza rozpoczął od naprawy duchowieństwa. Wkradł się był pomiędzy takowe niejaki zbytek w życiu i ubiorach; Biskup Święty chcąc ich własnym przykładem na właściwą sprowadzić drogę ubierał się bardzo ubogo, dom swój na najskromniejszą urządził stopę, jadał raz tylko na dzień i to już wieczór, jedną zwykle potrawę. Wielką część dnia spędzał w kościele na słuchaniu Spowiedzi, na udzielaniu Sakramentów Świętych, nauczaniu ludu i dziatek. Później dawał posłuchania każdemu, kto potrzebował, załatwiał sprawy duchowne, odwiedzał chorych i ubogich po ich mieszkaniach, jałmużny rozdawał i niektóre pobożne białogłowy do nawiedzania więźniów i niemocnych, i do niesienia im pomocy zachęcał. Każdorocznie zaś zbierał sobór prowincjonalny dla utrzymania karności w swym duchowieństwie.

Taką to pracą i cnotą odznaczający się pasterz, miewał nieraz ciężką troskę rozważając, jak straszny przyjdzie mu zdać kiedyś rachunek przed Panem Bogiem, z tak licznej powierzonej staraniom jego trzody. I gdy raz w podobnym o sobie zwątpieniu modląc się prosił Pana Boga aby mu biskupstwo odjął, usłyszał głos mówiący: „Nie bój się Mikołaju, nie opuszczę Ja tego. kto w służbie Mojej trwa wiernie”. I utwierdzony nową siłą, Mąż Boży coraz gorliwiej w Winnicy Pańskiej pracował, starając się przy tym, aby każdy kościół jego miał przykładnego pasterza. Sam zaś z każdej świętej i mądrej rady, skwapliwie i z miłością korzystał.

Zebrały się tymczasem nad głową Świętego groźne chmury; Dioklecjan i Maxymian cesarze podnieśli wielkie na Chrześcijan prześladowanie, obwołano i w Mirze srogi wyrok: iż ktokolwiek bogom ofiar nie złoży, mękami stracony będzie. Nie uląkł się tego pasterz święty, i nie tylko sam nie uciekał, ale i innych do mężnego wyznania Chrystusa Pana zachęcał. Wkrótce też jeden z pierwszych pojmany, długo w ciężkim i smrodliwym więzieniu przesiedział, i tam także drugich gorliwie do wytrwania w wierze i do męczeństwa posilając, a sam się pilnie i ochoczo na nie gotując. Ale wstąpienie na tron Konstantyna Wielkiego, który pierwszy z cesarzów wyswobodził Kościół Chrystusowy, otworzyło więzienie tych, co dla Niego cierpieli. Wypuszczono też między innymi i Mikołaja, a ten wróciwszy na swój urząd z niezmierną ludu radością, dzieło uświęcenia go z wielką pilnością dalej prowadził, a bałwochwalnie pogańskie do reszty z gruntu burzył.

Pod tę właśnie porę zebrał się w Nicei Sobór z 318-tu biskupów katolickich złożony, w celu potępienia kacerstwa Ariana, przeciw Bóstwu Chrystusa Pana bluźniącego. Obecny na nim Mikołaj Święty odznaczył się powagą żywota swego, modlitwą i głęboką nauką w zbijaniu błędów szerzącej się herezji.

Pewnego roku Mirrę i okoliczną krainę dotknął głód wielki. Zdjęty litością Święty, uciekł się do modlitwy; aż oto płynącemu morzem kupcowi ukazał się we śnie Mikołaj, zamawiając u niego zboże które przewoził, i trzy mu sztuki złota w zadatku zostawił, prosząc, aby mu swój towar do Mirry odwiózł. Ocknął się kupiec i znalazłszy złoto przy sobie, uznał w zjawieniu Wolę Bożą, zboże do Mirry przywiózł, zapłatę umówioną odebrał i tym sposobem lud wszystek Mocą Boską od gnębiącej go plagi uwolnił.

Zdarzyło się, iż cesarz Konstantyn wyprawiwszy trzech posłów swoich na uspokojenie wszczętych w Frygii rozruchów, skoro ci sprawiwszy wszystko do carogrodu wrócili, spotwarzonych od swych nieprzyjaciół o zdradę, na gardło skazał. Niewinnie potępieni, w Panu Bogu jedynie nadzieję pokładając wspomnieli sobie, jak przed niedawnym czasem Św. Mikołaj w Mirze równie jak oni niesłusznie obwinionych od śmierci wybawił. Wzywali go wtedy z daleka, o przyczynę za nimi do Pana Boga prosząc. Aż tu w nocy poprzedzającej dzień, w którym straceni być mieli, ukazał się Mikołaj Św. cesarzowi Konstantynowi, mówiąc: — Wstań cesarzu, a trzech niewinnie na śmierć skazanych, urzędników twoich uwolnij: jeśli tego nie uczynisz, karzącą cię Rękę Bożą uczujesz. — A ktoś ty jest? spytał cesarz. — Jestem Mikołaj, biskup mirreński, odpowie, i zniknął. Wzruszony tym cesarz, posłał natychmiast po starostę i opowiedziawszy mu wszystko, usłyszał od niego, iż o tej samej godzinie miał takież jak on widzenie. Przyzwawszy wtedy więźniów, pilniej zbadali rzecz całą. Uznali ich niewinność i puszczonym na wolność, dawne przywrócili dostojeństwa. Oznajmiwszy zaś iż to Mikołajowi Świętemu zawdzięczają, wyprawił ich cesarz do biskupa z podzięką, przesyłając mu zarazem na ich ręce bogate upominki: złotą kadzielnicę drogimi nasadzoną perłami i parę złotych lichtarzy, z zaleceniem, aby przy tym Ofiarę Świętą czyniąc, Pana Boga za niego prosił.

Św. Mikołaj tak się wielkimi wsławił cudami, iż z różnych krajów zbiegano się do niego po lekarstwa i pomoc w różnych potrzebach. Postaci miłej i wdzięcznej, świątobliwością tchnącej, samym on wejrzeniem tylko do dobrego pobudzał. Słowa też jego wielką liczbę kacerzy do Prawdy pociągały. Równie znakomity nauką jak i doskonałością Świętego, gdy poczuł zbliżającą się ostatnią swoją godzinę, gotował się do niej śpiewaniem hymnów i psalmów, i mówiąc: „W Tobie, Panie, nadzieję mam“, na słowa: „W Ręce Twoje, Panie, polecam ducha mojego”, poszedł z weselem do Nieba. Ciało jego złożone najpierw w Mirze, później do Barri we Włoszech przeniesione zostało, i słynie tam cudami na cześć Panu Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, Którego Chwała na wieki wieków. Amen.

 

 

Pożytki duchowne.

 

 

Wielką jest w Oczach Pana Boga jałmużna ocierająca łzę nędzarzowi, niosąca pociechę strapionemu, umocnienie słabemu duchem, naukę i upomnienie ciemnemu i błądzącemu; bo to wszystko jest owocem miłości bliźniego, którą Pan Bóg człowiekowi tak usilnie zaleca. Ale jakże ona jest mu drogą, kiedy zapobiegając moralnemu upadkowi nieszczęśliwego duszę jego od wiecznej zguby ratuje! — Pamiętajmy więc, że i w czynieniu dobrze roztropności potrzeba, i jeśli każde ubóstwo serce nasze do litości pobudzać powinno, a Pan ułatwiając każdemu obowiązek czynienia jałmużny, powiedział: że i podaną z serca bliźniemu szklankę wody nagrodzi, to jednak o ile w naszej jest mocy, starać się powinniśmy tam ją z szczególną nieść troskliwością i sercem, gdzie od grzechu lub od jakiej bądź duchowej nędzy uchronić może. Taki to święty przykład zostawił Św. Mikołaj, w danej chwili ratując upadającego z niedostatku ojca, który z braku kawałka chleba, cześć i zbawienie swych córek gotów był poświęcić.

 

 

 

 

 

 

 

 

© salveregina.pl 2023